sobota, 20 stycznia 2018

Kiedy nemezis oganizuje ci randkę marzeń - Daj mi umrzeć #4

“Daj mi umrzeć”


Autor: Zuz908 (Wattpad)
Komentują:
* <Apocalyptical>
* ((Dola))
* {Nyan}


#8
Z.P.W Jeff'a ((Wsadź se ten apostrof w dupę. *Jeffa))
Obudziłem się około dwunastej. Ospale wysz((ed))łem <Uch... Mocny początek <.<  > z wyra i zaspany ruszyłem w strone<*ę – to nierówna walka> drzwi {Istnieje jeszcze więcej słów opisujących jak bardzo śpiącą królewną jest Dżef?}.  Wpadła na mnie Nicole <pchana korytarzem wszechmocną siłą imperatywu>.
-Co ty odpier... {Wracamy do najtańszej formy humoru: niedokończonych przekleństw} ((Śmiechom nie było końca!)) -urwałem, gdy zobaczyłem jej zapłakane oczy.
-A-ana. Ona wyszła...i-i nie wróciła. ((Czyżby odzyskała rozum i ogarnęła z kim dzieli dom, i wreszcie poszła na policję?)) -wybuch{nę}ła płaczem {Woah, stop! Ktoś w ogóle sprawdzał jak długo jej nie ma? Czemu od razu tak panikować? Kilka dni minęło, czy co?} <To merysójka. Jeśli nie widać jej i nie słychać przez kilka minut coś jest bardzo zdrowo nie tak *^*> ((To NIEŚMIERTELNA merysójka. Nie widzę powodu do obaw.)). Szybko wstałem z podłogi ((Kiedy ty się na niej znalazłeś? Nigdzie nie widzę takiej informacji.)), ubrałem się i wysz<ed>łem. Zobaczyłem brązowowłosą dziewczynę ((*szatynkę)), która chodziła sobie spokojnie po lesie {Tak od razu. Wyszedłem, jestem w lesie i Imperatyw wepchnął mi pod nogi to, czego szukałem} <Nie... To by było zbyt proste.>.
-Clockwork!-krzyczałem {I tak krzyczał i krzyczał, aż Nyan również zaczął krzyczeć, bo czemu nie? Może to w czymś pomoże}. Ta odwróciła się i uśmiechne<*ę>ła.
-Jeff, jak le...-nie skończyła ((Widzimy. Trzy kropki to sugerują.)). Przyłożyłem nóż do jej szyji {To nie jest dobry znak, gdy już na samym początku analizy zaczyna mi drgać powieka...} <I pomyśleć, że wszystko dopiero się zaczyna...> ((Przesadzacie. Ja bawię się świetnie.)).
-Gdzie jest Anastazie?!-wycedziłem przez zaciśnięte zeby <Seby, żaby, żeby  - tyle możliwości> {Hej, właśnie sobie uświadomiłam, że nie mam zielonego pojęcia, jak brzmi “cedzenie przez zaciśnięte zęby”. To musi być naprawdę nieefektywny sposób komunikacji} ((Ale jak złowieszczo brzmi!)). Zaśmiała się.
-Chodź. -zabrałem narzedzie<Ę> {W sensie nóż? Bo wyobraziłam sobie pistolet do kleju.} i poszedłem za nią. Zaprowadziła mnie do sklepu z lalkami. Spojrzałem na nią podejrzliwie, ale ta szła już w swoją strone<Ta batalia spisana jest na straty> ((Nie wolno ci się poddawać!)).
-A ty gdzie?
{- W swoją strone.}
-Zaprowadziłam cie<Albo CIĘ, albo CIEBIE. Tego się nie łączy :v > do niej, jeszcze czego? {Frytek!} <Ogonków!> ((Logiki!)) -powiedziała i poszła, a ja weszłem {*warczy*} ((Zaczynam się do tego przyzwyczajać. To trochę niepokojące.)) do środka {Ech... Here we go again with this shit}.
-Jest tu kto?-zapytałem. Odpowiedziała mi cisza. {Przywitała się grzeczne, zwróciła uwagę na tabliczkę “Zamknięte” i kontynuowała zamiatanie podłogi.} Znalazłem jakieś schody. Na dole był jeszcze jeden pokój, a w nim Anastazie. Ale była inna <Znowu magiczna metamorfoza fryzury?> ((#najgorzej)). Siedziała na ziemi skulona i kołysała się w przód i w tył. Ręce i ubranie miała ubrudzone krwią. Podeszłem <Podszedłem*> bliżej.
-Nie. To nie ja. Nie ja. To lalki. Tak((,)) lalki. -podniosła głowe <*ę> i popatrzyła na mnie.-Jeff! Jeff powiedz im. ((No wiesz… IM.))-przytuliła mnie, <TU JEST PRZECINEK! <3  > płacząc.
-Tu nikogo nie ma. ((Jak to nie? Są ONI.))-szepnąłem jej do ucha {Pewnie. Fakt, że jesteście w sklepie z LALKAMI oznacza, że nie ma tu żadnych lalek.} i wziąłem na ręce. {Merysójki nie mają nóg. Potwierdzone info *skreśla kolejną kliszę na liście*} -Idziemy {*niesiemy} ((Nie godzi się, by merysójka kalała swe dziewicze stópki plebejską podłogą.)) do domu.
Z.P.W Anastazie
 Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam Jeffa i Nicole((, którzy byli w trakcie wykonywania na mnie wiwisekcji)).
-Obudziłaś się wreście {Co proszę?} <W reście. Rest – odpoczynek, więc ,,wreście” musi oznaczać coś związanego z odpoczywaniem *kiwa głową z mądrą miną słowotwórcy i humana* To po prostu szyfr> -powiedziała Nicole <i> mocno mnie przytuliła((, po chwili zaczęło mi brakować tchu. Próbowałam się wyrwać, ale dziewczyna nie chciała rozluźnić uścisku. Ostatnie co pamiętam, to jej szyderczy śmiech… *napisy końcowe*)).
-Mhm-mruknełam. <Ech. Ja naprawdę nie proszę o wiele. Chcę tylko, by ałtorka nauczyła się, że mamy w alfabecie taką literę jak „ę” i naprawdę możemy jej używać. Ba! Nawet powinniśmy...>
-Zostawie <*wzdech*>  was samych-odpowiedziała patrząc raz na mnie, raz na Jeff'a <Won z tym apostrofem! > < To, że jestem zajęta walką o równouprawnienie ogonków przy „e” nie oznacza, że tego nie widzę!> i wyszła.
Bałam się tej chwili. Zaraz się zacznie wypominanie dlaczego z nią poszłam, jaka jestem głupia {No nareszcie!} ((Tak długo na to czekałam! *idzie po popcorn*)). Podszedł do mnie i zamiast rzucać pretensjami mocno mnie przytulił ((*dramatycznie upuszcza popcorn* Jak to?)). <Może chciał ci wbić nóż w plecy, kartoniku> ((Ta wersja wydarzeń jest zbyt piękna, by mogła się wydarzyć.))
-Nie jesteś zły?-zapytałam nieśmiało.
-Jestem. Jestem na ciebie cholernie zły. Ale cię kocham. ((*przewraca oczami* Zeusie, widzisz i nie grzmisz.)) <Alee to juuuuż byyyyłoooo... *zawodzi sobie pod nosem, mając nadzieję, że jeszcze łapie się w definicje śpiewania*> {Rzygam tędżą. ((Rzygaj do woli, Nyanku, teraz to ja potrzymam twoje piękne włosy!)) Nie żebym nie lubiła czułych scen - sama mam w najbliższych planach wątek problematycznego związku - ale nie potrafię polubić tych postaci, a przez to wątek miłosny po prostu mi przeszkadza. No i nie da się ukryć, że ciężko jest napisać porządny romans, który nie jedzie kliszą.}
************************************
I znowu polsatowe zakończenie XD {Fuck you.} piszcie czy się podoba ^^ <Eheheheheh... Niezbyt.> {FUCK. YOU.}

#9
Z.P.W Anastazie
Wpatrywałam się w niego dużymi oczami. {Czekaj, co? Ałotrka poważnie ciągnie tą scenę? PRZECIEŻ TO SIĘ MOGŁO NORMALNIE ZAKOŃCZYĆ NA TYM “KOCHAM CIĘ”!} <Przecież powiedziała, że jest Polsatem, nie? Czyli wiadomo, że będziemy to męczyć dalej> On mnie...kocha? <Ależ nie, Anastazie, nie. On tylko usypia twoją czujność, żeby w końcu cię zabić. Swoją drogą to byłby bardzo ratujący fabułę zwrot akcji, gdyby okazało się, że Jeff tak naprawdę przez cały czas grał uroczego chłopca... Szkoda, że to ja na to wpadłam, a nie ałtorka.>  Ja też coś do niego czuje <Przykładowo niechęć? Apo czuje niechęć.>, ale nie jestem pewna co {Nosz ja pier... Poważnie? POWAŻNIE? Po tych wszystkich rozdzialikach o wielkiej miłości?!} ((Może ałtorka próbuje udawać, że wcale nie pisze kliszy.)). Jeff zobaczył moje zawahanie i cofnął się speszony {Speszony Jeff the Killer. Nawet nie będę rozwijać tego komentarza. Zrobiłam to już wystarczająco wiele razy *^*} <Czy to przypadek, że właśnie wskoczyło mi na słuchawkach „Who Will Save Us Now”? O.o>.
-Przepraszam, ja...-nie skończył. Nie pozwoliłam mu na to.
Przyciągne<*ę, czyli jak zepsuć scenę w jednym prostym kroku>łam go do siebie. Byliśmy tak blisko, czułam jego oddech ((Wyjedź mu z dyńki!)). Nie mogłam się powstrzymać, musne<*ę, once again>łam jego usta {tarką} <Lepiej szlifierką> (Piłą łańcuchową.)). On odwzajemnił pocałunek tylko <wyciągając zza paska kątówkę i> mocniej {dociskając tarkę}.
-Ja ciebie też <przepraszam, Jeffrey’u> -szepne<*ę>łam mu do ucha {Och, jak romuantycznie} ((Niedobrze mi.)). Uśmiechnął się głupkowato {Ta profanacja boli}.
-Na serio? <Na serio pomyślałeś, że to tak na serio? Ach... To wszystko jest płaskie jak niezgrabne kłamstwo.>
-Tak-pocałowałam go potem przytuliłam, a on razem ze mną opadł na łóżko {A teraz wyobraźcie sobie, że tak naprawdę robi jej suplexa!}. Leżeliśmy tak dobrą chwile ((kilka chwil)). Bawił się moimi włosami, ja wtulałam się w jego <zakrwawioną i brudną> bluzę.
-Jeff, ja tam zabiłam człowieka-wyszeptałam.
-Wiem, Ana. Wiem.  <Jestem dumny. Może będą z ciebie ludzie.>
Otworzyłam oczy. Usne<*ę>łam, nawet nie wiem kiedy. Jeff w sumie też. Wstałam cichutko i poszłam na dół.W kuchni panowała świąteczna atmosfera {Kiedy była mowa o świętach?} <TERAZ!>((Czy ty chcesz mi wmówić, że seryjni mordercy obchodzą Boże Narodzenie?)). Jane krzątała się po kuchni ((Kochane powtórzenia, jak ja tęskniłam!)), nie wiedząc w co ręce włożyć {Niech je wsadzi w sokowirówkę. Przepraszam, ale robię się wredna przez tego raka}, Slendi  <*wzdryg* Slendermanie...> coś tam smażył, Ben próbował  ukraść ciatka <Ciotka, ale z literówką?>  , a Sally chodziła<,> pytając "poomóc ci?" {Boru... umieram... nadmiar pro... profanacji... *pada na podłogę bez życia*} .
-A co tu się wyprawia?-zapytałam<,> śmiejąc się.
-Dziś sylwester! -<AHA! Czyli to o TAKIE święta chodziło! *^*> krzykne<*ę>ła Sally-ale zawsze nie ma mnie w domu w ten dzień.-zmarszczyła brwii{Iiiiii! - zawołał Nyan udając samolot}.
-I dobrze.-Jane mrugne<ę>ła do mnie.-co rok sprzedajemy gdzieś Sally <, by potem wyciągać ją z łap policjantów, bo chcą ją dorwać za seryjne zabójstwo>, a my pijemy do nieprzytomności {Jakby Sally faktycznie była dzieckiem, a nie prawdziwą creepy pastą jak cała reszta.} ((Mordować może do woli, ale na alkohol jest za młoda.)) -szepne<*ę>ła mi do ucha. Do kuchni wpadła Nicole z E<yeless>.Jackiem.
-Mamy prowiant!-krzykne<*ę>ła radośnie. {- Teraz już możemy ze spokojnym sumieniem wypie*dolić Dżefa i Anę na Ural!}

*Wieczorem, po wypiciu duu<uuuuuu>uuużej ilości alkoholu.* {Oh God...}
Wszyscy byli upici do nieprzytomności {Ekhem, “upić się do nieprzytomności” to chyba inaczej “być nieprzytomnym z powodu nadmiaru alkoholu”. Ci natomiast są niesamowicie żywi jak na nieprzytomnych} <Kogo to obchodzi? Bawimy się!>. Jane spała na stole, Jeff gadał ze ścianą, Ana bujała się na krześle <,>śpiewając przedszkolne piosenki {A czemu zmieniliśmy narrację na trzecioosobową?} <Bo merysójka jest zbyt zalana w trupa, żeby sensownie prowadzić wewnętrzną narrację? Nie wiem, ja tylko szukam na siłę sensu...> ((Merysójka nawet na trzeźwo nie potrafi prowadzić sensownie narracji.)) <... Good point =.=>, a Nicole uciekała (jeśli można było to nazwać ucieczką)<,> potykając się na każdym kroku przed Jackiem. <Potykała się na każdym kroku przed Jackiem, tak?>
-Jeeeffuś, chodź tu kochanie!-krzykne<*ę *zgrzyta zębami*>ła Anastazie.
-Ide...-chłopak wstał, niezadowolony, że musiał przerwać konwersację ze ścianą. {Wotanie, czy ty to widzisz... Rozumiem, że to znowu scena komiczna, ale to przeskakiwanie od dramatu moralnego Any do popijawy jest po prostu nie na miejscu. Nie wspominając o tej profanacji...}
Człapiąc do dziewczyny<,> potknął się i upadł na nią z wielkim chukiem. <Ło, Odynie, widzisz i jeszcze nie posłałeś Thora, żeby zrobił z tym porządek ‘_’ > ((Perunie, to jest jeszcze lepsze niż „szyji”)) {Chukiem Norrisem, ma się rozumieć. Miał dosyć tego wszystkiego i zdecydował się wpaść do środka z kałachem naładowanym kropkami nazbieranymi w poprzednich częściach analizy.}
-Dziś śpimy tu, kobieto.-mruknął i zasnął na niej. {Bo przecież to takie zabawne, że nazwał ją “kobietą”.} <Nie zaklął. To zawsze coś...>
-Nicole, nie będziemy gorsi od nich-krzyknął Jack i wziął dziewczynę na ręce. Z wielkim trudem zaniósł ją na górę. Gdzie? ((Na stos!)) Do sypialni ((Wolę stos.)), oczywiście. {No to teraz to opo skłoniło mnie do pomyślenia o czymś, o czym myśleć nigdy nie chciałam... jak myślicie, jakie fetysze mają creepy pasty?} ((Nie chcę wiedzieć.))
************************************
Wena powróciła ((*śmiech* Jesteś pewna?)) i jest rozdział! Piszcie czy się podoba ^^  <Ty ten ochłap nazywasz weną? *trzaska laptopem i wychodzi*>
#10
Hej, Hej. Na początku chciałabym podziękować za miłe pomysły {Cytując Dolę, kulturę miały na bardzo wysokim poziomie} (było ich troche<*ę> mało, ale trudno ^^). <Hej, moment. Ałtorka naprawdę kazała plebsowi czytelniczemu wymyślać kontynuację swojego dzieua? Do tego dziwi się, że było mało pomysłów. Nie, nie, nie, nie. To zbyt wiele. Zostawię lepiej taki absurd bez większego komentarza...> ((Nawet nie wiecie jak mnie to rozbawiło.)) Jeśli chodzi o rozdział, jest to połączenie pomysłu @BlackAngel0723 i @TreoGoreKill. Zapraszam do czytania :3
Z.P.W Anastazie
Zaczęłam machać zegarkiem<,> który tykał tak głośno, że ten dźwięk przechodził przez zatkane uszy Clocky {To nie tak, że wy się nie lubicie? I gdzie się podział mój motyw szaleństwa? Znowu muszę powtarzać, jak bardzo chujowym posunięciem jest porzucanie rozpoczętych wątków?!}<Jeśli to nie jest zegarek, który Clockwork nosi w oczodole, to nie wiem dlaczego zwykłe tykanie miałoby zmusić ją do takiej reakcji>
- Wyłącz ten zegarek! - krzykne<*ę>ła. {Jak się wyłącza zegarek? Skoro tykający, to nie cyfrowy. Apo, Dola? Ja nie mam zielonego pojęcia.} <Posłuchaj, Nya. Oto wszystko co musisz zrobić:  złap zegarek, rzuć nim o ziemię, zmiażdż pod podeszwą.> ((Woda też powinna załatwić sprawę.))
- Zakład to zakład - już tłumaczę {Tu jest “ę”! *o* Na końcu czasownika!} o jaki zakład chodziło. Założyłam się z Clockwork<,>  że nie wejdę {Kolejne!} do ''nawiedzonego domu'' po północy. <Jesteście w creepypaście. Teoretycznie mieszkacie w jednym, wielkim, nawiedzonym domu gdzieś w środku lasu> Dopowiedziała<,> że odejdę {I jeszcze jedno!} od Jeff'a {A apostrof wszystko spieprzył}, a ona spełni każde moje życzenie.
Wygrałam {Ale wycieczka do nawiedzonego domu to już słaba inspiracja, co?}. Stawka była wysoka. <Nie dość, żebyś się nad tym zastanawiała jakoś szczególnie> ((Merysójki nigdy nie przegrywają.))
Ale wracając : machałam tym zegarkiem {I to było to twoje zajebiste życzenie?} i wtedy przyszedł Jeff - Cześć?... Co robisz<,> że Clocky zatyka {Ba dum tsss! Łapiecie? “CLOCKy zatyka”. Heh... sama się ukaram} ((*klaszcze*))... - i wtedy usłyszał tykanie. - Co wy tu? 
Odpowiedziałam tą ((*tę, na trójząb Posejdona! Dlaczego ludzie nie mogą zapamiętać, że jeśli rzeczownik kończy się na „ę”, to pisze się „tę”? Czy to jest tak trudne?)) historię czarnowłosemu <Brunetowi.> {Czo zrobiłaś z tą historią? O.o}. Zaśmiał się i powiedział -  Dobra<,> daj jej spokój, a ty Clockwork... -  zwrócił się do brązowłosej <Szatynka, w zupełności by wystarczyło. Trudniej błędy robić, kiedy bierze się proste słowa...>{Dziewczyny, mamy następny neologizm! Brązowłosa!} ((Nie czepiajcie się, ona po prostu ma włosy z brązu)) -... Nie zakładaj się z nikim<,> bo cię to zgubi. - powiedział {wujaszek Dżef Dobra Rada}.
Zpiorunowała <Sssss... Zabolało.> ((Sssssskończ z tymi błędami.)) go wzrokiem. Zaśmiałam się i podeszłam do dziewczyny {Wszak denerwowałaś ją tykaniem zegarka z drugiego końca pokoju} <zza okna> ((Może do Mery Só dotarło, że lepiej nie zbliżać się za bardzo do Clockwork?)).
-A teraz moja nagroda-powiedziałam uradowana-w końcu wygrałam. {Czyli nie chodziło o... ok, mea culpa} -westchneła. <Dwa dobrze postawione „ę” to wszystko na co stać ałtorkę? Przynajmniej mam dowód, że potrafi ich używać.> ((Nie przesadzaj, Apo, były aż trzy.)) <NADAL ZA MAŁO.>
-Dobra, czego chcesz?
-Hmm.. <.>Trzeba się dobrze zastanowić. Taka okazja nie zdarza się często-mrugne<Ę>łam do Clocky.-Wiesz, co? Zorganizujesz dla mnie i dla Jeff'a romantyczny wieczór. {Czy ona poważnie każe przygotować sobie romantyczny wieczór dziewczynie, która chciała ją zamordować (i pewnie dalej chce), po czym zafundowała jej traumę (o której najwyraźniej wszyscy zapomnieli, wliczając Anę)?} -spojrzała na mnie dużymi oczami,



<Ten. Gif. To. Zło.>
 potem na chłopaka, także mocno zdziwionego. Zaśmiałam się. Ich miny były urocze. ((Mam chyba inną definicję tego słowa…)) <To historyczny moment! Ałtoreczka nie wmawia nam, że merysójka jest wariatką. Daje nam to odczuć!> Podeszłam do Jeff'a ((PRECZ MI Z TYM APOSTROFEM.))
-Masz jakieś plany na wieczór?-zapytałam. On zaśmiał się.
<- Jasne. Widziałaś tego sklepikarza naprzeciwko sklepu z lalami, gdzie cię znalazłem? Drugi raz go nie zobaczysz.>
-Teraz już mam.-wziął mnie za ręke<*ę> i wyprowadził z budynku, zostawiając oszołomioną Clockwork samą.
{Ja się może powstrzymam od dłuższych komentarzy...}

Z.P.W Jeff'a
Szliśmy w milczeniu, trzymając się za ręce. Ana szła cicho, ze spuszczoną głową.
-Co się stało?-zapytałem cicho. Zatrzymała się i spojrzała na mnie ((cicho)) smutno.
-Jeśli bym przegrała...-urwała i wzie<Nosz... Do diabła.>ła głęboki oddech-musiałabym od ciebie odejść. {Oh bu-hu, teraz o tym myślisz, kartonie, a nie zanim przyjęłaś zakład?}
Podeszłem <Teraz leci u mnie „Crying Wolf”...> do niej i przytuliłem. {Ej, zaraz? To jak wy szliście trzymając się za ręce? O.o} <Mają po prostu bardzo długie ręce. Inspektor Gadżet - ktoś coś?> ((Dalej, dalej, ręko Gadżeta!))
-Ale wygrałaś-szepne<*ą. Tym razem Ą>łem jej do ucha.-zaraz, zaraz. To my jesteśmy razem?-zapytałem rozbawiony. {NIE, KUR-, TYLKO SOBIE JAJA ROBICIE} <Mówiłam?! Wszystko jest kłamstwem!> Białowłosa spojrzała na mnie zarumieniona. 
-A chciałbyś? ((To tak bardzo przypomina rozmowę dwóch gimbusów… Boli.))
-Nawet nie wiesz jak.-wpiłem się w jej ciepłe usta {niczym kobra w odsłoniętą kostkę nieuważnego turysty}. Po chwili odwzajemniła pocałunek{, bo przez przerażającą chwilę tylko stała jak słup z Dżefem wpitym w jej wargi}.
-O której się widzimy?-zapytała odrywając się ode{spacja}mnie.
-Dwudziesta?-potakne<Proszę...>ła głową. ((Sama sobie odpowiedziała?)) 

Z.P.W Anastazie
Siedziałam w swoim pokoju, na łóżku. Czekałam na Clocky {Nadal boli mnie to zdrobnienie. Poważnie, od kiedy one są na “ty”?} <Nie jest tak tragiczne jak „Slendi”> i wciąż wspominałam ten pocałunek. 
  - Schodzimy na ziemie {Wiele ziem, mości księżno}, księżniczko-zawołała dziewczyna<,> wchodząc. Była wyraźnie zirytowana-dobra, spotykacie się w parku, o dwudziestej, tak?-spojrzałam na nią zdziwiona.-no co? Ja ((*moja druga jaźń)) dotrzymuje obietnic. A teraz cię uczeszemy((, ja i moja druga jaźń)).
  -Co?-spytałam<.>
-No przecież tak nie pójdziesz((,kocmołuchu))-wzie<Ę>ła grzebień-chodź tu. Nie pogryze<Ę> cię. ((Nie byłabym taka pewna.))-wstałam i niepewnie do niej podeszłam {Ja bym do niej nie podeszła nawet gdyby trzymała w ręce ołówek, ale jak wolisz...} ((Zapominasz, Nyan, że Ana jest nieśmiertelną merysójką.)).
Po trzydziestu minutach byłam już gotowa. Kok w ''nieładzie'' doskonale pasował do czarnej, krótkiej sukienki. Ciemne cienie podkreślały oczy, szminka w kolorze ciemnej czerwieni, prawie bordowej wypełniała usta. {*skreśla kliszę za kliszą*}
-Dziękuje<Ę>-szepnełam.
-Nie ma za co.-powiedziała zadowolona szatynka{, wysuwając zza pleców nóż. W tej chwili Ana nie spodziewała się ataku}.
Zdecydowanym krokiem wyszłam na spotkanie.  Szłam powoli, próbując się nie wywalić na <w> zbyt wysokich, wiązanych butach {“Niech się karton potknie i sobie głupi ryj rozwali, mwahaha!” - myślała Clockwork dobierając Anastazie buty} <Kiedy nie potrafisz chodzić na obcasach, więc idziesz ślimaczym tempem, a i tak wyglądasz jak nowonarodzony cielak :’) >. Chłopak był już na miejscu. Ubrany w swoją białą bluzę i te same czarne spodnie {Tfu! Laska się wystraja, a ten co?!} ((Jeff jest uosobieniem zajebistości i nie musi się stroić, by olśniewać wszystkich dookoła.)). Uśmiechnięta przytuliłam go od tyłu.
-Hej. -powiedziałam cicho, wtulając się w jego plecy.
-Cześć. -spojrzał na mnie {obracając głowę o sto osiemdziesiąt stopni jak sowa} -ślicznie wyglądasz.
Zarumieniłam się. Wziął mnie za rękę ((Apo! Spójrz, tu są dwa „ę” w jednym słowie!)).
-Idziemy? -zapytał.
-Tak. Jestem ciekawa, co wymyśliła nasza Clockwork. ((Ja byłabym raczej zaniepokojona, ale może ja jestem dziwna.)) <Dlaczego mam wrażenie, że z fazy nemezis, te dwie przeszły do BFF?>
-Spodoba ci się. -zapewnił {Planują w konspiracji zabić Anę? *o*}.
W środku parku, na drewnianym podeście stał stolik nakryty białym obrusem dla dwóch osób. <Obrus był przewidziany na dokładnie dwie osoby, cztery krzesła przy stole to tylko dla zmylenia przechodzących obok gapiów>
-O Boże -westchne<ę>łam zachwycona.
Czarnowłosy <BRUNET> zaśmiał się.
-Pięknie, prawda? -przytaknęłam. Zaje<ę>liśmy miejsca. Jeff cały czas patrzył na mnie, co powodowało uciekanie mi widelcy <Cokolwiek to znaczy>((Widelce, pod wpływem wzroku Jeffa, zyskiwały samoświadomość  i chichocząc uciekały Anie z ręki, krzycząc „goń mnie!”)) z ręki {Ana, myślę, że spowodował to jednak nietypowy dobór sztućców. Próbowałaś kiedyś zastąpić te kilka widelcy JEDNYM widelcem i nożem?} ((Nie, to by było zbyt proste.)) i jego uroczy śmiech {Przypomnę, że facet ma rozcięte wary} <I wypalone powieki, jeśli chcemy drążyć temat> ((O gustach się nie dyskutuje.)). W pewnej chwili chłopak spojrzał w dół i przez chwilę intensywnie nad czymś myślał.
-Coś się stało?-zapytałam.
On spojrzał na mnie, uśmiechnął się słabo i uklęknął przede mną. Zacze<Ę>łam panikować w duchu. Boże, on mi się zaraz oświadczy ((*tarza się po podłodze ze śmiechu*)) {*sarkastyczny kaszel* Ile Ana ma lat?} <Jest silną i niezależną merysójką i wyjdzie za swojego Truloffa nawet, jeśli wsadziliby ją w kołyskę *^*>.
-Boże!-krzykne<ę>łam. Spojrzał na mnie dziwnie. -Nie. Dobra, dobra. Przepraszam. Już dobrze.
Wracając: uklęknął na jedno kolano, spojrzał mi w oczy, potem w dół i....{....nadkropkoza } zawiązał mi buta ((Cóż za plot twist!)).
-Rozwiązał ci się -uśmiechnął się, wstając z klęczek.
https://media1.tenor.com/images/2988703246cd02162df5d712d589649c/tenor.gif?itemid=4160871
A ja? Cóż, miałam ochotę go rozszarpać. {Gdyby to zrobiła, to opo faktycznie mogłoby przypominać creepy pastę.} <Na co czekasz, Ana?! Co cię powstrzymuje?!>
************************************
Heh, tego się chyba nikt nie spodziewał ^^ ((NIKT SIĘ NIE SPODZIEWAŁ!))

 

 {Pfft, skąd? Jednego z najstarszych komizmów sytuacyjnych ever?} <Czyli ktoś jeszcze to stosuje, myśląc, że jest odkrywczy?> A tak z innej beczki: 1000 wyświetleń!! ((*wyje* JAKIM TRZEBA BYĆ ZWYRODNIALCEM, ŻEBY PISAĆ DWA WYKRZYKNIKI?)) <Bleh... Przyczyniłam się do liczby wyświetleń.> Mówiłam już, że jesteście kochani?  <Jak miło <3> :* Dziękuję bardzo *--* <Przynajmniej to już koniec *zbolały uśmiech*>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz