Komentują:
* <Apocalyptical>
* <Apocalyptical>
* ((Dola))
Rozdział 5
- Lia? – słyszę niepewny głos
mojego znajomego - Chcesz mi coś powiedzieć? - pyta i w tym samym czasie do
pokoju wchodzi Will i <Powtórzenie. To naprawdę
obiecujący start> od razu otwiera buzię ze zdziwienia.
-Hmm((,))
to ja was może zostawię – powiedział<,>
kierując się do pokoju mojej córki. <Tak
właściwie to zmiana czasu narracji.>
- No((,))
słucham - ponowił swoje pytanie ((Mówisz teraz tak,
jakbyś myślał, że ona ma obowiązek ci się spowiadać. Tymczasem tak nie jest,
jeśli będzie chciała, to się zwierzy. Nie poganiaj jej))
- Alice to moja córka. Coś
jeszcze chcesz wiedzieć? – pytam((,)) <Kolejna zmiana czasu – aŁtorka żongluje stylem
narracji jak doświadczony cyrkowiec> starając się, aby mój głos nie zadrżał.
<-
Okej, ja chcę... Kim jest Joseph? – dopytuje Apo, pamiętając enigmatyczne
wydarzenia z poprzedniego rozdziału>
- Kto jest jej ojcem? - pyta, a
przez moją głowę przelatują różne obrazy:
Pijana mama.
Joseph.
Płacz.
Mój płacz.
Gwałt.
Krew.
Kpina w ich głosie.
Ból.
Potworny ból.
((Ojaniemogę,
dramatyczne równoważniki zdań. Przynajmniej teraz możemy się chociaż DOMYŚLIĆ
kim jest Joseph. Tylko szkoda, że ałtorka
nie chce nam tego potwierdzić)) <Nie
jesteśmy godne posiąść tak ważnej informacji. Nie ten poziom wtajemniczenia
<.< >
- Lia? Wszystko dobrze? - pyta chłopak<,>
dotykając mojej ręki, a ja odskakuje<*ę>
od niego, jak oparzona i kieruje<*ę>
się na drugi koniec pokoju. Chłopak chyba zrozumiał, że nie chce żadnego dotyku
i bliższego kontaktu z nim, ((No trudno byłoby się nie
domyślić, skoro odskoczyłaś i odeszłaś na drugi koniec pokoju)) bo już
po chwili zaczął kierować się na korytarz.
- Um((,))
to ja już chyba pójdę - usłyszałam głos chłopaka, który teraz prawą ręką drapał
się po karku. ((Dobrze, że to zaznaczyłaś, ałtorko, bo
byłam skłonna pomyśleć, że drapał się lewą nogą)) <Chciałabym to zobaczyć>
- Czekaj - mówię drżącym głosem.
W środku jestem zła na siebie za okazanie słabości przy kimś prawie obcym. -
Nikt nie może dowiedzieć się o tym, że mam córkę rozumiesz?
- Dlaczego nie chcesz, aby.... ((Do jasnej cholery, ona nie musi ci się ze wszystkiego
zwierzać! Nie chce i koniec tematu)) - nie pozwalam mu dokończyć,
ponieważ wcinam ((przecinki garściami)) się mu w
środek zdania .
-Bo nie! - krzyczę. Will zapewne mnie usłyszał. Walić
to.
- Dobrze. Powiesz mi dlaczego? ((BO NIE, do licha! Skończ drążyć temat! Zaczynasz mnie
wkurzać.))
- Nie, nie teraz. Nie jestem na
to gotowa - nigdy nie będę gotowa. Dodaje w myślach <listonosz
przechodzący w pobliżu domu Lii>.
- Dobrze. - mówi i wychodzi. Od
razu jak drzwi za jego osobą są zamknięte <Fascynująca
konstrukcja, chociaż można chyba zrobić to lepiej>, idę do pokoju
Alice, gdzie bawi się razem z Willem. ((Znaczy… Ten
pokój bawi się z Willem?)) <Tak *^* >
-Dziękuje, że się nią zajołeś.
((W tym
momencie do pokoju wpadła wściekła Ortografia z kałachem w rękach.
-Nie
pozwolę się tak traktować!- wrzasnęła,
przeładowując karabin. Wycelowała w protagonistkę i jej przyjaciela, po czym
opróżniła magazynek, śmiejąc się szyderczo. Następnie, z szerokim uśmiechem na
ustach, odtańczyła kankana na ich zmasakrowanych zwłokach.
#napisykońcowe
#oklaski #aplauzpubliczności))
- mówię((,))
siląc się na słaby uśmiech, którym bym nabrała wszystkich. Wszystkich((,)) oprócz mojego najlepszego przyjaciela. ((Czyli jednak nie wszystkich)) <W końcu to słaby uśmiech. Gdyby uśmiechnęła się tak
jak trzeba zapewne nawet i on by się nie zorientował>
- Lia? Na pewno wszystko dobrze?
- pyta z troską i próbuje mnie przytulić, ale ja robię krok w tył i chłopak się
poddaje. On((,)) jako jeden z niewielu((,)) wie co się stało. ((Szkoda,
że my się nie dowiemy)) <Informowanie
czytelnika o wydarzeniach nie jest dla tego dzieUa priorytetem. Ciesz się
wspaniałością głównego złodupca aka Mary Sue>
- Tak((,))
na pewno - mówię, szperając po szafkach w poszukiwaniu mojego ukojenia -paczki
L&M niebieskich. <Lokowanie produktu?
O.o> Kiedy <sąsiad> je znajduje
i zabieram zapalniczkę z biurka, kierując się na balkon ((To zdanie istnieje)). Może i jestem głupia <Jesteś.> i nie rozważna((, lecz rozsądna. Jedna spacja, a ile zmienia!)), ale
mimo wszystko to zdrowie Alice jest nadal dla mnie na pierwszym miejscu.
Kiedy odpalam papierosa i
zaciągam się dymem <, przechodzący pod balkonem
kot> czuje niewyobrażalną ulgę i spokój. Will zrozumiał, że chce być
sama w domu, dlatego położył dziewczynkę spać <,
bo jej matka nie była w stanie się nią zająć i wolała hodować sobie raka
płuc> , a sam udał się w stronę swojego domu <i
zatrzymał się na ścianie, która stanęła mu na drodze>. Po odpaleniu
trzeciego papierosa, uświadomiłam sobie<,że
znowu zmieniłam czas w którym opowiadam historię> , że to była moja
ostatnia paczka. Zła na siebie za okazanie słabości przy Natanie nie wiem nawet
kiedy zasnęłam ((Na tym balkonie. Na stojąco)) <Jak żyrafa>.
***
Kolejny dzień. <Kolejna zmiana czasu.> Szybko załatwiam
poranną toaletę i <rogaty demon> szykuje moją córkę do przedszkola. Nie wiem dlaczego((,)) ale bardzo lubię, gdy jesteśmy ubrane podobnie.
Po kilku, a może kilkunastu minutach byłyśmy gotowe do wyjścia.
Przedszkole było nie daleko((, lecz też nie blisko)) szkoły. Kilka osób ze szkoły
((Powtórzenie)) widziały<*o>
mnie jak stamtąd wchodzę, ale zapewne pomyśleli, że to moja młodsza siostra.
Kiedy wychodzę z przedszkola i <światowej klasy
aktorka> kieruje się do mojego liceum ogólnokształcącego słyszę jak
ktoś mnie woła. Nie chętnie((, lecz z radością))
zatrzymuje się <ta aktorka>, czekając
na właściciela tego głosu. ((CZYLI KOGO? CO Z TOBĄ JEST
NIE TAK, KOBIETO? CZY MY NAPRAWDĘ MUSIMY SIĘ WSZYSTKIEGO DOMYŚLAĆ?)) <Domyśl się. *^*>
- Czego chcesz? -pytam
tradycyjnie nie miłym((, lecz uprzejmym)) głosem.
- Dowiedzieć się co będę miał z
tego, że nikomu nie powiem o tym co się wczoraj stało ((SERIO?!
JUŻ TYM NACISKANIEM NA NIĄ MNIE WKURZYŁEŚ, ALE TERAZ TO PRZESADZIŁEŚ. I CO
BĘDZIESZ MIAŁ Z TEGO, ŻE ROZPOWIESZ JEJ TAJEMNICĘ, TY______ *tu wstaw dowolne
przekleństwo*)) odpowiada z uśmiechem. <Szantażysta!>
Właśnie byliśmy w ciemnej uliczce, gdzie ludzi praktycznie nie było, ((Wygodnie. *klaszcze*)) dlatego od razu przyparłam
chłopaka do ściany<,> trzymając nóż
przy jego gardle ((Ona zawsze nosi ze sobą nóż?)) <To w końcu zła merysójka i musi być obwieszona
sprzętem niczym samobieżny arsenał> i przez zaciśnięte zęby
wysyczałam ((Wunsz!))<Reptilianka!>:
- Nigdy. Nie. Groź. Mi. Że.
Zrobisz. Coś. Czego. Nie. Chce<ę>.((Czy wy też robicie takie śmieszne przerwy, jak to
czytacie?))<Yup. Drażniące pauzy =.= >
- mówię akcentując, ((Co ten przecinek)) <Przeskoczył o wyraz za daleko> każde słowo
- a za milczenie <pająkooki baranek>
podaruje ci życie <Zapachniało to zdanie Outlastem II '-'> - odpowiadam zadowolona z siebie i puszczam Natana.
- Postanowiłem ci jednak zaufać ((Ale… Chyba nie rozumiem. Dlaczego to on ma jej zaufać?))
- odpowiedział niepewnie Natan
- Osobiście to odradzam – ((Aaaa, rozumiem. Powiedział, że jej zaufa, żeby ona mogła
rzucić tym tekstem)) <Cytat z Zaplątanych
zawsze spoko. Szkoda tylko, że kompletnie bez sensu :’) > mówię zadziornie i odchodze ((*ę))
w stronę szkoły. Od razu z rana mam bardzo dobry
humor, ponieważ udało mi się przestraszyć tego chłopaka <Co kto lubi. To nie tak, że groziłaś mu nożem>. Jednak
mój dobry humor ((*wzdycha*)) zniknął tak szybko
jak się pojawił, ponieważ w planie pierwszą lekcje <kilka
pierwszych lekcji> mam z najgorszą osobą jaka uczy wa <Ok. Tak tylko zwracam uwagę na literówkę>
tej szkole. Nie wiem kto był taki głupi i ustawił mi w planie tak trudną lekcje
jaką można by znaleźć w całym moim planie, czyli matematykę. ((*śmiech* Czyli, że dla jaśnie pani, szkoła ma organizować
osobny plan? Z takimi lekcjami, które sobie wybierzesz? Może od razu niech
zorganizują ci nauczanie indywidualne? W końcu nie godzi się, by merysójka
skalała zwykłymi lekcjami, siedząc w jednej klasie z plebsem!)) <Są na świecie gorsze niesprawiedliwości, Sue. Choćby
na przykład to, że ktoś wspaniałomyślnie wsadził humanom trzy matematyki pod
rząd w poniedziałek...>
W klasie byłam trochę przed
dzwonkiem, co nie zdarza się zbyt często. Za nim przyszła
<Za kim? Znam tylko jednego Niego i On nie lubi
kiedy za Nim chodzą> moja "najlepsza nauczycielka" bawiłam
się telefonem. W chwili, gdy weszła to cała klasa ((*wzdycha*))
wstała - prawie cała<,> bo beze mnie <Oczywiście,
jak pamiętamy Sue jest rebelem na najwyższym poziomie.> -przywitała
się z nauczycielką. Kiedy sprawdzała obecność, ((Ta
klasa sprawdzała obecność)) to gdy znalazła się przy moim nazwisku
zrobiła pauzę i powiedziała z hmm pogardą? ((*przekrzywia
głowę, czytając to zdanie kolejny raz* Nie. Nie rozumiem)) <„hmm pogarda”... To wtedy gdy zastanawiasz się nad
swoją pogardą? O.o>
- Panno Lio! Cóż się stało, że
taka gwiazda jak ty zaszczyciła nas swoją obecnością? - zapytała, a ja po
schowaniu telefonu podeszłam do jej biurka. Zabrałam czarny marker z jakieś
ławki oraz dziennik
matematyczki. Specjalnie
zasłonil<*ł>am włosami moje dzieło, aby mogła je zobaczyć dopiero po skończeniu.
Kiedy skończyłam i przejrzałam <się w
lustrze> ((*przyjrzałam)) się
dokładnie mojemu dziełu ((*wzdycha*)) to oddałam jej dziennik i wróciłam do ławki. <Po drodze znów zmieniłam czas narracji...>
- Nie ma za co - mówię i
przyglądam się jej reakcji.
- Lia! Co to ma być?! – pyta<,> pokazując moje dzieło ((*wzdycha głośniej*)) klasie. <Szkoda,
że my nie wiemy cóż ta praca przedstawia. Kolejna rzecz, której nie musimy
wiedzieć dopóki merysójkę szlag nie trafi...>
-Autograf. Skoro jestem gwiazdą((,)) to może pani się pochwalić, że zwróciłam na
panią uwagę - mówię i wracam do przeglądania tumblr'a ((Acha!
Mówiłam!)). - A co to ma być? - pokazuje na moje pismo przed moim
podpisem.
- Dedykacja - informuje ją, a po
klasie ponownie przechodzi fala śmiechu. ((HAHAHAHA,
OMG ZARAZ MI ŻEBRA PĘKNĄ, HAHAHAHAHAH, DAWNO SIĘ TAK NIE UŚMIAŁAM HAHAHA.
*ociera łzę*)) - Gdyby pani się w szkole uczyła to byś
wiedziała co to jest. ((Uuuu, aleś ty zua)) <Żałosne.>
- Już do dyrektora! - krzyczy
- No nareszcie, a już myślałam,
że będę musiała się z panią użerać przez 45 minut - odpowiadam jej i wychodzę z
klasy - Leszek ((Leszek? Wśród imion typu: Lia, Will,
Alice, David? Co tam robi Leszek???)) <Istnieje.
Właściwe pytanie brzmi: Jakim cudem mój wujek trafił do tego dzieua?>
ucieszy się, że znowu mnie ujrzy - mówię zanim zamykam drzwi.
***
Obiecałam rozdział i jest! Mam
nadzieję że się podoba :)) ((Nie.))
Rozdział 6
Idę korytarzem((,)) kierując się do gabinetu dyrektora tej szkoły ((DOBRZE, ŻE ZAZNACZYŁAŚ, BO MYŚLAŁAM, ŻE DO DYREKTORA INNEJ
SZKOŁY.)). Nie lubię go, to stary gbur bez poczucia humoru. Za nim
zapukałam miałem ((Omg, Lia, kiedy ty zmieniłaś płeć?))
resztki nadziei, że go nie będzie, tylko wicedyrektor <Co?>.
Kiedy drzwi już są otwarte i zamiast Leszka widzę Ashtona <Ten „Leszek” z każdym użyciem zgrzyta coraz
bardziej> (wicedyrektora) uśmiech wkrada się na moje usta.
- Hej((,))
mała<,> znowu tutaj? – pyta<,> obracając się na krześle, jak małe
dziecko.
- Hej((,))
Ash. Nie ma tego gbura? - pytam i <Mark – jeden
z kreatywnych tworów kariery pisarskiej Apo - > częstuje się fajkami, którymi macha mi przed nosem.
-Taki z ciebie wicedyrektor, że demoralizujesz nieletnich? <Ależ skąd! Zaręczam, że Mark jest już od dawna
pełnoletni> – Mówię<,>
unosząc prawą brew do góry. Ash tylko się zaśmiał i pokręcił ze zrezygnowaniem
głową.
- Ale ty jesteś zabawna.. ((No fchuj zabawna, no))- powiedział<,> udając obrażonego - kto cię tym razem
tutaj przysłał?
- Matematyczka - burczę pod nosem<.>
- Za co? - Po dłuższej chwili,
kiedy nie odpowiadam, chłopak próbował zrobić słodką minę niczym kot za Shreka.
((Ile on ma lat?)) <20,
jak dobrze pójdzie> - No przecież wiesz jak ja lubię słuchać twoich
historii. Są takie zabawne – mówi<,> gestykulując
przy tym rękoma.
- Hmm<...>
no Adams mnie wkurwiła przy sprawdzeniu obecności. Zatrzymuje się na moim
nazwisku i twierdzi, że jestem gwiazdą. No to każda gwiazda rozdaje autografy,
a ja napisałam jej jeszcze dedykację, czyli powinna się cieszyć z tego jak małe
dziecko, a tu dupa. ((No zdarza się, no)) –
mówię<,> przewracając oczyma.
- Lia, ja ciebie po prostu kocham
<*wzdech*>–
((Wiemy. Tutaj wszyscy ją kochają, a jak nie kochają,
to dlatego, że są źli i gburowaci. W końcu jest Merysuką… *kaszel* Merysójką!
Ach, te przejęzyczenia!)) mówi Ash<,>
krztusząc się że śmiechu <To nie śmiech. To
zażenowanie>. Chwilę później rozmawiamy, aż przechodzimy do tych bardziej
poważnych tematów.
- Kiedy kolejna akcja? - Pyta
Ash. Jest jednym z członków naszego gangu((,))
Karahai. ((Acha. ACHA, NO TO FAJNIE WIEDZIEĆ, ŻE
NALEŻYSZ DO JAKIEGOŚ GANGU. TO WCALE NIE JEST ISTOTNA INFORMACJA. NO, KURWA,
WCALE.)) <Spokojnie, Dolo, lepiej późno
niż wcale. Ciesz się, że w ogóle się dowiedziałyśmy. Swoją drogą i tak za pierwszym razem przeczytałam tę nazwę jako
„Karakal”>
- Hmm<,>
z tego co mi wiadomo to jutro. Gang Mata nie zapłacił nam za dostawę - mówię po
chwili zastanowienia się.
- Ile?
- 45 tysięcy<.>
- Za co tak dużo? Co im tym razem
podesłaliście? - pyta, ponieważ handlem bronią i narkotykami zajmuje się ja z
Willem.
((*tarza
się po podłodze ze śmiechu*
PIĘĆ
MINUT PÓŹNIEJ
No
pewnie. Szesnastolatka zajmuje się nielegalnym handlem bronią. Bo czemu nie.)) <Powiedz mi lepiej czego ta szesnastolatka
nielegalnego nie robi...>
- Kokaina - odpowiadam cicho, bo
jakby nie było((,)) to nadal jesteśmy w szkole.
Chłopak nie zdążył mi odpowiedzieć, gdyż do gabinetu przyszedł Leszek.
- No , ((Spacja
przed przecinkiem. *hiperwentylacja*)) no Lia dawno ciebie tu nie było -
cmoka niezadowolony pod nosem((,)) na co ja
przewracam oczami - co tym razem się stało, że zaszczyciłaś nas swoją
obecnością?
- Stęskniłam się za panem - mówię
z kpiącym uśmiechem i w tym samym czasie zadzwonił dzwonek - Do widzenia -
mówię i wychodzę ((Kto ukradł tę kropkę?))
Następne dwie lekcje mijają bez
większych problemów. Nauczyciele jak zwykle mnie denerwowali <Bo mają za to dodatkową premię...? Innego wyjścia nie
ma skoro tak chętnie cię gnębią> za co ja nie byłam im dłużna. Natan
trzymał się ode mnie z daleka od incydentu w ciemnym zaułku.
- Lia? - słyszę głos jakiegoś
chłopaka - masz?
- Oczywiście - mówię i łapię go
za rękę. On wie o co chodzi, jest moim stałym klientem , ((*rozpaczliwy krzyk*)) ale nie wymieniamy się nazwiskami. Nie
chcemy mieć kłopotów. Po chwili <jakiś
przypadkowy przechodzień> niezauważalnie podaje mu saszetkę, a on
podaje mi pieniądze. Nie sprawdzam czy jest wyliczone, ponieważ on wie, że
jeżeli chociaż raz mnie oszuka to go zniszczę <Twoja wiara w rodzaj ludzki kłóci się z sukowatym charakterem i tru mhrocznym życiem kryminalisty. Całe szczęście, że nie masz się za szanującego się dealera>. Właśnie kierowałam się do sali,
gdzie powinnam mieć trzecią lekcje, ((*ę. A tak w
ogóle, to na pierwszej lekcji wylądowałaś u dyrektora, a potem wspomniałaś, że
„Następne dwie lekcje mijają bez większych problemów”. Według moich obliczeń, teraz
powinna być czwarta)) <Znowu linia czasu
się zakrzywiła> kiedy usłyszałam głos należący do Natana.
- Nie wiedziałem, że masz
chłopaka, to on jest ojcem Alice? ((SYNEK, NIE OSŁABIAJ
MNIE. JESZCZE NIE ZAUWAŻYŁEŚ, ŻE WYRAŹNIE NIE MA OCHOTY Z TOBĄ NA TEN TEMAT
ROZMAWIAĆ? I TERAZ KAŻDEGO CHŁOPAKA, KTÓRY DO NIEJ PODEJDZIE, BĘDZIESZ UWAŻAŁ
ZA OJCA ALICE?)) – słyszę<.>
- Nie mam chłopaka, i ((Przecinek przed „i”. *szloch*)) nie to nie on jest
ojcem Alice. Skończ już. - mówię po czym wchodzę do sali, gdzie powinnam
mieć j<ęz>. angielski. Lekcja mija mi
w miarę spokojnie ponieważ z tą nauczycielką staramy się nie wchodzić sobie
"w paradę" co pasuje nam obydwóm. W połowie lekcji ((Mam już dość tych powtórzeń. *przeładowuje karabin*)) <nauczycielka> dostaje sms'a od głównego
organizatora wyścigów, że dziś o północy odbędą się wyścigi na króla. Czytając
go uśmiecham się pod nosem i pakuje swoje rzeczy do torby.
- Co jest? - pyta Nunes
- Wyścig jest dzisiaj o północy.
Muszę iść się naszykować - informuje go <moja
sekretarka> i wychodzę z ławki<.>
- Lia, gdzie idziesz? - pyta moje
nauczycielka. ((Moje nauczycielka. Deklinacja rzuciła
wszystko i wyjechała w Bieszczady))
- Wychodzę i już nie wrócę –
informuje <sekretarka tamtej sekretarki>
i już jestem za drzwiami. Biegnę do szafki po moją deskorolkę i już na
korytarzu jeżdżę na niej, aby być szybciej w domu. Pierwsze miejsce, które
odwiedzam najpierw jest dom Jaya i Davida. Informuje ich o tym, że za kilka
godzin rozpoczyna się wyścig. Po drodze dzwonię do Willa, ponieważ nie zdążę
jeszcze wjechać do niego. Chłopak informuje mnie, że Nadia ((KIM JEST NADIA?!)) zajmie się Alice.
Po pół godziny jestem już u siebie
w domu. Kiedy stąd wychodziłam był porządek, a teraz wygląda jakby była tutaj
III wojna światowa.
- Oskar! Lejto! - wołam moje psy <o których wcześniej nie było nawet słowa, choć akcja
działa się w tym domu>. Po chwili słyszę ich szczekanie z góry, gdzie
po odbezpieczeniu swojego rewolweru ((*parska śmiechem*
No chyba na kapiszony. )) <Ciekawe czym
jeszcze nas zaskoczysz, merysójko... Chowasz pod koszulką RPG?> kieruje<*ę> się na
piętro. ((Te zdania są tak potwornie złe. Czy ałtorka czyta w ogóle jakieś
książki?)) Kiedy jestem w pomieszczeniu widzę jak moje dobermany stoją
na dwóch mężczyznach. Wiedziałam, że psy to dobra inwestycja! Z boku Oskara,
leci krew, zapewne oberwał kulkę. <I
dlatego tak twardo stoi w pełni sił zamiast skomleć gdzieś na boku i lizać
rany. Alboooo... To były te plastikowe kulki do zabawek>
- Kim jesteście? - pytam chłodnym
tonem.
- Wal się - słyszę od jednego z
nich.
- Zła odpowiedź – mówię<,> kopiąc go w bok, po czym przykładam
obydwóm szmatkę z nasączonym chlorofilem. ((Czy ty
zawsze nosisz przy sobie szmatkę z chlorofilem, czy to ci mężczyźni czekali
grzecznie, aż ją przygotujesz? W ogóle „szmatkę z NASĄCZONYM CHLOROFILEM”. Czym
ty go jeszcze nasączyłaś??? *ładowanie* Ej, zaraz, chwila! Przecie „chlorofil” to ten zielony barwnik! Jakoś nie wydaje mi się, żeby mógł ci w tej sytuacji pomóc, może następnym razem spróbuj użyć CHLOROFORMU.)) Po przeszukaniu i zabraniu im broni ((Znaczy… Przeszukiwałaś ich broń?)), daję ich do
piwnicy <*headdesk*>, gdzie od razu <mój doberman> przywiązuje ich do ściany ((*niekontrolowany wybuch śmiechu* Ona musi mieć buły jak
Pudzian, skoro całkiem sama przeniosła DWÓCH, DOROSŁYCH MĘŻCZYZN.)) i zamykam drzwi na klucz.
Po chwili jestem w kuchni i daję środek usypiający Oskarowi, aby opatrzyć jemu ((*mu. Nie wiem, czy „jemu” jest błędem, ale brzmi źle))
ranę <Na ścianie u Sue wisi certyfikat młodego
weterynarza>. Po skończonej "operacji" <uśpiony pies> udaje się na górę, gdzie
przebieram się w odpowiedni strój. Włosy <tego
psa> związuje w wysoką kitkę. W czasie kiedy kończę swoje
przygotowania, słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram je Willowi i od razu kierujemy
się do garażu po moje Kawasaki. Kwadrans, ((Mam
nieodparte wrażenie, że te przecinki bawią się z nami w chowanego)) później
jesteśmy już w warsztacie, gdzie chłopacy skończyli prace ((Kilka prac)), zostawiając nam kartkę, że spotkamy
się na miejscu. Zgodnie z Willem uzgadniamy ((Skoro UZGODNILIŚCIE,
to chyba oczywistym jest, że zrobiliście to ZGODNIE)), że ja pojadę
motocyklem, a on samochodem. <Bo dlaczego niby
pojechać jednym samochodem? Wszak to bezsens.>
Na miejscu jesteśmy trochę późno,
ponieważ tylko 10 minut przed star<t>em
((Okej, wyścig zaczynał się o północy. Lia uciekła z
czwartej lekcji. U mnie w szkole czwarta lekcja kończy się o 11.30, ale
uznajmy, że nasza boCHaterka wyszła ze szkoły o dwunastej. W takim razie do rozpoczęcia
zawodów miała około dwunastu godzin, A I TAK LEDWO SIĘ WYROBIŁA)) <... Kobiety.>. Na szczęście chłopacy już
zapisali Willa , <*wzdryga się*>dlatego
nie pozostaje nam nic innego jak tylko ustawić się na lini<i> startu. Dwie minuty przed
rozpoczęciem się wyścigu((,)) na start podjeżdża
srebrny Nissan. Ciekawi mnie kto jest tym kierowcą. ((UWAGA
SPOILER! NA PEWNO NIE BRAT LII. *BA DUM TSS*)) Po chwili opuszcza szybę,
a mi zapiera dech w piersi.
Za kierownicą siedzi Natan Nunes.
<Ach ten Natan. Co rusz nas czymś
zaskauje...>
******
Jeszcze nigdy nie napisałam tylu
rozdziałów w tak krótkim czasie :o ((Super, jestem
z ciebie dumna, tylko miło by było, gdybyś ZACZĘŁA ZWRACAĆ UWAGĘ NA JAKOŚĆ, A
NIE ILOŚĆ.))
Dziękuje za wypowiedzenie się pod
moim pytaniem i jak chcieliście to opowiadanie będzie bardziej rozbudowane. <wolałabym krócej, ale treściwiej...>
Nie wiem czy uda mi się dodać
jeszcze jakiś rozdział do świąt ;/ <Lepiej nie... Oj, lepiej nie.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz