niedziela, 29 października 2017

Wiewiórki... CKMy... kropki... umieram - Daj mi umrzeć #2

“Daj mi umrzeć”
Autor: Zuz908 (Wattpad)
Komentują:
* <Apocalyptical>
* ((Dola))
* {Nyan}

#3

Z<wiązek>.P<olskich>.W<iewiórek> Jeff'a <zajmuje pozycje do ataku. Mali żołnierze w żołędziowych hełmach po raz ostatni odśpiewują pieśni swych braci, przytupując do rytmu i potrząsając chorągwiami z symbolem rosłego dębu.>
 
Obudziłem się na miękkim łóżku. Poczułem ciężar na brzuchu. {Anastazie siedziała na mnie okrakiem, oddychając szybko przez usta. W jej oczach błyszczała determinacja, a w ręku - nóż.} Miły ciężar ((Przedstawił się, zapytał jak minęła mi noc i życzył miłego dnia. Kulturę osobistą miał na naprawdę wysokim poziomie)). Spała na mnie Anastazie. <Za. Krótkie. Zdania. Po. Raz. Kolejny.> ((Wiewiórki. Ukradły. Wszystkie. Przecinki. I. Załadowały. Nimi. Armaty.)) {Tyle. Amunicji. To. Tylko. Do. CKMów.} 




 Wyjaśniało by to dlaczego jest mi tak ciepło. Położyłem recę <rĘce czy rAcę? To jednak jest różnica > <  > na jej biodrach {Wyobraziłam sobie, że wkłada jej zapalone RACE do tylnych kieszeni spodni. Dzięki, Apo} i znowu usnąłem. {Dżef “Śpiąca Królewna” de Kila.} Kiedy się obudziłem Ana wpatrywała się we mnie tymi pięknymi((, cudownymi, wspaniałymi, niespotykanymi…)) oczami.
-Co? -zapytałem. Wzruszyła ramionami. < - Jesteś tylko seryjnym mordercą, który przekimał się w pokoju jakiejś nastolatki jakby miał do tego jakiekolwiek prawo...  – odparła Apo, mimochodem krzywiąc się z niesmakiem - Ja dobrze wiem, że znakiem rozpoznawczym Jeffa jest „Go to sleep”, ale może nie bierzmy go aż tak dosłownie, co? >
-Muszę iść do szkoły. –uśmiechne<*Ę>ła się. Wstałem ((Przecież ona leżała na tobie. Czy nie byłoby wygodniej, gdyby to ona wstała pierwsza?)) {A teraz wyobraziłam sobie, że wstaje zrzucając z siebie Anastazie, która upada na podłogę jak bezwładna lalka. Dzięki, Dola}.
-A mogę przyjść wieczorkiem? <Nah, wolałabym żebyś wpadł raniutko czy coś> ((Ja bym wolała WIECZOREM.))-zarumieniła ((się)) i przytakne<ĘĘĘĘĘĘĘĘ>ła. Wyszedłem przez okno.
{Jaaaaasneeee... pomińmy fakt, że zdążyli ze sobą pogadać i się przespać (DOSŁOWNIE). Big love coming right up!}

Z<wiązek>.P<olskich>.W<iewiórek> Anastazie <Wytacza działa artyleryjskie na przeznaczone pozycje. Dowódcy czujnie wpatrują się w zgromadzoną tuż za zasięgiem strzału wroga armię i półgłosem wymieniają uwagi dotyczące najskuteczniejszej z taktyk. Dają znak, by część lekkich oddziałów wybadała teren zanim jeszcze rozpocznie się główna bitwa>
 
Nie miałam ochoty przychodzić do tej budy i słuchać obelg tych piękniś. -Anastazie? -no nie, tylko nie one.
-Czy możesz się ode<*spacja*>mnie odpie...-to nie była żadna z laluń. To była dziewczyna, którą obroniłam. Oj. {Awkward moment *odhacza kolejną kliszę*}
-Myślałam, że to... <imperatyw narracyjny znowu utrudnia mi życie.>
-Wiem. Nie tłumacz się. Chciałam ci podziękować. -zaśmiałam się <Miło, Anastazie, że sama sobie dziękujesz. > {Rozdwojenie jaźni może być następstwem tragicznych przeżyć. W końcu uniknięcie śmierci od podpalenia powinno owocować jakąś ciężką traumą i pewnym uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym (niewyjaśniony śmiech byłby tego dowodem). Może Jeff... pardon, Dżef tak naprawdę nie istnieje? Jest tylko wytworem wyobraźni Anastazie, próbującej odnaleźć się w swoim świecie prześladowań, ciągłego strachu i braku wsparcia? Wyobraziła sobie jednego ze swoich (brrr!) idoli jako swojego adoratora. To realny scenariusz.
Japierdzielekurnamać, właśnie dowiodłam, że Ana MOGŁABY być dobrze napisaną postacią, i to wcale nie zmieniając tak wiele! Zastąpmy opisy z początku na nieco bardziej realne, zostawmy jej prawdziwe blizny po oparzeniach i nieco mniej merysukowatości, a dostaniemy postać REALNĄ, postać, do której można by się odnieść i może nawet polubić. Trochę researchu o chorobach psychicznych, zespołach stresu pourazowego, psychopatii i dałoby się napisać z tego opko psychologiczne z nutą thrilleru (w końcu nic nam nie wiadomo o człowieku odpowiedzialnym za PORWANIE I PODPALENIE NASTOLATKI, kurwde mać no). I chyba to mnie najbardziej boli w tego typu opkach - zmarnowany potencjał na coś naprawdę dobrego. To mogłoby być czymś większym niż straszno makaronowym fanfikiem.
Chyba za dużo wymagam ;-; Wybaczcie ten wybuch, wracamy po reklamach.}
-Nie ma za co. -dziewczyna nazywała się Amy {Grunt, że nie Emy/Imaj} i okazała się być bardzo fajna ((Wait, wut??? *przewija do góry* „Zastałam moją PRZYJACIÓŁKĘ na ziemi kopaną i bitą”. To w końcu była twoją przyjaciółką czy zupełnie randomową osobą?)) {Czytanie swoich starszych wypocin przed pisaniem kolejnego rozdziału? Pfft, po co mi to?}. Po szkole umówiłyśmy się na lody. Było późno, gdy wracałam do domu. <Że też moje dni w szkole nie potrafią minąć w ciągu pstryknięcia palcami... To wiele by ułatwiło> ((Po co opisywać nudne lekcje {- i ten porzucony potencjał wątku porywacza-podpalacza *^* -}, skoro można wrócić do fascynującego wątku miłosnego między Anastazie i Jeffem de Kila?))
-Wróciłam! –krzykne<*Ę -.-‘’>łam do mamy. Odpowiedziała mi cisza. -Mama?
Na stole leżała karteczka. 


Ana,
{  Zająłem się twoimi rodzicami, żeby już w niczym nie przeszkadzali ani nam, ani Wszechmocnemu Imperatywowi Narracyjnemu. W końcu jestem psychopatycznym mordercą i nie potrzebuję pretekstu do bycia sobą. Nie musisz mi dziękować :*
Dżef}
Wyjechaliśmy z tatą do babci na tydzień. Poradzisz sobie.
                           Buziaki
                                    Mama <Ha! Nieobecni rodzice – schemaaat!> {*skreśla kolejną pozycję z listy*} ((Założę się, że zginą w jakimś wypadku samochodowym/trzęsieniu ziemi/pożarze/ tsunami. W każdym razie do domu już nie wrócą.)) {*szykuje się do skreślenia następnej kliszy*}

 
-No i fajnie-mrukne<*Ę – to już się robi nudne>łam. Weszłam na góre<*... ech> {Chyba “ęch”}. Na moim łóżku chrapał Jeff. Słodko wyglądał ((Oczywiście, pierwsza rzecz, na którą zwracasz uwagę, gdy widzisz seryjnego mordercę śpiącego w twoim łóżku, to to, że jest SŁODKI.)) { - Kuba Rozpruwacz pewnie też ociekał urokiem osobistym - dorzucił kąśliwie Revan (jedna z ulubionych postaci Nyana), który skrzywił się na samą myśl, że... coś takiego zostało z nim wrzucone do jednego worka z napisem “seryjni mordercy”. Ten fach doprawdy schodził na psy}.
-Hej -zagadał. <To spał czy nie spał? O.o> {Lunatykuje!}
-Nie spałeś? -usiadłam na łóżku. Zaprzeczył.
-Co z twoimi rodzicami? -zapytał.
-Wyjechali. Na tydzień.
{  Dobrze... łyknęła haczyk, pomyślał Jeff z nieludzką satysfakcją, dalej nie porzucając swojego sprytnego przebrania. (Z cyklu “Nyan na ratunek opkom”.)}
-Czyli...-spojrzałam na niego z zaciekawieniem. -czyli mogę tu zostać. ((Oczywiście, że możesz tu zostać, Anastazie. Przecież to twój pokój.))
-Ha. Nie pozwalaj sobie. -ruszyłam do łazienki. Odwróciłam się. Jeff patrzył na mnie jak zbity szczeniak ((Tak tylko przypomnę, że to seryjny morderca.)) {Weź, Dola, bo Revan się kompletnie załamie}. Westchnęłam. -możesz.-dodałam cicho.  <Te. Kropki. Chcą. Nas. Zabić. Mają. Nawet. Przewagę. Liczebną.> {Nieskończona. Amunicja. *rozpyla “Interpunkillera”, zanim zrobi się za późno*}
  
Z<wiązek>.P<olskich>.W<iewiórek> Jeff'a <Wypuścił do walki świetnie przeszkolone do walki w zwarciu bojówki uzbrojone w granaty-żołędzie. Nad polem bitwy wyraźnie słychać odgłosy przelatujących samolotów o skrzydłach z liści dębu. Kasztanowe bomby ryją grunt, doprowadzając tym samym do mocnego uszczerbku w liczebności przeciwnej armii> 
 Wyszła. Zostałem sam w jej pokoju. Rozejrzałem się. W tym pokoju dominował bałagan. ((Nie będę dłużej tolerować tylu kropek. *wyciąga miotacz ognia*)) {POMOGĘ! *porzuca pustą puszkę i wyciąga kanister nieokreślonej, łatwopalnej cieczy*} Podeszłem ((*krzyczy*)) {*spada z krzesła bez życia*} <*nabiera powietrza w płuca* Dziesięć... Dziewięć... Osiem... > do jej biurka. Wsze<*ĘĘĘĘĘĘĘ, do cholery jasnej>dzie walały się rysunki. Ana miała wielki talent. Trochę poszperałem.  <Te. Nieogarnięte. Kropki. To. Jakaś. Trzecia. Armia. Tego. Tworu.> ((Czekają. Aż. Bitwa. Wiewiórek. Dobiegnie. Końca. By. Dobić. Ocalałych. I. Przywłaszczyć. Sobie. Chwalebne. Zwycięstwo.)) {Jedna. Kropka. Jedna. Martwa. Wiewiórka. Nie. Bądźmy. Obojętni. Na. Los. Niedocenionych. Bohaterów.} Był tam rysunek, <*_* Przecinku najsłodszy!> {Kolejny dobrze postawiony! *o*}który przedstawiał mnie ((Czyli ona naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, kim jest młodzieniec, który do niej przychodzi i wciąż nie wezwała policji?)) {Wie, że już za późno}.
-Czego szukasz? -usłyszałem miły((, piękny, melodyjny)), nieśmiały głos. Wzruszyłem ramionami.
-Ładnie rysujesz. -zarumieniła się. <Ekhem... Ana, to twój rysunek pamiętasz? Jeff go nie narysował.>
-Wiem. <Jaki skromny drań! *^*>

 Kolejne godziny spędziliśmy na oglądaniu filmów. Anastazie zmusiła mnie do obejrzenia jakiegoś romansidła {Trzy... Dwa... Jeden...} ((DLACZEGO ON JEJ JESZCZE NIE ZAJEBAŁ? NIE ZNAM SIĘ NA CREEPYPASTACH, NIE CZYTAŁAM ŻADNEJ, ALE, KURWA, NAWET JA WIEM, ŻE JEFF JEST PSYCHOPATĄ I CHYBA NIE POWINIEN SIĘ ZAKOCHAĆ W PRZYPADKOWEJ LASCE. DLACZEGO ON NIE OGLĄDA FILMÓW Z JEJ ZMASAKROWANYMI ZWŁOKAMI?)) {To by było na tyle - Revan spakował walizki ogłaszając wszem i wobec, że przebranżowił się na sprzedawcę guzików. Nie mógł więcej znieść obrażania swojej profesji}. Nudziłem się jak mops, a gdy tylko próbowałem usnąć, budziła mnie ((Dwa przecinki w jednym miejscu! Czy to nie cudowne?)) {Kropki się wycofują! Dola, ogień zadziałał! :D}. Ale żeby było sprawiedliwie kazałem jej obejrzeć horror. Zniosła to z przekąsem. <Frazeologia - robisz to bardzo źle>
-Ana...
-Hm?
-Musze iść. Mam ochote<*ę! Na wszelkie świętości <.<  > na... <- Na pieczenie pierniczków w różowym fartuszku? – spytała Apo z nadzieją – Proszę, niech to będą pierniczki...> {Apo, doskonale wiesz jak łatwo doprowadzić mój mózg do wyobrażania sobie pewnych rzeczy...} 



 -spojrzałem na ((piekarnik)) nóż.
-To idź. –uśmiechne<*Ę, AŁTORKO! ISTNIEJE W JĘZYKU POLSKIM MAGICZNE „E” Z OGONKIEM, WIESZ?!>ła się. Gdybym tylko wiedział, co stanie się potem... 


*****************************************<O, jak miło. Ałtorka zadbała o to, by uwiecznić ilość gwiazdek, które zmarnowałam na poprawianie błędów!>
Du du du duuuuum. To polsatowe zakończenie XD <XDDDDDD – śmiech na sali> ((Karuzela śmiechu.)) {Śmiechom nie było końca. Wszyscy spoważnieli dopiero wtedy, gdy biedna pani Jadzia spod piątki chwyciła się gwałtownie za serce, które protestowało dalszym chichotom.} ale cóż, musze<*muszę =.=”> zmusić was do czytania, nie? :D <Nie. Zacznij pisać tak, żeby nie trzeba było nikogo zmuszać do czytania>
I czytajcie historie<*Ę> xManiuLx pt.: "Psychic Love///PL" {Audycja zawierała lokowanie produktu}. I nie zapominajcie o mojej :* {Pewnie, skarbeńku :*}

#4

Z<wiązek>.P<olskich>.W<iewiórek> Anastazie <Poległ w epickiej bitwie, która rozegrała się w majestatycznym parku na przedmieściach miasta, którego nazwa w wolnym przekładzie brzmieć może: „Bezlogika”. Pokonane oddziały wycofują się w pośpiechu i opuszczają swoje posterunki. W ogólnym ferworze i zamieszaniu trudno odróżnić gdzie jest wróg, a gdzie przyjaciel. Jedno jest pewne – o tej bitwie powstaną legendy.>
 
Po wyjściu Jeff'a <Wsadź sobie ten apostrof w... nos. =.=”> siedziałam jeszcze długo na kanapie i oglądałam telewizję. Tak na<Litości... Po co tutaj ta spacja?> prawdę myślami byłam daleko. Ciągle myślałam o moim zabójcy. Zaraz, "moim"? <No właśnie? Musisz to przegadać z całym fandomem psychofanek Jeffa. Jestem pewna, że ucieszą się z wieści o tym, że planujesz przywłaszczyć sobie obiekt ich westchnień.> {Myślę... no dobra, LICZĘ, że Anastazie zauważyła pewien błąd logiczny: “mój zabójca” - ktoś, kto mnie zabił.} Przegryzłam <na wylot> wargę. Nie Ana{, nie Dżef i nie Nyan, a więc kto?}. Nie zakochasz się w mordercy ((Doli zrobiło się żal bohaterki. Rozumiała, że ta sytuacja jest dla niej trudna. Aby pocieszyć Anastazie przyniosła jej ciepłą herbatkę ze strychniną… To znaczy, z cukrem, oczywiście.)). Z tych <niesamowicie głębokich i niezbędnych do życia> przemyśleń wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi.
-Jeff? -spytałam cicho. Byłam przyzwyczajona, że wchodzi przez okno <Bo wchodzenie drzwiami było zbyt mainstreamowe dla kogoś pokroju Jeffa. Seryjni mordercy i profesjonalni złodzieje mają przywilej wzgardzania drzwiami> {Spójrz na takiego Revana albo Zmorę - zero kultury!}. Weszłam do przedpokoju i zamarłam. W drzwiach stała dziewczyna o brązowych włosach, obłąkańczym spojrzeniu zielonych oczu <Trochę nie łapię tej konstrukcji> ((Cichaj, Apo, przynajmniej jest przecinek.)). Nie. Miała jedno oko, drugie skrywała tarcza zegarowa. Uśmiechała się w przerażający sposób. <W kwestii wyjaśnienia: Teraz mamy do czynienia z nową postacią jaką jest Clockwork. W toku kopiowania usunęłam wstawkę pomiędzy trzecim i czwartym rozdziałem, gdyż zawierał on w sobie wyłącznie przekopiowaną i ogólnodostępną creepypastę> Przedłużyła swój uśmiech dodając szwy po obu stronach ust ((Ale jak to wyglądało? Chyba mam zbyt ubogą wyobraźnię, żeby to sobie zwizualizować.)). Jej ubranie pokrywała warstwa zaschniętej krwi.
-Przyszłam po ciebie-odezwała się. {Jak raz prawdziwy psychopata! Czemu Dżef się tak nie zachował?! Miał z dziesięć okazji, by wepchnąć Merysójce nóż pod żebra!} Spanikowana uciekłam do kuchni. Złapałam za nóż. Czekałam. Bo niby co miałam robić? ((MOŻESZ, HMM… NO NIE WIEM, SPIERDOLIĆ OKNEM? JEFF DAWAŁ SOBIE RADĘ, A TY, JAKO MERY SÓ, TEŻ NIE POWINNAŚ MIEĆ PROBLEMÓW.)) Nie ruszę na nią z nożem {Rusz kombajnem} ((ALE MOŻESZ RUSZYĆ DO SWOJEGO POKOJU I WYJŚĆ PRZEZ TO JEBANE OKNO, GŁUPIA ŚCIERO.)). <Niech. Wściekłe. Kropki. Ją. Zaatakują.>
-Czemu przede<*spacja*>mną uciekasz?-spojrzała na mnie niewinnie. Potem tym samym wzrokiem zilustrowała <na kawałku kartki> moją broń.-masz zamiar bronić się "tym" przed TYM?-wyje<DOMAGAM SIĘ RÓWNYCH PRAW DLA „Ę”>ła za pleców brudną od krwi siekiere<Sygh... *headdesk*> {Ze wszystkich możliwych narzędzi... akurat SIEKIERA? LUDZIE, BŁAGAM! ORYGINALNOŚCI TROCHĘ!}. Upuściłam nóż. ((To chyba najgorsza decyzja, jaką mogłaś teraz podjąć.)) Po policzkach popłyne<UGH. WychodzĘ.>ły mi łzy. -Ha, ha no właśnie.- dałam się zaciągnąć do łazienki za włosy {Czekaj... po prostu stała i pozwoliła Clockwork pociągnąć się za włosy w stronę łazienki? Od tak?}. Chciałam uciec, ale gdy tylko o tym pomyślałam przypomniała mi się jej siekiera <Ja to bym od tej siekiery uciekała najdalej jak tylko się da... Ale to ja. Robię rzeczy, których nikt inny nie robi> (Pffff, co taka siekiera może zrobić merysójce, która przeżyła PODPALENIE???)).
-Leż tu, suko {*Sue}!-krzykne<*skomle żałośnie*>ła i zamkne<Nie rĘczĘ za siebie i za to, co zrobię zanim ta analiza dobiegnie końca.>((Ciii, już dobrze. *głaszcze Apo po główce* Jak skończymy, to wydrukujemy ów twór i spalimy na stosie.))ła łazienkę. Nie miałam siły wstać. <Ponieważ jakaś baba zaciągnęła cię do łazienki? Ale... Dlaczego?> ((Imperatyw narracyjny. Znowu.)) {Przykleił ją do podłogi Kropelką.} Bałam się. Wróciła po chwili z wodą utlenioną.
-Sprawię, że będziesz piękna. -zaśmiała się. Wlała zawartość butelki do miski ((Jak duża musiała być ta butelka? Wydaje mi się, że zawartość przeciętnej butelki wody utlenionej nie jest w stanie wypełnić szklanki.)). Pociągne<Poważnie mam wrażenie, że ałtorka ni cholery nie wie o istnieniu tego przeklętego „ę”>ła mnie za włosy do góry. {Połowicznie zaschnięty klej Imperatywu mlasnął niezadowolony.} Nachyliła mnie nad miską. Moczyła włosy tak długo, aż stały się białe. ((*tarza się po podłodze ze śmiechu*))
((Inaczej nie potrafię tego skomentować.))
<Spytałam fryzjerki czy taka zmiana jest w ogóle możliwa. Zgadnijcie jaki jest wynik? No pewnie! To NIEMOŻLIWE!> Złapała mnie za szyje <wiele moich szyi – jestem hydrą>. Ciągne<*zaciska dłonie w pięści*>ła mnie do lustra.
-Zobacz.-zamkne<*Bierze drżący, głęboki oddech*>łam oczy. ((Ana, czy ty znowu rozmawiasz sama ze sobą?))-Patrz! Patrz, jesteś piękna!-rzuciła mnie o lustro. To zbiło się, a z mojej głowy leciała krew <Leciała już wcześniej, oczywiście. Zanim lustro zdążyło się zbić na twarzy Any>. Zalała mi oczy. Padłam na twarz, dysząc i krztusząc się.
-K-kim...ty...-wy<*c ... PRZYNAJMNIEJ NIE „Ę”>harczałam.
-Jestem Clockwork. A ty kochana...twój ((KTO ZAJEBAŁ SPACJĘ?)) {Dżef. Na stówę. Myślisz, że czemu tak nagle spierdzielił z planu?} czas już minął... -odwróciła mnie na plecy. Było mi już obojętne, co zrobi {*przypomina sobie o siekierze* ZRÓB JEJ KRWAWEGO ORŁA! (Nie będę opisywać, wygooglujcie sobie)}. Czułam, że odpływam. <Zapiszesz się, moja droga Ano, na kartach historii jako pierwsza główna bohaterka opka, która umrze przez wykrwawienie się *^*> {Kto to widział wykrwawiać się jak jakiś plebs. Wstyd i hańba!} Wzięła jakiś nóż z mojej kuchni. Robiła nacięcia na rękach, nogach, brzuchu. Leżałam cała w swojej krwi. <Duh, jednak się nie zapiszesz. Jesteś tak samo nieśmiertelna jak cała reszta. Gnido.> Clockwork siedziała na mnie i patrzyła z zaciekawieniem.
-Nie zabiję cię. Większą torturą będzie dla ciebie życie. Zaśmiała się złowieszczo ((MUAHAHAHA)) i wyszła. ((KTO ZAJEBAŁ MYŚLNIK? PRZYZNAĆ SIĘ!)) {Dżef, ty kradzieju >.>} Tak po prostu. <To nadal jej wypowiedź. Taka długa i nielogicznie narracyjna>
Wstałam na czworaka. Próbowałam wyjść, szukać pomocy {W sensie, czołgała się po ulicy? I nikt tego nie zauważył?}, <Mreh...> albo ((Przecinku, idź mi stąd!)) przynajmniej znaleźć telefon. Upadłam. Byłam tak blisko drzwi. Czołgałam się żałośnie, zostawiając czerwoną ścieżkę. <Mam zagadkę! Ile krwi może mieć w sobie taka bochatereczka? Dola, Nyan? Liczę na was.> {Biorąc pod uwagę drobną masę ciała przeciętnej Mery Sue, dodając ilość wymuszonej badasserii i dzieląc wszystko przez kiepskie opowiadanie...} ((Za dużo, Apo. O wiele za dużo.)) Padłam nieprzytomna. Zdołałam wyszeptać dwa słowa: "Jeff... umieram... ". {Usłyszałam właśnie z oddali “Nyan... umieram...”, prawdopodobnie wypowiedziane przez ukrywający się potencjał. Po tym rozdziale zakończył swój żywot.} <To chyba niezłe pożegnanie ze światem. Powinnam spróbować: „ Literko „ę”... Umieram...” Bez odbioru.>
 
************************************
Hej hej. Wreszcie coś się dzieje ^^ mam nadzieję((,)) że się podoba :3 ((Nie.))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz