Autor: Saphira0706 (Wattpad)
Komentują:
* <Apocalyptical>
* ((Dola))
VI
W końcu dotarliśmy na stołówkę.
Musimy zwędzić coś ostrego stąd razem z Mili <Ją też musiała zwędzić>. Fioletowo-włosa <Po kiego ci ten myślnik? AŁTORECZKO, ROBISZ TO
ŹLE> była w siódmym niebie, kiedy ujrzała na horyzoncie czekoladę. Od
razu ruszyła w tamtym kierunku<,>
zostawiając mnie i Chris' a <*rage mode: on*
Jeszcze raz zobaczę ten cholerny apostrof ze spacją i ktoś umrze>
samych. No dobra, nie do końca samych i w sumie dobrze<,>
bo mógłby nie wyjść z tego żywo. ((Ehh…))
Usiadłam przy pierwszym lepszym
stoliku i czekałam na Mili. Brązowooki oddalił się ode mnie i podszedł do
reszty strażników. Akurat trafiliśmy na porę obiadu<,>
więc nie ma źle.
Kiedy Przyjaciółka ((Apo, mamy nową postać. Bardzo egzotyczne imię)) <A gdzież tam! To po prostu niemiecki rzeczownik>
w końcu przyszła do stolika, ja poszłam po posiłek. ((Dlaczego
nie poszłyście razem?)) Rozbieganym wzrokiem szukałam choćby
najmniejszej kropki czerwieni. <WŁOSY, idiotko,
WŁOSY> Tak się zapatrzyłam na kolekcję noży rzeźnickich <Szukaj czerwonego –> gap się na rzeźnickie noże.
Rzeźnickie noże na wystawie w psychiatryku. Moje gratulacje> za ladą,
że nie zauważyłam jak na kogoś wpadam. Niestety straciłam równowagę i uderzyłam
plackiem na ziemię. <Schemat! Tak zaczyna się ¾
wszystkich słabych opowiadań> Ludzie w stołówce zaczęli się śmiać, a
ja zmełłam ((zemleć- mieląc
rozdrobnić coś; przemleć.)) w ustach przekleństwo. ((Czy wytłumaczy mi ktoś jak się mieli w ustach
przekleństwa?))
Spojrzałam w górę by dowiedzieć
się do kogo dobiłam <Do swojej wielkiej miłości,
oczywiście. Skoro jesteś w schemacie to więcej niż pewne, że właśnie na niego
wpadłaś. Przecież nie godzi się, by merysójka skalała się zderzeniem z niskim,
pryszczatym kujonem> i napotkałam piękne prawie, że białe tęczówki. <Mówiłam!>
-Nic ci nie jest?-spytał się
chłopak.
-Nie, jest dobrze.- odparłam i
przyjęłam jego wyciągniętą dłoń.
Chłopak był wyższy ode mnie
przynajmniej o głowę. Miał piękne<,>
ciemne włosy i wspomniane przeze mnie wcześniej jasne oczy. <Przestań się powtarzać w końcu. Powtarzanie po kilka
razy tej samej treści nie jest fajne... ani nie świadczy o zbytniej
inteligencji> Ubrany był w zwykłą czarną bluzę i spodnie tego samego
koloru.
Kiedy skończyłam się mu
przyglądać zauważyłam, że świry <Nie obrażaj
ludzi, od których odróżnia cię wyłącznie chora fantazja i wybujałe ego. W
zasadzie spora część tych „świrów” jest pewnie inteligentniejsza i
normalniejsza od ciebie> się
na nas patrzą i wytykają palcami.
-Wracajcie do jedzenia oszołomy!
Nie macie już co robić?!-krzyknęłam w ich stronę <Żałosne.>
i poszłam po talerz. Oczywiście jedzenie najlepsze nie było, ale w porównaniu z
tym z izolatki to tutaj były iście królewskie dania. W końcu skusiłam się na
frytki ((Szwedzki stół? Następnym razem, zamiast do
sanatorium, jadę do psychiatryka)) i coś tam do picia. <Szczegół. Wszak głupiemu czytelnikowi do szczęścia
wystarczy, że to „coś tam” było mokre i w szklance. Czy jednak była to woda czy
drogi szampan – bez znaczenia i tak nikogo to nie obchodzi>
Dosiadłam się do Mili. ((A gdzie zostawiłaś Przyjaciółkę?)) W stołówce
panowała dziwna cisza, kiedy się po niej rozejrzałam dostrzegłam, że wszyscy
gapią się w moją stronę<,> nawet
strażnicy. <...> ((Oczywiście, w końcu jesteś piękna, niezwykła, wspaniała,
jedyna w swoim rodzaju, cudowna i nie da się odwrócić od ciebie wzroku))
Posłałam im wszystkim mordercze spojrzenie i nagle każdy miał dla siebie jakieś
zajęcie <To pewnie z litości, bo wątpię byś była
dużo groźniejsza niż Chihuahua>. Zaśmiałam się psychicznie. Przyjaciółka ((Kiedy ona tam przyszła?)) <Teleportowała
się?> spojrzała na mnie
dziwnie<,> ale już po chwili śmiała
się razem ze mną. ((Wszyscy śmiali się i dokazywali))
Później zaczęła się mini walka o
jedzenie. Mili chciała moje frytki, a ja jej czekoladę. <Nie wystarczyło się po prostu wymienić? Tak... Po ludzku?>
Nagle ktoś przerwał naszą genialną zabawę.
-Mogę się dosiąść?-spytał ten sam
chłopak, na którego wcześniej wpadłam.
-Jasne-powiedziała fiołkowo-oka <*siłą wyrywa myślnik i łamie go na przecinki*>-
Ja nazywam się Mili, a to jest Moon. Jesteśmy tu nowe, niedawno nas tu
przywieźli i w sumie nadal nie wiem czemu. To, że oni twierdzą, że jestem
uzależniona od czekolady, co jest kłamstwem,
((Wcześniej przyznawałaś się do swojego uzależnienia))<Oraz cały twój posiłek składa się wyłącznie z
czekolady> nie czyni przecież ze mnie złoczyńcy<,> czyż nie?
-Zgadzam się z tobą- wtrąciłam
się Mili. Gdybym tego nie zrobiła to już zalała<Po
co spacja?> by potokiem pytań tego biednego chłopaka, który nawet nie
miał by okazji, aby na nie odpowiedzieć.- może powiesz coś o sobie?
-Nazywam się Nick. Zamknęli mnie
za zabójstwo kilku osób, tak dokładnie to 31 ((„kilka”
to mniej niż dziesięć)). Trochę mało jest ich na razie, ale mam bardzo
długą listę osób, które za niedługo dołączą do tamtych trupów. <PFFFFFFFF!> Któregoś dnia nie zauważyłem,
że jeden z „poszkodowanych" jeszcze żyje i on mnie wydał. No cóż, bywa. <Bywa, no>
Aktualnie przenieśli mnie na 3
piętro<,> więc już nie muszę gnić na
tym dla tych „niebezpiecznych". Tak naprawdę to robią ci tam wręcz pranie
mózgu i zostawiają na miesiąc w izolatce gdzie żyjesz o chlebie i wodzie <Jako w prawdziwym psyychiatryku, bo przecież ta
placówka na torturach stoi, a chorych łamie się psychicznie zamiast ich
leczyć> . Nie polecam. Aktualnie mieszkam w pokoju 368 <Zupełnym przypadkiem tuż obok Moon i jej
przyjaciółeczki> więc jak chcecie to możecie do mnie wbić. ((Mogą się tam odwiedzać? To jakiś jebany kurort?))
Ciekawa osoba, będę musiała ją
wypytać o parę rzeczy. Ale kiedy opowiadał ilu ludzi zabił i powiedział, że o
jednego więcej ode mnie to się cała najeżyłam. Nie przepadam gdy ktoś w tych
rzeczach jest lepszy ode mnie. <Bo jest czym się
chwalić>
-A ty?-zwrócił się do mnie.- <*O>opowiesz coś o sobie?
-Jak już wiesz nazywam się Moon i
tak jak Mili jest uzależniona od czekolady tak ja jeste<*m>
uzależniona od zadawania ludziom bólu i widoku czyjejś krwi. Aktualnie nie
robiłam ani jednego<,> ani drugiego
już od 4<CZTERECH> lub 5<PIĘCIU> dni<,>
więc tak jakby mi psychika trochę siada ((Dopiero
teraz, tak?))- po tych słowach się roześmiałam, bo w sumie to takie
trochę głupie- Nie wiem co mogę jeszcze o sobie powiedzieć. Zabiłam swoją
rodzinkę i kilku ludzi w sumie 30.- w tym momencie spiorunowałam Nick' a ((Znowu ten apostrof?)) <I znowu jest niepotrzebny...> wzrokiem-
i kiedy zabijam moje oczy robią się intensywnie czerwone. ((Djobylsko magija)) <Co
z tego, że to biologicznie niemożliwe -_->
-Teraz masz je okropnie blade <Jak oczy mogą zblednąć? Co z nią nie tak, że robi się
blada na oczach, a nie twarzy?>, Moon dobrze się czujesz- ((Bez pytajnika, to jest to stwierdzenie)) spytała
zatroskana Mili<.>
-Spokojnie<,> wszystko ze mną dobrze. Idziemy już do pokoju?
-Jasne. Eeee <,>Moon<,>
pamiętasz może jak się idzie do naszych pokoi?-spytała zakłopotana Mili.
-Jak coś mogę was odprowadzić i
tak mieszkamy obok siebie.
-Prowadź- powiedziałam i ruszyłam
za chłopakiem i przyjaciółką<,> po
drodze chowając do rękawa nóż.
((CO.
CO.
CO?
Skąd?
Jak? Dlaczego nikt tego nie widział? Dlaczego to jest tak okropnie nielogiczne
i nierealne? Dlaczego ałtorka jest tak potwornie głupia? DLACZEGO???)) <Bo to imperatyw narracyjny zmusił ich do odwracania
wzroku... Jak zwykle. Co merysójka chce to merysójka dostaje>
Nie był on jakoś specjalnie ostry<,> ale lepsze to niż nic.
Nick i Mili świetnie się
dogadywali, ja pozostawałam z tyłu. Wtedy<,>
kiedy Milcia spytała się czy się dobrze czuję skłamałam ((Dwa podmioty w jednym zdaniu. Zastanawiam się jakie ałtorka ma oceny z
polskiego)) <Ponoć dobre> ((Niemożliwe)). Od jakiś dwóch dni czuję się okropnie wyczerpana,
jakby pobyt w tym psychiatryku odebrał mi wszystkie siły życiowe. <To nie psychiatryk. To kiepska fabuła i jeszcze
gorsza jakość>
Gdy dotarliśmy do naszych nowych
lokum, każdy poszedł do siebie. Od razu gdy przekroczyłam pokój walnęłam <Tego słowa tu nie powinno być.> się na
łóżko ((Czyli łóżko stało na progu pokoju. Rozumiem.)).
Okropnie mi się kręciło w głowie. Miałam wrażenie jakbym przed chwilą zeszła z
jakiegoś ogromnego rollercostera.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
Wymamrotałam ciche<:> wejść, przez co
nie wiem czy ten ktoś za drzwiami mnie usłyszał.
-Moon? Mogę wejść <To nie pytanie. Skubaniec sam sobie udzielił
pozwolenia>- to Nick. Nie wiem czego chce((,))
ale nie mam siły<,> by gdziekolwiek
iść. Mimo to ubieram na twarz sztuczny uśmiech i siadam pomimo zawrotów. ((Ponowna zmiana czasu narracji))
-O co chodzi<,> Nick?
-Chciałem się ciebie o coś
spytać, ale nie wiem czy się zgodzisz i czy... Moon<,>
ty na pewno dobrze się czujesz?
-Tak, a czemu się
pytasz?-spytałam-o! jest was dwóch! - zaśmiałam się cicho. <Dopiero za trzecim przeczytaniem zrozumiałam o co tu
chodzi...>- musisz mi pomóc, chodź ze mną dziś na polowanie. Zabijmy
jedna pielęgniareczkę lub dwie. ((Genialny pomysł.
Serio, może wtedy lekarze zrozumieją, że tej tępej dzidy nie da się
zresocjalizować i wreszcie zostanie wysłana na krzesło elektryczne. Czekam.))
Ja już tego nie wytrzymam ((Ja też.)). Czuję się
jakby to mnie ktoś właśnie zabił... <To też da się
załatwić.>
-Wiem co czujesz. To samo miałem
ci zaproponować. Przyjdę do ciebie 45 minut po północy <A
ja nadal nie przeczytałam ani słowa o tym, by ktokolwiek, gdziekolwiek widział
tutaj zegar> . O pełnej godzinie mają zmianę dyżuru więc się
przemkniemy, na razie idź spać<,> bo
widzę, że ledwo siedzisz- zaśmiał się.
-Dobrze- odparłam tylko. Chciałam
się położyć na łóżko, ale Nick musiał w pewnym momencie na nim usiąść <Albo kładła się w zwolnionym tempie, albo to on się
teleportuje, bo jak inaczej mogłoby do tego dojść?>, ponieważ
natrafiłam chyba na jego nogi, ale byłam zbyt zmęczona<,>
by o czymkolwiek teraz myśleć, dlatego zasnęłam od razu... ((IT’S RAPING TIME!!!)) <Rozdział,
który kończy się zaśnięciem – SCHEMAT... No i to już było.>
VII
Obudził mnie czyi<*j>ś znajomy głos. Kiedy otwarłam oczy w
pokoju panowały egipskie ciemności<.> <N>na szczęście po chwili mój wzrok się do
nich przyzwyczaił <Fascynujące... Według
słownika frazeologicznego: egipskie ciemności - zupełne, nieprzeniknione ciemności.
To z kolei oznacza, że to ciemność z rodzaju tych, gdzie nie widzisz dłoni tuż
przed swoją twarzą. Jak zatem można przyzwyczaić wzrok?>. Jak się
okazało leżałam na łóżku<,> a obok
mnie znajdował się Nick. <Merysójka ma oczy ryby
głębinowej i emituje własne światło... Innego wytłumaczenia nie widzę dla jej
widzenia w takiej ciemności> ((To merysójka.
Nic dziwnego)) Często mam tak że najpierw coś zrobię<,> a potem dopiero myślę <Och, wiemy, że tak robisz. Od siedmiu rozdziałów nie
dałaś nawet jednego sygnału, że myślisz> ((Najlepszym
przykładem są te wszystkie trupy))i tak było też teraz. Zrzuciłam
chłopaka z łóżka i miałam głęboko w dupie to<,>
co mi może zrobić.
-Moon! Co ty odwalasz?!- spytał
szeptem <Z tymi wykrzyknikami na końcu. Nazwa
nieprzypadkowa – „wykrzyknik” oznacza, że coś zostało WYKRZYCZANE> ((Mili potrafi mówić nawiasem, a Nick szeptać krzycząc)).
-Co ja odwalam? Chyba co ty
odwalasz! Co ty robiłeś w moim łóżku? Czego ode mnie... mhppmmm- idiota <Zaiste... Otaczają cię wyłącznie sami idioci.
Przynajmniej ty jesteś super>((wspaniała,
cudowna, piękna, niezwykła, niepowtarzalna)) mi usta zatkał i nakazał być cicho.
-Dziś<,>
dokładnie za 5 minut <Skąd możesz wiedzieć?!
Znajdujemy się w pokoju, gdzie słowem nie wspomniano o zegarze>
idziemy sobie zabić kogoś. Ale musimy zachować cisze<*ę>.
Wczoraj byłaś tak zmęczona i otumaniona lekami<,
Ekhem... Stawianie przecinka przed „że” to podstawa... Jak bardzo ałtoreczka
nie uważała na polskim, że nadal tego nie wie?> ((Kiedy ona dostała leki?)) że zasnęłaś od razu,
dlatego<,> nie mając wyjścia<,> czekałem tu do ustalonej godziny.
-Dlaczego nie miałeś wyjścia?. <W końcu dobre pytanie! Ale wait... Po co tam ta
kropka?>
-Zasnęłaś mi na kolanach. ((Zasnęła mu na kolanach. W pierwszym akapicie zrzuciła go z
łóżka. Śpiąc mu na kolanach. Jak.)) I muszę ci powiedzieć<,> że kiedy nie rzucasz się na wszystkich
to jesteś bardzo urocza. ((W końcu jest merysójką))
Zarumieniłam się delikatnie. Nikt
mi takich rzeczy nigdy nie mówił <- Nie bez
powodu – wtrąciła się Apo, bawiąc się swoim karambitem>((Widocznie nie spotkałaś jeszcze nikogo z tak złym gustem
jak Nick)) . Zawsze nie<*bez spacji*>ważne jak się starałam to
byłam ta najgorsza, która wszystko robi źle i która jest wszystkiemu winna <Trudno byś była tą najlepszą skoro rywalizujesz z
jakimś chłoptasiem o więcej zabitych>.
-To idziemy?
-A masz coś czym moglibyśmy kogoś
zabić? <Jeden: Kto to mówi? Dwa: Zabijcie kogoś
urokiem osobistym Moon – to merysójka - jak się postara to i wzrokiem
zasztyletuje.>
-Mam. I nie tępy nóż ze stołówki<. To zdanie brzmi źle...> ((Tępy niczym Moon))
-Nie wiem kto mógłby się skusić
na taką broń- powiedziałam<,> udając<,> że nic nie wiem.
-Hmm<,>
może ty?
-A weź się ode mnie już odczep- warknęłam<,> na co on parsknął cichym śmiechem ((Co w tym śmiesznego?)). Podał mi do ręki nóż.
Sprawdziłam jego ostrość i powiem, że Nick ukradł całkiem przyzwoite narzędzie
zbrodni. <A skąd on je ukradł? Nie jest żadnym
cholernym bogiem tego psychiatryka, a podobno na czwartym piętrze pacjentów
trzyma się w izolatkach i pierze się im mózgi. Więc skąd ma nóż?!> ((Nóż Ex Machina))
Wstałam z łóżka i podeszłam do
drzwi<,> upewniając się wcześniej, że
ostrze jest wystarczająco dobrze ukryte po koszulą. <Bo
ostry nóż pod koszulą to wybitny pomysł.> Ustaliliśmy, że jeżeli ktoś
nas przyłapie to mówimy, że Nick mnie odprowadzał do pokoju z polecenia Chris'
a <Znowu ten sam błąd. Tego się już nie
leczy...> ((O pierwszej w nocy. To wcale nie
jest podejrzane)). Lecz<,> nie
licząc tej małej cząstki, którą zdradził mi szatyn
<W przedstawieniu postaci napisane było, iż Nick włosy ma czarne – czyni to
z niego bruneta, a nie szatyna. Wielu ludzi popełnia ten błąd. Zbyt
wielu...>, to nie miałam zielonego pojęcia jaki jest plan.
-O pełnej godzinie<,> w tym wypadku o równej 1 <PIERWSZEJ> pielęgniarki mają zmianę. Na
pierwszym piętrze zawsze się lenią, bo tam są ci najmniej „groźni".
Dlatego tam pójdziemy. Przy rozwidleniu obok stołówki, każde piętro z wyjątkiem
ostatniego wyglądało tak samo, jest pusty pokój. <Moment...
Chyba się pogubiłam. Dola? Masz jakiś pomysł jak to zrozumieć?> ((Nie mam
pojęcia. Przerosło mnie to zdanie)) Ma tylko jedno okno i drzwi<,> ale nie mam pojęcia gdzie te drugie
prowadzą<, Może do innego pokoju?> ((DO NARNII!!!))ale to akurat jest teraz nie< Słowo „nieważne” zapisuje się łącznie – tego też
ałtorka nie wie>ważne. Róg tego korytarza jest takim słabym punktem,
ani jedna<,> ani druga kamera nie
widzi tych drzwi i tego co tam się dzieje ((Bardzo
wygodnie, ałtorko. *klaszcze*)). Strażnicy o tej godzinie przysypiają<, Poza tym strażnicy o północy wcale nie są jeszcze
aż tak zmęczeni> więc się nawet nie skapną, że ktoś zniknął.
Pielęgniarka musi cię zauważyć ((A musi ją zauważyć,
ponieważ…?)), wtedy ją zaciągnę do pokoju<,>
a ty go zamkniesz. Potem zacznie się zabawa ((w
chowanego)).
Uśmiechnęłam się na samą myśl, że
w końcu komuś będę mogła zadać ból. <*wzdycha,
przypominając sobie tą całą szopkę z „Nie wiem dlaczego tu siedzę”*>
-Gotowa?
-Zawsze- odparłam i ruszyłam
przed siebie. Idealnie natrafiłam na pielęgniarkę ((Vive
la imperatyw narracyjny! Poza tym, wcześniej było tylko wspomniane, że Moon
PODESZŁA do drzwi. Nie było tam nic o wyjściu z pokoju )). Była dosyć młoda, obstawiam, że była może z 2
lata ode mnie starsza. <Czy to jest jakiś
cholernie nieśmieszny żart? W psychiatryku, gdzie trzymają morderców pracuje
personel o średniej wieku 20-21 lat. Taaak, to brzmi jak realizm>
Szczupła, niewysoka blondynka z tapetą na twarzy. Takiej to nikomu nie będzie
szkoda. ((Oczywiście. Już od pierwszego wejrzenia
potrafisz stwierdzić, że dana osoba nie ma żadnej rodziny, ani przyjaciół)) <Ma tapetę – to wystarczy>
-Co ty u straciłaś? <Co proszę? O.o> -wysyczała w moją stronę.
((-Czuję,
że z każdym zdaniem tracę humor i cierpliwość- odrzekła Dola, wzdychając))
-Wracałam od przyjaciela do
siebie, a co cię w ogóle obchodzi co ja tu robię? ((Ten
pustak naprawdę o to spytał…)) <Pssst,
Moon. Chyba nie wiesz, ale ona tu pracuje. Jej obowiązkiem jest pilnować, żeby
nic złego się nie działo. Naprawdę ma prawo wiedzieć czemu w nocy ganiasz po
korytarzu>
-Nie pyskuj mi tu. Nie wiesz, że
już dawno powinnaś spać w swojej izolatce <*Pokoju
– jestem pewna, że izolatki mamy już za sobą> po dawce leków po
których jesteście wręcz naćpani?-warknęła i chwyciła mnie mocno za nadgarstek-
już ja ci pokażę gdzie jest twoje miejsce- dodała po czym zaczęła mnie ciągnąć
w stronę schodów. <Silna babka... *gwiżdże z
uznaniem* Zaczęła i nigdy nie skończyła> ((To
był cholernie długi korytarz))
-Nie tak prędko Lizzy- usłyszałam
szept Nick' a <Weź ty w końcu zapisz to jak
trzeba. Wystarczyłoby zwykłe „Nicka”>. Po chwili blondynka była
delikatnie ((Apo, czy da się kogoś „delikatnie” ogłuszyć?)) <Tak teoretycznie, bo możesz kogoś ogłuszyć tak, by
po prostu przestał się szarpać, ale zachował względną przytomność oraz tak, by tą
przytomność na trochę stracił.> ogłuszona, by można ją było bez
przeszkód zanieść d<o> pokoju. Zanim
zamknęłam drzwi jeszcze dokładnie popatrzałam <Patrzać
każdy może> czy ktoś nie idzie. ((Znając
życie mogliście ją zabić w korytarzu. Ałtorka tak ułatwia wam życie, że i tak
nikt by was nie zauważył))
Nick wyjął zza pasa kajdanki <Pieprzony magik! Skąd on bierze te fanty?!> ((Harry Potter!)) i przypiął Lizzy nimi do kaloryfera.
O dziwo nie było tu żadnych kamer<,>((Oczywiście.*klaszcze*)) ale tym lepiej dla nas.
Po chwili dziewczyna się
obudziła. Kiedy zorientowała się o co najprawdopodobniej chodzi przeraziła się.
-Oooo panienka już nie jest taka
odważna<,> co?- zapytałam z szyderczym
uśmiechem na ustach. Przed akcją szatyn<*brunet>
dał mi rękawiczki, tak, że w razie czego nie znajdą naszych odcisków. <To nie jest niezbędne, by ustalić sprawcę mordu. Mają
nagrania z kamer, gdzie przekradacie się po korytarzach>
Podeszłam do Lizzy<,> wyciągając nóż. Chwyciłam jej rękę ((Nawet nie próbowała się wyrywać)) i zrobiłam długie((,)) płytkie nacięcie przez całe przedramię. Na widok
krwi prawie pisnęłam z radości. Nick na stówę mógł zobaczyć ogniki szczęścia w
moich oczach. W końcu będę miała taki kolor tęczówek jaki powinnam<,> a nie jakiś blady bursztyn lub róż. <Jak to działa, do cholery? Czemu jej oczy robią jak
kameleon?> ((*kaszel, kaszel*soczewki*
kaszel*))
Kiwnęłam na szatyna<*bruneta>. Teraz niech on się trochę
zabawi, <Budowanie zdań złożonych nie polega na
zastępowaniu kropek przecinkami...> musieliśmy się jakoś podzielić
jedną pielęgniarką na dwóch, ale co to dla nas.
Dziewczyna na szczęście (dla nas ((Powtórzenie.)) oczywiście) nie zemdlała na widok
krwi, tylko wpatrywała się w nią szeroko otwartymi oczyma. <Bo jest pielęgniarką?> ((Pielęgniarka, która nie mdleje na widok krwi? Szok!))
Nick chwycił jej głowę i wyciął
na jednym poliku<Na czym?> ((No poliku, no)) swoje imię<,>
a na drugim moje ((Romantyk)). Było to trochę ((„trochę”, powiadasz)) ryzykowne, bo mogli nas
zdemaskować<,> ale co tam. <To mogliby was po tym NIE zdemaskować?!> Raz
się żyje. ((Dopóki nie skończy się na krześle
elektrycznym))
Po kilkunastu minutach dziewczyna
była cała ponacinana, cała w swojej krwi, ale nadal żyła. Wszak dysponowała nieprzebranymi zasobami krwi i nigdy
się nie wykrwawiała> ((Przez cały czas leżała
jak cholerna kłoda. Dlaczego nie krzyczała)) Z obawy, że ktoś tu może
zaraz przyjść powiedziałam Nick' owi <*Nickowi,>
((To bezcelowe)) by już z nią kończył. On
tylko wyciągnął swój nóż w moją stronę i powiedział:
-Czyń honory. Tobie bardziej się
to przyda- dodał z uśmiechem <Dżentelmen>.
Ja tylko spojrzałam w jego białe tęczówki i zabrałam jego ((Powtórzenie)) ostrze.
Ułamek sekundy później już było
wbite w serce Lizzy, ale dla mnie to było za mało. Wyjęłam nóż i
zaczęłam dziurawić ciało dziewczyny ((W prawdziwym psychiatryku to nigdy nie powinno się
wydarzyć)). Byłam jak w transie z którego wyrwały mnie dopiero czyjeś
słowa i dotyk ręki na ramieniu.
Jako iż przed chwilą
przedziurawiłam człowieka na wylot i jeszcze nie doszłam do siebie to nie
miałam pojęcia co się dzieje wokół mnie. <Wpadła
w szał. Jak wściekły kundel – zastrzelić to!>
Kiedy zobaczyłam białe tęczówki
zorientowałam się, że siedzę okrakiem na Nicku <Kto
by się spodziewał?> i przykładam nóż do jego szyi ((Przypominam, że ona wciąż nie rozumie dlaczego siedzi w
psychiatryku)). Szybko z niego zeszłam i rzuciłam ostrze na drugi koniec
pokoju, a sama skuliłam się w koncie. <Jak już
to „na koncie”, oczywiście, tym bankowym, bo przecież pokój ma kąty, a nie
konta>
Prawie zabiłam osobę<,> która w końcu mnie rozumie ((Aha. Czyli Mili cię nie rozumie)). Gdy zerknęłam w
stronę dziewczyny ujrzałam pełno krwi rozchlapanej dosłownie wszędzie oraz jej
zmasakrowane ciało. Po chwili poczułam jak ktoś mnie zmusza bym na niego
spojrzała. ((*kaszel, kaszel*imperatyw
narracyjny*kaszel*))
-Moon, wszystko w porządku?
-Ja...przepraszam Nick<.>
-Spokojnie nic się nie stało,
naprawdę ((Spoko. Codziennie spotyka się z wariatkami,
które próbują poderżnąć mu gardło))- powiedział kojącym głosem. Ne wiem
czemu, ale się do niego przytuliłam. Po prostu...czułam taką potrzebę. <To imperatyw narracyjny usiłuje was ze sobą
zeswatać> ((Idę rzygać)) Po jakimś
czasie się od niego oderwałam.
-Trzeba posprzątać<,> co?
-Wypadałoby- odparł i wziął na
ręce zwłoki dziewczyny. <Krycie podpisanych
zwłok w zamkniętym budynku to już wyższe poziomy głupoty ludzkiej> ((Zwłoki to nie wszystko. Cały pokój jest ujebany krwią))-otwarłabyś
tamte drzwi?-wskazał ruchem głowy na drzwi <*powtórzenie*>
za którymi kryło się nie wiadomo co.
Podeszłam do nich i pchnęłam
drzwi ((*z całej siły wali ałtorkę w ryj słownikiem
synonimów* KOLEJNE POWTÓRZENIE!!!)). To co za nimi ujrzałam odebrało mi
mowę. ((To wspaniale! Mam nadzieję, że tak już
zostanie))
To...to...
To było krzesło elektryczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz