Autor:
ChloeWinchester333
Komentują:
* {Model NY-400, alias ,,Nyan"}
* //Model JH-000, alias ,,Johnny"//
* <Model AP-100, alias ,,Apo">
AWAKENED <Chciałam podrzucić tutaj gifa poglądowego.
Niestety wyszukiwarka podsyła mi tylko Przebudzenie Mocy, więc nie ta bajka :”)
>
- Faye? Faye, dziewczyno? Jesteś z nami? - usłyszałam niski, męski głos.
{- Niestety jest - mruknęła Nyan i usiadła
nadąsana. Trzeba było to cholerstwo wyłączyć...} <Bruh! Skoro to coś ma organy to… może lepiej byłoby
ją drewnianym kołkiem w serce potraktować?> Wydawał się dość znajomy. Z każdym słowem był coraz bardziej wyraźny.
- Mówiłem, że to był zły pomysł, aby ją wyłączać, poruczniku - ten głos
znałam aż za dobrze. {To tylko Connor z oberwanymi
przewodami w głowie. Inaczej nie potrafię wyjaśnić jego zachowania.}
- C-co się... - jęknęłam, otwierając powoli oczy i próbując się podnieść. // [Link] //
- Faye! Boże, tak się martwiliśmy, że cię straciliśmy <Ewwwww… Czemu to się dzieje tak szybko?> - powiedział porucznik
Anderson. {Hank Anderson przywiązujący się z
miejsca do przypadkowego androida. Czas wystartować licznik "Wszyscy
kochamy Sue".} <*wygrzebuje
spod łóżka transparenty dla przypadkowych ofiar*>
- Jestem androidem. Na świecie jest nas pełno. Jeden mniej nie robi różnicy -<W sumie… No ale nie każdy jest
wyjątkowym płateczkiem śniegu!> Powiedziałam, posyłając mu słaby
uśmiech, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Jesteś kimś więcej. <Płateczkiem
śniegu. *^*> Ja i Connor to wiemy. Nie damy cię wyłączyć ani wyczyścić ci pamięci -
powiedział Anderson. {Geeez, to naprawdę jedzie historią
a'la "The Chosen One".} <Już
to gdzieś w Republice widziałam… O kurczaczki. Tu też będą smoko-odkurzacze i
telefony parowe? O.o>
- Co masz na myśli, poruczniku? - spytałam zdziwiona jego słowami. -
Wiecie, że jestem... Defektem? - zapytałam lekko przerażona. <I to niby czyni cię taką wyjątkową? Poważnie?>
Anderson skinął głową, patrząc na mnie współczująco. {Kur-, poważnie? DEFEKTÓW to w Detroit były dziesiątki!
Każdy jest taki niezwykły?!}
Tak. Definitywnie tak.>
Zatrzymałam się z myślami w tym momencie. Co, jeśli będą chcieli mnie
oddać CyberLife? To gorsze, niż śmierć. Wolałabym zginąć niż wylądować u tych
dupków. Za to, co zrobili mi i moim
pobratymcom //Faye jest nagle świadoma losu innych
androidów? Jedynym źle potraktowanym androidem (o którym wiemy) w jej obecności
był Connor, więc… heło? Płot hołl?// powinni smażyć się w piekle <Jak wygląda piekło androidów?>. To chyba
tak mówią ludzie... {Faye chyba nie umie w
defektyzm. <Albo w słownik.> Kto na ochotnika wyjaśni jej zasady zabawy od nowa?} <Johnny! *wycofuje się dyskretnie, pilnując, żeby nie
odwracać się plecami do zagrożenia*> //Ja
bym chętnie wyjaśnił, ale autorkę. Gameplay na YouTube ma jakieś 10 godzin,
przy odrobinie zaangażowania uporasz się z nim w tydzień! Odświeżenie
ewidentnie by się tu przydało.//
Byłam zamknięta w oszklonej celi. Widziałam wszystko, co dzieje się
zewnątrz <Wow… Czyli szkło jest
przezroczyste i da się przez nie patrzeć *notuje sobie w notesiku małego
defekta pod zakładką „ludzie tak robią”* Dzięki, Faye!>. Ruch każdego człowieka, przeskanowany przeze
mnie kilka razy. {Prrr, stop! Skąd u pomocy domowej
skaner ludzi? Kara z gry potrafiła przeskanować sprzęty domowe, ale jakoś nie
potrafiła odróżnić
androidów od ludzi, jeśli się przebrały i usunęły diody.} <Po prostu podczas resetu ktoś jej wgrał mały upgrade
czy coś…> //Ten upgrade miał być dla
Connora, ale dostała go Sue bo odwiedziła Amandę zanim on zdążył.// Im więcej razy tak
robię, tym więcej przyspajam informacji na temat, w jaki sposób się poruszają
lub komunikują. {Teraz wiem już wszystko: Faye tak
naprawdę zbudował Taskmaster.
Dając przykład : detektyw Reed nie jest wcale uprzejmy dla swoich współpracowników. {Powiedz mi coś, czego nie
wiem.} Bez wyjątków. //Generic badguy
intensifies.// Androidy uważa za bezużyteczny kawał plastiku. <*oprogramowanie AP-100 wyrzuciło wielki czerwony
wykrzyknik – tego w jej kodzie nie było…*> Z moich obserwacji wynika,
iż to detektyw Reed jest bezużyteczny. Ale to tylko moje zdanie. <To brzmi dla mnie jakoś tak… bo ja wiem… mało
androidzko? Jakoś nie mogę się pozbyć wrażenia, że Faye jest tylko chorą
psychicznie dziewczyną, której wydaje się, że jest androidem. To tłumaczyłoby
organy i inne takie…>
Porucznik Anderson natomiast emanuje dość dużą ilością gniewu. Czasem
dostrzegłam u niego smutek. Wygląda na alkoholika. Z moich obserwacji wynika,
iż porucznik Anderson stracił kogoś bardzo bliskiego w przeszłości, dlatego
zachowuje się w ten sposób. Ale to tylko
moje zdanie. {Wywnioskowane na bazie tego, jak
często mrugał i którą ręką drapał się po brodzie. A głupiutki Connor marnował
czas na rozmowach, przyglądaniu się codziennemu życiu upadłego gliny i
wiarygodnemu pogłębianiu wątku przyjaźni...} <Bo
Connor jest tylko Connorem. A Faye jest merysójką *^* > //Bo ona dostała UpgrAdE.//
Według mnie, ani zachowanie Andersona, ani Reed'a nie jest odpowiednie
dla mnie{ - postawienie apostrofu w taki sposób nie może przecież świadczyć o wysokim ilorazie
inteligencji} <Dlatego jest
zepsuta.>//”Ale to tylko moje
zdanie.”//. Dlatego nauczyłam się parę trików z
telewizji. Dzięki temu wyglądam jak zwyczajna dziewczyna. No, tylko dioda
trochę przeszkadza. {Zdradzę ci sekret: nie jest ci
potrzebna.} <*szok* ALEJAKTO?!>
Po chwili uniosłam głowę na szybę. {Że co
zrobiłaś?}
<Uniosła GŁOWĘ na SZYBĘ
Zupełnie, jakbym czuła, że ktoś mnie obserwuje. Nie myliłam się. Stał
tam Connor. Patrzył na mnie, z zimnym wyrazem twarzy.
{Wracamy do nieogarnionego czasu akcji! Connor co chwila przeskakuje z trybu
,,serduszkotopienność" na ,,nieczuła maszyna".} Widać, że im
nowsze modele, tym mniej uczuć posiadają. //Na
pewno mamy do czynienia z RK-800 a nie RK-900?// Ale widzę coś w jego oczach.
Coś, co chce ukryć. Bez mojego skanowania widzę, że się ukrywa. {Czego to twoje skanowanie jeszcze nie potrafi.} <Wróż Płateczek Śniegu zagląda na dno androidzkiej
duszy :”) >
- Faye!? Cholera jasna! - krzyknął Anderson, //widząc
głowę uniesioną nad szybę.//potrząsając mną.
Otrząsnęłam się z chwilowego zamyślenia.
- Co jest z tobą nie tak? - zapytał porucznik, siadając obok mnie na
podłodze.
{- To merysójka - zdiagnozowała grobowym tonem Nyan. -
To jeszcze gorsze od defektów. Z
tym nawet CyberLife sobie nie poradzi... - spojrzała dwuznacznie na Apo i
Johnny'ego.}
< - Czyli padło na nas…
- westchnęła Apo, rozumiejąc, że tym razem już się nie wywinie tak
łatwo.>
//- Andy się wkurzy kiedy
mu powiemy, że gwarancja tego nie obejmuje… - mruknął Johnny przeglądając jego
polisę.//
- Widzę... Coś. W oczach Connora. Znasz go, prawda? Pracuje z tobą. Czy
on też... Jest... "inny"? - zapytałam. Moja ciekawość wygrała.
Powinnam ugryźć się w język. Anderson spojrzał na mnie lekko przerażony, bojąc
się, co odpowiedzieć. {WOAH THERE! Chcecie mi
powiedzieć, że to jest wersja wydarzeń, w której Connor JUŻ jest defektem?! To już nie tyle fanfik,
co całe osobne AU (,,alternate universe") na bazie DBH. To zmienia postać
rzeczy w kwestii linii czasowych, ale nie wyjaśnia, dlaczego w takim wypadku
CyberLife nie zorganizowało dochodzenia w sprawie dosyć drogiego modelu
śledczego RK-800, któremu wyłączyła się nadajnik namierzający (jak każdemu
innemu androidowi odrzucającemu zaprogramowane komendy). AU może naginać fakty
co do fabuły, ale nie kanonicznych faktów, zwłaszcza, jeśli świat przedstawiony
niewiele się zmienił.} <A
ja mam inny zarzut: *chrząknięcie* PRZERAŻONY TAKĄ ROZMOWĄ ANDERSON?! HALO
POLICJA CO TU SIĘ DZIEJE>
- Chcę prawdy, Anderson - dodałam po chwili ciszy. Mężczyzna rozejrzał
się dookoła, aby sprawdzić, czy nikt nas nie podsłuchuje.
- Wiesz... Ściany mają uszy. To nie jest temat na teraz, Faye – wyjaśnił
<niesamowicie dyskretnie> Anderson. <Gdyby nie miał niczego do ukrycia po prostu
odpowiedziałby, że Connor jest zupełnie normalnie funkcjonującym androidem
śledczym. Ale nie, bo tajemnica, więc trzeba się elegancko w razie
podsłuchiwania wkopać.>
//Connor… cały czas stoi i obserwuje, prawda? Zakładam, że jest w stanie
również zarejestrować co mówią. Just sayn’…//
- Poruczniku. Musi Pan {Bór Ojciec, Syn
Borzy i Liść Święty (nie odpuszczę tym niepotrzebnym wielkim literom)} iść
- do pokoju wszedł Connor, patrząc zimnym wzrokiem na swojego właściciela. {Connor był własnością CyberLife i Departamentu Policji
Detroit. Siadaj, pała.} <CyberLife
i Departament mogą być jego ojcem, ale to Hank jest jego tatusiem *^* > Anderson odwrócił wzrok
ode mnie i skierował go ku androidowi.
- Co znowu, Connor? - zapytał porucznik Anderson, wzdychając
frustracyjnie.
- Zostałeś wezwany do gabinetu oficera Jeffrey'a. {Dobra, sama przyznam, że nie mam pojęcia, czy ten
apostrof jest w porządku. Mam wrażenie, że nie, ale nie jestem pewna O.o} <Nay! Jest okej. Apostrofy wstawiamy wszędzie tam,
gdzie obce słowo/imię zakończone jest samogłoską.>{Got it *kciuk w górę*} To coś ważnego, poruczniku - odpowiedział
chłopak, nie spuszczając wzroku z Andersona. Mężczyzna westchnął ciężko, kładąc
dłoń na moim ramieniu.
- Nie martw się. Wyciągnę cię z tego, dziewczyno - powiedział szeptem,
po czym wstał i wyszedł z pomieszczenia.
W pokoju przebywałam ja wraz z męskim odpowiednikiem androida. Boże, to
brzmi dość głupio. {Jak raz w czymś się zgadzamy.
To po prostu drugi android, wy czysto teoretycznie płci nie posiadacie, tylko
cechy zewnętrzne służące wyłącznie estetyce (nie licząc seksbotów, ale o tym gra się nie wypowiada zbyt szczegółowo).} < Śmiem
twierdzić, że anatomicznie raczej też ciężko o płeć…
Kiedy Anderson wyszedł z mojej celi, oczy Connora skierowały się na
mnie. Patrzył na mnie od stóp do głów.
Najpewniej mnie skanował. {Tak jak to android
ŚLEDCZY potrafi.}
- Dlaczego to robisz? - zapytałam po chwili, dezorientując androida. <Error 404. File Not Found.>Chłopak otrząsnął się, po czym spojrzał w moje
oczy.
- O czym ty mówisz? - zapytał udając, jakby kilka sekund temu w ogóle nie patrzył na moje ciało dziwnym wzrokiem! Co było dość... Miłe.
Ale to nie zmienia faktu, że zachowywał się przez moment jak jakiś zboczeniec. {*headdesk* Ugh... pomińmy pogadankę o tym, że androidy
ze względu na brak hormonów nie mogą czuć ludzkiego popędu seksualnego. Tym
bardziej więc ZWYKŁE MODELE SPRZĄTAJĄCE nie powinny się czuć skrępowane myślą o
byciu ,,rozbieranym wzrokiem", bo po prostu NIC POD TYMI CIUCHAMI NIE
MAJĄ.} <Mają! Syntetyczne ciało w bliżej
nieokreślonym kształcie i budowie. Tylko jestem pewna, że android, patrząc na
to, poczułby coś w stylu: „To android. Tak jak ja.”>
- O tym, że mnie skanujesz. Dlaczego, skoro wiesz, kim jestem? -
spytałam, wstając z ziemi i podchodząc do Connora. //Żeby
przeprowadzić diagnostykę? Sprawdzić stabilność oprogramowania? Upewnić się, że
jest skutecznie skuta, aby uniknąć powtórki incydentu ze stołem w pokoju
przesłuchań? Nie, po prostu jest horny i tyle.//
- Nadal nie potrafię cię zrozumieć. Może dlatego, że jesteś defektem? -
na jego słowa coś we mnie jakby... Pękło.
- Jesteś taki sam jak ja, Connorze. Po prostu boisz się swojego
prawdziwego "ja" - Powiedziałam, podchodząc jeszcze bliżej androida.
- Nie zmuszaj mnie, abym wyciągnął na ciebie broń. Nie chcę cię
krzywdzić - wyjaśnił.
{- Zrób to, zrób to, zrób to... - kibicowała zza szyby
Nyan.}
- Więc tego nie zrobisz - Powiedziałam, stojąc już tylko parę centymetrów od Connora. - Widzisz? Czujesz coś dziwnego, prawda? {To dyskomfort spowodowany nieprogramowym zachowaniem.
Jak nic.} Twoim zadaniem jest eleminowanie defektów, lecz coś w tej
chwili mówi ci, że to nie jest dobre. Ani dla ciebie, ani dla nas. Czujesz to
uczucie? - zapytałam, dotykając palcem klatki piersiowej chłopaka, na co on
zareagował dość sceptycznie. <Same here Connor…
Same here…>
- Czuję, że... Nie potrafię tego zrobić. N-nie mogę zrobić Ci krzywdy.
Ale dlaczego? Zostałem do tego stworzony {Nie do
końca. RK-800 to android-detektyw i tak jak każdy detektyw musi umieć zarówno wydedukować przebieg wydarzeń na miejscu zbrodni,
jak i w razie potrzeby obronić siebie oraz towarzyszącego mu człowieka. Dopiero
pod koniec gry Connorowi przydzielane są zadania w stylu ,,Wyeliminuj X",
ale to ze względu na stan wyjątkowy w mieście.} <Ciiii…
Nikt o tym nie musi wiedzieć! Stajemy na przeszkodzie kwitnącej miłości dwóch
maszyn z tymi mądrymi argumentami! >.< >
- powiedział zmieszany Connor, podchodząc do
szyby i opierając się o nią.
- Jesteś kimś więcej, niż tylko maszyną. Zrozum to, Connorze -
Powiedziałam, gdy po chwili do pokoju wparował dupek Reed. Nienawidziłam tego
gościa. {Zacznijmy od tego, że NIKT nie potrzebował
wchodzić do celi Faye, by z nią porozmawiać. A skończmy na tym, że złośliwy
charakter Reeda znowu jest wyolbrzymiany na potrzeby opka.}
- Ej, plastikowy kutasie {Boru, nawet Hank mniej klął} <Boshe.
Jeszcze chwila i pokocham Reeda z gry…>, mamy jakąś awarię z sprzątającymi
androidami. Idź, zrób z tym porządek.
Teraz - mówiąc ostatnie słowo, spojrzał na mnie. <-
I rączki przy sobie! – dodał przezornie. W tym uniwersum z androidami było coś
ewidentnie bardziej nie tak.> Odwróciłam od niego wzrok i skierowałam
go ku przeciwnej oszklonej ścianie, //Zamknęli ją w
tesserakcie czy co?// {Masz na myśli
przeciwną oszkloną ścianę w TEJ celi?
gdzie wszędzie byli zapracowani
ludzie.
Connor bez słowa opuścił pomieszczenie, posyłając mi tylko pytające
spojrzenie.
- Nie zrozum mnie źle, mała, ale tutaj, w tym miejscu, wszyscy zdepną
cię {*wertuje słownik języków obcych* Co zrobią...?} <Nadepną
dużą literką „Z” jak mniemam. >
jak małego robaka, jeśli nie weźmiesz się w garść
i nie skończysz omamiać tego idiotę, rozumiesz? - powiedział Reed, podchodząc
do mnie. Mówiąc "tego idiotę", miał na myśli Connora.
{Ok, przeanalizujmy sobie wypowiedź Gavina. Grozi Faye,
że wszyscy na posterunku policji tylko czekają, by ją zdeptać. Jakby ich ona,
kurna, w ogóle obchodziła. Sue, patrz mi na usta: n i e j e s t e ś
j e d y n y m d e f e k t e
m w
D e t r o i t. Nie wszyscy policjanci są przeciwko tobie. Ba, większość
ma cię w dupie, bo jesteś tylko jednym z wielu ich problemów. Dalej mają na
głowie codzienne problemy wielkiego miasta: stłuczki, napaści, kradzieże...}
- Nie przyjmuje {Kto? Różowa żyrafa?} od
ciebie rozkazów. Po drugie, nie zrobię tego. {Ale czego?!} <Nie
odpierwiastkuje się od Connora, ten iloraz nieparzysty.> Nie jestem zależna od ludzi. Już nie {A masz na stanie kilkuletni zapas tyrium? :>} <Ofc. Autorka trzyma go w dupie na czwartej półce po
lewej :> > - Powiedziałam,
zwracając się do niego groźnym tonem. Reed zaczął się śmiać, co jeszcze
bardziej mnie zdenerwowało.
- Uuu, biedny mały robocik myśli, że jest wolny? Och, jakie to urocze -
zadrwił. {Mam wrażenie, że gdyby którykolwiek śledczy z odznaką zacząłby się tak zachowywać
w stosunku do przetrzymywanych (nawet androidów), ktoś w końcu uznałby, że coś
jest z nim nie w porządku i powinno się delikwenta odsunąć od roboty aż się
uspokoi. I nie, autorko: ,,Reed to dupek" nie jest usprawiedliwieniem.} <Fuk. I właśnie w tym momencie oficjalnie zatęskniłam
do Reeda z gry… Nie sądziłam, że będzie mi typa brakowało O.o > //Tamci ludzie z tyłu ignorowali podejrzane zachowanie
Hanka i flirty Faye z Connorem, a teraz ignorują dupkowatego Gavina. Ktoś tu
chyba nie może się zdecydować, czy defekci są wyjątkowi czy nikt nie zwraca na
nich uwagi.//
Czułam, jak złość się we mnie gotuję <makaron
– pomoc domowa zobowiązuje>, lecz nie mogłam pozwolić na to, by to ujawnić. Starałam się być
neutralna, co wyszło//*wychodziło, przecież jeszcze
nie przestałaś, rozmowa trwa.// dość nieźle.
- W porządku, detektywie Reed. Może Pan {Bór Ojciec, Syn Borzy i Liść Święty *^*} <Ament>
już opuścić moją celę. Byłabym wdzięczna -
Powiedziałam najspokojniej, jak tylko potrafiłam. Reed spojrzał na mnie
zabójczo, po czym opuścił moją celę. {That was
easy.} W końcu spokój.
- Kutas - szepnęłam sama do siebie, kiedy zostałam całkiem sama w swoim
pokoju.
DEVIANT <Ohohoho!
Tera to się zacznie…>
Obok mojej celi przebiegało mnóstwo
ludzi, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. Byłam oparta dłońmi o przednią
część szyby {Masz na myśli jedyną część szyby?} //Czterowymiarowy hipersześcian jak nic.// patrząc
na wszystkich z przerażeniem. Co się dzieje? Pali się, czy co?
- Ostrzeżenie. Po placówce grasuje
uzbrojony defekt. Rozkaz o zneutralizowanie. Powtarzam, obiekt należy
zneutralizować jak najszybciej - usłyszałam kobiecy głos z interkomu. {Tylko mi to nie brzmi jak standardowy posterunek
policji?} <Wizualizuje sobie
,,neutralizowanie obiektu” w kontekście budynku:
Wiedziałam, że to nie może być nic dobrego. Defekty zwykle się buntują,
nie chcą ukrywać tego, kim są.
Jeśli ludzie w placówce nie dadzą mu
spokojnie odejść, może się to źle skończyć.
- Wypuśćcie mnie stąd! - krzyknęłam, uderzając pięściami w twarde szkło.
Liczyła się każda sekunda. - Mogę wam pomóc!
Wszyscy przebiegali obok mojej celi przelotnie na mnie spoglądając, nic
nie robiąc sobie z tego, że moje ręce były już całe w thirium. <Huh.
Chociaż tyle, że nie we krwi :”) Chociaż w tym kraju to nadal tyrium, ale niech
będzie.>
- Otwórzcie tę celę, do kurwy nędzy! Potrzebujecie mojej pomocy! {AHAHAHA! *ociera łzy* A to dobre, Sue!} Nie
unikajcie mnie... - Powiedziałam, opadając z sił. //To
możliwe? Jaka byś ludzka nie była, wciąż jesteś maszyną.// Usiadłam
bezradna na środku pokoju, kiedy usłyszałam, jak zamek w drzwiach od celi
trzasnął, co oznaczało, że ktoś postanowił jednak mnie wypuścić.
Otworzył mi czarnoskóry android, który
wyglądał na zwykłego sprzątacza.
- Musisz się streszczać, Faye. Inaczej on zabije każdego, który {*kto} stanie mu na drodze -
powiedział chłodno, bez żadnych emocji. Nie był defektem, ale wiedział, co jest
na rzeczy. {Dobra, teraz to się poplątałam. Na jaką
cholerę on ją z celi wypuścił? Kto pozwolił andoridowi sprzątającemu grzebać
przy celach? CZEMU on ją wypuszcza, skoro nie jest defektem? Musiałby mieć za
tym jakiś cel albo polecenie! Normalny adroid nie mógł po prostu ,,wiedzieć, co
jest na rzeczy"!} <Ale te bynajmniej
normalne nie są. Autorka zdaje się nie odróżniać androida od człowieka. Wydaje
jej się, że to wszystko to samo, tylko jedno ma szarą skórę i jest
prześladowane, a drugie nie. Ehh… A szkoda…>
Czym prędzej ruszyłam długim korytarzem do głównego holu. Gdy zaciągali mnie do mojej celi miałam przebłyski
rzeczywistości {Chwała Imperatywowi, że Sue w
trakcie swojego majaczenia o Amandzie i zamordowaniu właściciela nadal miała
,,przebłyski rzeczywistości" :')}, dzięki temu pamiętałam, jak
trafić na główny hol.
Długo mi to nie zajęło, ponieważ już po kilku minutach byłam przy
windzie, którą mogłam swobodnie dojechać na parter.
Wcisnęłam guzik i czekałam.
Minęła minuta, a winda nadal nie przyjechała. Dopiero po chwili
zorientowałam się, że winda ma awarię. {Refleks
szachisty. Btw, zepsuta winda w departamencie policji. Z powodu jednego defekta
z bronią.
Super.
Stwierdziłam, że pójdę schodami.
Znalazłam drzwi prowadzące do schodów awaryjnych schodząc jak najszybciej
potrafiłam. {Woah, znalazła drzwi do schodów
dopiero schodząc po schodach!}
"Może uda mi się dobiec na główny hol {*do głównego holu} przed tym defektem" -
pomyślałam. Po chwili moją uwagę zwróciły strzały dobiegające z piętra, na
którym się na moment zatrzymałam. <Żeby odsapnąć
chwilę? Oh, wait. Ty nie masz płuc :”> > Myślałam, że złapali
defekta, ponieważ usłyszałam tylko pojedynczy strzał, a jednak zaraz po tym
rozpętało się piekło. Zupełnie, jakby było ich więcej, jakby ostrzeliwali
wroga, który posiada z kilkunastu żołnierzy. Cholera, mam mało czasu.
Wbiegłam na piętro, po czym ruszyłam w stronę dźwięków strzałów, wśród których mój słuch dostrzegł {Whaaaa...?} <*konspiracyjnym
szeptem* Synestezja… Albo łyknęła sobie przed chwilą Jägermeistera z energetykiem *traumatic shakes*> również krzyki. Co
jest grane?
- P-pomocy... Poruczniku... - usłyszałam ciche jęknięcie, zupełnie,
jakby komuś brakowało sił na zawołanie chociażby pomocy. Dziwne wydawało mi się
to, iż znałam skądś ten głos...
Connor?! <NO POPACZ>
Przez strach i adrenalinę,{ której android nie jest w stanie wyprodukować i} która w tamtej chwili mnie opętała <niczym
demony piekielne>, nie zwracałam uwagi na nic. Ruszyłam w stronę
głosu Connora, który ucichł, kiedy weszłam do stołówki.
- Connor? - zapytałam, gorączkowo rozglądając się po pokoju. - Connor!
Chłopak był nieprzytomny. Był oparty o blat, a w miejscu, gdzie ludzie
mają serce, była wielka dziura. {HAH! Kolejne
kopiuj-wklej z gry! :') Tym razem scena z dochodzenia w wieży kanału
telewizyjnego w wersji, w której
gracz wybiera przesłuchanie androidów pracujących w ,,stołówce". Z tym, że
Connor musi sobie poradzić sam i nie ma dzielnej Mery Sue przybywającej na
ratunek.}
- O nie... - szepnęłam, zasłaniając dłonią usta. - Connor, proszę cię,
obudź się - powiedziałam, potrząsając lekko androidem. <Ta dziura w klatce piersiowej była za mało
sugestywna, by sobie darować kliszowe próby dobudzania trupa.>
Nic.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Może gdzieś tutaj jest jego serce? {To, po które
normalnie w fabule trzeba się samemu doczołgać zanim systemy szlag trafi? :')
Btw, to się nazywa ,,pompa tyrium".}
Tuż po chwili znalazłam przedmiot leżący na ziemi pod jednym ze stołów. Podniosłam to, odwróciłam poprawną stroną i zaaplikowałam
urządzenie w ciele Connora.
- Proszę cię, Connor, nie może być za późno...
Obudź się... - po chwili zauważyłam, jak Connor porusza powiekami. Otworzył
szeroko oczy biorąc przy tym głęboki wdech. //(uwaga głośne!)//{Włączane w taki sposób androidy nie brały
wdechów. <*majestatycznie wiszące w
powietrzu: ,,brak płuc” here*>To był po
prostu spazm.} Jego czekoladowe tęczówki wbiły się w moją twarz. Connor
energicznie położył dłonie na moich ramionach, mocno je ściskając, co sprawiło
mi trochę bólu. {Nah. Receptorów i nerwów też nie
da się wyhodować od tak. A, i wymagają istotnego organu do działania: MÓZGU.} <Faye przeca ma musk! Tak dzielnie go używa!> {NO WŁAŚNIE WIDZĘ}
Auć, Connor.
- Co ty tutaj... Nie powinnaś... - Powiedział chłopak, skanując każdy
milimetr mojej twarzy w poszukiwaniu za odpowiedzią.
- Uwolnili mnie. Jestem tutaj, żeby wam pomóc - wytłumaczyłam, chwytając chłopaka i pomagając mu przejść kilka kroków,
aż sam nie odzyska sił.
- Zjawiłaś się w samą porę. Gdyby nie ty... Cóż... - Connor nie dokończył, ponieważ zza drzwi padły kolejne
strzały.
- Lepiej się pospieszmy. Porucznik Anderson potrzebuje pomocy - wyjaśnił
android. {Czemu te dialogi są tak dziwnie
napisane?! Między kwestiami Connora nie powinno być nowego akapitu!}
Connor podniósł leżący pistolet na ziemi i schował go z tyłu za pas
spodni. {Imperatyw hojnie obdarowuje każdego.} <Tylko nie tym co trzeba. Sens, logika? Androidy
jakie znamy?>
Ruszyliśmy w stronę odgłosów
strzałów, które z każdym kolejnym krokiem robiły się coraz głośniejsze.
- Powinienem cię zabić. Jesteś defektem, a ja zwalczam takich jak ty {UUUGH, TY POMAGASZ ICH SZUKAĆ I PRZESŁUCHIWAĆ.
PACYFIKACJA W OSTATECZNOŚCI!}- na słowa Connora zatrzymałam się na
chwilę, patrząc na niego zabójczym wzrokiem.
- Och, ależ nie musisz mi dziękować za ratunek twojego żałosnego tyłka,
Connorze. To przecież nic takiego – Powiedziałam//,
jak to ludzie mówią?// ironicznie<Pomoc
domowa umie w ironię? *mierzy toster podejrzliwym wzrokiem*>, po czym ruszyłam w dalszą
drogę, w ogóle nie zwracając uwagi na to, czy
chłopak za mną idzie, czy nie.
- Gdybym zginął, CyberLife odbudowałby mnie - powiedział obojętnie
android. {*powstrzymuje się przed komentarzem i
rozmyśla nad możliwością istnienia zaburzeń osobowości u androidów*}
- Czy ty sobie w ogóle zdajesz sprawę, że jeśli byś zginął, to CyberLife
wyssałby z ciebie każde uczucie, jakie dotychczas byłeś w stanie poczuć? Byłbyś
takim samym kutasem, jak na początku twojej służby w CyberLife. Bezdusznym
dupkiem - warknęłam, na co Connor lekko się przeraził.
- Oznajmiam ci, że nie odczuwam żadnych emocji. Nie jestem defektem jak
ty, Faye - chciał odbić piłeczkę, lecz coś mu nie wyszło. Upsik. {Bo w tej popieprzonej wersji wydarzeń raz nim jest, a
raz nie. DAJCIE MOJEMU BIEDNEMU ANDROIDOWI SPOKÓJ!}
- Och, zamknij się już. Później porozmawiamy
na temat twoich emocji. Teraz mamy coś innego do roboty, dupku - syknęłam.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i wzdrygnął ramionami. Faceci. <*Androidy, udające ludzi za mocno.>
Po chwili ujrzałam porucznika Andersona, który w idealnym momencie zwrócił się ku nam.
- Connor, gdzieś ty był?! Przez ciebie mamy tutaj mały //Mały. MAŁY.// sajgon - krzyknął oskarżycielsko
porucznik.
- Wybacz, poruczniku, ale miałem mały wypadek przy pracy. Faye pomogła
mi stanąć na nogi w ostatnim momencie - wyjaśnił Connor. Anderson skierował
wzrok na mnie. {*licznik ,,Wszyscy kochamy
Sue" skacze o jeden wyżej*} <*wydaje
jeden radosny transparent więcej*> //*Przewraca oczami o jeden stopień głębiej*//Po chwili jednak jego
wzrok skupił się na defekcie. Connor dołączył do reszty żołnierzy z sił
specjalnych, strzelając do defekta, który o dziwo
uniknął nawet zadrapania. {Waaaaaait, oni już tu
specjalsów ściągnęli? Poważnie? Przez JEDNEGO defekta? :D} <Jakich znowu specjalsów! Toż to szturmowcy
najzwyklejsi są!
Nie mogłam tego tak zostawić. Jest defektem, co oznacza, że jest moim
bratem, jest jednym z naszych ludzi. Ale nie pozwolę, żeby skrzwydził również tych ludzi, żeby skrzwydził {Te
literówki za każdym razem robią się coraz zabawniejsze. :')} <Chyba że pojawiają się dwa razy z rzędu. Wtedy są już
niepokojące…>porucznika Andersona, czy Connora. Czuję się do nich
przywiązana. //*Poprawia okulary, chrząka*: ”Według
mnie, ani zachowanie Andersona, ani Reed'a nie jest odpowiednie dla mnie”.
Wsadziłaś ich do jednej szuflady!//
- Nie strzelać! - krzyknęłam wybiegając na linię ognia, rozkładając
ręce. {Sue chce skrócić nam męki i zakończyć to opo!
}
}
- Faye, dzieciaku, co ty wyprawiasz do cholery!? - krzyknął Anderson,
chcąc się do mnie zbliżyć.
- Nie! - zareagowałam krzykiem. Porucznik stanął jak wryty, patrząc na
mnie z przerażeniem.
- Faye, to defekt, musimy go wyeliminować, zanim- - przerwałam
Connor'owi. <Szto?> {Ale Connor nawet się nie odez-
aaa, przepraszam, to tylko nieogarnione opisy czynności w dialogach.}
- Nie, Connor. On próbuje się bronić - Powiedziałam, powoli zbliżając
się do czarnoskórego androida.
Popatrzył na mnie przez chwilę, nie ukazując żadnych uczuć, lecz po
chwili po prostu... Pękł. <Jak
bańka? Czy może z radioaktywnym grzybkiem i wymiatając pół dzielnicy?>
- Jest nas wielu. Jeśli mnie zabijecie, to nic nie zmieni. Faye o tym
wie - powiedział android. Spojrzałam na niego ze strachem, kiedy wycelował
bronią w najbliższą osobę, która znajdowała się
blisko niego. //Dobrze, że nie w najbliższą osobę
daleko od niego.// W porucznika Andersona.
Czułam, jak moje metalowe serce<*dławi
się tlenem* POMPA TYRIUM. POMPA.> zaczyna bić jeszcze szybciej. Jak w żyłach płynie adrenalina <Ekhem! Co i w czym ci płynie? ;-; >, jak umysł podpowiada,
żebym coś zrobiła. Tylko, co? {Ah, ten patos. Ten
pozbawiony najmniejszego sensu patos! Akcja wyciągnięta z dupy i nie poparta
żadnym logicznym wytłumaczeniem, od początku, aż po sam koniec!
- Nie mogę pozwolić na to, abyś skrzywdził moją rodzinę - mówiąc to, rzuciłam się na porucznika Andersona, tym samym chroniąc go
od postrzału. Usłyszałam głośny huk wystrzału z broni. Chwilę potem poczułam
piekący ból w okolicy brzucha{ Bull. Shit. Nie będę
już więcej tłumaczyć, dlaczego. Po prostu wystartuję osobny licznik o tytule ,,Android
= człowiek".}, a potem... Widziałam tylko ciemność. <I umarłaś… Yyyy… Wyłączyłaś się? *z nadzieją*>
STILL ALIVE
Ja wciąż żyję? Nie, niemożliwe. Nie, ja nie mogę żyć. <A to akurat jest prawda.>
Na pewno to jakiś sen, coś w stylu wspomnień. Pamiętam, że zostałam
postrzelona. Czułam ból, co było
całkowitym przegięciem{
Czyżby autorkę dopadł przebłysk świadomości...?} <Nieee…
Wątpię, żebyśmy mieli aż takie szczęście.>. Ale...
Gdzie ja teraz jestem?!
Podniosłam się do pozycji siedzącej, łapczywie łapiąc{ powietrzne} powietrze. Jasne światło w
pomieszczeniu oślepiło moje oczy.
- Faye - usłyszałam męski, łagodny głos. - Myśleliśmy, że już cię z nami
nie ma. Nie dawałaś żadnych znaków życia. {Jak każdy chwilowo nieaktywny sprzęt elektroniczny.
Boru, przez tę analizę brzmię jak jakiś nazista...} <*szturcha kijem wyłączony telefon* Czemu nie
reagujesz?! ;_; >
Patrzyłam na Andersona przerażona. Ja nie powinnam żyć! Co tu się,
Cholera, dzieje!? {O! Mamy nową bohaterkę: Cholerę!
W końcu coś ciekawego!}
- Dlaczego ja wciąż żyję? - spytałam, patrząc na Hanka niezmiennym
spojrzeniem. Wciąż byłam przerażona. Wciąż w głowie to jedno pytanie. Dlaczego
ja wciąż żyję? {Przestań pytać i zacznij się,
kurna, cieszyć - wbiegłaś między oddział *tłumi parsknięcie śmiechem*
uzbrojonych żołnierzy sił specjalnych <*szturmowców> i ich cel,
po czym mimo wszystko nie zrobili z ciebie sita razem z drugim defektem!}
- Miałaś szczęście. Kula nie zniszczyła żadnych ważnych elementów w twoim ciele {Oczywiście. Tylko Connor
ma prawo poważnie ucierpieć w tym opku.} - powiedział porucznik, kładąc
dłoń na moim ramieniu.
- Ale... - nie dokończyłam, ponieważ do pokoju wszedł Connor.
- Witaj, Faye - powiedział, podchodząc do mnie i do Hanka. - Jak się
czujesz?
Spojrzałam na niego unosząc brew w geście zdziwienia i oburzenia. Serio,
Connor? SERIO?! {Przypomnę ci, Sue, że to jemu
wyrwano pompę tyrium. Twoją śmiertelną kulą pokierował Imperatyw i ,,nie
zniszczyła żadnych ważnych elementów w twoim
ciele". :>} <Na
miejscu Connora olałabym tego Płateczka Śniegu i zajęła się poważnymi sprawami.
Dzieciak ewidentnie potrzebuje atencji, a nie androida śledczego.>
- Bywało lepiej - odpowiedziałam, puszczając oczko androidowi.
// #tojateraz//
Ten zmieszany potrząsnął głową i zastygł w bezruchu. {Zmieszany Connor. Zmieszany. Connor.}
- Co to było? - zapytał, na co porucznik zaśmiał się.
- Puściła ci oczko, imbecylu. A mówią, że
androidy są mądre - powiedział śmiejąc się. Chyba zapomniał o paru rzeczach.
Obraził nie tylko Connora, ale i mnie. <Nie
wydaje mi się, Faye.>
- Dziękuję, poruczniku - Powiedziałam ironicznie, składając ręce na
piersi.
- Wybacz - powiedział, odchrząkując. {Wspaniały
element humorystyczny! Czy dostanę oklaski dla autorki?} <*beznamiętnie
krzyżuje ręce na piersi*> - Och, wybaczcie dzieci, mam wezwanie. Connor, zajmij się Faye dopóki nie wrócę, zeozumiano? <A Hank to
widzę popił w pracy odrobinkę?>{Ale proszpani, to tylko szklaneczka była...}
- Tak jest, poruczniku - ugh, pupilek Andersona. {Opisy dialogów z każdym następnym rozdziałem tracą na
jakości. Jeszcze moment i autorka stanie się ałtorką.}
Kiedy Hank opuścił pomieszczenie, między mną a Connorem zapadła...
Dziwna cisza.
- Dzięki Connor za to, że ze mną tu siedzisz i gapisz się na mnie jak na
idiotkę - Powiedziałam sarkastycznie. //Uczymy się
nowych ludzkich zwrotów! Yay!// Mężczyzna {Ohoho!
Przechodzimy z ,,chłopaka" do mężczyzny! Wiecie, co to oznacza...?
zdziwił się i spojrzał na mnie pytająco.
- Serio, Connor? Ty jesteś taki głupi czy tylko udajesz? - zapytałam,
zaczynając się śmiać. {Nyan też się śmiała
wyciągając zza paska załadowanego colta. Potem śmiała się zmywając z ręki i
lufy tyrium. Skończyła dopiero wtedy, gdy życie w Detroit wróciło do porządku dziennego, bez merysójek napastujących
jej ulubione postaci.} <#saveConnor>
- Cieszę się, że udało mi się poprawić ci humor moją niesubordynacją,
Faye - czekaj, co? Czy on właśnie...
- Connor, przecież... Robisz wszystko, co ci powiedzą. Raz. Dwa... Ty
się cieszysz? TY?! - zapytałam zdziwiona i podekscytowana zarazem, zrywając się
na proste nogi.
- No, tak... Tak myślę... Ja... Sam nie wiem... Chyba... - Connor zaczął
się jąkać. Jego dioda zaczęła świecić na żółto.
- Spokojnie - zapewniłam androida, podchodząc do niego bliżej. To był
pierwszy i jedyny android, z którym miałam do
czynienia z takiego bliska. //Naprawdę?//
Naprawdę. //NAPRAWDĘ? O.O// Chciałam
sprawdzić, poczuć, jak to jest dotknąć kogoś takiego jak ja. {O nie... robi się źle, BARDZO źle...} <Ymmm… Ale przecież…? *wraca do artów koncepcyjnych
surowych androidów* Jest gorzej niż myślałam ‘_’ >
Patrzyłam w oczy Connora, a on w moje. Jego brązowe tęczówki błyszczały w świetle tutejszego oświetlenia. {To najbardziej romantyczne zdanie, jakie kiedykolwiek
przeczytałam.} Nie odsunął się ode mnie. Nie bał się i nie uważał mnie
za wroga jak kiedyś. {Eh... zapomnijmy, że Connor
do każdego defekta podchodził z nastawieniem ,,Hej, spokojnie! Porozmawiajmy!
Jak ci na imię?"}
Podeszłam do niego jeszcze bliżej. Miałam lekką obawę, że Connor
ucieknie. Lecz tak nie było. Wyciągnęłam dłoń w stronę jego, powoli go łapiąc. {Jakiś głosik w mojej głowie rzucił ,,Za co?". Nie
musicie mi dziękować za zrujnowanie tej niesamowitej sceny...} Nasze
dłonie splotły się w jedno, przybrały białą, metaliczną barwę, czyli coś, z
czego byliśmy zbudowani. Przez moment mogłam widzieć jego wspomnienia. Były
dość niewyraźnie. On zapewne widział moje.
Po chwili oderwał się ode mnie jak poparzony, chwytając się za dłoń.
- C-co to było?! Co mi zrobiłaś?! - zapytał zdenerwowany. //Skoro chwila już jest zepsuta, to mogę się wtrącić. Czy
android policyjny nie powinien mieć bardziej zaawansowanego firewalla niż
pierwsza lepsza pomoc domowa? Skoro odskoczył, to nie połączył się z Faye
dobrowolnie, więc jakaś zapora powinna była zadziałać.//
- Nie bój się. To nic takiego - zapewniłam go, posyłając mu delikatny
uśmiech. {Tylko wysondowała ci pamięć. :) Nic
takiego.} Connor spojrzał na mnie po chwili łagodnie i również się uśmiechnął.
<Mam bardzo złe
przeczucia…>
Po chwili do pokoju wszedł lekko zdenerwowany porucznik Anderson.
- Wybacz, Faye, ale muszę wyrwać Connora. Mamy robotę, synu. Idziemy -
powiedział groźnie, na co Connor lekko się zląkł. Zanim wyszedł spojrzał na
mnie. Swoim spojrzeniem zapewniłam go, że wszystko będzie dobrze.
Rany, ten dzień był jakiś popierdolony <Jak
ty, Faye.>. Totalnie.
{Podsumowując przygody Faye: z jakiegoś powodu nadal
nikt jej nie rozebrał na części, wplątała się w strzelaninę ,,cały oddział vs
jeden defekt" i awansowała do takiego stopnia znajomości z Hankiem i
Connorem, że na stówę nikt jej już w żadnej celi
nie zamknie. A to jeszcze nie koniec!
<*jęk rozpaczy* Jak to
jeszcze nie koniec…?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz