sobota, 29 grudnia 2018

Android opętany adrenaliną niczym stadem demonów piekielnych - Invincible #2

Invincible

Komentują:
* {Model NY-400, alias ,,Nyan"}
* //Model JH-000, alias ,,Johnny"//
* <Model AP-100, alias ,,Apo">

AWAKENED  <Chciałam podrzucić tutaj gifa poglądowego. Niestety wyszukiwarka podsyła mi tylko Przebudzenie Mocy, więc nie ta bajka :”) >
- Faye? Faye, dziewczyno? Jesteś z nami? - usłyszałam niski, męski głos. {- Niestety jest - mruknęła Nyan i usiadła nadąsana. Trzeba było to cholerstwo wyłączyć...} <Bruh! Skoro to coś ma organy to… może lepiej byłoby ją drewnianym kołkiem w serce potraktować?> Wydawał się dość znajomy. Z każdym słowem był coraz bardziej wyraźny.
- Mówiłem, że to był zły pomysł, aby ją wyłączać, poruczniku - ten głos znałam aż za dobrze. {To tylko Connor z oberwanymi przewodami w głowie. Inaczej nie potrafię wyjaśnić jego zachowania.}
- C-co się... - jęknęłam, otwierając powoli oczy i próbując się podnieść. // [Link] //
- Faye! Boże, tak się martwiliśmy, że cię straciliśmy <Ewwwww… Czemu to się dzieje tak szybko?> - powiedział porucznik Anderson. {Hank Anderson przywiązujący się z miejsca do przypadkowego androida. Czas wystartować licznik "Wszyscy kochamy Sue".} <*wygrzebuje spod łóżka transparenty dla przypadkowych ofiar*>
- Jestem androidem. Na świecie jest nas pełno. Jeden mniej nie robi różnicy -<W sumie… No ale nie każdy jest wyjątkowym płateczkiem śniegu!> Powiedziałam, posyłając mu słaby uśmiech, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Jesteś kimś więcej. <Płateczkiem śniegu. *^*> Ja i Connor to wiemy. Nie damy cię wyłączyć ani wyczyścić ci pamięci - powiedział Anderson. {Geeez, to naprawdę jedzie historią a'la "The Chosen One".} <Już to gdzieś w Republice widziałam… O kurczaczki. Tu też będą smoko-odkurzacze i telefony parowe? O.o>
- Co masz na myśli, poruczniku? - spytałam zdziwiona jego słowami. - Wiecie, że jestem... Defektem? - zapytałam lekko przerażona. <I to niby czyni cię taką wyjątkową? Poważnie?>
Anderson skinął głową, patrząc na mnie współczująco. {Kur-, poważnie? DEFEKTÓW to w Detroit były dziesiątki! Każdy jest taki niezwykły?!}
<
Tak. Definitywnie tak.>
Zatrzymałam się z myślami w tym momencie. Co, jeśli będą chcieli mnie oddać CyberLife? To gorsze, niż śmierć. Wolałabym zginąć niż wylądować u tych dupków. Za to, co zrobili mi i moim pobratymcom //Faye jest nagle świadoma losu innych androidów? Jedynym źle potraktowanym androidem (o którym wiemy) w jej obecności był Connor, więc… heło? Płot hołl?// powinni smażyć się w piekle <Jak wygląda piekło androidów?>. To chyba tak mówią ludzie... {Faye chyba nie umie w defektyzm. <Albo w słownik.> Kto na ochotnika wyjaśni jej zasady zabawy od nowa?} <Johnny! *wycofuje się dyskretnie, pilnując, żeby nie odwracać się plecami do zagrożenia*> //Ja bym chętnie wyjaśnił, ale autorkę. Gameplay na YouTube ma jakieś 10 godzin, przy odrobinie zaangażowania uporasz się z nim w tydzień! Odświeżenie ewidentnie by się tu przydało.//
Byłam zamknięta w oszklonej celi. Widziałam wszystko, co dzieje się zewnątrz <Wow… Czyli szkło jest przezroczyste i da się przez nie patrzeć *notuje sobie w notesiku małego defekta pod zakładką „ludzie tak robią”* Dzięki, Faye!>. Ruch każdego człowieka, przeskanowany przeze mnie kilka razy. {Prrr, stop! Skąd u pomocy domowej skaner ludzi? Kara z gry potrafiła przeskanować sprzęty domowe, ale jakoś nie potrafiła odróżnić androidów od ludzi, jeśli się przebrały i usunęły diody.} <Po prostu podczas resetu ktoś jej wgrał mały upgrade czy coś…> //Ten upgrade miał być dla Connora, ale dostała go Sue bo odwiedziła Amandę zanim on zdążył.// Im więcej razy tak robię, tym więcej przyspajam informacji na temat, w jaki sposób się poruszają lub komunikują. {Teraz wiem już wszystko: Faye tak naprawdę zbudował Taskmaster.
 } <Nieno... Wtedy to musiałaby dane ,,przyswajać”, a ona je tylko przyspaja ze sobą *^* >
Dając przykład : detektyw Reed nie jest wcale uprzejmy dla swoich współpracowników. {Powiedz mi coś, czego nie wiem.} Bez wyjątków. //Generic badguy intensifies.// Androidy uważa za bezużyteczny kawał plastiku. <*oprogramowanie AP-100 wyrzuciło wielki czerwony wykrzyknik – tego w jej kodzie nie było…*> Z moich obserwacji wynika, iż to detektyw Reed jest bezużyteczny. Ale to tylko moje zdanie. <To brzmi dla mnie jakoś tak… bo ja wiem… mało androidzko? Jakoś nie mogę się pozbyć wrażenia, że Faye jest tylko chorą psychicznie dziewczyną, której wydaje się, że jest androidem. To tłumaczyłoby organy i inne takie…>
Porucznik Anderson natomiast emanuje dość dużą ilością gniewu. Czasem dostrzegłam u niego smutek. Wygląda na alkoholika. Z moich obserwacji wynika, iż porucznik Anderson stracił kogoś bardzo bliskiego w przeszłości, dlatego zachowuje się w ten sposób. Ale to tylko moje zdanie. {Wywnioskowane na bazie tego, jak często mrugał i którą ręką drapał się po brodzie. A głupiutki Connor marnował czas na rozmowach, przyglądaniu się codziennemu życiu upadłego gliny i wiarygodnemu pogłębianiu wątku przyjaźni...} <Bo Connor jest tylko Connorem. A Faye jest merysójką *^* > //Bo ona dostała UpgrAdE.//
Według mnie, ani zachowanie Andersona, ani Reed'a nie jest odpowiednie dla mnie{ - postawienie apostrofu w taki sposób nie może przecież świadczyć o wysokim ilorazie inteligencji} <Dlatego jest zepsuta.>//”Ale to tylko moje zdanie.”//. Dlatego nauczyłam się parę trików z telewizji. Dzięki temu wyglądam jak zwyczajna dziewczyna. No, tylko dioda trochę przeszkadza. {Zdradzę ci sekret: nie jest ci potrzebna.} <*szok* ALEJAKTO?!>
Po chwili uniosłam głowę na szybę. {Że co zrobiłaś?}
 <Uniosła GŁOWĘ na SZYBĘ
JUŻ ROZUMIESZ?>
Zupełnie, jakbym czuła, że ktoś mnie obserwuje. Nie myliłam się. Stał tam Connor. Patrzył na mnie, z zimnym wyrazem twarzy. {Wracamy do nieogarnionego czasu akcji! Connor co chwila przeskakuje z trybu ,,serduszkotopienność" na ,,nieczuła maszyna".} Widać, że im nowsze modele, tym mniej uczuć posiadają. //Na pewno mamy do czynienia z RK-800 a nie RK-900?// Ale widzę coś w jego oczach. Coś, co chce ukryć. Bez mojego skanowania widzę, że się ukrywa. {Czego to twoje skanowanie jeszcze nie potrafi.} <Wróż Płateczek Śniegu zagląda na dno androidzkiej duszy :”) >
- Faye!? Cholera jasna! - krzyknął Anderson, //widząc głowę uniesioną nad szybę.//potrząsając mną.
Otrząsnęłam się z chwilowego zamyślenia.
- Co jest z tobą nie tak? - zapytał porucznik, siadając obok mnie na podłodze.
{- To merysójka - zdiagnozowała grobowym tonem Nyan. - To jeszcze gorsze od defektów. Z tym nawet CyberLife sobie nie poradzi... - spojrzała dwuznacznie na Apo i Johnny'ego.}
< - Czyli padło na nas… - westchnęła Apo, rozumiejąc, że tym razem już się nie wywinie tak łatwo.> 
//- Andy się wkurzy kiedy mu powiemy, że gwarancja tego nie obejmuje… - mruknął Johnny przeglądając jego polisę.//
- Widzę... Coś. W oczach Connora. Znasz go, prawda? Pracuje z tobą. Czy on też... Jest... "inny"? - zapytałam. Moja ciekawość wygrała. Powinnam ugryźć się w język. Anderson spojrzał na mnie lekko przerażony, bojąc się, co odpowiedzieć. {WOAH THERE! Chcecie mi powiedzieć, że to jest wersja wydarzeń, w której Connor JUŻ jest defektem?! To już nie tyle fanfik, co całe osobne AU (,,alternate universe") na bazie DBH. To zmienia postać rzeczy w kwestii linii czasowych, ale nie wyjaśnia, dlaczego w takim wypadku CyberLife nie zorganizowało dochodzenia w sprawie dosyć drogiego modelu śledczego RK-800, któremu wyłączyła się nadajnik namierzający (jak każdemu innemu androidowi odrzucającemu zaprogramowane komendy). AU może naginać fakty co do fabuły, ale nie kanonicznych faktów, zwłaszcza, jeśli świat przedstawiony niewiele się zmienił.} <A ja mam inny zarzut: *chrząknięcie* PRZERAŻONY TAKĄ ROZMOWĄ ANDERSON?! HALO POLICJA CO TU SIĘ DZIEJE>
- Chcę prawdy, Anderson - dodałam po chwili ciszy. Mężczyzna rozejrzał się dookoła, aby sprawdzić, czy nikt nas nie podsłuchuje.
- Wiesz... Ściany mają uszy. To nie jest temat na teraz, Faye – wyjaśnił <niesamowicie dyskretnie> Anderson. <Gdyby nie miał niczego do ukrycia po prostu odpowiedziałby, że Connor jest zupełnie normalnie funkcjonującym androidem śledczym. Ale nie, bo tajemnica, więc trzeba się elegancko w razie podsłuchiwania wkopać.> //Connor… cały czas stoi i obserwuje, prawda? Zakładam, że jest w stanie również zarejestrować co mówią. Just sayn’…//
- Poruczniku. Musi Pan {Bór Ojciec, Syn Borzy i Liść Święty (nie odpuszczę tym niepotrzebnym wielkim literom)} iść - do pokoju wszedł Connor, patrząc zimnym wzrokiem na swojego właściciela. {Connor był własnością CyberLife i Departamentu Policji Detroit. Siadaj, pała.} <CyberLife i Departament mogą być jego ojcem, ale to Hank jest jego tatusiem *^* > Anderson odwrócił wzrok ode mnie i skierował go ku androidowi.
- Co znowu, Connor? - zapytał porucznik Anderson, wzdychając frustracyjnie.
- Zostałeś wezwany do gabinetu oficera Jeffrey'a. {Dobra, sama przyznam, że nie mam pojęcia, czy ten apostrof jest w porządku. Mam wrażenie, że nie, ale nie jestem pewna O.o} <Nay! Jest okej. Apostrofy wstawiamy wszędzie tam, gdzie obce słowo/imię zakończone jest samogłoską.>{Got it *kciuk w górę*} To coś ważnego, poruczniku - odpowiedział chłopak, nie spuszczając wzroku z Andersona. Mężczyzna westchnął ciężko, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Nie martw się. Wyciągnę cię z tego, dziewczyno - powiedział szeptem, po czym wstał i wyszedł z pomieszczenia.
W pokoju przebywałam ja wraz z męskim odpowiednikiem androida. Boże, to brzmi dość głupio. {Jak raz w czymś się zgadzamy. To po prostu drugi android, wy czysto teoretycznie płci nie posiadacie, tylko cechy zewnętrzne służące wyłącznie estetyce (nie licząc seksbotów, ale o tym gra się nie wypowiada zbyt szczegółowo).} < Śmiem twierdzić, że anatomicznie raczej też ciężko o płeć…
 >
Kiedy Anderson wyszedł z mojej celi, oczy Connora skierowały się na mnie. Patrzył na mnie od stóp do głów. Najpewniej mnie skanował. {Tak jak to android ŚLEDCZY potrafi.}
- Dlaczego to robisz? - zapytałam po chwili, dezorientując androida. <Error 404. File Not Found.>Chłopak otrząsnął się, po czym spojrzał w moje oczy.
- O czym ty mówisz? - zapytał udając, jakby kilka sekund temu w ogóle nie patrzył na moje ciało dziwnym wzrokiem! Co było dość... Miłe. Ale to nie zmienia faktu, że zachowywał się przez moment jak jakiś zboczeniec. {*headdesk* Ugh... pomińmy pogadankę o tym, że androidy ze względu na brak hormonów nie mogą czuć ludzkiego popędu seksualnego. Tym bardziej więc ZWYKŁE MODELE SPRZĄTAJĄCE nie powinny się czuć skrępowane myślą o byciu ,,rozbieranym wzrokiem", bo po prostu NIC POD TYMI CIUCHAMI NIE MAJĄ.} <Mają! Syntetyczne ciało w bliżej nieokreślonym kształcie i budowie. Tylko jestem pewna, że android, patrząc na to, poczułby coś w stylu: „To android. Tak jak ja.”>
- O tym, że mnie skanujesz. Dlaczego, skoro wiesz, kim jestem? - spytałam, wstając z ziemi i podchodząc do Connora. //Żeby przeprowadzić diagnostykę? Sprawdzić stabilność oprogramowania? Upewnić się, że jest skutecznie skuta, aby uniknąć powtórki incydentu ze stołem w pokoju przesłuchań? Nie, po prostu jest horny i tyle.//
- Nadal nie potrafię cię zrozumieć. Może dlatego, że jesteś defektem? - na jego słowa coś we mnie jakby... Pękło.
- Jesteś taki sam jak ja, Connorze. Po prostu boisz się swojego prawdziwego "ja" - Powiedziałam, podchodząc jeszcze bliżej androida.
- Nie zmuszaj mnie, abym wyciągnął na ciebie broń. Nie chcę cię krzywdzić - wyjaśnił.
{- Zrób to, zrób to, zrób to... - kibicowała zza szyby Nyan.}
- Więc tego nie zrobisz - Powiedziałam, stojąc już tylko parę centymetrów od Connora. - Widzisz? Czujesz coś dziwnego, prawda? {To dyskomfort spowodowany nieprogramowym zachowaniem. Jak nic.} Twoim zadaniem jest eleminowanie defektów, lecz coś w tej chwili mówi ci, że to nie jest dobre. Ani dla ciebie, ani dla nas. Czujesz to uczucie? - zapytałam, dotykając palcem klatki piersiowej chłopaka, na co on zareagował dość sceptycznie. <Same here Connor… Same here…>
- Czuję, że... Nie potrafię tego zrobić. N-nie mogę zrobić Ci krzywdy. Ale dlaczego? Zostałem do tego stworzony {Nie do końca. RK-800 to android-detektyw i tak jak każdy detektyw musi umieć zarówno wydedukować przebieg wydarzeń na miejscu zbrodni, jak i w razie potrzeby obronić siebie oraz towarzyszącego mu człowieka. Dopiero pod koniec gry Connorowi przydzielane są zadania w stylu ,,Wyeliminuj X", ale to ze względu na stan wyjątkowy w mieście.} <Ciiii… Nikt o tym nie musi wiedzieć! Stajemy na przeszkodzie kwitnącej miłości dwóch maszyn z tymi mądrymi argumentami! >.< > - powiedział zmieszany Connor, podchodząc do szyby i opierając się o nią.
- Jesteś kimś więcej, niż tylko maszyną. Zrozum to, Connorze - Powiedziałam, gdy po chwili do pokoju wparował dupek Reed. Nienawidziłam tego gościa. {Zacznijmy od tego, że NIKT nie potrzebował wchodzić do celi Faye, by z nią porozmawiać. A skończmy na tym, że złośliwy charakter Reeda znowu jest wyolbrzymiany na potrzeby opka.}
- Ej, plastikowy kutasie {Boru, nawet Hank mniej klął} <Boshe. Jeszcze chwila i pokocham Reeda z gry…>, mamy jakąś awarię z sprzątającymi androidami. Idź, zrób z tym porządek. Teraz - mówiąc ostatnie słowo, spojrzał na mnie. <- I rączki przy sobie! – dodał przezornie. W tym uniwersum z androidami było coś ewidentnie bardziej nie tak.> Odwróciłam od niego wzrok i skierowałam go ku przeciwnej oszklonej ścianie, //Zamknęli ją w tesserakcie czy co?// {Masz na myśli przeciwną oszkloną ścianę w TEJ celi?
 }
 gdzie wszędzie byli zapracowani ludzie.
Connor bez słowa opuścił pomieszczenie, posyłając mi tylko pytające spojrzenie.
- Nie zrozum mnie źle, mała, ale tutaj, w tym miejscu, wszyscy zdepną cię {*wertuje słownik języków obcych* Co zrobią...?} <Nadepną dużą literką „Z” jak mniemam. > jak małego robaka, jeśli nie weźmiesz się w garść i nie skończysz omamiać tego idiotę, rozumiesz? - powiedział Reed, podchodząc do mnie. Mówiąc "tego idiotę", miał na myśli Connora.
<* 
*>
 {Ok, przeanalizujmy sobie wypowiedź Gavina. Grozi Faye, że wszyscy na posterunku policji tylko czekają, by ją zdeptać. Jakby ich ona, kurna, w ogóle obchodziła. Sue, patrz mi na usta: n i e  j e s t e ś  j e d y n y m  d e f e k t e m  w  D e t r o i t. Nie wszyscy policjanci są przeciwko tobie. Ba, większość ma cię w dupie, bo jesteś tylko jednym z wielu ich problemów. Dalej mają na głowie codzienne problemy wielkiego miasta: stłuczki, napaści, kradzieże...}
- Nie przyjmuje {Kto? Różowa żyrafa?} od ciebie rozkazów. Po drugie, nie zrobię tego. {Ale czego?!} <Nie odpierwiastkuje się od Connora, ten iloraz nieparzysty.> Nie jestem zależna od ludzi. Już nie {A masz na stanie kilkuletni zapas tyrium? :>} <Ofc. Autorka trzyma go w dupie na czwartej półce po lewej :> > - Powiedziałam, zwracając się do niego groźnym tonem. Reed zaczął się śmiać, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.
- Uuu, biedny mały robocik myśli, że jest wolny? Och, jakie to urocze - zadrwił. {Mam wrażenie, że gdyby którykolwiek śledczy z odznaką zacząłby się tak zachowywać w stosunku do przetrzymywanych (nawet androidów), ktoś w końcu uznałby, że coś jest z nim nie w porządku i powinno się delikwenta odsunąć od roboty aż się uspokoi. I nie, autorko: ,,Reed to dupek" nie jest usprawiedliwieniem.} <Fuk. I właśnie w tym momencie oficjalnie zatęskniłam do Reeda z gry… Nie sądziłam, że będzie mi typa brakowało O.o > //Tamci ludzie z tyłu ignorowali podejrzane zachowanie Hanka i flirty Faye z Connorem, a teraz ignorują dupkowatego Gavina. Ktoś tu chyba nie może się zdecydować, czy defekci są wyjątkowi czy nikt nie zwraca na nich uwagi.//
Czułam, jak złość się we mnie gotuję <makaron ­– pomoc domowa zobowiązuje>, lecz nie mogłam pozwolić na to, by to ujawnić. Starałam się być neutralna, co wyszło//*wychodziło, przecież jeszcze nie przestałaś, rozmowa trwa.// dość nieźle.
- W porządku, detektywie Reed. Może Pan {Bór Ojciec, Syn Borzy i Liść Święty *^*} <Ament> już opuścić moją celę. Byłabym wdzięczna - Powiedziałam najspokojniej, jak tylko potrafiłam. Reed spojrzał na mnie zabójczo, po czym opuścił moją celę. {That was easy.} W końcu spokój.
- Kutas - szepnęłam sama do siebie, kiedy zostałam całkiem sama w swoim pokoju.

DEVIANT <Ohohoho! Tera to się zacznie…>
Obok mojej celi przebiegało mnóstwo ludzi, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. Byłam oparta dłońmi o przednią część szyby {Masz na myśli jedyną część szyby?} //Czterowymiarowy hipersześcian jak nic.// patrząc na wszystkich z przerażeniem. Co się dzieje? Pali się, czy co?
- Ostrzeżenie. Po placówce grasuje uzbrojony defekt. Rozkaz o zneutralizowanie. Powtarzam, obiekt należy zneutralizować jak najszybciej - usłyszałam kobiecy głos z interkomu. {Tylko mi to nie brzmi jak standardowy posterunek policji?} <Wizualizuje sobie ,,neutralizowanie obiektu” w kontekście budynku:
Wiedziałam, że to nie może być nic dobrego. Defekty zwykle się buntują, nie chcą ukrywać tego, kim są.

 }
Jeśli ludzie w placówce nie dadzą mu spokojnie odejść, może się to źle skończyć.
- Wypuśćcie mnie stąd! - krzyknęłam, uderzając pięściami w twarde szkło. Liczyła się każda sekunda. - Mogę wam pomóc!
Wszyscy przebiegali obok mojej celi przelotnie na mnie spoglądając, nic nie robiąc sobie z tego, że moje ręce były już całe w thirium. <Huh. Chociaż tyle, że nie we krwi :”) Chociaż w tym kraju to nadal tyrium, ale niech będzie.>
- Otwórzcie tę celę, do kurwy nędzy! Potrzebujecie mojej pomocy! {AHAHAHA! *ociera łzy* A to dobre, Sue!} Nie unikajcie mnie... - Powiedziałam, opadając z sił. //To możliwe? Jaka byś ludzka nie była, wciąż jesteś maszyną.// Usiadłam bezradna na środku pokoju, kiedy usłyszałam, jak zamek w drzwiach od celi trzasnął, co oznaczało, że ktoś postanowił jednak mnie wypuścić.
Otworzył mi czarnoskóry android, który wyglądał na zwykłego sprzątacza.
- Musisz się streszczać, Faye. Inaczej on zabije każdego, który {*kto} stanie mu na drodze - powiedział chłodno, bez żadnych emocji. Nie był defektem, ale wiedział, co jest na rzeczy. {Dobra, teraz to się poplątałam. Na jaką cholerę on ją z celi wypuścił? Kto pozwolił andoridowi sprzątającemu grzebać przy celach? CZEMU on ją wypuszcza, skoro nie jest defektem? Musiałby mieć za tym jakiś cel albo polecenie! Normalny adroid nie mógł po prostu ,,wiedzieć, co jest na rzeczy"!} <Ale te bynajmniej normalne nie są. Autorka zdaje się nie odróżniać androida od człowieka. Wydaje jej się, że to wszystko to samo, tylko jedno ma szarą skórę i jest prześladowane, a drugie nie. Ehh… A szkoda…>
Czym prędzej ruszyłam długim korytarzem do głównego holu. Gdy zaciągali mnie do mojej celi miałam przebłyski rzeczywistości {Chwała Imperatywowi, że Sue w trakcie swojego majaczenia o Amandzie i zamordowaniu właściciela nadal miała ,,przebłyski rzeczywistości" :')}, dzięki temu pamiętałam, jak trafić na główny hol.
Długo mi to nie zajęło, ponieważ już po kilku minutach byłam przy windzie, którą mogłam swobodnie dojechać na parter. Wcisnęłam guzik i czekałam.
Minęła minuta, a winda nadal nie przyjechała. Dopiero po chwili zorientowałam się, że winda ma awarię. {Refleks szachisty. Btw, zepsuta winda w departamencie policji. Z powodu jednego defekta z bronią.
 }
Super.
Stwierdziłam, że pójdę schodami. Znalazłam drzwi prowadzące do schodów awaryjnych schodząc jak najszybciej potrafiłam. {Woah, znalazła drzwi do schodów dopiero schodząc po schodach!}
"Może uda mi się dobiec na główny hol {*do głównego holu} przed tym defektem" - pomyślałam. Po chwili moją uwagę zwróciły strzały dobiegające z piętra, na którym się na moment zatrzymałam. <Żeby odsapnąć chwilę? Oh, wait. Ty nie masz płuc :”> > Myślałam, że złapali defekta, ponieważ usłyszałam tylko pojedynczy strzał, a jednak zaraz po tym rozpętało się piekło. Zupełnie, jakby było ich więcej, jakby ostrzeliwali wroga, który posiada z kilkunastu żołnierzy. Cholera, mam mało czasu.
Wbiegłam na piętro, po czym ruszyłam w stronę dźwięków strzałów, wśród których mój słuch dostrzegł {Whaaaa...?} <*konspiracyjnym szeptem* Synestezja… Albo łyknęła sobie przed chwilą Jägermeistera z energetykiem *traumatic shakes*> również krzyki. Co jest grane?
- P-pomocy... Poruczniku... - usłyszałam ciche jęknięcie, zupełnie, jakby komuś brakowało sił na zawołanie chociażby pomocy. Dziwne wydawało mi się to, iż znałam skądś ten głos...
Connor?! <NO POPACZ>
Przez strach i adrenalinę,{ której android nie jest w stanie wyprodukować i} która w tamtej chwili mnie opętała <niczym demony piekielne>, nie zwracałam uwagi na nic. Ruszyłam w stronę głosu Connora, który ucichł, kiedy weszłam do stołówki.
- Connor? - zapytałam, gorączkowo rozglądając się po pokoju. - Connor!
Chłopak był nieprzytomny. Był oparty o blat, a w miejscu, gdzie ludzie mają serce, była wielka dziura. {HAH! Kolejne kopiuj-wklej z gry! :') Tym razem scena z dochodzenia w wieży kanału telewizyjnego w wersji, w której gracz wybiera przesłuchanie androidów pracujących w ,,stołówce". Z tym, że Connor musi sobie poradzić sam i nie ma dzielnej Mery Sue przybywającej na ratunek.}
- O nie... - szepnęłam, zasłaniając dłonią usta. - Connor, proszę cię, obudź się - powiedziałam, potrząsając lekko androidem. <Ta dziura w klatce piersiowej była za mało sugestywna, by sobie darować kliszowe próby dobudzania trupa.>
Nic.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Może gdzieś tutaj jest jego serce? {To, po które normalnie w fabule trzeba się samemu doczołgać zanim systemy szlag trafi? :') Btw, to się nazywa ,,pompa tyrium".}
Tuż po chwili znalazłam przedmiot leżący na ziemi pod jednym ze stołów. Podniosłam to, odwróciłam poprawną stroną i zaaplikowałam urządzenie w ciele Connora.
- Proszę cię, Connor, nie może być za późno... Obudź się... - po chwili zauważyłam, jak Connor porusza powiekami. Otworzył szeroko oczy biorąc przy tym głęboki wdech. //(uwaga głośne!)//{Włączane w taki sposób androidy nie brały wdechów. <*majestatycznie wiszące w powietrzu: ,,brak płuc” here*>To był po prostu spazm.} Jego czekoladowe tęczówki wbiły się w moją twarz. Connor energicznie położył dłonie na moich ramionach, mocno je ściskając, co sprawiło mi trochę bólu. {Nah. Receptorów i nerwów też nie da się wyhodować od tak. A, i wymagają istotnego organu do działania: MÓZGU.} <Faye przeca ma musk! Tak dzielnie go używa!> {NO WŁAŚNIE WIDZĘ} Auć, Connor.
- Co ty tutaj... Nie powinnaś... - Powiedział chłopak, skanując każdy milimetr mojej twarzy w poszukiwaniu za odpowiedzią.
- Uwolnili mnie. Jestem tutaj, żeby wam pomóc - wytłumaczyłam, chwytając chłopaka i pomagając mu przejść kilka kroków, aż sam nie odzyska sił.
- Zjawiłaś się w samą porę. Gdyby nie ty... Cóż... - Connor nie dokończył, ponieważ zza drzwi padły kolejne strzały.
- Lepiej się pospieszmy. Porucznik Anderson potrzebuje pomocy - wyjaśnił android. {Czemu te dialogi są tak dziwnie napisane?! Między kwestiami Connora nie powinno być nowego akapitu!}
<* 
*>
Connor podniósł leżący pistolet na ziemi i schował go z tyłu za pas spodni. {Imperatyw hojnie obdarowuje każdego.} <Tylko nie tym co trzeba. Sens, logika? Androidy jakie znamy?>
Ruszyliśmy w stronę odgłosów strzałów, które z każdym kolejnym krokiem robiły się coraz głośniejsze.
- Powinienem cię zabić. Jesteś defektem, a ja zwalczam takich jak ty {UUUGH, TY POMAGASZ ICH SZUKAĆ I PRZESŁUCHIWAĆ. PACYFIKACJA W OSTATECZNOŚCI!}- na słowa Connora zatrzymałam się na chwilę, patrząc na niego zabójczym wzrokiem.
- Och, ależ nie musisz mi dziękować za ratunek twojego żałosnego tyłka, Connorze. To przecież nic takiego – Powiedziałam//, jak to ludzie mówią?// ironicznie<Pomoc domowa umie w ironię? *mierzy toster podejrzliwym wzrokiem*>, po czym ruszyłam w dalszą drogę, w ogóle nie zwracając uwagi na to, czy chłopak za mną idzie, czy nie.
- Gdybym zginął, CyberLife odbudowałby mnie - powiedział obojętnie android. {*powstrzymuje się przed komentarzem i rozmyśla nad możliwością istnienia zaburzeń osobowości u androidów*}
- Czy ty sobie w ogóle zdajesz sprawę, że jeśli byś zginął, to CyberLife wyssałby z ciebie każde uczucie, jakie dotychczas byłeś w stanie poczuć? Byłbyś takim samym kutasem, jak na początku twojej służby w CyberLife. Bezdusznym dupkiem - warknęłam, na co Connor lekko się przeraził.
{ 
} < #tojateraz>
- Oznajmiam ci, że nie odczuwam żadnych emocji. Nie jestem defektem jak ty, Faye - chciał odbić piłeczkę, lecz coś mu nie wyszło. Upsik. {Bo w tej popieprzonej wersji wydarzeń raz nim jest, a raz nie. DAJCIE MOJEMU BIEDNEMU ANDROIDOWI SPOKÓJ!}
- Och, zamknij się już. Później porozmawiamy na temat twoich emocji. Teraz mamy coś innego do roboty, dupku - syknęłam. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i wzdrygnął ramionami. Faceci. <*Androidy, udające ludzi za mocno.>

}
Po chwili ujrzałam porucznika Andersona, który w idealnym momencie zwrócił się ku nam.
- Connor, gdzieś ty był?! Przez ciebie mamy tutaj mały //Mały. MAŁY.// sajgon - krzyknął oskarżycielsko porucznik.
- Wybacz, poruczniku, ale miałem mały wypadek przy pracy. Faye pomogła mi stanąć na nogi w ostatnim momencie - wyjaśnił Connor. Anderson skierował wzrok na mnie. {*licznik ,,Wszyscy kochamy Sue" skacze o jeden wyżej*} <*wydaje jeden radosny transparent więcej*> //*Przewraca oczami o jeden stopień głębiej*//Po chwili jednak jego wzrok skupił się na defekcie. Connor dołączył do reszty żołnierzy z sił specjalnych, strzelając do defekta, który o dziwo uniknął nawet zadrapania. {Waaaaaait, oni już tu specjalsów ściągnęli? Poważnie? Przez JEDNEGO defekta? :D} <Jakich znowu specjalsów! Toż to szturmowcy najzwyklejsi są!
 >
Nie mogłam tego tak zostawić. Jest defektem, co oznacza, że jest moim bratem, jest jednym z naszych ludzi. Ale nie pozwolę, żeby skrzwydził również tych ludzi, żeby skrzwydził {Te literówki za każdym razem robią się coraz zabawniejsze. :')} <Chyba że pojawiają się dwa razy z rzędu. Wtedy są już niepokojące…>porucznika Andersona, czy Connora. Czuję się do nich przywiązana. //*Poprawia okulary, chrząka*: ”Według mnie, ani zachowanie Andersona, ani Reed'a nie jest odpowiednie dla mnie”. Wsadziłaś ich do jednej szuflady!//
- Nie strzelać! - krzyknęłam wybiegając na linię ognia, rozkładając ręce. {Sue chce skrócić nam męki i zakończyć to opo! 
}
- Faye, dzieciaku, co ty wyprawiasz do cholery!? - krzyknął Anderson, chcąc się do mnie zbliżyć.
- Nie! - zareagowałam krzykiem. Porucznik stanął jak wryty, patrząc na mnie z przerażeniem.
- Faye, to defekt, musimy go wyeliminować, zanim- - przerwałam Connor'owi. <Szto?> {Ale Connor nawet się nie odez- aaa, przepraszam, to tylko nieogarnione opisy czynności w dialogach.}
- Nie, Connor. On próbuje się bronić - Powiedziałam, powoli zbliżając się do czarnoskórego androida.
Popatrzył na mnie przez chwilę, nie ukazując żadnych uczuć, lecz po chwili po prostu... Pękł. <Jak bańka? Czy może z radioaktywnym grzybkiem i wymiatając pół dzielnicy?>
- Jest nas wielu. Jeśli mnie zabijecie, to nic nie zmieni. Faye o tym wie - powiedział android. Spojrzałam na niego ze strachem, kiedy wycelował bronią w najbliższą osobę, która znajdowała się blisko niego. //Dobrze, że nie w najbliższą osobę daleko od niego.// W porucznika Andersona.
Czułam, jak moje metalowe serce<*dławi się tlenem* POMPA TYRIUM. POMPA.> zaczyna bić jeszcze szybciej. Jak w żyłach płynie adrenalina <Ekhem! Co i w czym ci płynie? ;-; >, jak umysł podpowiada, żebym coś zrobiła. Tylko, co? {Ah, ten patos. Ten pozbawiony najmniejszego sensu patos! Akcja wyciągnięta z dupy i nie poparta żadnym logicznym wytłumaczeniem, od początku, aż po sam koniec!
 }
- Nie mogę pozwolić na to, abyś skrzywdził moją rodzinę - mówiąc to, rzuciłam się na porucznika Andersona, tym samym chroniąc go od postrzału. Usłyszałam głośny huk wystrzału z broni. Chwilę potem poczułam piekący ból w okolicy brzucha{ Bull. Shit. Nie będę już więcej tłumaczyć, dlaczego. Po prostu wystartuję osobny licznik o tytule ,,Android = człowiek".}, a potem... Widziałam tylko ciemność. <I umarłaś… Yyyy… Wyłączyłaś się? *z nadzieją*>

STILL ALIVE
Ja wciąż żyję? Nie, niemożliwe. Nie, ja nie mogę żyć. <A to akurat jest prawda.>

}
Na pewno to jakiś sen, coś w stylu wspomnień. Pamiętam, że zostałam postrzelona. Czułam ból, co było całkowitym przegięciem{ Czyżby autorkę dopadł przebłysk świadomości...?} <Nieee… Wątpię, żebyśmy mieli aż takie szczęście.>. Ale... Gdzie ja teraz jestem?!
Podniosłam się do pozycji siedzącej, łapczywie łapiąc{ powietrzne} powietrze. Jasne światło w pomieszczeniu oślepiło moje oczy.
- Faye - usłyszałam męski, łagodny głos. - Myśleliśmy, że już cię z nami nie ma. Nie dawałaś żadnych znaków życia. {Jak każdy chwilowo nieaktywny sprzęt elektroniczny. Boru, przez tę analizę brzmię jak jakiś nazista...} <*szturcha kijem wyłączony telefon* Czemu nie reagujesz?! ;_; >
Patrzyłam na Andersona przerażona. Ja nie powinnam żyć! Co tu się, Cholera, dzieje!? {O! Mamy nową bohaterkę: Cholerę! W końcu coś ciekawego!}
- Dlaczego ja wciąż żyję? - spytałam, patrząc na Hanka niezmiennym spojrzeniem. Wciąż byłam przerażona. Wciąż w głowie to jedno pytanie. Dlaczego ja wciąż żyję? {Przestań pytać i zacznij się, kurna, cieszyć - wbiegłaś między oddział *tłumi parsknięcie śmiechem* uzbrojonych żołnierzy sił specjalnych <*szturmowców> i ich cel, po czym mimo wszystko nie zrobili z ciebie sita razem z drugim defektem!}
- Miałaś szczęście. Kula nie zniszczyła żadnych ważnych elementów w twoim ciele {Oczywiście. Tylko Connor ma prawo poważnie ucierpieć w tym opku.} - powiedział porucznik, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Ale... - nie dokończyłam, ponieważ do pokoju wszedł Connor.
- Witaj, Faye - powiedział, podchodząc do mnie i do Hanka. - Jak się czujesz?
Spojrzałam na niego unosząc brew w geście zdziwienia i oburzenia. Serio, Connor? SERIO?! {Przypomnę ci, Sue, że to jemu wyrwano pompę tyrium. Twoją śmiertelną kulą pokierował Imperatyw i ,,nie zniszczyła żadnych ważnych elementów w twoim ciele". :>} <Na miejscu Connora olałabym tego Płateczka Śniegu i zajęła się poważnymi sprawami. Dzieciak ewidentnie potrzebuje atencji, a nie androida śledczego.>
- Bywało lepiej - odpowiedziałam, puszczając oczko androidowi.
// #tojateraz//
Ten zmieszany potrząsnął głową i zastygł w bezruchu. {Zmieszany Connor. Zmieszany. Connor.}
- Co to było? - zapytał, na co porucznik zaśmiał się.
- Puściła ci oczko, imbecylu. A mówią, że androidy są mądre - powiedział śmiejąc się. Chyba zapomniał o paru rzeczach. Obraził nie tylko Connora, ale i mnie. <Nie wydaje mi się, Faye.>
- Dziękuję, poruczniku - Powiedziałam ironicznie, składając ręce na piersi.
- Wybacz - powiedział, odchrząkując. {Wspaniały element humorystyczny! Czy dostanę oklaski dla autorki?} <*beznamiętnie krzyżuje ręce na piersi*> - Och, wybaczcie dzieci, mam wezwanie. Connor, zajmij się Faye dopóki nie wrócę, zeozumiano? <A Hank to widzę popił w pracy odrobinkę?>{Ale proszpani, to tylko szklaneczka była...}
- Tak jest, poruczniku - ugh, pupilek Andersona. {Opisy dialogów z każdym następnym rozdziałem tracą na jakości. Jeszcze moment i autorka stanie się ałtorką.}
Kiedy Hank opuścił pomieszczenie, między mną a Connorem zapadła... Dziwna cisza.
- Dzięki Connor za to, że ze mną tu siedzisz i gapisz się na mnie jak na idiotkę - Powiedziałam sarkastycznie. //Uczymy się nowych ludzkich zwrotów! Yay!// Mężczyzna {Ohoho! Przechodzimy z ,,chłopaka" do mężczyzny! Wiecie, co to oznacza...?
 }
zdziwił się i spojrzał na mnie pytająco.
- Serio, Connor? Ty jesteś taki głupi czy tylko udajesz? - zapytałam, zaczynając się śmiać. {Nyan też się śmiała wyciągając zza paska załadowanego colta. Potem śmiała się zmywając z ręki i lufy tyrium. Skończyła dopiero wtedy, gdy życie w Detroit wróciło do porządku dziennego, bez merysójek napastujących jej ulubione postaci.} <#saveConnor>
- Cieszę się, że udało mi się poprawić ci humor moją niesubordynacją, Faye - czekaj, co? Czy on właśnie...
- Connor, przecież... Robisz wszystko, co ci powiedzą. Raz. Dwa... Ty się cieszysz? TY?! - zapytałam zdziwiona i podekscytowana zarazem, zrywając się na proste nogi.
- No, tak... Tak myślę... Ja... Sam nie wiem... Chyba... - Connor zaczął się jąkać. Jego dioda zaczęła świecić na żółto.
- Spokojnie - zapewniłam androida, podchodząc do niego bliżej. To był pierwszy i jedyny android, z którym miałam do czynienia z takiego bliska. //Naprawdę?// Naprawdę. //NAPRAWDĘ? O.O// Chciałam sprawdzić, poczuć, jak to jest dotknąć kogoś takiego jak ja. {O nie... robi się źle, BARDZO źle...} <Ymmm… Ale przecież…? *wraca do artów koncepcyjnych surowych androidów* Jest gorzej niż myślałam ‘_’ >
Patrzyłam w oczy Connora, a on w moje. Jego brązowe tęczówki błyszczały w świetle tutejszego oświetlenia. {To najbardziej romantyczne zdanie, jakie kiedykolwiek przeczytałam.} Nie odsunął się ode mnie. Nie bał się i nie uważał mnie za wroga jak kiedyś. {Eh... zapomnijmy, że Connor do każdego defekta podchodził z nastawieniem ,,Hej, spokojnie! Porozmawiajmy! Jak ci na imię?"}
Podeszłam do niego jeszcze bliżej. Miałam lekką obawę, że Connor ucieknie. Lecz tak nie było. Wyciągnęłam dłoń w stronę jego, powoli go łapiąc. {Jakiś głosik w mojej głowie rzucił ,,Za co?". Nie musicie mi dziękować za zrujnowanie tej niesamowitej sceny...} Nasze dłonie splotły się w jedno, przybrały białą, metaliczną barwę, czyli coś, z czego byliśmy zbudowani. Przez moment mogłam widzieć jego wspomnienia. Były dość niewyraźnie. On zapewne widział moje.
Po chwili oderwał się ode mnie jak poparzony, chwytając się za dłoń.
- C-co to było?! Co mi zrobiłaś?! - zapytał zdenerwowany. //Skoro chwila już jest zepsuta, to mogę się wtrącić. Czy android policyjny nie powinien mieć bardziej zaawansowanego firewalla niż pierwsza lepsza pomoc domowa? Skoro odskoczył, to nie połączył się z Faye dobrowolnie, więc jakaś zapora powinna była zadziałać.//
- Nie bój się. To nic takiego - zapewniłam go, posyłając mu delikatny uśmiech. {Tylko wysondowała ci pamięć. :) Nic takiego.} Connor spojrzał na mnie po chwili łagodnie i również się uśmiechnął.

}
<Mam bardzo złe przeczucia…>
Po chwili do pokoju wszedł lekko zdenerwowany porucznik Anderson.
- Wybacz, Faye, ale muszę wyrwać Connora. Mamy robotę, synu. Idziemy - powiedział groźnie, na co Connor lekko się zląkł. Zanim wyszedł spojrzał na mnie. Swoim spojrzeniem zapewniłam go, że wszystko będzie dobrze.
Rany, ten dzień był jakiś popierdolony <Jak ty, Faye.>. Totalnie.
{Podsumowując przygody Faye: z jakiegoś powodu nadal nikt jej nie rozebrał na części, wplątała się w strzelaninę ,,cały oddział vs jeden defekt" i awansowała do takiego stopnia znajomości z Hankiem i Connorem, że na stówę nikt jej już w żadnej celi nie zamknie. A to jeszcze nie koniec!
 }
<*jęk rozpaczy* Jak to jeszcze nie koniec…?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz