czwartek, 15 marca 2018

Schorzenia opkoidalne w fanfiku z FNaFa - Ta, która przetrwała #1




Komentują:
* {Nyan}
* debiutujący w naszym składzie //Johnny//

{Uwaga! Zanim zaczniesz czytać analizę, chciałabym zwrócić uwagę, że nie jest to tak potworny rak gramatyczno-ortograficzny do jakiego tutaj przywykliśmy. Szczerze mówiąc, nie jest źle napisany. Ale mam wrażenie, że doszukamy się tutaj gwałtu na kanonie Five Nights At Freddy’s, a każdy kanon zasługuje na swoje prawa (nawet FNAF), tak więc nie możemy być obojętni.}

Zaczęło się to...

Każdemu czasem trafia się taki dzień, kiedy ma ochotę po prostu schować się w najciemniejszym kącie swojego pokoju i nie wychylać się z niego aż ten dołujący czas dobiegnie końca i gdy uświadomisz sobie, jakie to było bez sensu. {Mam flashbacki z “Mojego Hogwartu” i dziwnie długich zdań.} Najgorzej jest jednak, gdy takiego właśnie dnia masz coś ważnego do załatwienia i nie można tego przesunąć. Na przykład urodziny twojego kuzyna. Mieszkającego na drugim końcu miasta. {Ja rozumiem, że te zdania pojedyncze to zabieg stylistyczny mający jakoś odwzorowywać wypowiedź bohaterki, ale dziwnie się to czyta.} //To. Ma. Wyrazić. Frustrację. Nie. Ma. Za. Co.// A ty nie zrobiłaś prawa jazdy i musisz tyrać autobusem, który się spóźnia i mokniesz na przystanku, bo zapomniałaś parasola.
Poznajmy się. {Proszę, nie zaczynaj od “Nazywam się...”}
Nazywam się {Cholera Jasna} Annika Campbell i jestem chodzącym nieszczęściem {Obiecujący początek}. Odkąd przyszłam na świat widać było, że jest ze mną coś nie tak. Nie płakałam. Mrugałam tylko moimi zielonymi ślepiami wielkości dużych monet, patrząc z ciekawością na lekarzy i zdumionych moim spokojem rodziców. {Lekarze doznali szoku widząc noworodka z otwartymi oczami. Z Anniką zdecydowanie było coś nie tak.} //*głosem Sida z „Epoki lodowcowej”* Patrz, gapi się…//
W wieku siedmiu lat prawie zamordowałam naszego psa, Pongo, latarką {*dusi śmiech* Czemu mnie to zdanie tak bawi?}. Chciał się pobawić i na mnie skoczył a ja, w odruchu paniki{,} zaczęłam go okładać. //Po którym uderzeniu zdałaś sobie sprawę, że ta włochata kulka miłości jednak nie chce cię zabić? Odklepał trzy razy w podłogę czy co?// Stracił wzrok i do teraz ma problemy z orientacją. {Dobra, dwie uwagi co do tego akapitu. Pierwsza: utrata wzroku jeszcze nie czyni z psa kaleki - wszystkie czworonogi bardziej polegają na słuchu i węchu. Druga: ile siły musi mieć siedmiolatka, by prawie zamordować psa? I jak ona go oślepiła?! Wbiła mu tą latarkę w oczodoły?!}
Jako szesnastolatka, w ostatniej klasie gimnazjum{, (drobne problemy z przecinkami, ale doceniam trud)} zostałam zaproszona na bal inauguracyjny przez największe ciacho w szkole, Kennedy' ego Davisa {Kennedy “Spacja-po-apostrofie” Davis} //Wychodzi coś w stylu „Kennedy  Davis”//. Podczas tańca nadepnął na moją sukienkę a ja, straciwszy równowagę{,} przewróciłam się na stół, zanurzając ognistorude loki w ponczu i siadając na cieście z kremem {Johnny, ty jesteś lepszy w tym temacie: zwizualizuj jej trajektorię lotu.} //Symulacja dowodzi, że po wylądowaniu z głową w ponczu, oślepiona potknęła się o apostrof i przesunęła „ego” o całą spację do przodu.//. Normalnej dziewczynie na pewno by się coś takiego nie przydarzyło, a przynajmniej nie byłoby tak tragiczne w skutkach {Kobieto, mam bliznę na dłoni po tym, jak próbowałam URWAĆ BANANA z kiści. Przebij to.} //Ona rozwaliła sobie palec na apostrofie. Przebij to.//.
Teraz Kennedy jest moim chłopakiem. Pomógł mi wtedy wstać i odwiózł do domu. Pod bramą naszego garażu, tamtego upalnego wieczora{, (dobra, to zaczyna mnie dręczyć - albo nie stawiaj ich w ogóle, albo stawiaj oba)} po raz pierwszy się całowałam. Serio. Nigdy przedtem żaden chłopak (a już tym bardziej szkolny przystojniak) nie zwrócił na mnie uwagi {Chcesz wyrwać szkolne ciacho? Daj mu się przypadkiem wepchnąć na poncz i ciasto z kremem!}. Chodzimy ze sobą już trzy lata.
Dwa tygodnie temu skończyłam dziewiętnaście lat, z czego wynika{, (UGH. TU AKURAT MASZ “ŻE”! To lekcje z podstawówki!)} że już jestem pełnoletnia. Mogłabym wyjechać do innego stanu, ba, do innego kraju na inny kontynent gdzie nikt nie wie, jakim jestem okropnym pechowcem{Mówisz to, jakby pech był jakimś przekleństwem. Albo zbrodnią karaną więzieniem. Może to synonim “przemytu”?}. Tylko jedno stoi mi na przeszkodzie//Twój kochający, przystojny chłopak?//.
Moja mama. //Och.//
Elisabeth Nora Campbell. {Dum dum DUMMM!}
Musiałabym ją zabrać ze sobą. Gdy miałam jedenaście lat tata miał wypadek na motorze i zginął pod kołami ciężarówki. Mama bardzo to przeżyła, choć patrząc choćby na matkę Susan Green, mojej koleżanki{,} która po tym jak jej mąż zmarł na atak serca pięć razy próbowała popełnić samobójstwo, to poradziła sobie całkiem nieźle. Zamknęła się w sobie na jakiś czas, ale udało się jej z tego wyjść. Jakimś cudem. Ciągle słyszę, jak przez sen krzyczy imię mojego taty lub płacze. Gdybym od niej wyjechała, Bóg wie, co by zrobiła.
Nie rozmawiamy o ojcu. Jest to bolesny i zakazany temat {Nie żebym była specjalistką, ale unikanie tematów jest chyba niezdrowe. Ale to już bardziej dygresja niż przytyk.}. Moja mama pamięta go za dobrze, a ja zbyt słabo {Ehm... miałaś ile, jedenaście lat? Mordowanie psa pamiętasz lepiej niż tatę?}//Dlaczego w filmach, książkach itp. krzywda zwierzątka zawsze jest smutniejsza niż krzywda człowieka? Bardziej się połączyłem emocjonalnie z jej psem niż z ojcem i matką. Czy to normalne?//. Kiedy próbuję delikatnie rozpocząć o nim rozmowę, mama najzwyczajniej w świecie idzie do sypialni i nie wychodzi póki ja nie pójdę spać. I tak w kółko {Dooobraaa, to już jest choroba.}.
Wracając do czasu obecnego, nadal moknę na przystanku autobusowym. Deszcz spływa po moich lokach, które zamieniły się w mokre, kasztanowato- złote {Spacje wtykają się już nie tylko po apostrofach - myślniki też ucierpiały} fale. Prycham, wyrzucając w powietrze maleńkie kropelki, które osiadły mi na ustach.
-Niech to szlag.- jęczę, patrząc w niebo. Strugi deszczu zalewają mi oczy.
{Zatrzymajmy się tu na chwilkę i doceńmy ten detalizm. W żadnym innym analizowanym tutaj raku nie widziałam takiego skupienia na opisach. Jestem naprawdę mile zaskoczona. Oczywiście to nadal fan fik. W którymś momencie wszystko trafi szlag.}
Nadjeżdża autobus. Podchodzę do przednich drzwi, które otwierają się z łoskotem i ukazują uśmiechniętą twarz kierowcy. Bez trudu poznaję, {Ej ej! Tak dobrze ci szło z tymi przecinkami! Co ten tutaj robi?} kim on jest. Dann Cobb, nasz sąsiad. Wchodzę i uśmiecham się lekko.
-Witam panienko Anniko!- {Brakus Spacio - ciężka choroba tocząca Wattpada od dawien dawna. Pochodnymi od niego są między innymi Brakus Spacio Apostrofio i Myślnikus.} zdejmuje czapkę i kręci nią w powietrzu. Od razu poprawia mi się humor. Ten staruszek ma w sobie coś takiego, co sprawia{, (robi się źle...)} że masz ochotę skakać i się śmiać.//(na poważnie) Tacy kierowcy to gatunek na wymarciu, a postaci takiego kierowcy nie można nie lubić. Well done.// 
-Dzień dobry.- odpowiadam, siadając na siedzeniu obok.- Jak się pan dziś ma?
-A, szkoda gadać.- masuję ręką plecy {Ale swoje czy kierowcy?}.- Przez ten cholerny deszcz ciągle strzyka mi w krzyżu. //Strach pomyśleć co się dzieje z jego krzyżem po gradobiciu//
Kiwam głową ze zrozumieniem i jednocześnie karcę się w myślach, bo właśnie znalazłam w torebce składany, czarny parasol. Świetnie. Mój pech mnie nie opuszcza. A raczej skleroza i roztrzepanie {To tak źle, że zamiast iść przez ten deszcz wsiadłaś do autobusu? Przynajmniej masz kochanego pana sąsiada, którego w innym wypadku byś nie spotkała.}
-To gdzie panienkę zawieźć?- pyta. Uświadamiam sobie, że cały autobus jest pusty i otwieram szeroko oczy. Kierowca śmieje się{,} jakby czytał mi w myślach {Albo jakby zorientował się, że nikogo innego nie ma. Tak poza tym, autobusy miejskie raczej powinny przestrzegać swojego grafiku.}.
-W taką pogodę tylko ci z samochodami wychodzą z domów {Ehm... nie? Co jeśli na jakimś przystanku czeka jakiś biedny przemoknięty przechodzień, ale autobus sobie po prostu go pominie?}//*Brytyjczycy rechoczą z niedowierzaniem*//. Panienka zapewne jedzie do Mike'a.
Zamurowało mnie.
-T- tak... Skąd pan wie? {Dum dum DUMMM!}
-Poprzednim kursem wiozłem panienkę Caroline Patcher. Mówiła, że jedzie na urodziny swojego przyjaciela, Mike Schmidt' a {Zanotować: do Nadmiaro Spacio Apostrofio i Nadmiaro Interpunktio Apostrofio doczepił się dziwny symptom. Możliwe, iż jest to całkowicie osobne, nowe schorzenie, zabraniające autorce odmieniać równocześnie imię i nazwisko.}, a on jest twoim kuzynem//LORE TIME! Według spekula… Chwila, to opowiadanie opiera się tylko na FNaF 1 i 2, tak? Czyli nie wiemy wystarczająco dużo na temat Mike’a, żeby spekulować o nim i o konsekwencjach pokrewieństwa bohaterki z nim? Niech to, już się miałem odpalić…// Jesteś ubrana dość elegancko i masz torbę z prezentem, wniosek- jedziesz tam.- uśmiechnął się i ruszył.
Czasem zastanawiam się, czy pod tym kostiumem poczciwego staruszka nie kryje się geniusz na miarę Sherlocka Holmesa {To faktycznie niesamowity geniusz. Snowdena i Bin-Ladena też rozpoznałby po ciuchach i paczce w ręku?}. Już nie pierwszy raz pan Dann Cobb wykazał się niesamowitą sztuką dedukcji, {CO TEN PRZECINEK?!} i w miarę upływu czasu coraz bardziej mi to imponuje {Ona na pewno sobie z niego nie żartuje?}//Śmierdzi shipem…//. Odchylam głowę do tyłu i myślę o spotkaniu z kuzynem. Nie widziałam go od... jego poprzednich urodzin. Jest starszy ode mnie o trzy lata, bardzo odważny i mądry. Kiedyś na wakacjach powiedziałam mu, że zostanie moim mężem, na co on się roześmiał i odparł, że znajdę sobie lepszego kandydata {Czy to jest foreshadowing do jakiegoś incestu?}. Pokręciłam głową i zaprzeczyłam.
Jak widać dużo się zmieniło. Choć nasza więź wciąż jest silna to widujemy się naprawdę rzadko. Mike pracuje, ja się uczę- nie ma czasu na spotkania {ani stawianie spacji przed odpowiednimi myślnikami}. Jest mi z tego powodu strasznie przykro i dziś, właśnie dziś mam zamiar mu zaproponować byśmy razem pojechali na wakacje. Jak kiedyś.
Uśmiecham się do siebie i przymykam oczy.
„Co może pójść źle?"//*AHEM*//
{Z cyklu: “Słynne ostatnie słowa”.}

Jak kiedyś, a może jednak nie?

-Ile to lat kończy Mikey?- kierowca po raz kolejny podejmuje rozmowę.
-Dwadzieścia dwa, proszę pana.- odpowiadam {Brakus Spacio jest bezlitosny - uderza w całe opko. W obecnej formie wygląda niewinnie, ale pamiętajmy, że nadal może ewoluować!}.- Jest trzy lata starszy ode mnie.
-Matko kochana, jak ten czas leci. Pamiętam jak oboje byliście takimi brzdącami. {Pamiętajcie: każdy/a starszy/a pan/pani rozpamiętuje jak to dzieciaki szybko dorastają.} Z ciebie jest już porządna panna.- kiwa głową w moją stronę. Jego słowa trochę mnie peszą. Nie przywykłam do słuchania komplementów z ust obcych osób.//To twój dobrze znany sąsiad, sama tak powiedziałaś.//
-Dziękuję.- mówię.- To mój przystanek!
Pan Dann zatrzymuje autobus z piskiem opon {Ile on zapierdzielał, że zahamował z piskiem na (ekhem) MOKREJ jezdni?! O.o}//Miejski w moim mieście nie pojedzie szybciej niż 60, bo rozpadłby się od wibracji. Ale szanuję kierowcę za stalowe nerwy.// i otwiera drzwi. Wyskakuję, wpadając po kostki w kałużę.
-Dowidzenia!- {O nie! Moje przypuszczenia okazały się słuszne! Brakus Spacio atakuje wyrazy! Na szczęście wygląda mi to tylko na jednorazowy przypadek, ale nie traćmy czujności.} //Literówkus Instant, trudny do wychwycenia w przypadku braku kluczowego narzędzia, jakim jest Czerwone Podkreślenie Zagłady.// krzyczę, biegnąc chodnikiem. Już jestem spóźniona. Wyciągam z torby parasol i go otwieram. Bębnienie kropel o materiał zagłusza wszystko. Chwytam za uchwyt furtki jednego z domków o białych ścianach i czerwonym dachu. Otwieram ją, lecę jak szalona mokrym chodnikiem. Buty na koturnach ślizgają się po gładkich kafelkach, ale jakimś cudem udaje mi się dopaść drzwi wejściowych nie skręcając sobie karku. Naciskam kilkukrotnie dzwonek.
-Mike!!!! {Cóż to? Nadmiaro Interpunktio zaraża dalsze organy?! To już Nadmiaro Interpunktio Wykrzyknikus!} Mike Schmidt!!! To ja!!! Otwórz, bo się utopię!!!- walę w drzwi pięścią. Za nimi słychać, że ktoś biega i coś blaszanego spada. Ale one wciąż są zamknięte!
-Idioto, otwórz te drzwi! Mokro trochę tu na dworze.- burczę i opieram czoło o kolumienkę ganku. –Karzesz mi tu czekać? Może w ogóle zaplanowałeś na dziś garden party, co?
Drzwi się otwierają. Patrzę. I nie wierzę. Widzę go. To mój kuzyn! Mike! {A kogo się w tych drzwiach spodziewałaś?}
Bez namysłu rzucam się mu na szyję. Czuję jak mnie obejmuje i wtula twarz w moje ociekające wodą włosy. Brakowało mi tego- jego bliskości {Ehm... oookaaay, to już zaczyna brzmieć dziwnie...}. Łzy pchają mi się do oczu.//Znowu śmierdzi shipem…//
-Tak straszliwie się cieszę, że cię widzę.- szepcę {Szepc mi, Johnny, cóż to za wspaniałe słowotwórstwo?}//*szepcąc* Literówwwkusss…//.- Stęskniłam się.
Puszczam go i już chcę go ponownie uściskać. Określenie „kuzynostwo" do nas nie pasuje. Bardziej przypominamy rodzeństwo.
-Hej, Annie.- uśmiecha się tym swoim smutnawym uśmiechem.- Może wejdziesz?
-Nie... Zostanę tu.- rozglądam się i uderzam go w ramię. Śmieje się. ON SIĘ ŚMIEJE !!! {O BORU, ON SIĘ ŚMIEJE! NIECH KTOŚ GO POWSTRZYMA!}//Niech się śmieje, w pracy nie będzie miał okazji…//

[Przedstawię streszczenie wyciętego fragmentu; Pojawia się Caroline - przyjaciółka Anniki - i wszyscy zaczynają się bawić w piratów//Nawiązanie do Foxy’ego! Mogę wtrącać swoje spekulacje w czyjeś streszczenia? Nie…? Ok. // a potem wygłupiać w sypialni Mike’a (bez podtekstów). Ogółem całkiem normalny i pozbawiony niesamowitości czy anomalii opis. No może poza zarówno Nadmiaro- jak i Brakus Spacio...]

-Chodźcie na dół.- ruchem dłoni zaprosił nas Mike.- Dziś nie spodziewam się już więcej gości.
Niektórzy sądzą, że przyjaźń ewoluuje. Moja i Caroline zatrzymała się na etapie podstawówki. Wciąż chodzimy za ręce, mamy swoje sekrety i tajne zapiski. Czasem nazywa się to dziecinadą lub infantylnością. Ja tak tego nie widzę. {No ba. Jak dla mnie to całkiem normalne w przypadku najlepszych przyjaciół :’) }
Siadam na fotelu przy małym stoliku, Caroline na kanapie obok Mike'a. Patrzę na nich przez chwilę. Siedząc obok siebie, zarumienieni od naszej szalonej zabawy w piratów wyglądają naprawdę słodko. Uśmiecham się do siebie. Może kiedyś...
-Wszystkiego najlepszego, Mikey.- podchodzę i wręczam mu torbę z prezentem. Otwiera ją i z nabożeństwem wyciąga ze środka nowy album Red hot {LITERUS MAŁUS! Ciebie też tu nie mogło zabraknąć, co? Pozornie zdrowy organizm cierpi na niesamowitą ilość niedostrzegalnych i początkowo nieszkodliwych schorzeń z rodziny Ortograficus.} Chili Peppers- zespołu, który uwielbia.
-Zawsze trafiasz w dziesiątkę.- patrzy na mnie szklistymi oczyma {W sensie umarł sobie? O.o The End?}//Szczerze, gdybym w tamtych czasach (z tego co rozumiem jest to mniej więcej czas akcji pierwszej gry) dostał nowy album Redhotsów, też bym z radości pła…*ehem* miał szkliste oczy :’)//. Mam wrażenie, że zwariuję z radości.
Następna w kolejce jest Caroline. Jej prezent jest zawinięty w czerwony papier i przewiązany zieloną wstążką. To książka. Biografia Freddy'ego Mercury ,{Nienazwane schorzenie atakuje ponownie, tym razem pod postacią *Freddy’ego Mercury’ego.}//Rodzina Kennedy’ ego Davis?// wokalisty zespołu Queen, który również bardzo lubi. Przez chwilę wydaje mi się, że mój kuzyn ma ochotę pocałować Caroline, ale odwraca wzrok.
Decyduję się zadać najbardziej oklepane pytanie. W takich chwilach dochodzi do mnie, jak bardzo przypominam moją mamę- nie znoszę krępujących sytuacji.
-Jak tam w pracy, Mike?- opieram brodę na dłoni.
//W KOŃCU LORE TIME! YAY!//{To jest chyba dobry moment na szybkie zapoznanie nieobeznanych w lore Five Nights At Freddy’s. Otóż Mike Schmidt jest bohaterem pierwszej części serii (dowiadujemy się tego po skończeniu gry), w którego wciela się gracz i ciężko dowiedzieć się o nim czegokolwiek. Po internecie krążą przeróżne teorie o tym, kim jest/był i jaką odegrał w całej historii rolę, a z każdą nową kanoniczną grą FNAFa jest ich coraz więcej. Ostatecznie jednak o Mike’u nie wiemy nic, dlatego pozwolę prześlizgnąć się tej “dwudziestce dwójce” na karku opkowego Mike’a (ale nadal mi śmierdzi ten wiek).}
-Cóż...- mówi powoli.- Właściwie to nieźle. Jeszcze mnie nie wylali. To dobrze. – patrzy na Caroline. Pod ciężarem jego spojrzenia zaczyna chichotać. {Magiczne moce Mike’a opierają sie na zmuszaniu kobiety do chichotu samym spojrzeniem.}
-A gdzie tak właściwie pracujesz?- pytam, mrużąc powieki.
-To nic ciekawego. Jestem stróżem nocnym w Freddy Fazbear's Pizza...//On już tam pracuje? TAK PO PROSTU? I MA WYSTARCZAJĄCO DUŻO WOLI ŻYCIA ŻEBY ROBIĆ IMPREZY?! PO JEGO ZACHOWANIU SĄDZIŁEM, ŻE DOPIERO ZACZNIE!!!!*Nadmiaro Interpunktio z niedowierzanio*//
-To ta, która co tydzień szuka nowych ochroniarzy? {HAH! To zabawne, bo wyjątkowo adekwatne do podstawowego bezsensu tej gry - kto normalny wróciłby do takiej pracy? :’) }
-Tak...- wzrusza ramionami Mike.- Ale miejmy nadzieję, że popracuję tam dłużej. O ile moja psychika nie wysiądzie wcześniej...//O tym właśnie mówię!//
-O czym ty mówisz?- pyta Caroline z nutką troski w głosie.- Dlaczego masz od tego zwariować? {Bitch please, chyba nie wiesz, jak wygląda robota w korpo.}
Mike wzdycha i przykłada czubki palców do ust. W głowie zapala mi się ostrzegawcze światełko- „Annika, drąż temat! Coś jest nie tak, a twój kuzyn potrzebuje się wygadać!".
-Kiedy dostałeś tą pracę?
-Wczoraj była moja pierwsza noc.//Ok, mógł jeszcze nie zwariować. (*uff*) Logiczność zachowana.//- odpowiada, wpatrując się w okno po którym spływają kropelki deszczu.- Ale i tak było fatalnie.//Duh//
-Mówiłeś, że jest dobrze!
-Bo nie chciałem was martwić.
-Na litość boską, Mike. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? A przyjaciele mówią sobie nawzajem, gdy coś ich gryzie.
-To nie ma związku z wami. {Oczywiście, że nie. To w końcu twoja robota.}
-Nie ważne.- Caroline kładzie mu rękę na ramieniu. Odwraca się w jej stronę.- Ale jako paczka stanowimy jedno. Skoro ty masz problem, to cała trójka go ma, czaisz?
-Skoro mamy o tym rozmawiać, to nie tutaj.- omiata wzrokiem pokój.- Chodźcie na górę. {Dramatyczna zmiana miejsca akcji. W końcu w salonie mógł się czaić jakiś szpieg!}
Wstajemy, wymieniam z przyjaciółką zmartwione spojrzenia. Powoli wspinamy się na schody i siadamy w pokoju Mike'a. Mój kuzyn jeszcze na chwilę wychodzi i wraca z herbatą {Na trzeźwo nie byłby w stanie niczego z siebie wydusić.}. Zajmuje krzesło obrotowe przy komputerze i zamyka oczy.
-Dobrze... Skoro naprawdę chcecie dźwigać mój problem, to wszystko wam opowiem. Ale pamiętajcie, ja was do tego nie nakłaniałem. Jestem wdzięczny za pomoc, ale macie też swoje życie.//Ty swojego możesz zaraz nie mieć, więc lepiej się wygadaj.// Ja nie jestem waszym priorytetem i świat nie kręci się wokół mnie. Mogę powiedzieć co mnie dręczy i, o ile w to uwierzycie, też może dręczyć was.
Patrzę na Caroline, ale jej wzrok skupia się teraz na Mike'u. Postanawiam powiedzieć to za nas dwie.
-Chcemy wiedzieć.- mówię. Wydaje mi się, że te dwa słowa rozbrzmiewają echem w pokoju. {Dum dum DUMMM!}
Na twarzy mojego kuzyna pojawia się cień uśmiechu. Teraz przypominam sobie o tym, o co chciałam go zapytać. O planach, które mam. Wspólne wakacje. Zaciskam powieki. Muszę o tym zapomnieć, przynajmniej na razie.
-Mów.- szepcę {Czyli to nie była literówka?}//*szepcenie rozczarowania*// i przysuwam się bliżej.
-W tej pizzerii dzieje się coś dziwnego.- zaczyna.- Gdy przyszedłem, zarząd przydzielił mi jednego gościa. Nagrywał mi się, i dawał wskazówki {razem z nadprogramowymi przecinkami}. Gdy z nudów odsłuchiwałem jego nagranie po raz dziesiąty, zobaczyłem czyjś cień przy drzwiach//LORE TIME! Skoro go słuchałeś, to wiesz, że animatroniki w nocy nie są stricte wyłączone. Po zbyt długim staniu w miejscu ich stawy mogą nie działać poprawnie (tak to próbuje wytłumaczyć Phone Guy), więc „włóczą się” po lokalu. (Dla niewtajemniczonych, w rzeczywistości są one opętane przez duchy dzieci zamordowanych przez poprzednika Mike’a na tym stanowisku, ale z punktu widzenia opka jeszcze tego nie wiemy, bo nie uwzględniamy innych części gry.)//.Zamknąłem je. Przejrzałem natychmiast kamery. W tej pizzerii są takie kostiumy zwierzątek...
{*czyta*
*trigger*
KOSTIUMY? KOSTIUMY?! Pardon, ale w samej grze niezliczoną ilość razy pada słowo “animatronik”, czyli po prostu ROBOT ubrany w KOSTIUM. Same kostiumy nic by nie zdziałały!}
-Chica- kurczak, Bonnie- królik, Freddy- miś i Foxy- piracki lis {Gatunek lisa, o którym w życie nie słyszałam.}.- wymieniam. Czytałam o nich w gazecie.
-Tak. Zauważyłem, że na scenie brakuje kostiumu Chici {*ksztusi się* Powiedzcie, że nie tylko ja przeczytałam “czici”.}. Freddy i Bonnie byli na swoich miejscach a w Kąciku Pirackim kurtyna była zasłonięta. Spojrzałem w stronę drzwi i je podniosłem. Stała tam właśnie ona. Chica. Patrzyła na mnie swoimi fioletowymi oczami i miała lekko rozchylony dziób. {Czyli kopiuj-wklej scena z gry. Nawet o rozchylonym dziobie pamięta.}//Ciekaw jestem, czy zagrała upiorna muzyczka ;) //. Spróbowałem ponownie zatrzasnąć drzwi, ale je zablokowała. Nie mogłem w to uwierzyć. Ona sama się poruszała!//Stary, Phone Guy się produkuje, a ty nie uważasz. To się źle skończy.// To tylko kostium! Spojrzałem jeszcze raz na kamerę. Teraz na scenie nie było także Bonnie'go {Ten apostrof to też nadprogramowy - “Bonnie” kończy się na “e”, więc napisanie “Bonniego” jest jak najbardziej naturalne.}. Podniosłem wzrok i... Bum! {HEADSHOT!} Ten kostium na mnie skoczył! {<- To zdanie perfekcyjnie pokazuje bezsens zastąpienia animatronika kostiumem.} //LORE TIME! Istniały animatroniki, które mogły pełnić rolę kostiumu. Przykładami mogą być Springtrap we FNaFie 3 lub Fredbear w minigrach z FNaFów 2, 3, 4. W tych przypadkach użycie słowa „kostium” nie byłoby do końca błędne. Animatroniki w tej restauracji takowej funkcji jednak nie posiadały, więc określenie to zostaje uznane za słowny gwałt na lore.// Zdążyłem się uchylić, ale i tak serce biło mi jak oszalałe. Tamtej nocy nie miałem już innych strasznych niespodzianek {Bonnie spudłował, zaklął i od tak wrócił na swoje miejsce mamrocząc, że tym razem się gnojkowi poszczęściło.}, ale... Boję się, że dziś będzie gorzej...
Staram się uporządkować sobie wszystko w głowie. Żywe kostiumy? Jumpscare? To brzmi jak tani horror. {Ba dum-tsss!}
-Mike, jesteś pewien że ci się nie zdawało, albo że nie zasnąłeś?- pytam.
-Widzisz? Mówiłem że ciężko będzie w to uwierzyć.- załamuje ręce.- Nie, nie przyśniło mi się! //Wszyscy wiedzą, że maskotki się ruszają i chodzą, czemu jego historia wydaje się dla bohaterki taka niewiarygodna?//
-Ja ci wierzę.- wtrąciła Caroline.- Podobno kiedyś zamordowano tam piątkę dzieci a ich ciała ukryto w kostiumach, właśnie misia, kurczaka, królika i lisa. {Och. Czyli idziemy tą teorią *kartkuje fiszki z różnymi wersjami wydarzeń*}//*zerka na ścianę z namalowanymi liniami czasowymi* Dobra, w tej wersji póki co wszystko się zgadza.//
-Wymieniłaś cztery, a gdzie piąte?
-Skąd mam wiedzieć!- unosi ręce w obronnym geście.- To nie ja je zabiłam.
-Rzeczywiście coś takiego się wydarzyło...- zamyślam się {w czasie teraźniejszym, co lekko Nyana denerwuje}.- Dawno, ale tak! Chyba w siedemdziesiątym trzecim. Pisali o tym w gazecie, by upamiętnić rocznicę.
{Stop! Research time!
Dzieciaki zamordowano w 1973. Potwierdza to (niejako) prequel FNAFa, czyli FNAF 2. Jednakże, akcja jedynki dzieje się w 1984, czyli nieco ponad dziesięć lat później. Teraz pojawia się pytanie, w którym roku trwa akcja opka? Mamy Mike’a Schmidta wśród bohaterów, co bez dyskusji wskazuje na ten ‘84. Zapamiętajcie to sobie do późniejszych części analizy...}
//Google na ratunek!
Red Hot Chili Peppers powstali w 1983. W opo mowa o ich nowym albumie, czyli najwcześniej drugim, wydanym w sierpniu ’85. Rok ’84 odpada.//
-Nie sądzę, żeby to miało jakieś powiązanie.- mruknął Mike.
-Ja też nie, ale te dwa przypadki bardzo ładnie do siebie pasują. Masz coś jeszcze do powiedzenia?
-Za półtorej godziny musze{*ę} wyjechać, żeby zdążyć na dwunastą.- patrzy na zegarek. {Znowu kopiuj-wklej mechaniki gry. To idzie w złym kierunku...}
-Pojedziemy z tobą!- proponuję.- Zbadamy sprawę. Będziemy czuwać całą noc i pilnować. Wytłumaczysz nam co i jak. Może wydarzy się coś, co wyjaśni te dziwne zjawiska.
-Wykluczone! Annika, ja idę do pracy. Płacą mi za to. Nie mogę przyprowadzać ze sobą gości. A po drugie- jeśli to jest prawda, to może się wam coś stać. {O! Brawo! Logiczne myślenie!}//Szkoda, że nie ze strony dziewczyn… Czytałyście o tych maskotkach!//
-Ekhm. – Caroline chrząka.- Ja nie mogę iść. Przykro mi, ale obiecałam mamie, że obejrzymy razem film i... chyba już musze lecieć!- zrywa się na równe nogi i pędzi po schodach. Pospiesznie zakłada płaszcz i krzyczy „Hej!" trzaskając drzwiami. Patrzę zdumiona na Mike'a.
-Nie mogę cię narażać, Annika.
-Tak, jasne... Cóż, chyba też powinnam się już zbierać. Skoro nie ma nic do roboty... Wszystkiego najlepszego... i do zobaczenia.- przybieram smutny ton głosu i powoli idę w stronę schodów. Gdy jestem mniej więcej w ich połowie, ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. To Mike.
-Jestem szaleńcem, że się na to godzę, Annie. Psychopatą {Ta teoria, którą idziemy według opka, zgadza się ze stwierdzeniem “psychopata” w zupełności. Ups, spoiler.} i nieodpowiedzialnym dupkiem. Zabiorę cię do Freddy Fazbear's Pizza {Eh... mówiłam coś o logicznym postępowaniu?}. Ale tylko dziś w nocy. Tylko dziś, kapujesz? I tak nie będziesz chciała tam wracać.
-Skąd wiesz? Może wcale nie jest tam strasznie?//Te stwory w dzień są straszne, wyobraź je sobie w nocy.//- mówię, podnosząc na niego wzrok.
-Jak myślisz, dlaczego co tydzień zarząd tego cholernego miejsca szuka nowych ochroniarzy? No, dlaczego? {Bo płacą im 120$ za spędzenie pięciu nocy z nawiedzonymi robotami?} Bo się boją! Uciekają, nie chcą tam być dłużej, albo są zwalniani. Bóg wie po co. To, że cię tam zabieram jest najgłupszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłem. Musisz mi przyrzec jedno, Annika. Jedno. Nie spojrzysz animatronikom {HALLELUYAH! Dostałam swoje animatroniki!} w oczy. Nie wolno ci w nie patrzeć. Dzieje się wtedy coś dziwnego. Z nimi. Szaleją. Rozumiesz?//Miło, że wprowadzamy coś czego nie ma w grze. Opis na plus.//
Przytakuję. Plany na wakacje już prawie zniknęły z mojej głowy. Teraz liczyło się tylko jedno- noc w tej dziwnej restauracji//Co-op w niektórych sytuacjach jest zbyt op dla własnego dobra. On dogląda Foxy’ego, a ona pilnuje drzwi. Nic im się nie może stać!// i możliwość rozwiązania mrocznej zagadki sprzed lat. {I w tym momencie wszyscy fani FNAFa już wiedzą, do czego to zmierza.}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz