Spieszmy się kochać rocka, bo szybko odchodzi! Druga analiza tego raczka jest jednocześnie jego ostatnią, bo zwyczajnie zabrakło nam materiału na dalszą część. Wiem, wiem - cieszycie się. Ja też się cieszę, bo z prawdziwą muzyką ten poTFOREK nigdy nie miał niczego wspólnego. Zapomnijmy o zespole merysójka Majka, bo ałtorka chyba też stara się tego nie pamiętać. Nie potrzebuje do szczęścia tak dobrego, nakręcającego fabułę motywu grupy muzyków, bo ma imperatywną katastrofę lotniczą. Więc czego chcieć więcej? No właśnie. Tanie romanse, intryga jednego słowa i latające prywatne autobusy upchnięte elegancko w jednym miejscu są tylko tłem, zaledwie prologiem prowadzącym do nowatorskiej sztuki survivalu wedle merysójka i jego nieustraszonego duetu. Znowu nie wiemy gdzie jesteśmy, znowu nie wiemy dlaczego i po co ktoś zadał sobie trud publikowania czegoś tak niedopracowanego. Wiemy natomiast, że miasto jest ładne, ładne oraz ładne. Najwyraźniej Stany Zjednoczone Polski Japońsko-Bułgarskiej są miejscem, gdzie chciałby mieszkać każdy z nas. Tylko samoloty często spadają z nieba, ale to nie szkodzi - reżyserowie filmów katastroficznych zacierają w zachwycie ręce. Bawcie się dobrze i nie wsiadajcie do żadnych podejrzanych busów ze skrzydłami!
Autor: KiraAsahina
Komentują:
*<Apocalyptical>
*((Dola))
*//Johnny//
6.Mistrzowie
drugiego planu <Kojarzycie może takie
kolorowe gazetki podrzędnej jakości? Wiecie, takie, które oferują króciutkie
historyjki nadesłane przez rzekomych czytelników? Ano właśnie...>
Nadszedł dzień Halloween((,)) dzień<,> kiedy dzieciaki przebierają się za
zombie, wampiry i inne takie <Dzięki za
wyjaśnienie. Pierwszy raz w życiu słyszę tę nazwę...> ((W naszej pięknej Polszy nie ma takich wynalazków.)).
Ja osobiście nie obchodzę tego święta<,>
ale postanowiłem się przebrać za wampira i zabrać Kaname na imprezę
Halloween'ową ((*odgania apostrof miotłą*))<Co za poświęcenie! Wreszcie widać, że romansidło!>.
Podjechałem pod jej dom i gdy zdjąłem kask podeszłem <=.=
Zaczyna się.> do drzwi i zapukałem. Czekałem chwilę aż do momentu<,> kiedy otworzyła mi Kaname przebrana za
kotka. //Otworzyli mu wszyscy domownicy po kolei, ale
on czekał aż otworzy Kaname. Tak to zrozumiałem.// Przyznam<,> uroczo wyglądała.
-Kaname<,> idziemy razem na imprezę Halloween'ową? - zapytałem i patrzałem ((Patrzał, patrzał i napatrzać się nie mógł.)) na nią wyczekująco. <Facet. Powiem to tylko raz i bardzo, bardzo wolno: Ty się przebrałeś, ona też się przebrała, przyjechałeś po nią, więc to, że pójdziecie na zabawę jest więcej niż oczywiste. I to nawet nie dlatego, że wszechobecny tu imperatyw wsadzi ci ją na siedzenie pasażera.>
-Z chęcią - odpowiedziała po dłuższej chwili i ubrała czarne botki. Objąłem ją ramieniem i poszliśmy do miejsca imprezy. Gdy tak sobie szliśmy zerkałem na nią. Słodko w tym wygląda <Wspominałeś już.> ((Była tak słodka, że musiał to podkreślić jeszcze raz.)). Ledwo szesnasta dochodziła<,> //Czepiam się, ale w tej kolejności te słowa nie brzmią naturalnie.//a dzieciaki już biegały po domach i zbierały cukierki. Weszliśmy do domu ((*stodoły)) Pawła ((A kim jest Paweł?)) //*tapla się w poprzednim rozdziale* Mieliśmy jednego tajemniczego gitarzystę, tego niedoszłego basistę. To chyba on. I znowu imię, które nie brzmi zagranicznie! Grześ nie jest sam!// i zaczęła się zabawa. Tańce, konkursy, słodkości na stołach, napoje<,> wszystko co dobre. Każdy był za coś przebrany <Woah. No tego się nie spodziewałam po IMPREZIE HALLOWEENOWEJ. Za mało sugestywne były te ich przebrania >.> > ((No kto by pomyślał?)). Na sali rozległ się wolny kawałek. //Pizzy? Sera? Leć na wolność, plasterku!// Spojrzałem na Kaname i objąłem ją w talii<,> a ta splotła dłonie na moim karku i tak zaczęliśmy tańczyć wolnego <tańca. Ja wiem, to teoretycznie dopuszczalne, ale i tak źle wygląda.>. Przez cały taniec wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Przysunąłem się bliżej i złączyłem nasze usta w pocałunku. Byłem przekonany, że dostanę z liścia, czy coś<,> lecz Kaname <, straciwszy resztki jakiegokolwiek zdrowego rozsądku, gustu, a nawet godności,> odwzajemniła pocałunek. Chłopacy z zespołu klaskali i gwizdali po chwili <Bo wcześniej tylko klaskali ochoczo i przez myśl im nie przeszło, żeby zagwizdać dla aprobaty, tak?> ((Bo są w podstawówce i pierwszy raz widzą, jak kolega całuje się z dziewczyną.))) dołączyli się do nich też inni goście //Nasza zakochana para chyba zawyża średnią wieku na tej zabawie.//. Oberwałem się <z gałęzi niczym dorodna gruszka> od pocałunków i uśmiechnąłem się<,> poczym <*zapowietrzenie*> ((*hiperwentylacja*)) //*wzdryg*// przytuliłem do siebie Kaname. Wtuliła się we mnie i zamknęła oczy. Wtulałem ją <w rozgrzany asfalt> i po chwili po sali rozniósł się flesz aparatu <Wyjątkowo długo się rozchodził jak na krótki błysk światła...> ((Mike musi być strasznym przegrywem, skoro wszyscy tak cieszyli się, że wreszcie ma dziewczynę.)). Spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem Pawła z aparatem. Impreza trwała dalej. Wszyscy się upijali do nieprzytomności. Paweł robił zdjęcia. Z tego co widziałem<,> mogłem stwierdzić, że Ririanna napiła się najwięcej ze wszystkich zgromadzonych gości. Chodziła chwiejnym krokiem ((OHOHO, wyczuwam element komiczny! Przygotujmy się!)), tańczyła jakby była sama na parkiecie<,> a nawet podrywała... szklanke<*ę> z colą. //Niezbadane są drogi pijanych podstawówkowiczów.// Gdy poszła do łazięki <OHOHO!> ((*headdesk*))
-Kaname<,> idziemy razem na imprezę Halloween'ową? - zapytałem i patrzałem ((Patrzał, patrzał i napatrzać się nie mógł.)) na nią wyczekująco. <Facet. Powiem to tylko raz i bardzo, bardzo wolno: Ty się przebrałeś, ona też się przebrała, przyjechałeś po nią, więc to, że pójdziecie na zabawę jest więcej niż oczywiste. I to nawet nie dlatego, że wszechobecny tu imperatyw wsadzi ci ją na siedzenie pasażera.>
-Z chęcią - odpowiedziała po dłuższej chwili i ubrała czarne botki. Objąłem ją ramieniem i poszliśmy do miejsca imprezy. Gdy tak sobie szliśmy zerkałem na nią. Słodko w tym wygląda <Wspominałeś już.> ((Była tak słodka, że musiał to podkreślić jeszcze raz.)). Ledwo szesnasta dochodziła<,> //Czepiam się, ale w tej kolejności te słowa nie brzmią naturalnie.//a dzieciaki już biegały po domach i zbierały cukierki. Weszliśmy do domu ((*stodoły)) Pawła ((A kim jest Paweł?)) //*tapla się w poprzednim rozdziale* Mieliśmy jednego tajemniczego gitarzystę, tego niedoszłego basistę. To chyba on. I znowu imię, które nie brzmi zagranicznie! Grześ nie jest sam!// i zaczęła się zabawa. Tańce, konkursy, słodkości na stołach, napoje<,> wszystko co dobre. Każdy był za coś przebrany <Woah. No tego się nie spodziewałam po IMPREZIE HALLOWEENOWEJ. Za mało sugestywne były te ich przebrania >.> > ((No kto by pomyślał?)). Na sali rozległ się wolny kawałek. //Pizzy? Sera? Leć na wolność, plasterku!// Spojrzałem na Kaname i objąłem ją w talii<,> a ta splotła dłonie na moim karku i tak zaczęliśmy tańczyć wolnego <tańca. Ja wiem, to teoretycznie dopuszczalne, ale i tak źle wygląda.>. Przez cały taniec wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Przysunąłem się bliżej i złączyłem nasze usta w pocałunku. Byłem przekonany, że dostanę z liścia, czy coś<,> lecz Kaname <, straciwszy resztki jakiegokolwiek zdrowego rozsądku, gustu, a nawet godności,> odwzajemniła pocałunek. Chłopacy z zespołu klaskali i gwizdali po chwili <Bo wcześniej tylko klaskali ochoczo i przez myśl im nie przeszło, żeby zagwizdać dla aprobaty, tak?> ((Bo są w podstawówce i pierwszy raz widzą, jak kolega całuje się z dziewczyną.))) dołączyli się do nich też inni goście //Nasza zakochana para chyba zawyża średnią wieku na tej zabawie.//. Oberwałem się <z gałęzi niczym dorodna gruszka> od pocałunków i uśmiechnąłem się<,> poczym <*zapowietrzenie*> ((*hiperwentylacja*)) //*wzdryg*// przytuliłem do siebie Kaname. Wtuliła się we mnie i zamknęła oczy. Wtulałem ją <w rozgrzany asfalt> i po chwili po sali rozniósł się flesz aparatu <Wyjątkowo długo się rozchodził jak na krótki błysk światła...> ((Mike musi być strasznym przegrywem, skoro wszyscy tak cieszyli się, że wreszcie ma dziewczynę.)). Spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem Pawła z aparatem. Impreza trwała dalej. Wszyscy się upijali do nieprzytomności. Paweł robił zdjęcia. Z tego co widziałem<,> mogłem stwierdzić, że Ririanna napiła się najwięcej ze wszystkich zgromadzonych gości. Chodziła chwiejnym krokiem ((OHOHO, wyczuwam element komiczny! Przygotujmy się!)), tańczyła jakby była sama na parkiecie<,> a nawet podrywała... szklanke<*ę> z colą. //Niezbadane są drogi pijanych podstawówkowiczów.// Gdy poszła do łazięki <OHOHO!> ((*headdesk*))
// //
usłyszeliśmy krzyk i błaga<l>nie
pobiegliśmy <Nie ma kropek – nie ma sensu.>
do niej i Ririanna klęczała przed prysznicem<,>
z którego lała się woda.
-Błagam cię<,> prysznicu! Przestań płakać<.> już więcej nie będę wiedziała na twoich drzwiach ręczników <Jak można wiedzieć ręczników na drzwiach? O-O > obiecuję! – ((Mówiłam, element komiczny! Mam już zacząć się śmiać?)) To jej błaganie prysznica aby przestał płakać tylko potwierdziło to, że Ririanna była napita bardziej niż my wszyscy <Albo chora psychicznie. Nie wykluczaj tej bardzo prawdopodobnej opcji.> ((Tam wszyscy są chorzy psychicznie. Wszyscy.)).
Po imprezie zostałem z chłopakami i Kaname u Pawła i zaczęliśmy ogarniać dom. //”Wszyscy się upijali do nieprzytomności”. Oczywiście poza gołąbeczkami, oni się do takiego poziomu nie zniżają. Bo jak opowiadać dalej historię, kiedy bohaterowie na zmianę chrapią i rzygają?// Vanessa pilnowała Ririanny<,> aby ta czegoś znowu nie odwaliła //Odwal się, cosiu!// i ona chyba miała najtrudniejsze zadanie z nas wszystkich. <To czemu nie odesłali jej do domu? Albo nie położyli spać? Nikt jej przecież nie przykuł do podłogi w salonie... Chociaż to pewnie załatwiłoby sprawę...> ((Trzeba się jeszcze pośmiać z koleżanki.))
Gdy skończyliśmy sprzątać<,> usiadłem na kanapie<,> a Kaname na moich nogach. Z chłopakami zaczęliśmy przeglądać zdjęcia zrobione przez Pawła<.> z jednych śmie//*a//liśmy się bardziej<,> a z drugich mniej. ((Wszyscy śmiali się i dokazywali.))
-Czekaj<,> pokaż to - wziąłem zdjęcie<,> gdzie jest //*na którym został// uwieczniony nasz pocałunek i prze//*y//jrzałem się mu uważnie i<*.> pokazałem na Vanesse i Cris'a ((Ić mie stont, apostrofie niedobry!)). Cris był umalowany kosmetykami Vanessy i robił dziwną mine <przeciwpancerną>. Światło od migawki aparatu odbijało się od jego oczu<,> nadając im czerwony kolor. Obok była Vanessa trzymająca wyrwaną lampę z sufitu i całowała ją.
-Teraz wiem czemu nie nam lampy na suficie - wszyscy ((mimo ogromnego)) za((żenowania)) śmie//*a//liśmy się. Ta impreza była jedną z najlepszych. Zwłaszcza((,)) że mieliśmy takich mistrzów drugiego planu. <*odchrząka* A NIE MÓWIŁAM?! KOLOROWA GAZETKA INSPIRACJĄ!> ((*krzywi się*))
-Błagam cię<,> prysznicu! Przestań płakać<.> już więcej nie będę wiedziała na twoich drzwiach ręczników <Jak można wiedzieć ręczników na drzwiach? O-O > obiecuję! – ((Mówiłam, element komiczny! Mam już zacząć się śmiać?)) To jej błaganie prysznica aby przestał płakać tylko potwierdziło to, że Ririanna była napita bardziej niż my wszyscy <Albo chora psychicznie. Nie wykluczaj tej bardzo prawdopodobnej opcji.> ((Tam wszyscy są chorzy psychicznie. Wszyscy.)).
Po imprezie zostałem z chłopakami i Kaname u Pawła i zaczęliśmy ogarniać dom. //”Wszyscy się upijali do nieprzytomności”. Oczywiście poza gołąbeczkami, oni się do takiego poziomu nie zniżają. Bo jak opowiadać dalej historię, kiedy bohaterowie na zmianę chrapią i rzygają?// Vanessa pilnowała Ririanny<,> aby ta czegoś znowu nie odwaliła //Odwal się, cosiu!// i ona chyba miała najtrudniejsze zadanie z nas wszystkich. <To czemu nie odesłali jej do domu? Albo nie położyli spać? Nikt jej przecież nie przykuł do podłogi w salonie... Chociaż to pewnie załatwiłoby sprawę...> ((Trzeba się jeszcze pośmiać z koleżanki.))
Gdy skończyliśmy sprzątać<,> usiadłem na kanapie<,> a Kaname na moich nogach. Z chłopakami zaczęliśmy przeglądać zdjęcia zrobione przez Pawła<.> z jednych śmie//*a//liśmy się bardziej<,> a z drugich mniej. ((Wszyscy śmiali się i dokazywali.))
-Czekaj<,> pokaż to - wziąłem zdjęcie<,> gdzie jest //*na którym został// uwieczniony nasz pocałunek i prze//*y//jrzałem się mu uważnie i<*.> pokazałem na Vanesse i Cris'a ((Ić mie stont, apostrofie niedobry!)). Cris był umalowany kosmetykami Vanessy i robił dziwną mine <przeciwpancerną>. Światło od migawki aparatu odbijało się od jego oczu<,> nadając im czerwony kolor. Obok była Vanessa trzymająca wyrwaną lampę z sufitu i całowała ją.
-Teraz wiem czemu nie nam lampy na suficie - wszyscy ((mimo ogromnego)) za((żenowania)) śmie//*a//liśmy się. Ta impreza była jedną z najlepszych. Zwłaszcza((,)) że mieliśmy takich mistrzów drugiego planu. <*odchrząka* A NIE MÓWIŁAM?! KOLOROWA GAZETKA INSPIRACJĄ!> ((*krzywi się*))
7.Wspominki
<Drogi pamiętniczku! Tak
nawiasem mówiąc nie krytykuję wcale narracji pamiętnikarskiej. To piękne, ale
specyficzne narzędzie, którym trzeba umieć się posłużyć, a wtedy wychodzą
naprawdę dobrze opowiadania i historie. Nie mniej: Drogi pamiętniczku!>
Spacerowałem po parku z Kaname. Jesteśmy już ze sobą od
tygodnia. Czas szybko leci. ((No tak, wszak tydzień to
kupa czasu.)) Jest wiosna<,> a
park o tej porze jest śliczny. Park kwitnącej wiśni <Ale
tylko jednej? Eeee, to biedny ten park.>. Delikatny wiaterek muskał
nasze twarze i unosił różowe płatki zakwitających wiśni, które potem opadały na
rzeczkę przechodzącą przez park. <Słowem:
Japonia. W tych Stanach Zjednoczonych Polski Bułgarskiej alias Opkolandzie :”)
> ((Założę się, że ałtorka sama nie wie,
gdzie rozgrywa się akcja JEJ opka.)) Trawa była soczyście zielona. Na
niej były rozłożone koce<,> a na nich
rodziny <też w stanie rozkładu – jeszcze nikt
nie sprzątnął dekoracji po Halloween z poprzedniego rozdziału. Swoją drogą...
Ile czasu właściwie minęło? Tam była późna jesień, a tutaj kwitną wiśnie
O.o> ((Powiedział, że są ze sobą od tygodnia.
Pory roku jakoś szybciej się zmieniają w tym uniwersum.)), przyjaciele
albo jedni i drudzy na spotkaniu. Postanowiłem również rozłożyć ((się i w ten sposób użyźnić glebę. Chociaż tak mogę przydać
się ludzkości.)) koc i razem z Kaname usiadłem na nim.
<Uwaga, uwaga! To jest
doskonały moment, żeby skoczyć po coś mocniejszego (jak cola, kawa, herbata czy
inne czasoumilacze w płynie) i popcorn! Czas na ckliwe klisz-wyznania!
((O nie… Nienienienienie
))
-Pamiętam kiedyś z siostrą, bratem i tatą przychodziliśmy tu w nocy - zaczęła miło wspominać ukochana <Czyli naprawdę Japonia! *o* Ale pewnie tylko przez chwilę...> - lecz pewnego razu<,> gdy mieliśmy iść tutaj nasz dom napadła moja i mojego rodzeństwa <*nasza. Ja wiem, że licznik słów i te sprawy, ale... NASZA.> ciotka Laura ((Mało japońskie imię.)). Schowałam sie ((*ę)) z rodzeństwem w pokoju pod łóżko. Tata i mama zaczęli rozmawiać z ciocią<,> a bardziej kłócić się. Kłótnia była ostra<,> szły <w równej kolumnie, podśpiewując harcerskie piosenki,> przekleństwa za przekleństwami. W końcu usłyszeliśmy tylko dźwięk strzału i zaczęła się strzelanina. <Czej. Strzelanina na jedną giwerę? Oni go sobie podają z ręki do ręki? Czy rodzina Kaname po prostu wiecznie chodzi z bronią?> ((Pewnie cały arsenał pod podłogą mieli.))Tata bronił mamy<,> lecz ta z krzykiem przerażenia i bólu poległa pierwsza. <Zaiste krwawy to był bój i ginęli niewinni... *przez chwilę mierzy wzrokiem stygnące truchło, a potem wzrusza ramionami* Wojna jest wojna. Hej! Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani... *idzie dalej w fabułę, radośnie nucąc*> Ojciec zaczął strzelać w ciocie<,> lecz ta nie miała na sobie ani draśnięcia.
<
>
((E tam, po prostu nie zwracała
uwagi na te draśnięcia.
Po kilku chwilach do domu wszedł ktoś jeszcze i wbił w tatę
nóż<,> a strzały cioci tylko go
dobiły. <Co za intryga!> ((Czy tylko ja parsknęłam w tym momencie śmiechem? To jest
tak niezdarnie opisane…)) Widzieliśmy wszystko spod łóżka drzwi <Ok. To ja pójdę poszukać gdzie moje łóżko ma drzwi...
Jak jeden ominięty spójnik cudownie zagina rzeczywistość :”) > ((A ja sprawdzę, czy moje drzwi mają łóżko.)) //A ja spróbuję przeczytać to jeszcze raz i potraktować
to poważnie.//były uchylone. Krew lała sie ((*ę))
strumieniami <A może oni tam wcale nie
zabili rodziców Kaname... Może po prostu mieli stadko wieprzków do ubicia?> //Nope, nie da się tego traktować poważnie. Powaga opisu
nijak ma się do dotychczasowego nastroju opka. Dość makabryczna sytuacja opowiedziana
tak po prostu, bez zająknięcia. Tutaj chyba mam zacząć przejmować się spieprzonym
dzieciństwem bohaterki, ale… no nie. Nie da się. Nie zrobiła nic, za co mógłbym
ją polubić albo znienawidzić (chyba że za tą właśnie nijakość). A nagły slasher
tylko wybija z rytmu.// . Cała nasza trójka zakrywała usta<,> aby nie krzyknąć. Po krótkim dialogu<, którego prosty plebs czytelniczy nie jest godzien
poznać> poszli rozejrzeć sie ((*ę)) po
domu i nas szukać. Dla mnie i rodzeństwa była to okazja na ucieczkę. Mój brat
wyszedł pierwszy za nim moja siostra<,>
a na końcu ja. Udaliśmy sie szybko i cicho do wyjścia i uciekliśmy. <Oszywiście. Wszakże ci „oni” na pewno nie zorientują
się, że trójka dzieci, których to przypadkiem szukają, właśnie w popłochu
biegnie do drzwi.> ((Może są niewidomi…)) Facet zaczął w nas strzelać<,> lecz udało nam sie ujść bez szwanku <Albo biegli bardzo, bardzo szybko, albo gęstym
zygzakiem ._.> ((Rickon z Gry o Tron mógłby
się od nich uczyć.)). Znaleźliśmy schronienie w opuszczonym budynku.
Isana <–> moja siostra <–> płakała najbardziej. Nie zniosła tego
wszystkiego i jej psychika nawaliła. Każdego dnia ja Izaya ((Orihara)) <A ja
Apo.> sprzątaliśmy jej pokój, który był cały w jej krwi. <Kolejna prosiaki ubija na dywanie <.< > ((Dożywotni
zapas bekonu!)) Cięła się ((Ale o tym, żeby z
nią do lekarza pójść to nie pomyśleli.))
//Czy to jest Chris z poprzedniej analizy, że jej krew sika po całym pokoju?//.
Musieliśmy być dzielni i pewnego dnia uciekliśmy cała nasza trójka do właśnie
tego miasta. Ja, Isana i Izaya ((Orihara)) <–> mój brat <–>
jesteśmy trojaczkami<, a> najstarszy
jest Izaya ((Orihara)). On wspierał nas i
motywował do ucieczki. Ja i on pomagamy teraz codziennie Isanie, która leczy
się psychicznie - mówiła smutno patrząc się w koc //Szloch
szloch. Nie wystarczy napisać, że jest smutna, nie jest to jakoś bardzo wiarygodne.
Dziwne też, że tylko jedno z rodzeństwa musiało się leczyć. Reszta z taką
wytrzymałością na traumę powinna już zostać Batmanami.//. Biedna -
tamtego feralnego dnia mieliśmy sześć lat ((Sześć lat?
Czej, chcesz mi wmówić, że sześcioletnie bachory tak same, bez rodziców, sobie
radziły w jakimś opuszczonym budynku?)) - ciągnęła dalej Kaname.
Przytuliłem ją mocno do siebie i wtuliłem ją. ((Tuliłem
ją tak długo, aż w końcu przestała oddychać. The end.)) Odwzajemniła mój
uścisk. <*tonem stereotypowego złego z
kreskówki* Myślicie może, że to już koniec? Otóż mylicie się okrutnie! To
piekło nie ma końca! Mwahahahahaha!>
-Też nie miałem najłatwiej<,> ale w porównaniu do twojej historii to u mnie był luksus. <I oczywiście zaraz się o tym przekonamy :”) > ((Azaliż szczęśliwe dzieciństwo jest mainstreamowe i w ogóle dla plebsu.)) Jak miałem siedem lat mieszkałem z mamą i tatą w biedzie. Nie miałem pokoju własnego //Brzmi jak wiersz, po co ta inwersja?//<,> więc zawsze jak chciałem pobyć sam wychodziłem do salonu <Bo w salonie oczywiście nigdy nikogo nie było, tak?>. Do kuchni nie odważałem sie<*ę> wchodzić. Ojciec bił moją mamę. Każdego dnia się kłócili. Mama prosiła<,> aby przestał pić i zajął się rodziną. //Nawet stereotyp jest zepsuty. Więc szukałeś samotności w salonie? Czy stereotypowi ojcowie alkoholicy nie przesiadują zwykle właśnie tam? Na swoim tronie z wypierdzianą dziurą, w Szacie Żonobijce i z Piwnym Berłem w ręku?//Ale on nie słuchał i bił ją ((*ziewa* Ile jeszcze będę słuchać TAKICH SAMYCH historii w różnych opkach? Drodzy ałtorzy, szczęśliwa rodzina naprawdę NIE JEST ZŁA.)). Pewnego dnia kłótnia była zbyt agresywna i butelką od piwa uderzył moją mamę w głowę a potem <bił ją> to co trzymał z tej butelki wbił jej w szyje <Gdyż jego mama na bank musiała być hydrą i szyj miała pod dostatkiem. Pozostaje tylko pytanie dlaczego umarła? Nie powinna jej po prostu wyrosnąć kolejna głowa?> ((Ojciec czytał przygody Heraklesa i wiedział, że wystarczy przypalić szyje. Wtedy głowy nie odrosną.)). Wziął do tego młotek i zadawał jej ciosy. Potem wziął nóż kuchenny i dźgał ją((, potem jeszcze poćwiartował, oblał benzyną i spalił. Serio, ałtorko? Naprawdę musiałaś aż tak dobitnie podkreślić jakim to chujem i brutalem był ojciec głównego bohatera?)) //Myślę, że mogę tutaj przytoczyć porównanie zasłyszane w Internecie: filmy, książki, bohaterowie i wątki są jak pizza. Jest dużo rzeczy, które czynią pizzę dobrą. Trzeba jednak zachować równowagę. Przyprawa w postaci tragizmu dodaje smaku, ale zbyt duża ilość zabija ten smak. Dalej – jeśli nawrzucamy dodatków z innych, dobrych pizz na jedną, mogą do siebie nie pasować, a efekt końcowy stanie się ciężki i ohydny. Tym właśnie są bohaterowie tego opka: kawałkami pizzy, które mają tak dużo (tanich) składników, że aż się wylewa. Ałtorka władowała w nich ile kuchnia miała, ale ciasto po prostu nie da rady tego utrzymać, a czytelnik wchłonąć.//. Mama zmarła na miejscu ((YOU DON’T SAY.)). Widząc to<,> uciekłem z domu i chodziłem po mieście<.> ((Ale o tym, żeby pójść na policję to nie pomyślałeś, nie?)) spojrzałem na chłopaków grających na gitarach, bębnach z puszek po farbach i śpiewające dziewczyny. <O! I to jest ten najlepszy zespół rockowy na świecie w pełnej okazałości! Nie pomyliliśmy się wiele, drodzy towarzysze! *^*> Byli to właśnie ci<,> z którymi teraz sie trzymam. Podeszłem
-Też nie miałem najłatwiej<,> ale w porównaniu do twojej historii to u mnie był luksus. <I oczywiście zaraz się o tym przekonamy :”) > ((Azaliż szczęśliwe dzieciństwo jest mainstreamowe i w ogóle dla plebsu.)) Jak miałem siedem lat mieszkałem z mamą i tatą w biedzie. Nie miałem pokoju własnego //Brzmi jak wiersz, po co ta inwersja?//<,> więc zawsze jak chciałem pobyć sam wychodziłem do salonu <Bo w salonie oczywiście nigdy nikogo nie było, tak?>. Do kuchni nie odważałem sie<*ę> wchodzić. Ojciec bił moją mamę. Każdego dnia się kłócili. Mama prosiła<,> aby przestał pić i zajął się rodziną. //Nawet stereotyp jest zepsuty. Więc szukałeś samotności w salonie? Czy stereotypowi ojcowie alkoholicy nie przesiadują zwykle właśnie tam? Na swoim tronie z wypierdzianą dziurą, w Szacie Żonobijce i z Piwnym Berłem w ręku?//Ale on nie słuchał i bił ją ((*ziewa* Ile jeszcze będę słuchać TAKICH SAMYCH historii w różnych opkach? Drodzy ałtorzy, szczęśliwa rodzina naprawdę NIE JEST ZŁA.)). Pewnego dnia kłótnia była zbyt agresywna i butelką od piwa uderzył moją mamę w głowę a potem <bił ją> to co trzymał z tej butelki wbił jej w szyje <Gdyż jego mama na bank musiała być hydrą i szyj miała pod dostatkiem. Pozostaje tylko pytanie dlaczego umarła? Nie powinna jej po prostu wyrosnąć kolejna głowa?> ((Ojciec czytał przygody Heraklesa i wiedział, że wystarczy przypalić szyje. Wtedy głowy nie odrosną.)). Wziął do tego młotek i zadawał jej ciosy. Potem wziął nóż kuchenny i dźgał ją((, potem jeszcze poćwiartował, oblał benzyną i spalił. Serio, ałtorko? Naprawdę musiałaś aż tak dobitnie podkreślić jakim to chujem i brutalem był ojciec głównego bohatera?)) //Myślę, że mogę tutaj przytoczyć porównanie zasłyszane w Internecie: filmy, książki, bohaterowie i wątki są jak pizza. Jest dużo rzeczy, które czynią pizzę dobrą. Trzeba jednak zachować równowagę. Przyprawa w postaci tragizmu dodaje smaku, ale zbyt duża ilość zabija ten smak. Dalej – jeśli nawrzucamy dodatków z innych, dobrych pizz na jedną, mogą do siebie nie pasować, a efekt końcowy stanie się ciężki i ohydny. Tym właśnie są bohaterowie tego opka: kawałkami pizzy, które mają tak dużo (tanich) składników, że aż się wylewa. Ałtorka władowała w nich ile kuchnia miała, ale ciasto po prostu nie da rady tego utrzymać, a czytelnik wchłonąć.//. Mama zmarła na miejscu ((YOU DON’T SAY.)). Widząc to<,> uciekłem z domu i chodziłem po mieście<.> ((Ale o tym, żeby pójść na policję to nie pomyślałeś, nie?)) spojrzałem na chłopaków grających na gitarach, bębnach z puszek po farbach i śpiewające dziewczyny. <O! I to jest ten najlepszy zespół rockowy na świecie w pełnej okazałości! Nie pomyliliśmy się wiele, drodzy towarzysze! *^*> Byli to właśnie ci<,> z którymi teraz sie trzymam. Podeszłem
<>
do nich i
nasłuchiwałem muzyki. Mimo kilku zrobionych na szybko instrumentów grali<,> jakby grali już od kilku lat<,> a dziewczynki słodko śpiewały.
Zaproponowali mi((,)) abym do nich dołączył<.> tak też zrobiłem i od tamtej pory gram z
nimi. //Tak po prostu zapytali randoma na ulicy,
czy nie chciałby z nimi grać? Na czym Mike wtedy w ogóle umiał grać?. Szansa na
kompleksowe origin story zespołu właśnie potknęła się o puszkę i rozbiła ten
swój głupi ryj.// Tydzień po śmierci mamy ja stałem sie celem ojca. Bił
mnie i zamykał w piwnicy na kilka godzin. Zmuszał do żebrania pieniędzy <Całe szczęście. Żebranie pieniędzy na pewno nie jest
tak tłamszące godność jak żebranie O PIENIĄDZE >.< > i nie
miałem wyboru<,> musiałem to robić. //Ten tragizm kapie mi już po spodniach. Fuj.//Wszystko
opowiadałem przyjaciołom i oni mnie w tych trudnych chwilach wspierali. Nawet
oddawali mi swoje jedzenie, picie i opatrunki. Byłem im dłużny. Gdy od nich wróciłem
pewnego dnia<,> ojciec zaczął mnie bić
pasem<,> gdy przestał<,> wstałem chwyciłem szklanke<*ę> i rzuciłem nią w ojca. Szklanka
roztrzaskała sie o jego głowę. Odwrócił się w moją stronę i podchodził <Szedł, szedł i szedł, a dystans jak na złość wcale
się nie skracał.>. Zacząłem się cofać i uciekłem do garażu<.> stamtąd wziąłem siekierę i schowałem się
za drzwiami. Gdy wszedł do garażu i mnie zauważył zacząłem się z nim szarpać aż
w końcu wbiłem w jego brzuch siekierę. <Wydaje
mi się, że to fizycznie trudno wykonalne, kiedy się z kimś szarpiesz. Żeby z
bliska wbić coś komuś w brzuch na ogół trzeba dysponować bronią kłującą, a o
tym, że siekierą się rąbie, a nie dźga chyba nie muszę nikomu mówić. Właśnie
dlatego najpierw oczami wyobraźni zobaczyłam ojca ze sterczącym trzonkiem
siekiery wbitej na siłę płaską częścią głowicy. Nawet mi przez myśl nie
przeszło, że w zwarciu można się zamachnąć i inaczej ją wbić :”) > //Fizyka z
minecrafta.//Ojciec plunął krwią i padł martwy. Zacząłem uciekać i
uciekłem do moich przyjaciół<.>
opowiedziałem im wszystko i rodzice Ririanny przygarnęli mnie po usłyszeniu
mojej historii. <*pojawia magicznie listę klisz
i wykreśla kolejno traumatyczną przeszłość, sieroctwo i martwych rodziców*>
//Nie powinien w pierwszej kolejności trafić do
bliskiej rodziny? Nie ma nawet o tym wzmianki! Nie można tak po prostu zgarnąć
bachora z ulicy! A policja, psycholog, rzecznik praw dziecka?// Czułem
się tam bezpiecznie - wtulałem w siebie Kaname i mocno to robiłem. //Myślę sobie, że takie wyżalanie się nie może działać.
Aż tu nagle przypominam sobie wymianę Wade’a z Vanessą w pierwszym Deadpoolu.
Tak to się robi, proszę państwa. Dwa cholernie mocno przyprawione kawałki
pizzy, ale na tyle interesujące, że zajada się je z przyjemnością.// Uroniłem
łze <*błyskawicznie przekreśla na liście samotną
łzę* MAM CIĘ!>((Ej, to ja zakreślam te
wszystkie klisze!)) <Niczego nie żałuję!
*oddaje listę prawowitej właścicielce*>. Poczułem jak ktoś mi ją
wyciera i spojrzałem na Kaname. ((Nawet nie miałam
siły, żeby komentować. Wszelkim bogom dzięki, że to już koniec tych wyznań!
))
-Nie<*bez spacji*> ważne co się stanie
czy stało. Będziemy siebie wspierać<,>
prawda<,> Mike? – zaołżyłem <Wohoho. Co to za mutant?> ((*drapie się po głowie* Nie. Poddaję się.)) kosmyk
jej włosów za jej uszko ((Za dużo patosu. I czułości)) //Do tego jeszcze czułość. To jak znaleźć kawałek
ananasa w tej zupie dodatków.//.
-Tak. Nie myślmy już o przeszłości<,> ważne to<,> co stanie się w przyszłości - ująłem jej dłonie w swoje i spojrzałem w jej oczy - nie zostawimy siebie nigdy<. Eheheheheh... Jeszcze zobaczymy...> ((*stara się powstrzymać odruch wymiotny*))
-Nigdy - nasze usta złączyły się w pełnym czułości pocałunku. Oboje mieliśmy jakieś przejścia //Jakieś? JAKIEŚ? Droga ałtorko, nie doceniasz samej siebie. To moja robota.// i będziemy mieć. Każdy będzie mieć nie ważne <A jednak ważne. Gdyby było NIEWAŻNE to co innego.> czy chudy czy gruby, wysoki czy niski ((Taki mały, taki duży może świętym być!)) każdy ma za sobą jakieś przeżycie. //Przypomniał mi się żart w postaci filmu „The room”. Oglądałem go ze znajomymi, i wspólnie doszliśmy do wniosku, że ma najbardziej ckliwe i kiczowate dialogi z jakimi się w życiu spotkaliśmy. Miłosne wypociny powyżej trzymają ten sam poziom.// Ja ją //Ją? Kim jest ona? Dwa słowa dalej pada imię Kaname, więc kim jest ona?// dopilnuje<,> aby Kaname<,> moja Julia<,> czuła się ze mną jak w niebie. <Pssssst, Mikey! Oboje będziecie w niebie szybciej niż myślisz ^^ *sugestywnie kartkuje szekspirowski dramat*> Sprawię, że zapomni o tym<,> co przeżyła<,> a ja zapomnę o tym co ja przeżyłem.
-Tak. Nie myślmy już o przeszłości<,> ważne to<,> co stanie się w przyszłości - ująłem jej dłonie w swoje i spojrzałem w jej oczy - nie zostawimy siebie nigdy<. Eheheheheh... Jeszcze zobaczymy...> ((*stara się powstrzymać odruch wymiotny*))
-Nigdy - nasze usta złączyły się w pełnym czułości pocałunku. Oboje mieliśmy jakieś przejścia //Jakieś? JAKIEŚ? Droga ałtorko, nie doceniasz samej siebie. To moja robota.// i będziemy mieć. Każdy będzie mieć nie ważne <A jednak ważne. Gdyby było NIEWAŻNE to co innego.> czy chudy czy gruby, wysoki czy niski ((Taki mały, taki duży może świętym być!)) każdy ma za sobą jakieś przeżycie. //Przypomniał mi się żart w postaci filmu „The room”. Oglądałem go ze znajomymi, i wspólnie doszliśmy do wniosku, że ma najbardziej ckliwe i kiczowate dialogi z jakimi się w życiu spotkaliśmy. Miłosne wypociny powyżej trzymają ten sam poziom.// Ja ją //Ją? Kim jest ona? Dwa słowa dalej pada imię Kaname, więc kim jest ona?// dopilnuje<,> aby Kaname<,> moja Julia<,> czuła się ze mną jak w niebie. <Pssssst, Mikey! Oboje będziecie w niebie szybciej niż myślisz ^^ *sugestywnie kartkuje szekspirowski dramat*> Sprawię, że zapomni o tym<,> co przeżyła<,> a ja zapomnę o tym co ja przeżyłem.
8.Mówiła, że
tęskni... cz.1
Od kilku dni z Kaname rozmawiamy ze sobą przez Internet,
ponieważ wyjechała za granice <ziem
polsko-bułgarsko-((amerykańsko-))japońskich> wraz z bratem i siostrą.
Rozmawialiśmy tak codziennie ((„Tak” czyli jak?)) po
kilka godzin, lecz z czasem nasz kontakt zaczął się urywać.. <.>//Serce się
kraje, przecież oni są sobie pisani! A teraz na serio, błagam, zostańcie razem.
Jeśli się rozstaniecie, będę musiał czytać wasze łzawe pojednanie, a na to nie
mam najmniejszej ochoty. Niech Mike wróci na trasę z zespołem, żebym mógł
lepiej poznać grupę drugoplanowych postaci, które powinny tu grać (no pun
intended) dużo większą rolę. Chcę więcej rockowca w rockowcu! Romansidło już
zaliczyliśmy, idźmy dalej.// Z dnia na dzień coraz mniej rozmawialiśmy.
Gdy do niej dzwoniłem nie odbierała ((Czyżby wreszcie
zmądrzała?)). Wszędzie chodziłem z telefonem<,>
w którym był non stop włączony czat<,>
na którym rozmawialiśmy przez kamerkę i pisaliśmy do siebie. Tego dnia nie
pisaliśmy ani nie dzwoniliśmy. Za każdym razem kiedy próbowałem nawiązać
kontakt, nawet na moje listy nie odpisywała <„Od
kilku dni z Kaname rozmawiamy [...]. Tego dnia nie pisaliśmy [...] na moje
listy nie odpisywała.” Czy ałtorka ma świadomość, że prawdziwe listy to NIE
e-maile i potrzebują czasu, żeby dotrzeć do odbiorcy? Jeśli Mike bazgrał
szybciutko list na kolanie, wrzucał go do skrzynki i biegł migiem do domu, żeby
sprawdzić czy był już listonosz... Nie. Nie, nie, nie, nie. Wychodzę.> a w telefonie cały czas włączała się
poczta głosowa, lecz na żadną wiadomość głosową nie dostałem odpowiedzi.
Zacząłem się martwić<,> więc kupiłem
dwa bilety. Dla mnie i dla Pawła<, bo>
on najlepiej zna miejsce ich pobytu ((Szkoda, że
czytelnicy nie są godni, by dowiedzieć się chociaż w jakim kraju przebywają.)).
Spakowałem wszystko<,> co chciałem do
czarnej walizki na kółkach, telefon schowałem do kieszeni dżinsów, zawiązałem
buty i <bardzo, ale to bardzo długo> szedłem
do Pawła. Co pięć minut sprawdzałem czy Kaname nie napisała wiadomości.
Niestety nie było nic na czacie. Szedłem<,>
patrząc na śpieszących się, zapracowanych ludzi. Nikt nie zwracał na nic uwagi.
Mieli przed oczami pewnie swoją ścieżkę do danego punktu. <... Androidy.>
//*Replikanci.// ((Zombie.)) Kierowcy
jadący jak wariaci. //A tutaj mieliśmy krótką
refleksję o szarości ludzkiego życia i nieświadomości obcowania z uczuciami
wyższymi, takimi jak miłość na całe życie. Była ona całkowicie bezużyteczna.
Idziemy dalej.// Usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Szybko go odebrałem
i uradowałem się, gdy wreszcie usłyszałem głos mojej ukochanej Kaname. Nie
zdążyłem nic powiedzieć nawet się przywitać. <UWAGA!
Trzymać się wszyscy krzeseł, foteli i biurek! Czas na zakręt fabularny!> Królowa
mego serca powiedziała tylko jedno, krótkie słowo<:>
"Tęsknię" potem sygnał się urwał. Stałem jak wryty na środku chodnika
z telefonem przy uchu//, a dwie osoby idące za mną
zderzyły się z moimi plecami.//. Zapaliła mi się czerwona lampka ((Cóż za emocje. *ziewa*)). Ona nigdy tak szybko się
nie rozłącza. I nigdy nie mówi tak słabo jak powiedziała to słowo<:> "Tęsknię". Schowałem telefon i
pobiegłem do Pawła. Coś musiało się stać<,
Superman za rogiem> czuje to. Nie mogę zostawić mojej pani serca.
Biegłem<,> wymijając przechodniów ((*zombie/androidy)). Przebiegłem przez pasy<,> auta trąbiły na mnie. Ignorowałem uwagi
innych i biegłem. Nie chcę stracić mojej luby ((*LUBEJ,
do cholery!)). Wbiegłem do domu Pawła zdyszany<,>
a on siedział na kanapie<,> czytając
jakiś magazyn <i> popijając <ten magazyn> kawą.
-Zwolnij konie<,>
stary. Gdzie ci tak śpieszno? - Zapytał<,>
spoglądając na walizkę. <No proszę. On nic o
swoim wyjeździe nie wiedział... No kto by się spodziewał?!> ((No tak, widocznie Paweł nie ma własnego życia. Dlatego Mike
wybrał jego, bo wiedział, że i tak nie ma innych planów.))Wstał i udał
się do pokoju<,> ja poszedłem za nim i
wszystko mu tłumaczyłem. Jak zawsze w takich sytuacjach zachowywał stu <*bez spacji*>procentową powagę. Dokładnie
wiedział<,> co czułem w tej
chwili<, bo> sam kiedyś stracił
dziewczynę przez to, że została porwana i brutalnie zabita <na śmierć! (Przepraszam, wyjątkowo mi to tutaj
pasowało)> ((Kolejny z trudnymi
przeżyciami…)). //Oni się w tych Stanach Zjednoczonych
Polski Bułgarsko-Japońskiej tak mordują, że dziwię się, że nie mają jeszcze
żadnego super bohatera. Bo Superman za rogiem chyba ma ważniejsze sprawy na
głowie.// On się pakował<,> a
ja próbowałem nawiązać jaki <*BEZ SPACJI*>
kolwiek kontakt z moją wybranką. Dzwoniłem raz z mojego telefonu<,> a raz z telefonu przyjaciela, lecz na
żadny<*żaden> telefon, na żadny<*ŻADEN> SMS nie było odpowiedzi <Nah, bo przecież jeśli nie odbierała od swojego
własnego chłopaka, na pewno zechce odebrać połączenie z nieznanego numeru.
Dokładnie tak.>. Jak tylko ten
się spakował poszliśmy do jego auta i ruszyliśmy na lotnisko. Po drodze
rozważaliśmy wszystkie scenariusze te dobre i te złe.
-Tylko to powiedziała.. <.>
"Tęsknię"<,> ale nie
powiedziała za czym a ni <*dziki wrzask i odgłos
ciała uderzającego w ziemię obok fotela*> za kim ((Skoro powiedziała to DO CIEBIE, to chyba oczywiste, że
właśnie O CIEBIE jej chodziło, kretynie.)). Mogłem jej nie puszczać za
tą granice <Albo TE granice, albo tĘ granicĘ =.=
>. Nie była <*bez spacji* - czy
ałtorka się cofa?>((A można się bardziej
cofnąć?)) by w tarapatach - obwiniałem
się. Mogłem jej nie puszczać ((Psst, Majk! Kaname jest
dorosła i ma prawo latać gdzie chce, nie musi pytać ciebie o zgodę.)).
Teraz dzieje się z nią nie wiadomo co.
-Nie obwiniaj się<,>
zadzwoń do któregoś z jej rodzeństwa - powiedział<,>
kierując i patrząc na drogę pierwszy raz byłem na tyle skupiony <. Ale to Mike po raz pierwszy był tak skupiony na
tym, że Paweł kieruje czy to narrator... A dobra. Poddaję się.>
-Żebym ja tylko wiedział jak się nazywają, miał ich numery i
jak wyglądają. <.>. <Czekaj!
Pomyślmy chwilkę i cofnijmy się o jeden rozdział (ja wiem, naprawdę wiem, że
pamięć ałtorki nie sięga tak daleko, by wiedzieć co napisała rozdział
wcześniej, ale...) i przeczytajmy historię Kaname. Co tam widzimy? Właśnie!
„Ja, Isana i Izaya ((Orihara))”.>
-Chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz nic o jej rodzeństwie
mimo tego, że jesteście ze sobą już prawie miesiąc?
-Czego ty ode mnie
oczekujesz? < – Zaangażowania – odparła Apo
znudzonym tonem. Jednak po chwili wyprostowała się jak struna i nabrała głęboko
powietrza, by dodać jeszcze – I SENSU!> ((I
mógłbyś też słuchać, co twoja dziewczyna do ciebie mówi.)) Dopiero
miałem ich poznać - Zacząłem szperać w internecie<.>
musi coś być chociażby na jakiś portalach, ale niestety nic nie mogłem znaleźć.
Nic nigdzie. <No proszę, czyli wszystkie
trojaczki to zwąpierzone zombie enigmy...? ^ ^> Zacząłem na nowo
dzwonić, pisać na czacie i SMS-ować, lecz starania na nic. Po długiej jeździe
na lotnisko zostawiliśmy samochód na parkingu strzeżonym i pobiegliśmy do
samolotu<,> ciągnąc za sobą walizki i
wsiedliśmy do samolotu ((Co.)). <Tak bez odprawy i z tymi walizkami... JAK? Wieśniaki
zachowują się jakby na pociąg do miasta lecieli. Ktoś tu chyba nigdy nie był na
lotnisku. <.< >
Zajęliśmy miejsca i czekaliśmy na odlot.
Usłyszeliśmy głos
stewardessy i spojrzałem na panią. Pani //Omae wa mou shindeiru. PANI?!// okazała się moją
kuzynką. Sara ma<*miała> ciemną cere<*ę>, jest<*była>
wysoka<,> włosy //Zakodowałem, że miała wysokie włosy. Twór, który sobie
wyobraziłem zostanie już ze mną na zawsze.// są<*były>
czarne<,> a oczy fiołkowe. <Ojacie. Ona
jest jak damski Cole Holland! *o*> Jak zawsze promiennie się
uśmiechała. Spojrzałem na Pawła<,>
który patrzył się na nią jak ciele na malowane wrota. Pstryknąłem kilka razy
przed jego oczami. Paweł szybko się ogarnął i spojrzał na nią<. Czyyyyliiiii... Przestał się gapić na nią i dopiero
wtedy na nią spojrzał? Dobrze rozumiem?> ((*czyta
te trzy zdania jeszcze trzy razy* Na to wygląda…))
-Paweł, Sara, Sara, Paweł. Sara tym samolotem leciała ciemna
blondynka o szaro niebieskich
oczach? <*pluje kawą na monitor* Jak żyję nie słyszałam tak
głupiego pytania! Ałtorko SAMOLOT TO NIE AUTOBUS :D > ((AHAHAHAHAHA… HA. Oczywiście, przecież każdy samolot jest
przypisany do jednego lotniska i TYLKO JEDNEGO. Tak samo obsługa, stewardessy
ZAWSZE latają TYM SAMYM samolotem i na inne w ogóle nie wchodzą. No i dziewczyna,
która najprawdopodobniej nie ma żadnej pracy leci TYMI SAMYMI LINIAMI I TĄ SAMĄ
KLASĄ CO *krztusi się przez chwilę* GWIAZDA NAJPOPULARNIEJSZEGO ZESPOŁU NA
ŚWIECIE. WIDAĆ, ŻE AŁTORKA NIGDY NIE LECIAŁA SAMOLOTEM.)) //https://www.youtube.com/watch?v=wvdDca1d08Q Proszę. Pół minuty riserczu, pięć minut oglądania. Takie
trudne.//
-Miło mi poznać twojego kolege<*ę>
- oznajmiła Sara swoim melodyjnym głosem - I tak jakaś leciała ((JASNE, STEWARDESSY PAMIĘTAJĄ KAŻDEGO PASAŻERA, KTÓRY Z NIMI
LECIAŁ. I NA PEWNO KANAME BYŁA JEDYNĄ BLONDYNKĄ Z NIEBIESKIMI OCZAMI, KTÓRA
LECIAŁA TYM SAMOLOTEM.
z chłopakiem o
ciemnych włosach i szkarłatnych oczach i identyczną do niego dziewczyną. Na
rodzeństwo wyglądali - ciągnęła Sara.
-Czyli dobrym samolotem lecimy <AHAHAHAHAHAHAH!>
((AHAHAHAHAHAHAHA
//*wsiada do
samolotu linii Opkoflaj*
- Dokąd lecimy?
- Jak najdalej stąd… //
- jak zobaczyłem, że Paweł przelatuje moją kuzynkę wzrokiem
trzepnąłem go w łeb - za co? - zapytał<,>
głaszcząc się po głowie<.>
-Oczy ona ma wyżej - zabrałem głos. Sara zaśmiała się pod
nosem i poszła dalej. //Ha. Ha. Trzymamy wesoły humorek.
Ha.//W końcu jesteśmy o krok bliżej do odnalezienia Kaname - wybranki
mojego serca ((WIEMY.)). Zza okna samolotu
podziwiałem piękne widoki zachodzącego nieba. Chmury tonęły w odcieniach
czerwieni, różu, żółci i fioletu. Po tej krótkiej chwili poczuliśmy ostre
turbulencje i odczuliśmy, że spadamy w dół. Wokół ludzie krzyczeli spanikowani
i mocno się trzymali. <Ugh! A absurdu tej sceny
nawet nie jestem w stanie skomentować inaczej niż tak:
9. Mówiła,
że tęskni... cz.2
Samolot spadał w dół ((Dobrze, że to
zaznaczyłaś, ałtorko, bo już myślałam, że spadał w GÓRĘ.)) do uszu
docierały okrzyki bojących się ludzi i płacz dzieci. Starałem się zachować
spokój. Złożyłem ręce jak do pacierza i zamknąłem oczy ((Jasne.
W ogóle nie bał się o życie. To tylko katastrofa lotnicza.)). Modliłem
się abyśmy to przeżyli <On to się chyba modlił
do Wielkiego Imperatywu. Żadna inna siła wyższa nie byłaby w stanie udźwignąć
tej szopki :”) >. Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na Pawła<,> który robił to samo<,> po czym przeniosłem wzrok na okno i
widziałem jak skrzydło się urywa i odlatuje <Paczcie
państwo! Toż to doskonały materiał na film katastroficzny! Jestem
urzeczona.> //Wstrząsy, wybuchy, emoc…
zzz… //.
Zamknąłem oczy i czekałem na najgorsze.
Przyznam<,> bałem się. Mogłem stracić
życie i nigdy nie odnaleźć mej luby <Taaa...
„Jeśli nie chcesz mojej zguby...> ((…
krokodyla daj mi luby!”)), nigdy nie zagrałbym już na scenie ((To akurat dobrze.)), nigdy bym już nie spotkał
przyjaciół<,> bez których nie
zaszedłbym tak daleko, mogłem już więcej nie spotkać swoich wiernych fanów,
nigdy bym już nie zagrałbym na gitarze<,>
a ja naraziłem mojego przyjaciela na tak niebezpieczną podróż. <Stałoby się to wszystko i nawet jeszcze więcej,
gdybym tylko zginął, ale na szczęście wziąłem to pod uwagę wcześniej i
pomodliłem się do Imperatywu, a ten w swojej łaskawości obdarował mnie
tymczasową nieśmiertelnością. Jakem Gary Stu!> Po chwili krzyki
ludzi, <Apo gorzko> płacze dzieci ((Płaczesz dzieci?)), panika ustała<,> a ja przed oczami miałem ciemność. Po
pewnym czasie obudziłem się <Niestety
zginąłem... Ale przeżyłem!> i podniosłem wzrok. Samolot był przerwany
na pół <,> a ludzie nie dawali oznak
życia. Szturchałem Pawła <,> aby się
obudził <On
też uderzał w Imperatyw tą swoją modlitwą.> i po około siedmiu
minutach <z zegarkiem w ręce> obudził
się. Wyjrzałem zza okno <Naaaah! ZZA OKNA to se możesz co najwyżej wyjrzeć,
panienko z okienka. W tym wypadku gapisz się PRZEZ OKNO.> ((Skoro samolot był przepołowiony, to po co ci okno?)).
Dotarliśmy do celu naszej podróży ((AHAHAHAHAHAHAHA.)).
NO NIE WIERZĘ! LECIELI SAMOLOTEM I ZUPEŁNYM, CHOLERA,
PRZYPADKIEM ROZBILI SIĘ AKURAT W MIEJSCÓWCE, GDZIE CHCIELI SIĘ ZATRZYMAĆ?! JA
TO CHRZANIĘ, NIECH SIĘ AŁTORECZKA SAMA BAWI W SWOJE DURNE LĄDOWANIE
EKSPERYMENTALNE! CZEMU TO TRAFIŁO DO INTERNETU?!> //*zaspanym głosem* Dole… dolecieliśmy? Czyli już prawie
koniec, cnie…?// Wyszliśmy z miejsc siedzących i zaczęliśmy szukać Sary ((Tak po prostu. Wstanie nie sprawiło wam żadnego problemu,
mimo że WŁAŚNIE ROZBILIŚCIE SIĘ SAMOLOTEM.)). Tył samolotu był pod
skosem<,> więc trudno było nam wejść
na górę. Szukaliśmy Sary mniej więcej kwadrans może więcej nie wiem. //Co robiliście z pozostałymi? Olaliście wszystkich
potencjalnych ocalałych, żeby szukać znajomej osoby? Walcie się.//W
końcu znaleźliśmy ją leżącą z nogą rozciętą na udzie. <Aha.
Skrzydła odleciały, samolot na pół, nikt nie przeżył... ALE MERYSÓJEK MAJK I
JEGO DRUŻYNA TYLKO SIĘ LEKKO DRASNĘLI.> ((CZORY!
CZARNA MAGIA!
))
Paweł zatamował
krwawienie<,> a ja pobiegłem szukać
apteczki czy czegoś w tym stylu. Jak znalazłem jakieś bandaże podbiegłem do
nich <do tych bandaży, ale mam ręce Gadżeta>
i zacząłem bandażować ranę kuzynki. //A inni? SRAĆ
INNYCH, GARY NA RATUNEK KUZYNECZCE!// Później oboje pomogliśmy jej wstać
i pomagaliśmy jej wyjść z nami z samolotu. Rozejrzałem sie<*Ę> i samolot rozbił się gdzieś w lesie.
Pomagaliśmy iść Sarze i szliśmy ((*pomagaliśmy))
w stronę<,> w którą mogło być miasto. <Ekhem... „Dotarliśmy do celu naszej podróży.”>
Szliśmy tak trzy cztery godzinki //Nic wielkiego,
tylko małe godzinki, tak żeby rozprostować nogi po KATASTROFIE LOTNICZEJ!!!//
i po mieście nie było śladu. //To zdanie sugeruje,
że miasto było i zniknęło. Jakby już w nim byli, wrócili do wraku, poszli znowu,
a tu PUFF!// Usiedliśmy pod jakimś drzewem i odpoczywaliśmy. //Przecież to były tylko trzy, cztery godzinki marszu,
nic wielkiego.//
-Bez sensu <Całe opko w
jednym zdaniu :”) >.. <.> na
darmo tu lecieliśmy - marudził zdyszany Paweł<.
>
-A gdyby twoja dziewczyna na wycieczce nagle urwała z tobą<,> kurwa<, (Gdzie?
O_O)> ((ŁOHOHO, MOCNE SŁOWA! ROBI SIĘ
POWAŻNIE!)) kontak<t>y to byś nie martwił sie<*Ę>?! - wydarłem sie<*Ę, do cholery!> na niego.
-Zamknąć sie<*ę,>
kurde! - krzyknęła Sara<,> a my na nią
spojrzeliśmy -mamy ją znaleźć czy nie? //Osobiście
sugeruję zostać przy wraku do przybycia służb ratunkowych, ewentualnie poszukać
ocalałych. W tej sytuacji nie macie żadnych szans na znalezienie
CZEGOKOLWIEK.// Więc zamknąć sie ((*ę)) i
idziemy szukać miasta ((Naprawdę? WŁAŚNIE PRZEŻYŁAŚ
KATASTROFĘ LOTNICZĄ, A I TAK MARTWISZ SIĘ TERAZ O ZUPEŁNIE OBCĄ DZIEWCZYNĘ?))!
<– MY? – zdziwiła się Apo,
marszcząc brwi w konsternacji – Ja się na nic nie umawiałam! A ty po prostu
byłaś w pracy i miałaś pecha! Niech sobie sami szukają. Miej godność i resztki
rozsądku, kobieto!>
-Wow<,> aż mnie
uszy zabolały - sara zakleiła usta Pawła taśmą ((Co.)) <O kurczaki... To się dzieje naprawdę. Oni naprawdę
wytrzasnęli skądś taśmę klejącą w środku lasu i marnują ją na element
komiczny... *zaczyna rytmicznie
headdeskować*> -Mówie<*Ę>
cicho i idziemy - poszliśmy w strone<*Ę,>
gdzie mogło być miasto. <A wywnioskowali to na
podstawie?> ((Wywróżyli z fusów.)) //Zmajstrowali GPS z patyków i taśmy.// Sara
utykała i to mocno to//*,więc// Paweł wziął
ją na ręce i szliśmy do sklepu ((Jakiego sklepu???)).
Zciemniało <*okrzyk zaskoczenia* Woah. Nowy
akapit, nowe niespodzianki. A do końca jeszcze tak daleko...> ((Zaciemniało + Ściemniło = Zciemniało. Było tak ciemno, że
ałtorka musiała stworzyć na to nowe słowo.)) sie<*Ę,>
więc ja poszedłem szukać czegoś jadslnego<,>
a Paweł z Sarą robili ognisko. //W samolocie jest
jedzenie. I apteczki. I urządzenia z których można wezwać pomoc, jeśli z
jakiegoś powodu nikt jeszcze nie zareagował (po „trzech, czterech GODZINKACH”
po okolicy latałaby chmara helikopterów ratunkowych). Tak tylko mówię.//
Wróciłem do nich z jabłkami z dzikich jabłoni<,
które to ochoczo rosną sobie po lasach, żeby merysójek Majk miał co żreć
=.=> i jagodami. Rozpaliliśmy ognisko i usiedliśmy<,> zaczynając jeść jabłka. <Mam wizję jak przymierzają się do ugryzienia jabłka,
po czym cofają rękę, żeby po chwili spróbować ponownie. Wizja na poziomie
intelektualnym boCHaterów :”) >
-Jutro z rana idziemy szukać miasta - rzekła Sara ja i Paweł
<Te, od kiedy Sara występuje w trzech osobach
imperatywnych?> potwierdziliśmy i wieczór minął nam na
rozmowie. //Taka sobie pogaduszka, o TRAGICZNEJ
ŚMIERCI WSPÓŁPASAŻERÓW, Z KTÓRYCH CZĘŚCI MOŻNA BYŁO POMÓC, ZAMIAST SZUKAĆ
MIŁOŚCI MAJKUSIA.//
Z rana poszedłem po jedzenie i po chwili przyszedłem <UWAGA! Jeśli ktokolwiek myślał, że szczyt głupoty został już osiągnięty i gorzej nie będzie to... najlepiej niech nie czyta dalej. Nie stać mnie za bardzo na terapie psychiatryczne dla niewinnych osób trzecich.>
-skąd masz chipsy i Cole? -zapytał zdziwniony Paweł ((Nie tak zdziwiony jak Dola. Czy on naprawdę…?))<. Pamiętacie jak łazili po lesie, nigdzie nie było miasta, a oni jedli jabłka i jagody przy ognisku? Ostrzegałam.>
Z rana poszedłem po jedzenie i po chwili przyszedłem <UWAGA! Jeśli ktokolwiek myślał, że szczyt głupoty został już osiągnięty i gorzej nie będzie to... najlepiej niech nie czyta dalej. Nie stać mnie za bardzo na terapie psychiatryczne dla niewinnych osób trzecich.>
-skąd masz chipsy i Cole? -zapytał zdziwniony Paweł ((Nie tak zdziwiony jak Dola. Czy on naprawdę…?))<. Pamiętacie jak łazili po lesie, nigdzie nie było miasta, a oni jedli jabłka i jagody przy ognisku? Ostrzegałam.>
-No tam jest sklep ((Nie wierzę. To
zbyt wiele. *wychodzi*)) - odpowiedziałem<,>
otwierając paczke<*ę> sero
chrupków. //Są wycieńczeni, odwodnieni,
okaleczeni, a ON KUPUJE CHOLERNE SEROCHRUPKI. I PRZYCHODZI SAM, NIE INFORMUJE
NIKOGO O OCALAŁYCH. „Pomocy! Rozbiliśmy się w lesie!”? NIE, „SEROCHRUPKI I COLE
POPROSZĘ”! *trzaska monitorem peceta jak laptopem*//
Ci od raz.u sie<*ę>
na mnie rzucili<,> więc zacząłem
uciekać. Po kilku minutowej gonitwie złapał mnie Paweł<,>
a Sara doszła troche później. <Jak dzieci.
Mentalny wiek znowu dopomina się o wycieczkę w kierunku najbliższego
przedszkola.>
-Skoro jesteśmy w mieście. <Co
ta kropka...?> To blisko powinien być hotel<,>
a tam Kaname <Oszyyyyywiście. W mieście jest tylko
jeden hotel, a moteli, pensjonatów, schronisk i innych noclegowni nie
uświadczysz.> ((*otwiera usta, żeby
skomentować, ale rezygnuje*)) - stwierdził<.>
-Być może - dodała od siebie Sara, która po chwili podeszła
do mapy miasta - hotel jest blisko<.>
dwie ulice dalej od razy<*u> jak tam
wejdziemy wy pójdziecie do tej dziewczyny - ja i Paweł tylko przytaknęliśmy<kiedyś w bliżej nieokreślonej przeszłości, bo>
nie chcemy jej <teraz, w tym momencie>
wkurzać<,> zwłaszcza ja. Jak ona
uderzy to boli przez miesiąc <Boś miękki
ziemniak, Majk. Ustaliliśmy to już ostatnio> ((A
może Sara też jest wąpierzem?)). Szliśmy od przystanku do przystanku, od
zakrętu do zakrętu <Pffff... To już wyższe
poziomy skrajnego idiotyzmu, skoro tak krążą chociaż „hotel jest blisko dwie
ulice dalej”.> ((*headdesk*)). Miasto
było ładne. budynki eleganckie, nowoczesne w odcieniach bieli, czerni, szarości
i beżu. //Rozumiem, że zapominamy już o
katastrofie? Drogi opku, nie oczekuj, że będę nadążał za tak nagłymi zmianami
nastroju. Jeśli ma być poważnie, a potem opisowo, to powinno być wyraźne
przejście.// Auta jeżdżące po ulicy też były ładne. <Ludzie byli ładni, kwiatki i drzewka przy drogach tez
były ładne. W ogóle wszystko było ładne. No istna futurystyczna arkadia, ale
hotel to mieli tylko jeden.> ((Nie można mieć
wszystkiego.)) Ich lakier lśnił i wyglądały jakby dopiero wyszły z
fabryki. //Po co nam to wiedzieć?!//Niebo
było bezchmurne. Patrzałem ((I napatrzać się nie
mogłem.))<*przenikliwy zgrzyt zębów*>
na ludzi zabieganych i zamyślonych. //Znowu
refleksja o szaro… IDZIEMY DALEJ!// Po kilku godzinach,> no dobra<,> godzinie i pół doszliśmy ((To długie były te „dwie ulice”.)) do wysokiego
białego eleganckiego budynku do wejścia prowadził szkarłatny dywan<,> a po lewej i prawej stronie stały dwie
fontanny<,> z których wypływałą
krystalicznie czysta <... Czekolada? *^*>
woda ((Tylko jeden hotel, ale jaki porządny! Ciekawe
skąd Kaname na to stać.)). Wszystko wyglądało jak z jakiegoś świetnego
filmu. //„The room”, nie aspirujmy wyżej.// Podeszliśmy
do recepcji<,> a zaraz potem do pokoju<,> gdzie mogła być Kaname. Sara została i
miała opatrywaną ranę <Na bank każda jedna
pokojówka ukończyła zaoczne kursy na pielęgniarkę.> ((No ba! Bez tego nie przyjmują do roboty!)). Stanąłem
z Pawłem przed drzwiami pokoju zapukałem i zagadałem się z Pawłem i dostałem
drzwiami w nos <A to tylko element komiczny
niecnie zaatakował po raz kolejny.> ((trzy)) chwile potem przewróciłem sie<*ę> na ziemie <sandomierską
i wielkopolską>. W drzwiach stał średniego wzrosty mężczyzna o
czarnych jak bezgwiezdna noc i szaro-niebieskich <w
gwiazdki> oczach. Miał na sobie czarne dżiny <Po
pierwsze: Czemu miała na sobie muzułmańskie demony? A po drugie: Kariny czy
ifryty? Może ghule albo sile?>, czarny płaszcz ((Kto nosi płaszcz w pokoju hotelowym?)) //Charakter tak ciorny, że aż światła migają.// oraz
czarne buty sportowe. Chwilę na siebie patrzeliśmy<,>
a potem ten parsknął psychopatycznym śmiechem. Spojrzeliśmy na siebie z Pawłem
i naszła mnie myśl: Uciekinier z psychiatryka? <Pomyślał
o sobie?>((No co ty, Apo, jak taka sierota
jak Majk mogłaby uciec z psychiatryka?)) <...
Punkt dla ciebie. =.= > Potem Paweł pomógł mi wstać i czekaliśmy aż
gościu przestanie się ze mnie albo z czegoś tam śmiać.
<.>. no trochę to zajęło.
-Dobra kim wy i czego tu? ((GDZIE
MOJE ORZECZENIE?))– narzucił <się> nam <z>
pytanie<m – to nadal nie ma sensu, ale chociaż
ratuje źle włożone w zdanie słowo.> swoim wkurzającym głosem.
-My do Kana... - przerwał Pawłowi facet<. To raczej powinno iść jakoś tak: „facet przerwał
Pawłowi”, ale co ja tam wiem? Jeszcze chwila i zapomnę jak się nazywam...> //Przerwał mu mówiąc „my do Kana…”?//
-Siostra poszła z siostrą <*siostry
poszły. Wiem, wiem, licznik słów się sam nie nabija.> do centrum -
czyli Kaname nic nie jest<,> więc
westchnąłem z ulgą i ten psychol jest jej siostrą <Psychol
jest bratem Kaname i to jest jakoś skorelowane z westchnięciem Majka? *marszczy
brwi skonfundowana* To jest gorsze niż książka po niemiecku.> ((Apo, czytaj ze zrozumieniem, psychol jest SIOSTRĄ Kaname.
Gender, jak nic.))<Naaaah. Mój musk
jeszcze odrzuca tego raka i stara się wygładzić wszystko jak może
najlepiej...> - Kim jesteście
i czego oczekujecie? - No chyba nie dzieci((,))
psycholu ((Odszczekiwanie w myślach - robisz to źle.))
<Nie bądź tego taki pewien, Majk ( ͡° ͜ʖ ͡°)>.
-Jestem Mike<,> a
to mój kumpel Paweł. Przylecieliśmy<,>
a raczej rozbiliśmy się <jeden pies, wyszło na
to samo> tu<,> aby szukać
Kaname<.> długo się nie odzywała ani
przez telefon<,> ani przez internet<, a jej> ostatnie słowo to
"Tęsknię" - Koleś tylko drapał się po głowie//"Jak
tyś tą katastrofę przeżył? Selekcja naturalna? Halo?"// i potem
odpowiedział
-A to pewnie przez to, że jej telefon wpadł do jeziora<,> pamiętam<,>
coś tam mówiła, że tęskni a laptop "przypadkiem" spadł z balkonu<.> //Cóż za
zwrot akc… zzz…// ((To w końcu laptop czy
telefon? I wpadł do jeziora, czy wypadł
balkonu? AŁTORKO, CZY TY NAPRAWDĘ ZAPOMNIAŁAŚ CO NAPISAŁAŚ W TYM SAMYM
ZDANIU?)) //Jezioro zjadło telefon, a balkon
pozbył się laptopa. Fabuła sama się nie nakręci, elementy otoczenia też muszą
pomagać.//
-"Przypadkiem"<?>
- zaznaczył Paweł<.>
-Chciałem zobaczyć czy lata //C
O ?// - Chwilę z Pawłem się zwiesiliśmy. Kto normalny wyrzuca laptop<,> aby sprawdzić czy lata? //Co napędza fabułę? Intryga? Zdrada? Nie. Latający,
kuźwa, laptop.// Czy oni na pewno są rodzeństwem? Mam nadzieję, że nie
jestem w tej chwili oszukiwany<. Maaaajk...
Majk, Majk, Majk, Majk. Czym ty się przejmujesz? Doskonale pasujesz do tej
rodziny. Ty też, racz zauważyć, masz inteligencję martwego pantofelka.>
-Ahia //Na zdrowie!//.. A
ty jakie imie<*ę> masz? - zapytałem.
-Izaya ((Orihara)) - jakbym
coś kojarzył <No raczej... W końcu Kaname sama
ci zdradziła taką złotą informację?>. Pewnie kiedyś ukochana mi o nim
wspominała ((Stereotypowy facet. Nawet tak poważnej
rozmowy nie potrafi zapamiętać.)) - Too... wpuścisz nas? - ciągnąłem i
Izaya odsunął się<,> abyśmy weszli do
środka. Mieszkanie było nowoczesne, ładne <jak
wszystko w tym nierzeczywistym mieście. Może Majk i ferajna tak naprawdę
zginęli w tej katastrofie, a to, co widzimy, to jakaś chora wizualizacja „drogi
na drugą stronę” i raju? O.o > ((Twoja wersja
ma znacznie więcej sensu, niż to, co się tu wyprawia. Szkoda, że to twoja
wersja.)). Wszystko było białe i lśniło czystością. Paweł zagwizdał i
podszedł do drzwi balkonowych. Zrobiłem to samo((,))
no widoki ładne <*headdesk* „Ubogie słownictwo”
to w tym przypadku cholerne niedopowiedzenie.> //*analizuje możliwe wersje wydarzeń* Nie, to tylko pusty opis.
Idziemy dalej.//. Spojrzałem w stronę drzwi<,>
przez które weszła niska dziewczyna o kruczoczarnych włosach długich do pasa.
Miała na sobie czerwoną koszulkę<,> a
na niej skórzaną czarną kurtkę do połowy talii. Czarne sportowe buty na
koturnach <*sneakersy – bardziej fachowo. Chyba
nie muszę mówić, że stricte sportowe i na koturnach razem to combo kill. Nawet
jeśli wyglądają na sportowe, bo dają wrażenie, że do adidasa ktoś z fantazją
doczepił klocek drewna, nigdy sportowe nie były :”) > i czarne rurki<,które
miały> oczy były szaro-niebieskie<.>
wyglądała mi na bliźniaczke<*ę> tego
Izayi. <Ciekawe dlaczego.> Za nią
weszła identycznie ubrana Kaname. Podbiegłem do niej i przytuliłem ją mocno do
siebie. Królowe mego serca <– były do siebie
podobne jak dwie krople wody, więc szybko się poprawiłem i objąłem swoim
płomiennym uczuciem też drugą siostrę – > najwyraźniej była
zaskoczona moim pojawieniem się w tym hotelu. Nie musiałem długo czekać na
odwzajemnienie uścisku. Mocno ją w siebie wtulałem.
-Tęskniłam ((Wiemy.)) -
wyszeptała Kaname<,> wtulając się i
przymykając oczy - wybacz, że przeze mnie musiałeś się martwić i wydawać
pieniądze<,> aby przylecieć tutaj do mnie.
//Kiedy do niego zadzwoniłaś i
powiedziałaś „tęsknię”, nie prościej było powiedzieć „laptop mi wypadł przez
balkon, nie mogę pisać”? Czemu byłaś ograniczona do jednego słowa? Czy to było
po tym, jak ci telefon wpadł do jeziora i musiałaś szybko coś nadać zanim
padnie? Co było pierwsze, laptop czy telefon? Czemu opek nam tego nie wyjaśnia?//
-Nic nie szkodzi. I czy to aby na pewno twój brat<,> a nie jakiś psychol<,> który zaraz wyjmie skądś piłę motorową i
będzie chciał nam coś zrobić? <To jedno wyklucza
drugie? O_o >
-Tak<,> ((wyjmie zaraz piłę i będzie chciał nam coś zrobić.))
to mój brat<,> a ona to moja siostra -
uśmiechnąłem się i pocałowałem moją Kaname w głowę i usiedliśmy wszyscy na
dywanie ((Niby taki nowoczesny hotel, ale krzeseł nie
mają.))<A może są w kraju gdzie siedzi
się na podłodze? *duma nad miejscem akcji*>. Kaname, Isana <–> jej siostra <–>
i Izaya opowiadali nam co się tu wydarzyło<.> //Co się tam wydarzyło? Poważnie pytam. Chyba nie
jesteśmy godni wyjaśnienia.// chwilę potem dołączyła do nas Sara. Razem
spędzaliśmy ten dzień na rozmowach. I przekonałem się w nocy o drugim,
namiętnym obliczu Kaname. <Emmm... Tak przy
wszystkich? Kto co lubi.> ((Perunowi dzięki,
że ałtorka oszczędziła nam opisów.)) A co z Sarą i Pawłem? ((Nie obchodzi mnie to.)) Sara spała w pokoju z Isaną
a Paweł z Izayą.. <.> nie zazdrościłem
mu. <.>. Warto było się rozbić tym
samolotem. <*prycha z najwyższą pogardą*> ((*histeryczny śmiech*))
//*odgłosy załamania*//
Przepraszam, że tak długo<,>
ale wena mnie trochę opuściła przez szkołę <Aha.
To jest pisane pod wpływem weny. Aaahaaa...> i kilka spraw. Wasze
komentowanie ((*śmiech* Wiecie ile ałtorka ma
komentarzy pod całym swoim opowiadaniem? JEDEN, JEDYNY KOMENTARZ.)) <Serio?! *biegnie sprawdzić, o mały włos nie zabijając
się na progu Wattpada* FAKTYCZNIE! O_O > i gwiazdkowanie bardzo mnie do tego motywuje <Żeby stracić wenę?> mam nadzieję, że następny
rozdział będzie szybciej.
See you! Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku ;) <Zgiń, poczwaro.>
10.Miła
niespodzianka na Wigilię
Tydzień temu wróciliśmy do naszego kraju tym razem samolot
się nie rozbił ((A szkoda.)) <NO CO ZA ZASKOCZENIE! PRZECA SAMOLOTY TO SIĘ
ROZBIJAJĄ CO I RUSZ! OSIEM NA DZIESIĘĆ LOTÓW KOŃCZY SIĘ KATASTROFĄ I ZBIOROWĄ
MOGIŁĄ>. Na całe szczęście ((Zależy dla
kogo)). Wraz z Kaname rozpakowywałem jej rzeczy((.))
postanowiliśmy, że ona się do mnie wprowadzi. Układaliśmy ubrania do szafy.
Sprawnie nam to dosyć szło. Po kilku godzinach wszystko było na swoich
miejscach <To ona pieruńsko dużo łachów
miała...> ((Albo oni strasznie się guzdrali.
Tak też może być.)) więc poszedłem po choinkę. Wsadziłem ją do stojaka i
zacząłem z ukochaną stroić choinkę <Autentycznie
przeczytałam tutaj „i zacząłem ukochaną stroić choinkę”. Czas umierać :”) >.
Dałem jej gwiazdkę i wziąłem ją na bark<,>
aby mogła założyć gwiazdke<Nope. Błąd nie
sprawia, że powtórzenie nie zachodzi. Niezła próba, ałtorko.> na
czubek choinki. Gdy już to zrobiła postawiłem ją na ziemi i objąłem ją w talii ((W sensie choinkę?))
//Przeskoczyłem linijkę i przeczytałem „postawiłem ją na ziemi i karku”. Nie ty
jedna umierasz, Apo :’)//. Kaname uśmiechnęła się i splotła swoje dłonie
na moim karku. Choinka ładnie <Dostaję już
alergii na widok tego słowa *wzdryg*> wyglądała. Białe lampki
migotały<,> a ich światło odbijało się
od białych i różowych bombek. Igiełki drzewka bożonarodzeniowego ((JEST! JEST „DRZEWKO BOŻONARODENIOWE. TO NIE BYŁO TAKIE
TRUDNE, PRAWDA, AŁTORKO?)) były pokryte sztucznym śniegiem. Po chwili co
druga lampka świeciła na różowo. Całe drzewko dobrze się prezentowało <A nie było ŁADNE?>. Na święta przyjeżdżają
do nas Paweł, Izaya, Isana oraz Sara. Oczywiście nie zapomniałem o jemiole. Już
zamierzałem złączyć usta moje i Kaname w pocałunku<,>
ale ta pobiegła do łazienki ((Zemdliło ją. Godność
wciąż walczy)) Poszedłem<,>
więc za nią <warować jak pies pod drzwiami, gdyż
dziewczę na kilka sekund nie mogło się ode mnie oddalić> i chwilkę
czekałem zanim wyszła. Objąłem ukochaną ramieniem i poszedłem z nią na kanapę. //Czy to wyjście za potrzebą coś wprowadza? Czy dzieje
się coś ważnego? Czy w toalecie zawiązuje się jakiś wątek? Tyle pytań...// Usiadłem<,> a królową mego serca wziąłem na kolana.
-Wszystko dobrze? - Spytałem zmartwiony<.>
-Dobrze - Kaname pogłaskała mnie po policzku<,> a ja wtuliłem twarz w jej dłoń i
przymknąłem oczy. Zerknąłem na nią i lekko się uśmiechała <Ale to dlatego, że merysójek na nią spojrzał. Inaczej
by się nie uśmiechała.>. Wtulałem twarz w jej dłoń <Było. Zaskocz mnie czymś więcej, ałtorko.> i
poczułem jak wstaje z moich nóg i idzie do kuchni ((Poszła
do kuchni, a nigdzie nie było napisane, żeby puszczała jego rękę. Dalej, dalej,
ręko Gadżeta!)). Odprowadziłem ją wzrokiem
//*ręką Gadżeta// i wziąłem klucze od auta. Podszedłem, dałem jej całusa
i wziąłem kurtkę. Powiedziałem gdzie jadę<,>
a oczywiście jadę po prezenty ((To ty w Boże Narodzenie
dopiero prezenty kupujesz? Powodzenia w poszukiwaniu, Majk.)). Poszedłem
do garażu, wsiadłem do auta i pojechałem na miasto. //Przez
takich ostatniochwilowych buców jak ty sprzedawcy muszą stać w święta za ladą.//
Izaya głupi to zadowoli się wszystkim <Wiesz z
autopsji, Majk?>. Kupię mu jakiegoś misia i tradycyjnie skarpetki. //Ta decyzja może i jest usprawiedliwiona, ale Ałtorce
szkoda było czasu na uzasadnienie. Nie znam go, więc muszę przyjąć zdanie, że
jest głupi. Nie podoba mi się to.// Isanie jakieś perfumy, słodycze<,> biżuterie <wiele
ich>, Pawłowi coś się wymyśli //Nie wiem
czy szkalować za lenistwo, czy dziękować za brak zbędnych informacji.//,
Sara bardzo lubi podróże<,> więc <wyślę ją w paczce do Bangkoku > coś się kupi<,> a Kaname kupię pieska. <I całą niespodziankę szlag trafił.> Zatrzymałem
się przed schroniskiem i wyszedłem ze swojego czarnego, sportowego auta ((Oczywiście ałtorka musiała to podkreślić, bo jeszcze byśmy
pomyśleli, że wyszedł z malucha.)). Zamknąłem je i poszedłem do środka.
Schronisko jak schronisko wszędzie szczekanie psów porzuconych, tych które
uciekły, tych które zostały zabrane od właścicieli. Nie wiem jak to możliwe, że
są ludzie<,> którzy nie mają serca i
nie wiedzą, że zwierzęta to też istoty <Ja to w
tym momencie zastanawiam się bardziej jak to możliwe, że istnieją ludzie,
którzy nie mają mózgu i nadal żyją...>((Apo,
teraz masz współczuć pieskom i ma ci być przykro. Wszystko psujesz.)) <Przepraszam?>
//A tutaj mamy refleksję o bezduszności i obojętności ludzi, nawet w Święta
Bożego Narodzenia. Kolejny temat podjęty i zostawiony na zimnie jak niechciany
zwierzak. Idziemy dalej.//... Podszedłem do wolontariusza i razem
poszliśmy do szczeniaków. Oglądałem z nim różne szczeniaki <Serio? Poszedłeś do szczeniaków i nie oglądałeś
kociaków? Nie powiem, jestem pod wrażeniem.>. Każde szczenie <szczeniĘ czy szczAnie? TO JEST RÓŻNICA, AŁTORKO.
DAJESZ MI ZA DUŻE POLE DO INTERPRETACJI.> było słodkie<.> ciężko mi się było zdecydować<,> ale w końcu wybrałem golden retrievera ((Rasowy szczeniak w schronisku?))<To akurat jest możliwe. Mój kot za przykład!>.
Wolontariusz dał mi co potrzebne i poszedłem z//e//
szczeniakiem do auta. Głaskałem go. Miał miękkie<,>
przyjemne futerko i jak tu sie<*ę> nie
uśmiechnąć dla takiego słodkiego psiulka <Czego?>
((*wertuje słownik* Nie ma tu takiego słowa.))?
Po kilku godzinach wróciłem do domu. <Biedny
piesek... Tyle godzin w samochodzie ‘-‘ > W garażu na szyi pieska
zawiązałem czerwoną wstążkę i włożyłem go do kartonu wyłożonym//*wyłożonego// moimi koszulkami i tak już za małe
były. <Co za potwór. Tak się szczeniaczkom nie
robi *^* > Po bokach zrobiłem dziurki i włożyłem mu do środka
miseczkę z niewielką ilością jedzenia i wody ((Łaskawco.)).
Wszedłem do domu i Paweł i Sara parzyli na mnie z podejrzanymi uśmiechami.
Chwilę potem dołączyła do nich Kaname. Już się boję<,
bo> te ich uśmieszki nigdy nie przynosiły nic dobrego<, a> zwłaszcza uśmieszek Pawła. //Drogi Święty Mikołaju, na Święta chciałbym dowiedzieć
się CZEGOKOLWIEK o relacji Paweł-Mike.// Gdy nadeszła pora prezentów,
najlepsza pora zaraz po kolacji, zacząłem je rozdawać.
//Nie było cię kilka godzin. Przegapiłeś sporą część święta, zabaw i rozmów,
tylko dlatego, że nie pomyślałeś wcześniej o prezentach.
Wstyd.// Dałem Kaname kartonik z psinką. Ukochana bardzo się ucieszłya <O! Jestem w takim stanie, że właśnie tak teraz piszę.
Jak widać można współpracować z korektą i nie robić syfu! >i jak
widziałem jak cieszy się z pieska aż mi się łezka w oku zakręciła. Tuliła go do
siebie, głaskała i wtulała w siebie. //Tulić a
wtulać to dwie różne rzeczy, zapamiętam.// Nazwała go Civilian <– Obywatelu, do mnie! – Już idę, idę! Mam na imię Iwan,
wiesz?> nie mam pojęcia skąd pomysł na to imie<*ę> ((Ałtorka chyba próbuje się tłumaczyć.)).
Po kilku minutach wszystkie prezenty były już rozdane. //Na
szczęście brak pomysłu Ałtorki na te prezenty oszczędził nam dodatkowego
męczeństwa.//
-Jeszcze jeden - powiedział Paweł.
-Jaki? Pod choinką nic nie ma - odrzekłem<, znów popisując się niebywałą elokwencją i wysokim
poziomem inteligencji.>
-A czy musi być pod choinką? - odparł Paweł<.>
-No chyba raczej tak - dodałem od siebie<.>
-To żeś z choinki spadł – ((Nie
jestem pewna czy to był element komiczny, czy nie… Na wszelki wypadek *chrząka*
AHAHAHAHAHA!)) rzekł <ten teleportujący
się znikąd, bezimienny> kolega. Spojrzałem na Kaname<,> która położyła dłoń na swoim brzuchu.
Zrozumiałem o co chodzi<,> więc
objąłem moją Kaname w talii i obkręciłem <*pada
na wznak* Ale teraz to już na pewno gorzej nie będzie, co?> się z nią
wokół własnej osi. //Stop. *czyta jeszcze kilka
razy ostatnie dwa zdania* Chwila. *idzie dorobić herbaty i przemyśleć wybór
analizowania „rockowca”* Kontynuujmy.// Dałem jej całusa w usta i
przytuliłem do siebie. Czułem się jak w siódmym niebie. Sara nie wytrzymała i
musiała pójść po chusteczki ((Wpadło jej coś do oka.)).
Bardzo się ucieszyłem z tego prezentu. <Hmmm...
Czy to się liczy jako prezent czy już jako półprezent? Jakby nie patrzeć Majk
powinien być jego współautorem...> ((Niekoniecznie…))
//ONA zrobiła prezent JEMU. Ciągle tylko lawirował,
nie mógł przejść od słów do czynów, więc wzięła sprawy w swoje ręce.// Najlepsze
święta w moim życiu. Po chwili zaczęliśmy bawić się z pieskiem i rozmyślać nad
imieniem dla dziecka. No oczywiście wcinaliśmy słodycze jakie dostaliśmy
wszyscy pod choinkę. Spojrzałem na brata Kaname, który uciekał przed
Civilian'em <Bier mnie ten apostrof sprzed
nosa.> komicznie to wyglądało. Dorosły facet uciekający przed
szczeniakiem. Kilka minut przed północą wszyscy ubraliśmy się i poszliśmy w
stronę kościoła na pasterkę<.> byłem
pewien, że nic mnie nie zaskoczy dzisiaj czy kiedyś tam<,>
a tu proszę, <zaprzyjaźniony pan listonosz>
dowiaduje się, że zostanę ojcem, ten Izaya uciekał przed szczeniakiem<.>.. Oby tak wesoło wyglądał każdy dzień. Ta
Wigilia okazała się najlepszą w naszym życiu.
<I feel so much better
Now that you're gone forever
I tell myself that I don't miss you at all
I'm not lying, denying that I feel so much better now
That you're gone forever!
Now that you're gone forever
I tell myself that I don't miss you at all
I'm not lying, denying that I feel so much better now
That you're gone forever!
[“Gone Forever” Three Days Grace]
*przeciąga się i radośnie zamyka
laptopa* Nigdy więcej!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz