czwartek, 26 października 2017

Wojna Związków Polskich Wiewiórek, czyli jak przeżyć w creepypaście - Daj mi umrzeć #1


Autor: Zuz908 (Wattpad)
Komentują:
* <Apocalyptical>
* ((Dola))
* {Nyan}

#1

Anastazie {Fuj! Kto tak oszpecił imię “Anastazja”? Jest tyle lepszych opcji, choćby najprostsze zangielszczone “Anastasia”, jeśli już silimy się na obcojęzyczność...}

Jedyne co pamiętam, to jak zostałam przywiązana do krzesła, potem polana wybielaczem i wódką. <Well... Pierwsze zdanie i już mamy do czynienia z fem Jeffem The Killer. Obiecujący start <.< > {Oryginalność to ginący gatunek. Już dziś wyślij sms POMUSZ pod numer 74FUCK-U i przekaż 99% swojego podatku na ratowanie Oryginalności. Nie bądź obojętny - pomusz.} Krzyczałam, ale z zakneblowanych ust wyrywał się tylko żałosny jęk. Płakałam. Nagle pojawił się ogień {Ogień ex machina}. Paliłam się. <Zdziwiłoby mnie gdybyś się tym ogniem topiła...> ((A tak właściwie, to gdzie ona jest? Kto ją podpalił? Dlaczego?)) {We’re not worthy to know it...} To tak strasznie bolało ((No co ty nie powiesz. Całe życie myślałam, że ogień łaskocze.)) {Całe życie w błędzie}. Pojawili się strażacy, a ja straciłam przytomność ((*umarłam)) {The End} <Ej, momencik. Czemu przeżyłaś podpalenie? Powinnaś spłonąć jeszcze przed przyjazdem straży O.o> {Pffft! Mery Sue? Bitch please, to tylko taka regenerująca kuracja - złuszcza stary naskórek... razem z warstwami skóry właściwej}. Obudziłam się w szpitalu ((*prosektorium)) {Gdyby obudziła się w prosektorium, to opowiadanie byłoby ciekawsze o kilka zabawnych scen. Wyobraźcie sobie miny pracowników...}. Miałam bandaże na całym ciele. Wszystko mnie bolało. Nawet gdy mrugałam ((Ty chyba nie powinnaś mieć już powiek.)). Chciałam wstać((, ale zwęglone nogi odmawiały mi posłuszeństwa.)). 
-Leż. Musisz leżeć. -powiedział miły głos pielęgniarki <Sam głos. Pielęgniarki nie było w pobliżu> {Widać, że mamy do czynienia z kłipi pastą}. Jękne<*ę>łam. Kilka następnych tygodni upłyne<*ę>ło na spaniu i proszeniu o leki przeciwbólowe. Nadszedł dzień zciągania <’_’ Serio...?> {*facepalm*}((zdejmowania + ściągania = zciągania. Proste? Proste.)) bandaży.
Podali mi lusterko((, które z trudem udało mi się chwycić. Spalone ścięgna znacznie utrudniały tę czynność.)) {Hej, jeśli to kripi makaron, to ona równie dobrze może być żywym trupem, prawda?}. Patrzyła na mnie nieznana mi dziewczyna. Miała upiornie bladą cere ((*oszpecony od poparzeń ryj)) <*ę – czyżby aŁtorce zepsuł się alt?>, ciemne oczy z gęstymi ((*spalonymi)) rzęsami, krwistoczerwone usta((, które bardziej przypominały wstrętną, bezkształtną dziurę, niż usta)) <Jak to oparzeniach, oczywiście. Poparzonej merysójce nie robią się brzydkie blizny> {Zapomnijcie ten tekst o żywym trupie. Ja tylko chciałam znaleźć tu trochę sensu ;-;}. To byłam ja. Dotkne<*ę>łam włosów ((*łysej głowy, azaliż włosy strawił ogień)) {Jak z książkową Daenerys! Anastazie jest Targaryenem!}. Moje niegdyś blond loki zastąpiły czarne, proste włosy <To wszystko przez ten ogień! Zamiast wypalić kłaki zrobił z ciebie, Sue, jakąś Gotkę> ((A może to nie była wódka tylko smoła? Albo węgiel?)). Na całym ciele miałam bladoróżowe plamy {*ubytki po wyciętej przez chirurga martwej tkance skórnej}. Kończyły się na szyji <*SZYI, szyI...> {"Szyji"...}.
Upuściłam lusterko. ((Dlaczego ty nie masz całego ciała pokrytego poparzeniami trzeciego stopnia? {Chyba czwartego.} Dlaczego twoje ciuchy nie wtopiły się w ciało? Dlaczego ty jeszcze masz włosy? Dlaczego ty żyjesz?)) Oczy zaszły mgłą {Znowu mdlejesz?}. Zacze<*ę>łam szlochać {Aaah, czyli chodziło o “zaszklony wzrok”, nie “zamglony”}. Rodzice na marne próbowali mnie pocieszyć{, zamiast na upór domagać się od policji wszczęcia śledztwa w sprawie psychopaty, który oszpecił im córkę. To przynajmniej na coś by się zdało}. <Ci sami rodzice> Wypuścili mnie ze szpitala. Wracałam do domu. <Czemu. Te. Zdania. Są. Tak. Krótkie?> ((Nyan w poprzedniej analizie narzekała na zbyt długie zdania. Chyba wykrakała.)) {Ja juź nie bede, obiecuje *^*}
 

Kilka dni później

Z<wiązek>.P<olskich>.W<iewiórek> Jeff'a <A sio, apostrofie > < > {BEZ PANIKI! Po incydencie z przecinkiem uzbroiłam się w spray na nieposłuszną interpunkcję!}

Szedłem pustą ulicą, kiedy zauważyłem delikatne światło w oknie jednego z domów. Trochę to dziwne <A to dlaczego niby?>, zważywszy na późną godzine{*ę (Apo, przegapiłaś)}, wiec <wyborczy> postanowiłem to sprawdzić.((Of kors. Ja też, gdy tylko zauważę światło w oknie przypadkowego domu, muszę sprawdzić dlaczego się świeci. To na pewno nie dlatego, że gospodarze jeszcze nie śpią, nie, to byłoby zbyt proste.)) {Wbijanie na chatę przypadkowym ludziom - polecam, Nyan Kot 2017} Przy oknie, z którego dochodziło światło rosło duże drzewo <zasadzone tam przypadkowo przez imperatyw narracyjny>, więc wystarczyło się na nie wdrapać. Nie było to wcale trudnym zadaniem{, wszak miałem do pomocy szwadron Związku Polskich Wiewiórek}. Zajrzałem do środka. W pokoju siedziała znudzona dziewczyna. Była potwornie blada ((*poparzona)), czarne, potargane włosy związała w wysoką kitkę. Grzywka wchodziła w jej ciemne oczy. {Wjechała z kopa jak CBŚ i od razu zajęła dla siebie całe łóżko, zmuszając oczy do spania na kanapie.} Robiła coś na laptopie {Pewnie szydełkowała}. Spojrzała na zegarek. Wskazywał czwartą. <Znowu. Te. Krótkie. Zdania.> {WAAAAIT A SEC, czwarta rano to “późno”? O tej porze niektórzy zbierają się do pracy. Nieno, faktycznie dziwne to zapalone światło...} Westchnęła, wzięła ubrania i wyszła z pokoju ((Nieno, co za fascynujący opis zupełnie nieistotnych i nie wnoszących nic do fabuły czynności.)). Postanowiłem na nią poczekać ((A po cholerę?)) {Imperatyw trzymał mu nóż na gardle}. Wróciła po jaki<ch>ś pięciu minut<ach>, ubrana w czarną, luźną bluzkę z krótkimi rękawami i tego samego koloru dżinsowe spodnie. Usiadła przed biurkiem, postawiła lusterko i zacze<*ę>ła malować oczy <o czwartej rano, bo w sumie dlaczego nie? Każdy myśli o tym, żeby położyć się spać w dżinsach i pełnym makijażu> ((Oczywiście. W każdej chwili jej truloff może podglądać ją przez okno. Nie godzi się, by ujrzał ją w znoszonej piżamie i z krostami na ryju. Chociaż, pewnie wszystkie krosty jej spłonęły.)) {Jak mówiłam: zdrowotna kuracja ogniem. Długotrwałe efekty gwarantowane}. Przewróciłem oczami. Baby. Ale przyznam efekt końcowy był nawet niezły((, puder prawie zamaskował rozległe oparzenia)){, a tona podkładu zatkała wypaloną tkankę w policzkach jak masło dziury w chlebie}. Podeszła do okna. {Oczywiście z daleka nie zauważyła w odsłoniętym oknie upiornej bladej mordy, widocznej w ciemności jak księżyc w pełni.} Cholera. W ostatniej chwili zsunąłem się po drzewie. Właściwie to spadłem. <Zbyt. Wiele. Kropek. W. Jednym. Miejscu. ZNOWU.> {Wiewiórkom z niedowierzania i żenady opadła szczęka.}
Dziewczyna chyba usłyszała trzask łamających ((Że co.)) się gałęzi <A ja mogę coś połamajać? ‘-‘>. Wyjrzała przez okno. Nie zauważyła mnie((, ponieważ jej oczy stopił ogień)) {To by wyjaśniało, dlaczego nie zauważyła go przyklejonego do jej szyby}. Po chwili wyszła z domu. Postanowiłem ją śledzić. Nie powiem,  zaintrygowała mnie ((Mnie też. W końcu nie codziennie widuję osoby, które przeżyły podpalenie.)). <Domagam. Się. Równouprawnienia. Przecinków.> {*potrząsa puszką sprayu “Interpunkiller”*}
 
************************************
Czytasz =komentujesz :*<Na pewno będziesz się świetnie bawić, czytając WSZYSTKIE moje komentarze, aŁtorko> ((Niestety ałtorki pisząc „komentarze”, mają na myśli tylko pochwały. Osoby tego pokroju nie najlepiej radzą sobie z krytyką.))

#2

Z<wiązek>.P<olskich>.W<iewiórek> Anastazie <Wyczuwam wojnę pomiędzy tymi wiewiórczymi grupkami *maluje na twarzy zielonkawe kreski i zaczyna ostrzyć nóż*>
 
Wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi, mimo tego nie oglądałam się. Może to był wytwór mojej chorej wyobraźni {Dzień jak co dzień. Mój wytwór chorej wyobraźni pomógł mi napisać wypracowanie na polski}. Szłam do szkoły ((Do szkoły. O czwartej rano.)). Chore miejsce{, nie mogli zaczynać lekcji o normalnej godzinie? Na przykład, nie wiem, SIÓDMEJ?}. Już w szatni głupota ludzka zacze<*ę>ła mnie dołować. ((Hipokryzja wzniosła się na wyższy poziom)) <Mnie natomiast dołują kropki mnożące się jak króliki na wiosnę =.=> Zastałam moją przyjaciółkę na ziemi kopaną i bitą przez klasowe "lalunie" {*dławi się sokiem* Chyba mamy inne pojęcie słowa “lalunie”. Gwiazdeczki jakie JA znam nie byłyby w stanie wywrócić mojego młodszego brata, a co dopiero go skopać}.
-Ej, zostawcie ją. –krzykne<*ę (Ileż można...)>łam.
-O, przyszłaś uratować swoją przyjaciółeczkę? Lepiej się odsuń, bo zajmiesz jej miejsce. -wnerwiłam się i to mocno <Po kiego kłóciłaś się sama ze sobą?> ((Najwidoczniej Anastazie cierpi na rozdwojenie jaźni. Ciężka choroba, a ty i tak powiesz, że to rak)). Więc zamiast rzucić jakąś ripostę, walne<*ę -.->łam ją w twarz. {W sensie siebie} 

Krew prysnęła <*prysk, prysk jak spryskiwaczem*> z jej nosa. Wyzywała mnie od wariatek. Jej banda rzuciła się na mnie. Ja też dostałam w ((zwęglony)) nos <Wszak to jedyne słuszne miejsce, w które można uderzać i tylko tam należy celować> {Przetrącanie szczęki jest mainstreamowe}. Nie czułam bólu, tylko narastającą chęć zrobienia czegoś złego tym laluniom. Rozdzieliły nas nauczycielki. Po zawiadomieniu rodziców, puściły nas do domu. ((Te rozbudowane zdania, te plastyczne opisy, ten dynamizm, te pościgi, te wybuchy.)) Znaczy sama sobie pozwoliłam iść do domu <O ty zUa, ty...>. Gdy szłam, na próżno próbowałam zatamować krew z nosa. <Krew lała się jak z odkręconego kranu i wykrwawisz się w drodze do domu...? > ((Skoro przeżyła podpalenie, to wątpię, żeby utrata krwi mogła jej zaszkodzić.)) {Upuszczanie krwi podobno jest zdrowe. Pomaga na ciśnienie.}
-Możesz mi wyjaśnić, co ty wyprawiasz? -usłyszałam głos matki. ((Kiedy ty weszłaś do domu?))
- ((Wykrwawiam się, a co, nie widać?!)) Nie chce mi się gadać. -weszłam na górę, do mojego pokoju <Albowiem nie godziło mi się zamieszkać na parterze –poziomie plebsu. Dlaczego żadna merysójka NIGDY nie mieszka na parterze?>((W poprzedniej analizie też zwracałam na to uwagę. I nadal tego nie rozumiem.)). Zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Miałam wielkiego, fioletowego siniaka na policzku. ((Oczywiście, zakładając, że na tak poparzonej twarzy widać jakiekolwiek siniaki.)) {Ubytki skórne chyba nie pozwalają na coś takiego.}
-No ładnie, ładnie. -usłyszałam nieznany mi głos, ((Przecinek! Apo, spójrz, tu jest przecinek!)) {Dobrze postawiony! *-*}
<Yaay ^ ^> dochodzący ze strony okna. Odwróciłam się gwałtownie.
-K-kim ty?-jąkałam się.

-Jestem Jeff the Killer. 

Z<wiązek>.P<olskich>.W<iewiórek> Jeff'a <szykuje się do ataku. Oddziały ostrożnie zbliżają się ku nadciągającej z przeciwka wrogiej armii. Ich główna broń? Zupełnie zbędny apostrof> ((i kropki)) {Naładowały nimi stacjonarne CKMy, oczekując na rozkaz do potajemnego rozstawienia ich wokół wroga.}

 
Ta. Dziewczyna zaczyna się jąkać, wybałusza oczy. {Spodziewałam się “Ta. Dziew-czy-na. Za-czy-na...” i tak też to przeczytałam. Jedna kropka, a tyle potrafi namieszać.} Typowe. ((W tej sytuacji bardziej „typowe” byłyby wrzaski, wzywanie policji, rzucanie przypadkowymi przedmiotami, ucieczka z pokoju, itp. Ale co ja tam wiem.)) <Więcej. Przecinków. Mniej. Kropek. Proszę.> ((Obawiam. Się. Że. Zbyt. Wiele. Wymagasz.)) {*potrząsa puszką z furią, dając kropkom ostatnie ostrzeżenie*}
-Nie spodziewałem się<,> że taka drobna dziewczynka może być zdolna do czegoś takiego. – ((Czej, czy ty wszedłeś za nią do szkoły? I nikt nie zwrócił na to uwagi? Żaden nauczyciel cię nie wywalił? Ani woźna?)) {Nikt nie zwrócił uwagi na gościa z rozciętymi ustami niczym Joker. Mają tam za dużo cosplayerów i Dżef wtopił się w tłum.} uśmiechnąłem się do niej <Pffff... Też nie wyglądam szczególnie groźnie, ale pozory lubią mylić>. Dotknęła siniaka i krwawiącego nosa.
 -Broniłam jej. – ((Gdzie wrzask? Wzywanie policji? Pytania w stylu „kim jesteś”, „co ty tu robisz”? Ucieczka z pokoju? COKOLWIEK!)) {Jak na kogoś, kto już raz został PORWANY i SKATOWANY to ma całkiem spokojne podejście do podejrzanie wyglądających obcych.} powiedziała cicho. Zarumieniła się <Wszak w towarzystwie swego Truloffa należy się rumienić niezależnie od wypowiadanych kwestii. Informujesz, że broniłaś jakiejś „jej”? Zarumień się. Na pewno będzie fajnie> -a co cię to obchodzi?!<?!?!?!?!?!?> –krzykne<*Ę – do cholery>ła.
-Ana? {ANA?!} 

{Proszę mi tu nie profanować Overwatch, Bolesna już próbowała *^*} Anastazie? Z kim ty rozmawiasz? -ktoś wchodził na górę.  Anastazie złapała mnie za kaptur, powaliła na ziemie<Ę!> i wepchnęła mnie pod łóżko. <Podejrzanie silna dziewka> ((Może te płomienie obdarzyły ją jakimiś nadludzkimi mocami?)) {Przypomniała mi się “Podpalaczka” Stephena Kinga...}
Dałem się wpakować pod łóżko dziewczynie. Jak ktoś się o tym dowie... ((Już sam fakt, że nie zamordowałeś jej zaraz po tym, jak weszła do pokoju mógłby zaszkodzić twojej reputacji.)) {Eyeless Jack będzie się zwijał ze śmiechu na podłodze, a Nina pożałuje, że próbowała cię naśladować. A Slendy po prostu strzeli sobie w łeb.}
-Ana? Wszystko dobrze? 

{- NIE! UTKNĘŁAM W UŁOMNEJ CREEPYPAŚCIE!}
-Tak. Wszystko w jak najlepszym porządku. ((Właśnie w moim pokoju siedzi seryjny morderca, który wszedł tu przez okno, ale spoko, nie takie rzeczy się widziało.)) {Tamten, który ją podpalił pewnie też był jej świetnym znajomym} -jej matka wyszła z pokoju <Aaaa kiedy weszła? O.o> ((Może przez cały czas siedziała w szafie.)).
-Było blisko. Yym... Jeff? {Dla ciebie “Pan De Kila”} Możesz wyjść.
-Jakbym nie zauważył. -wygramoliłem się, otrzepałem spodnie. Anastazie spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. Potem się zaśmiała. <Jest w szoku. To jedyne logiczne wyjaśnienie tego, że śmieje się w obecności mordercy, który przyszedł do niej przez okno> {Stres pourazowy. Jej umysł poustawiał fakty w odpowiedniej kolejności i odkrył, że za niedługo powinno wydarzyć się coś podobnego jak ta akcja z podpalaniem. W tragicznych sytuacjach człowiekowi pozostaje już tylko histeryczny śmiech.}
-Przepraszam.-nadal się śmiała. Jej śmiech był taki piękny, melodyjny {Wielu morderców czuło rozkosz ze słuchania panicznych ataków wisielczej wesołości u swoich ofiar, które już wiedziały, co ich czeka. To jedno by się zgadzało jeśli chodzi o tą opkową imitację Jeffa}. Była słodka <, czym ściągała do siebie wszelkie okoliczne muchy i inne słodkolubne owady> ((I w tym momencie wszyscy czytelnicy już nie mają żadnych wątpliwości i wiedzą, że główna bohaterka i Jeff de Kila będą razem.)).
-Tak w ogóle jestem Anastazie, ale chyba to już słyszałeś.
-Ja chyba nie muszę się przedstawiać. <-Zrobiłeś to już wcześniej, parapecie. – wtrąciła Apo, z westchnieniem siadając przy oknie – zeskok zdawał się być znacznie bardziej interesujący niż dalsze przysłuchiwanie się tej pustej wymianie zdań> -potem rozmawialiśmy. Długo. Wspaniale mi się z nią gadało {Brzmi jak początek disneyowskiej relacji “miłosnej”}. Poszła do łazienki, a ja walnąłem się na łóżku. Usnąłem zanim przyszła. ((Obcy człowiek w łóżku. *wzdryga się*)) {Psychopatyczny morderca w łóżku. *wzdryga się*} <Sorry, Jeff, ale taki z ciebie morderca jak ze mnie baletnica. Jednym zdaniem: Oboje jesteśmy do dupy> {W końcu to tak naprawdę nie “Jeff the Killer” tylko jego ułomny kuzyn, “Dżef de Kila”. Podszywa się pod krewnego, bo ma kompleksy. Btw, rozdział kończący się zaśnięciem *odhacza kliszę na liście*}
*****************************************
No i już drugi rozdział ^^ mam nadzieję<,> że się podoba <Nope.>. Prosze<ĘĘĘĘĘ> o gwiazdki < * - łap jedną, niech przypomina ci o tym ile razy już cię poprawiłam :3> i komy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz