poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Wielki powrót Drzwi w pociągającej szkarłaĆi - Psychiatryk #3

"Psychiatryk"
Autor: Saphira0706 (Wattpad)
Komentują:
* <Apocalyptical>
* ((Dola))


IV [Smok w mediach] <Ma wiele wspólnego z fabułą. Na przykład symbolizuje jakąś urojoną fantazję>
#Moon
Przez całą noc drżałam z zimna. A przez połowę dobiajałam ((Przepraszam, co robiłaś?)) <Jąka się dziewczę i tyle> się do drzwi po to<,> by dali mi jakiś koc lub chociaż bluzę! ((Oczywiście tego nie zrobili, bo są tam tylko po to, by się nad tobą znęcać))

Kiedy udało mi się zasnąć od razu obudziło mnie dobijanie ((Powtórzenie! A nie, chwila, wcześniej się „dobiajała”)) do drzwi. Ludzie to już trzeba wstawać?! Eh..<.> ((Niedokropkoza atakuje!))
 
Posłusznie wstałam i z rękami w górze stanęłam naprzeciw drzwi. Do pomieszczenia, którego zdecydowanie nienawidzę((,)) weszło dwóch mężczyzn. Doktoreczek ((Jak uroczo))od siedmiu boleści ((Skąd wiesz? Może jest dobrym lekarzem, nie oceniaj go tylko na podstawie jednej rozmowy)) i Chris.((A któżby inny?)) <Wszyscy inni strażnicy, widząc co się tu wyrabia, zrezygnowali. Został tylko jeden desperat, któremu potrzeba pieniędzy. Tylko nie bardzo wiem na co mu te pieniądze, bo Chris chyba nie ma życia poza psychiatrykiem skoro jest zawsze i wszędzie>
 
-Dzień dobry Moon...
 
-Dla kogo dobry ten dobry((,)) dla mnie jest zdecydowanie zły- wymamrotałam pod nosem<,> wtrącając się. Mężczyzna zacisnął pięści((,)) <Ktoś tutaj zbyt szybko się wścieka ^ ^> ale po chwili kontynuował swoją wypowiedź całkiem spokojnym tonem.
 
-Dziś minęło 48 obiecanych godzin((Stop, wróć!!! 48 godzin? Dopiero teraz powinna mieć zdjęty kaftan i jeszcze 24 godziny miała gnić w izolatce. Ktoś tu jest niekonsekwentny.)) <Ałtoreczka na ten przykład?>. Kaftan został już zdjęty wczoraj ((Czyli po 24 godzinach. Ok, idziemy dalej)), więc teraz czas na drugą część naszej umowy tak?-((Umowa była inna)) <A kogo to obchodzi?! Wreszcie coś się zaczyna dziać!> spytał. Kiwnęłam głową na potwierdzenie jego słów. – Christopher<,> wyprowadź pannę Bluesky z izolatki i przenieś do pokoju 369 obok pokoju <Powtórzenie, ale tym razem ci wybaczę, bo istnieje w dialogu, a to oznacza, że ów niedopatrzenie właściwie nie jest większym błędem. Mowa mówiona ma to do siebie, że czasem bezwiednie zawiera powtórzenia.> jej koleżanki.- chłopak bez mrugnięcia okiem podszedł do mnie i chwycił mocno za przedramię. ((Dlaczego ona nie może iść sama?)) Przyzwyczaiłam się już do takich mocnych chwytów. <Co rusz ktoś ją szarpie to przywykła. Ponoć ludzie, których próbujesz zamordować strasznie się rzucają i ciągną za co popadnie>
 
Wyprowadził nas na korytarz, który niestety też był biały! Ludzie czemu nie może być czerwony? Jak krew... <To już obsesja, zdajesz sobie z tego sprawę?>
 
Oj<,> im się nie uda mnie wyleczyć. Zbytnio jestem uzależniona od tej pociągającej szkarłaci ((Poprawna odmiana słowa „szkarłat”: szkarłatom, szkarłatami, szkarłatach, szkarłatu, szkarłatowi, szkarłatem, szkarłacie, szkarłaty, szkarłatów.)). Pewnie po pewnym czasie bez niej pewnie ((Powtórzenie.)) zacznę się samookaleczać chociaż bardzi ((*o)) bym się chciała obejść bez tego. <Jak mówiłam, to obsesja. Co więcej, jest żałosna i bezsensowna>
 
Idąc wraz z brązowookim mijaliśmy różne pokoje. Pewnie inne izolatki. Ciekawe czy Mili jest już u siebie czy nadal siedzi w tym przerażająco jasnym pokoju.
 
Gdy korytarz się skończył minęliśmy stołówkę <Czyli jak mniemam stołówka leży poza obrębem budynku? To przynajmniej sugeruje mi enigmatyczny zwrot, iż coś znajduje się w za miejscem, gdzie kończy się korytarz...> , świetlicę i pełno przeszklonych pokoi, w których były przeprowadzane jakieś zajęcia, badania lub rozmowy z doktorkami. <Wiec czemu drzwi są przeszklone? Z tego co mi wiadomo w takich zajęciach chodzi o stworzenie przyjaznej, komfortowej i przede wszystkim prywatnej atmosfery, więc drzwi przez które świat zewnętrzny może podglądać te sesje są kompletnym zaprzeczeniem idei...> Mam nadzieję szybko stąd uciec. Nie zdzierżyłabym zajęć typu ,,Poznajmy się" lub coś w tym stylu.
 
W końcu dotarliśmy do moich nowych drzwi. ((Kolejne drzwi. Też ożywione?))<Wiadomo, to w końcu DRZWI – ulubiony bohater dwóch na dwóch komentatorek tego dzieła <.< >  Może one będą lepsze jak <*niż> tamte z izolatki ((Najwidoczniej tak)). Zostałam siłą wepchnięta do pokoju i posadzona na łóżku <Dlaczego ktoś zmusza cię do siadania na łóżku? Po co?!>, które swoją drogą nie wydawało się zbyt wygodne. Pomieszczenie było skromnie urządzone. Okno, łóżko, szafa z ciuchami, jakiś stolik i krzesło, lustro ((Co. Lustro. Ona ma lustro. Lustro, które w każdej chwili można roztrzaskać i zrobić z niego broń. Aha.)) <W zasadzie to i z łóżka można zrobić broń o ile ma się dość siły, by je zniszczyć. O krześle już nawet nie wspominając. Tak po prawdzie to wszystkie meble powinny być przykręcone do podłogi lub wcale nie powinno ich być w pokoju. Na nieszczęście zgromadzonych w psychiatryku nikt o tym fakcie nie wie>  i drzwi prowadzące do łazienki <Może masz jeszcze własną wannę z hydromasażem?>  ((Prywatna łazienka? Tam jest lepiej niż w sanatorium, do którego regularnie jeżdżę)). Przynajmniej mam ją w pokoju, a nie na korytarzu.
 
                 
Kiedy skończyłam zwiedzać ((Jest tak ogromny, że musisz go „zwiedzać”?)) <Wiesz, Dolo, od ściany do ściany można się pogubić. Spróbuj przejść się po pokoju, nie mając mózgu, a gwarantuję ci, że po pierwszym kroku zapomnisz, że w ogóle zaczęłaś się rozglądać. Tak więc to pewnie trochę trwało i stąd „zwiedzać” >swój pokój usiadłam i czekałam na Mili fantazjując o krwi... <OBSESJA>
 
#Mili
Leżę na tej WIELCE wygodnej ziemi ((Wcześniej to była PODŁOGA i była niewygodna. Przeszła jakąś transformację?)) <Albo dziewczynie obniżyły się standardy> i czekam na śniadanie. Jestem tu już dwa, a może trzy dni, nie wiem, nie ogarniam czasu i chcę czekolady . Czy ja nie mogę zjeść ani grama czekolady? ((Nie.)) Ludzie ja przecież z tego żyje ((Kto żyje?)) <Jeśli nie wiadomo o kogo chodzi to – przynajmniej w tym uniwersum – chodzi o drzwi!> . Zaczęłam nucić jakąś pierwszą lepszą piosenkę i gapiłam się bezczynnie w sufit. Nagle usłyszałam walenie w drzwi.
 
- Stań przy ścianie na przeciwko drzwi. ((Powtórzenie.)) <Tego już darować nie zamierzam. *przeładowuje glocka*>- nie chce mi się wstawać. Co oni myślą, że zamkną mnie w białej dziurze i się przestraszę? ((Nie. Myślą, że chcesz się pozbyć kaftana i przenieść do normalnego pokoju))  No chyba nie. <No chyba tak.>
 
- Zrób to, albo ((Przed „albo” NIE stawiamy przecinków. Pała)) użyjemy siły.- mhm już się boje ((Skąd się tam wzięły boje? Mają jakieś jezioro w tej izolatce?)). Kto niby miałby mi coś zrobić? Chris? ((Strażnicy?)) A może ten facet co był u mnie za pierwszym razem? Z obudwoma ((Co?))<No obudwoma, no... To taki nowy model obudowy> spokojnie dałabym sobie rade ((*ę. Oczywiście. Dziewiętnastoletnia, nieuzbrojona dziewczyna spokojnie da sobie radę z dwoma facetami, przy czym jeden jest już dorosły. Jasne)) <A drugi ma broń. Nie zapominaj o pistolecie>.
 
- Natychmiast wykonaj polecenie, albo cię sam ustawie((*Ę!!!))!!- no dobra, już wstaje ((Kto wstaje? Drzwi?))<Zawsze chodzi o drzwi... Przecież ściana już stoi>. Uspokój się<,> bo ci jeszcze żyłka pęknie. <Hahahahah... Śmieszne *ociera wyimaginowaną łezkę* Panie i panowie! Oto przykład klasycznego pyskowania w myślach! Schemat, lecimy dalej> Stanęłam tam<,> gdzie mi kazano i czekałam na otwarcie drzwi. Nie miałam zamiaru uciekać, bo wiedziałam, że i tak nie mam szans ((Pierwszy raz pomyślałaś w miarę logicznie. Apo, otwieraj szampana))<*z rozmachem wystrzela korkiem od butelki*>. Muszę czekać aż przeniosą mnie gdzie indziej.
 
Do pomieszczenia wszedł Chris i jakiś mięśniak. Nie widziałam go jeszcze. Mężczyzna spojrzał na Chris a ((Co ta spacja))<Przynajmniej nie apostrof :’) >, po czym wyszedł. Chwilę przyglądałam się drzwiom <Wiesz co, Dola? Z tego można zrobić świetną grę na imprezie. Jedna osoba czyta tę perełkę na głos, a pozostali wsłuchują się w tekst. Za każdym razem, gdy narracja wspomni o drzwiach całe wszyscy piją kolejkę. Po pierwszych kilku rozdziałach towarzystwo zobojętnieje na tyle, że kiepska forma przestanie im przeszkadzać i wszyscy będą zadowoleni!> ((Grałabym)) , ale po chwili przeniosłam swój wzrok na Chrisa, a dokładniej na jego oczy. One są czekoladowe! ((Zjedz je!)) Uwielbiam je. <Tyle już wiemy. Ta informacja padła z dwa lub trzy razy, o ile nie więcej. Możemy tak dla odmiany przeczytać o czymś nowym?>
 
- Masz jedzenie?- zapytałam pewna siebie <A na co ci pewność siebie? Wszak pytasz go tylko o coś do zjedzenia. Tu pewność siebie jest ci potrzebna jak rybie rower> z nadzieją, że jednak przyniósł mi coś do jedzenia. ((Oczywiście. Schował tacę z jedzeniem w kieszeni))
 
- Nie. Ale mam nowinę.- co mi tam po nowinie, ja chcę jedzonko!- przez ostatnie dwa dni byłaś wystarczająco znośna, abym mógł zdjąć ci kaftan.- ((Ona musiała czekać dwa dni. Niestety przyjaciółki merysójek nie są tak uprzywilejowane)) <Mówisz jakbyś nie wiedziała. Merysójki zawsze mają łatwiej, to oczywiste> w końcu! Nie mogę tak dłużej w tym czymś wytrzymać. Chłopak odpiął mi kaftan, a ja zaczęłam machać rękami<,> bo były strasznie zdretwiałe. ((Jakie?))
 
- I jeszcze jedno. Jak będziesz przez kolejny dzień grzeczna, to przeniesiemy cię do innego pokoju.
 
- Ja zawsze jestem grzeczna<.>
 
- To powiez ((Oni znowu seplenią)) to tym osobom<,> które zabilas<*ś> i ochroniarzom, którzy muszą ci((*ę, na rany Chrystusa!)) pilnować. <A po kiego oni pilnują zamykanych od zewnątrz drzwi? O.o>
 
- No może czasem coś nabroje <A może chodziło jej o to, że czasem ma jakieś naboje? Tutaj nic mnie już nie zaskoczy> ((*szlocha cicho w kącie, bo ilość literówek ją przeraża*)), ale to się rzadko zdarza. A ochroniarze mnie po prostu nie lubią i tyle.- bo to prawda. Czepiają się mnie o byle co. ((Kiedy i o co? Podaj przykład, bo w tekście nic na ten temat nie ma)) <Domyśl się.>
  
Chris nic nie powiedział tylko zaczął wpatrywać się we mnie. Miał kamienny wyraz twarzy co raczej nie wróżyło nic dobrego.
 
- Co? Mam coś na twarzy, czy po prostu zachipnotyzowalam ((GRAMATYCZNY NAZISTA MODE:ON. ROZSTRZELAĆ MI TO!!!))<Słowa bym nie rzekła. Naprawdę. Ale nie za to mi nie płacą. *wyciąga słownik i podsuwa pod nos aktoreczki* Słuchaj no. Ta wielka, magiczna księga zawiera w sobie całą prawdę wszechświata, a, co więcej, nie gryzie. Więc zacznij korzystać z tego dobrodziejstwa zanim komuś stanie się krzywda!> cię swoją urodą ((Zrozum, dziecino, piękno jest pojęciem względnym)).

- Raczej zastanawia mnie czemu taka pozornie grzeczna i spokojna dziewczyna jak ty może być zabójcą. No i masz ciekawy kolor włosów. <Magia kolorowych włosów! To ZAWSZE działa! Wiem z doświadczenia ^ ^>
 
- Włosy sobie pofarbowałam, ((Naprawdę? No nie żartuj! Nie są naturalne?)) bo nie podobał mi się mój kolor <Tak. Zwykle po to farbuje się włosy. No chyba, że jesteś dziwna lub po prostu chcesz być wyjątkowa>, a co do zabójcy to ja nim nie jestem. Po prostu odbieram życie tym co mnie wkurzają. ((W takim razie podaj mi swoją definicję zabójcy, tępa dzido))Także radzę ci przynieś mi jedzenie, bo jak jestem głodna to tym bardziej jestem wściekła ((Powiało grozą)). <Ten dialog jest tak pusty, tak suchy... Ałtorko – robisz to źle> - odparłam pewna siebie <A kiedy przestałaś być pewna siebie, że znowu nam o tym wspominasz?> i zaczęłam chodzić po pokoju. Chris nic nie powiedział tylko podszedł do drzwi i zapukał pięć razy. Drzwi uchyliły się i zobaczyłam w nich tego samego kolesia co wcześniej z tacką w ręku. ((Jebany, silny jest. Ja czasem mam problem utrzymać pustą tackę w poziomie, gdy trzymam ją jedną ręka))<Oni wszyscy potrafią tak robić z tackami. Prawdopodobnie na podstawie zdolności w utrzymaniu tacki jedną ręką opiera się tutejsza rekrutacja <.< > Chris zabrał tackę i podszedł do mnie. Dziś na śniadanie zafundowali mi chemiczne płatki ze skwaszonym mlekiem ((Smacznego)). Podał mi tackę<POWTÓRZENIE> i pokierował się o wyjścia.
 
- Masz 24 godziny. Jak się nie dostosujesz, zostajesz tutaj. Zrozumiałaś?- zaczęłam jeść płatki i tykopokiwalam ((Co zrobiłaś???))<Słowotwórczo pokiwała mu tyką> głową.- Zrozumiałaś?!
 
- Tak jest ser<*sir, jeśli już -_-> kapitan.- zasalutowałam <Do pustego łba się nie salutuje, deklu> i wróciłam do jedzenia. Trudno było to nazwać jedzeniem<,> no ale okej. Po skończeniu jedzenia ((Kolejne powtórzenie.))<*wzdech* Nie pierwsze i na pewno nie ostatnie...> zaczęłam chodzić po pokoju w te i spowrotem, ((A cóż to za tajemniczy kierunek, to „spowrotem”?)) aby zabić nudę. Po pewnym czasie zaczęłam nucić i wymyślać układy do piosenek. Skoro nie mam już kaftanu<*a – poprawna odmiana „kaftana”. Wiedziałabyś, gdybyś tylko uznawała istnienie słownika> to mam większe pole do popisu.
 
Popołudniu znowu przyszedł Chris z obiadem. I znowu nie przyniósł czekolady! Czy ja mówię po chińsku czy co? Wyraźnie proszę o czekoladę, a tu nic! ((Jeszcze ani razu o nią nie poprosiłaś)) Masakracja. ((Nie ma takiego słowa.)) <A mnie przychodzi na myśl podobne słowo, które też pasuje do kontekstu. W końcu z przyjemnością dokonałabym na tym raku ANIHILACJI> ((Jestem za. *wyciąga karabin maszynowy*))
 
- Masz- podał mi jedzenie. Chciałam coś powiedzieć, ale wyszedł z celi. Aha? <No jak on mógł wykonać swój obowiązek i nie zaszczycić najlepszej przyjaciółki merysójki rozmową?! No jak?! Przecież to gość VIP i należy bawić go dialogiem! Ona tu przyjechała odpocząć, a on... Wait. Przecież my jesteśmy w psychiatryku>  Jeszcze mnie ignorują, co za bezczelność! <Złóż skargę w administracji> Zjadłam niechętnie obrzydliwe jedzenie <Nikt ci nie kazał. Mogłaś nie jeść, a skoro jednak to zrobiłaś to wcale nie było takie obrzydliwe> i nie pozostało mi nic innego((,)) jak tylko leżeć i nic nie robić. Nie mam pojęcia kiedy zasnęłam. <Schemat. Wszystkie dzieua wykorzystują sen jako jedyny i słuszny time skip>
 
Obudziło mnie walenie do drzwi. Nawet pospać nie dadzą. Nie otwierając oczu przewróciłam się na drugi bok.
 
- Wstawaj!!- rozległ się wrzask zza drzwi. Zaspana wstałam z podłogi i stanęłam pod ścianą ze sztucznym uśmiechem. ((Po co się uśmiechasz?)) <Może myśli, że robią jej zdjęcia z ukrycia> Możliwe ((Stawiać przecinek przed „że” potrafią już dzieci z podstawówki. Widać ałtorka zatrzymała się w rozwoju jeszcze wcześniej.)) że przenoszą nie do innego miejsca ((Nie do innego, lecz do tego samego))<I wszystko stało się jasne>. Drzwi się otworzyły i ((*z))obaczyłam w nich tego samego gościa co czoraj ((Kiedy?)) i jeszcze drugiego podobnie wyglądającego kolesia. <W tym psychiartyku są tylko dwa typy ochroniarzy: Chris i armia sklonowanych goryli> Wzięli mnie z((*a)) ręce i wyprowadzili na zewnątrz. Czeka tam mój doktorek. ((Tu widzimy przykład pięknego przejścia z czasu przeszłego do teraźniejszego. Jest to często praktykowany zabieg u ałtoreczek. Czytała Krystyna Czubówna))
 
- Zgodnie z obietnicą przenosimy cię <*d>o ((*szloch* Apo, dlaczego ona nam to robi? Za co?))<Nie wiem i nie zamierzam o to pytać. Przynajmniej się nie nudzisz, prawda?> innego pokoju.
 
- A co z moją przyjaciółką?- dawno się nie widziaysmy<... WIDZIAŁYŚMY do cholery jasnej! Gdyby ałtoreczka poświęciła chwilę i przeczytała tekst przed publikacją z pewnością oszczędziłaby wielu czytelnikom cierpienia i przy okazji nie zaniżałaby sobie i tak wątpliwej jakości>.
 
- O nią się nie martw. Dostała <*t>e ((Ja już nawet nie chcę tego komentować))<Wygląda to tak jakby nie stykała jej klawiatura> same warunki co ty.- nie wiem czy mnie to uspokoiło. Ona potrafi być nieprzewidywalna. <To też już chyba wiemy. Tak trudno o nową wiadomość?>
 
Przeszliśmy parę korytarzy, coś co wyglądało na świetlicę i stołówkę. Dalej już nie patrzałam tylko szłam i zastanawiałam się nad sensem mojego zamknięcia. <Seryjne morderstwo nadal niczego ci nie mówi, prawda?>

- To tu.- zatrzymaliśmy się przy pokoju nr 370. Doktor wpuścił mnie do środka. Rozejrzałam się. Ściany były niebieskie, w końcu coś nie białego. Nawet łóżko tu było! Może nie było one jak w hotelu ale zawsze coś. Po chwili rozglądania dostrzegłam drzwi do łazienki. No i tak mogę mieszkać.
 
- Rozgość się. Nie próbuj uciekać, bo wrócisz do izolatki.- ostrzegł mnie doktor po czym wyszedł. Położyłam się na łóżku i myślałam jak by tu z tąd<*stąd. STĄD! Co z tobą, kobieto, jest nie tak?!>  uciec. Muszę czekać<,> innej opcji nie ma. Ciekawe co tam u Moon... ((Niestety, mam złą wiadomość. Wciąż żyje))<Co gorsze nie zamierza też zdychać>

#Moon
Nudyyy((yyyyy))<yyyyyyyy>. Dlaczego musi być tutaj tak nudno? I dlaczego nie ma tu nic czerwonego?! Brak mojego ulubionego koloru zaczyna mnie odbijać <Wizualizuję sobie wielką piłkę z napisem: „Brak czerwieni”, która odbija się od boCHaterki i nie zamierza przestawać> ((Odbijać to tobie zaczęło już wcześniej)). A najgorsze jest to, że nie mogę wyjść z tego przeklętego pokoju!  Nie ważne, że nie jestem już w izolatce. Zamknęli mnie i myślą, że będę spokojna i grzeczna. Ta nuda zaczyna mnie dobijać! <Wiemy, wiemy. Wspominałaś, że się nudzisz ledwo kilka linijek wcześniej>

Wstałam i podeszłam do okna. Widok nie był jakiś zachwycający. Według mnie((,)) to miał być ogród((,)) ale za cholerę tego nie przypomina<*ł. Jeden czas w jednym zdaniu, kur... *głęboki oddech i liczy do dziesięciu*>. Jakieś porozwalane((,)) małe uliczki i chwasty, które ludzie mieli brać za kwiaty. Jednym słowem ten ,,ogród<”> był okropnie zapuszczony.
 
Niestety((,)) ale z okna bym nie mogła wyskoczyć, ponieważ umieścili mnie i Mili na cholernym 4 <Małe liczby pisze się SŁOWNIE> piętrze. ((A, pierdolisz. Skacz, jesteś merysójką, nic ci się nie stanie)) Trochę wysoko jest((,)) ale gdybym próbowała zaskoczyć ((Kogo ty chcesz zaskoczyć?))<Może nas? Wiesz, gdyby teraz zaczęła nagle myśleć byłabym w szoku> z 2 <SŁOWNIE> piętra być może by mi się udało. <Zdajesz sobie sprawę z tego, że skakanie z drugiego piętra nie jest o wiele lepsze niż skakanie z czwartego? Już przy skoku z pierwszego możesz połamać nogi... A moja dobra znajoma skręciła kostkę przy próbie takiego wyskoku na parterze. Także powodzenia i miłego lotu>  Obok okna z którego udało<Weź tę niepotrzebną spację *^*> by mi się<,> nie zabijając się przy okazji ((To zdanie istnieje))<I chyba coś znaczy> stała jakaś szopa z w miarę solidnym dachem<Wiesz to na podstawie obserwacji. Brawo. Ja też tak zrobiłam kiedyś. Gałąź wydawała się być solidna, a potem razem ze mną spadła na ziemię. I tyle mi przyszło z oceniania wytrzymałości na oko> . Mogłabym skoczyć na nią a potem zaskoczyć na ziemię <Jak ty chcesz zaskoczyć ZIEMIĘ?>. Później tylko sprint do muru który ma z 5 metrów wysokości <Taki niziutki płotek... Jak się dobrze rozpędzi to na raz przeskoczy!>, skok i wolność. ((Cóż może pójść nie tak?))<Nic – to zdesperowana merysójka i jej przyjaciółeczka> Oczywiście podczas takiej akcji nie obyło by się bez jakiś trupów ((Najprawdopodobniej to ty byłabyś tym trupem, kretynko)) <A jednak ma rację, bo dwa trupy by były. Jeden pogrzebany pod stropem szopy-z-szalenie-wytrzymałym-dachem, a drugi w drodze do wcale-nie-wysokiego muru> co by mnie ucieszyło, ponieważ w końcu zobaczyłabym krew... <Swoją własną, po prawdzie, ale kto by się przejmował. Mnie też ucieszyłby ten widok>
 
Moje rozmyślania przerwało otwieranie zamka w drzwiach. A już po chwili coś fioletowego wskoczyło na mnie zwalając z nóg. <To pewnie pies... Albo drzwi>
 
-Mooooooooooon! Oni są tacy źli! Nie chcieli mi dać czekolady! Rozumiesz to?! Przez kilka dni (nie wiem ile tu siedziałyśmy zbytnio marzyłam o czekoladzie a ty wiesz jak ja ją kocham) ((Jak się mówi nawiasem? Ucz mnie!)) <Szepcz teatralnie to może ci kiedyś nawias wyjdzie... Ale wiesz. To wiele pracy> nie dali mi ani grama mojej ukochanej czekolady!!!!((1111oneoneone!!11))!!- krzyczała mi do ucha fiołkowo-oka, ((Na chuj tu ten myślnik?)) <Bo tak *^*> a całą swoją wypowiedź powiedziała dosłownie na jednym oddechu. Czasem była na prawdę wybuchowa. <Niczym zamachowiec z bombą w kieszeni>
                          
-Też za tobą tęskniłam Mili. Uwierz przez te 4 dni 16 godzin 31 minut i 27 sekund <JAK TY LICZYSZ TEN CZAS?!> nie widziałam nawet zwykłej małej czerwonej kropki na ścianie. <Nosz kurw... Masz długie, CZERWONE włosy, tępy kartonie upadku ludzkości. Wystarczyło SIĘGNĄĆ i przysunąć je sobie do oczu> Oni nie mają tu nic koloru krwi! To jest złeeeeee<eeeee>!
 
- To oni są źli, że nas tu trzymają chociaż nic nie zrobiłyśmy<.>
 
-W 100 procentach się z tobą zgadzam. <No, a ja się nie zgadzam.>
 
-No może nie licząc Chris' a <Apostrof i spacja. W jednym miejscu. Zupełnie bez powodu. A tam, gdzie potrzeba interpunkcji to jej nie znajdziesz...> on mi dał jedzenie, obstawiam, że tobie tez<*ż>, bo okropnie narzekał na jakąś czerwono włosa ((*rwie włosy z głowy*)) <*idzie po colę w puszce, bo na trzeźwo już się nie da*> dziewczynę, a z tego co wiem to czerwony nie jest tak powszechny jak blond czy brąz.
 
-I tu już się z tobą nie zgodzę.((Nie no, przejdź się dowolną ulicą o dowolnej porze dnia. Gwarantuję, że blondynek i brunetek zauważysz więcej)) Po pierwsze dał mi jakieś ohydne leki i kazał siedzieć w tym głupim kaftanie,((To nie on ci kazał. On tylko roznosi jedzenie, do cholery))<Znalazła kozła ofiarnego to się czepia o wszystko czego nie zrobił> który na dodatek jest niewygodny- zrobiłam krótką przerwę aby zlokalizować źródło cichego poruszenia krzesła ((Mamy również ożywione krzesło. Ciekawe, czy łóżko też))<No drzwi to na pewno żyją>, które skrzypiało. Oho! O wilku mowa!- Po drugie kazał mi się nudzić, a po trzecie jest nudziarzem okropnym, który przejawia pewne psychopatyczne odruchy, a po ostatnie to on trzyma razem z tym głupim doktorkiem. <Urzekła mnie ta wypowiedź...>
 
-Nie chciałbym przerywać<,> ale tak jakby mnie obgadujesz- powiedział brązowooki ((czy on przenika przez drzwi?))<Skoro ma trzecią rękę to dlaczego nie miałby przenikać?>. Mili od razu spojrzała w jego stronę. Gapili się na siebie z bite pół minuty aż przypomnieli sobie o świecie zewnętrznym. <Prawdziwa miłość od pierwszego wejrzenia. Schemat, znowu>  Czyżby Milcia coś czuła do naszego strażniczka? ((ON NIE JEST STRAŻNIKIEM, ON TYLKO ROZNOSI CHOLERNE JEDZENIE!))W sumie byłoby ciekawie gdyby okazał się jednym z nas, czyli tym ,,nienormalnym" <A użyłaś cudzysłowu z powodu?>, ponieważ jako strażnik zna rozkład pokoi i tym podobnych dlatego ucieczka mogła by pójść szybciej i sprawniej.

-Co z tego że cię ogaduję? ((Ekhem, co robisz?))- wzruszyłam ramionami- a w ogóle co ty tutaj robisz?
 
-Jako((,)) iż jesteście tu nowe muszę niestety was oprowadzić i pilnować was przez jakieś dwa dni? ((Odpowiadasz, czy się pytasz?)) <A na cholerę oprowadzać po szpitalu psychiatrycznym? Przecież nikt tam nikogo nie oprowadza. Od wszystkiego są znaki, strzałki i tabliczki. To nie cholerne muzeum, żeby organizować wycieczki z przewodnikiem>
 
-Ej no! Ino bez takich! Miało być koniec niańczenia przez "strażnika"- powiedziała Mili po czym wybuchłyśmy śmiechem. ((Śmiechom  nie było końca!)) <Chyba spadłam z tej karuzeli śmiechu> Po chwili mnie olśniło. Szybko powiedziałam fiołkowo-okiej ((Cóż to za neologizm?)) <Dziewczyna o oczach zastąpionych przez fiołki. Straszna choroba, a ty i tak powiesz, że to bezsensowny myślnik> co wymyśliłam po czym zwróciłam się do naszej szansy na ucieczkę.
 
-Dobra zgadzamy się na te twoje warunki..<.> ((To nie była propozycja)) <Jakie, do diabła, warunki?!>
 
-I tak nie miałyście innej opcji.- wtrąciła się mądrala jedna. <Znaczy się Mili, tak?>
 
-...ale musisz nas zaprowadzić na stołówkę czy coś w tym stylu...
 
-...I ma być prawdziwe jedzenie<,> a nie jakieś chemiczne płatki.- dodała Mili. ((To nie wy tu dyktujecie warunki))
 <Tak właśnie działa świadomość zbiorowa. Panienki Moon i Mili dzielą jeden, niewielki móżdżek>
-Zobaczymy co da się zrobić<, *po raz kolejny przed „ale”> ale najpierw musicie się przebrać.
 
-Niby dlaczego?

-Nie wasz interes. Ruchy<, *po raz kolejny przed „bo”> bo nigdzie nie pójdziecie.
 
-Kusząca oferta.- wymamrotałam pod nosem
 
-Co powiedziałaś?!
 
-Nic.- odparłam i uśmiechnęłam się uroczo. <Kretynka. Po prostu kretynka...>
 

Nasz wielki strażnik (wyczuj ten sarkazm) <No ja już tego nie wytrzymam... CO DO KURWY NĘDZY?! NA CHOLERĘ TEN PIERDOLONY NAWIAS?!> opuścił pokój razem z Mili. Podeszłam do sterty ubrań które zostawił tu Chris.
 
Stare przetarte jeansy i kilka koszul i koszulek. Ale oczywiście nie było ani jednej czerwonej. Do tego dali jeszcze nam bieliznę oraz coś co pewnie miało służyć za piżamę, czyli spodenki odkrywające pół dupy i koszulka na ramiączkach. Nie ma co, w zimę będziemy się ubierali jak na lato, a w lato jak w zimę ((Nie rozumiem twojego toku rozumowania. Taka piżama, to raczej na lato, czyli w opowiadaniu jest zima. Ale czy to znaczy, że na lato będą wam dawali do spania dres, bluzę i skarpety? Przecież to nadinterpretacja. Poza tym nie mogą mieć tam zimy, bo gdy Moon opisywała ogród, to jednak coś tam rosło, więc… Jak mam to rozumieć?! Apo? Pomusz!)) <Mnie nie pytaj jak to działa... Już nie pytaj. Ja wysiadam z tego poronionego tworu chorej wyobraźni gimnazjalistki...> . Logika! ((NIE MA JEJ W TYM OPOWIADANIU!!!))
 
Ubrałam spodnie zostając w swojej koszulce na ramiączkach ((Nie przebierałaś jej od dwóch dni. Fuj.))<W zasadzie to od czterech, gdyby wierzyć temu, co napisano wyżej. Ta koszulka za niedługo wyhoduje sobie nibynóżki i własną świadomość>, zakładając na wierzch tylko koszulę w kratę (niebieską -.- bo nie mają czerwonej ((Już mówiłaś))<I jeszcze pewnie kilka razy to powtórzysz>). Przejrzałam się jeszcze w lustrze <W którym odbijają się jej czerwone kłaki – dalej będzie płakać, że nie widzi czerwonego, ale tym razem nikt nie będzie jej współczuł> ((Ja wciąż nie mogę uwierzyć, że tam jest lustro)) poprawiłam swoją czarną bokserkę, przeczesałam <czerwone!> włosy i wyszłam na korytarz. Zastałam tam już gotowych Chris' a ((Zabierzcie mu ten apostrof!))<i spację> i Mili.
 
Moja przyjaciółka postanowiła pójść w fiolety i tak miała na sobie: fioletowe rurki, fioletową bluzkę, fioletowe trampki i oczywiście swoje fioletowe włosy, które podkreślały jej fiołkowe oczy. <Jednym zdaniem: Mili została nijaką plamą fioletu>

Podeszłam do nich i tak ruszyliśmy na zwiedzanie. Ludzieee<eeeeee> czuję się jak dziecko! <I tak też się zachowujesz>

-Tutaj mieszka większość osób z naszego ośrodka. Praktycznie każde piętro, z wyjątkiem ostatniego, jest zbudowane tak samo. Na 3 <TRZECIM> oraz 2 <DRUGIM> mieszkają osoby, że tak to ujmę mocno chore natomiast na 1 <PIERWSZYM. To naprawdę nie jest SMS – tutaj można poświęcić kilka liter na zapisanie słownie liczby bez żadnych konsekwencji...> i na parterze są osoby<,> które za niedługo stąd wyjdą. Na 4 <CZWARTYM> piętrze są specjalne pokoje dla osób hmm... w gorszym stanie psychicznym jak ((*niż)) <Pamiętaj, że one są na czwartym piętrze, wśród sobie podobnych> wy. Po prostu są w stanie zabić siebie jak i innych za wszelką cenę.
 
O! Czyżby była mowa o mnie? To dlaczego jestem na 3 < Po pierwsze: TRZECIM!!! A po drugie:>((Na trzecim, powiadasz? *Przewija do góry* „umieścili mnie i Mili na cholernym 4 piętrze”. Dobra, idziemy dalej)) ? Może już mi niedaleko do pełnego zwariowania albo po prostu mają na 4 <CZWARTYM, CHOLERA> piętrze za dużo świrów. Zaśmiałam się cichutko pod nosem. ((Karuzela śmiechu))
 
Kiedy Mili obserwowała każdy ruch Chris' a <Dolo, powiedz mi, że mam zwidy i tam wcale nie ma apostrofu i spacji. Przecież to prosta zasada: Jeśli imię zapożyczone z innego języka kończy się na spółgłoskę nie stawia się apostrofu, a jeśli zakończone jest samogłoską, wtedy apostrof oddziela imię od odmienionego przyrostka... Prawda?> ((Przykro mi, Apo, ale dobrze widzisz, tu jest ten apostrof. Przeproszę cię na chwilę, idę przemyć oczy kwasem solnym)) i rozglądała się za stołówką((,)) ja śledziłam wzrokiem ludzi, zapamiętywałam układ pomieszczeń oraz wypatrywałam kamer. Przyda nam się to potem, kiedy będziemy uciekać z tego głupiego wariatkowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz