piątek, 28 lipca 2017

Księżyc Niebieskieniebo kontra reszta świata - Psychiatryk #1

 "Psychiatryk"
Autor: Saphira0706 (Wattpad)
Komentują:
* <Apocalyptical>
* ((Dola))


Przedstawienie postaci <Jakże niezbędne dla każdej "książki"> ((Bo niby jak inaczej mamy poznać postacie? W tekście przecież nie ma o nich informacji! A nie, chwila…))
Nazywam się Moon i mam 19 lat. Z niewiadomych przyczyn zamknęli mnie w psychiatryku <i naprawdę niczego się nie domyślam, wszystko ze mną w porządku. Ja po prostu jestem merysójką> . Mam metr sześćdziesiąt osiem wzrostu. Mam bursztynowe, czasem prawie czerwone oczy. <Ale zdolności budowania zdań wielokrotnie złożonych to już nie mam.> Mam krwisto czerwone włosy, ponieważ uwielbiam ten kolor ((Natomiast ja bardzo lubię niebieski. A włosy mam czarne. Dlaczego u mnie to tak nie działa?))<Ja lubię czarny. A włosy mam w połowie niebieskie. Pokrętna logika>. Jestem dość szczupła i lubię swoją figurę((,))  i ciało. Do psychiatryka trafiłam razem z moją najlepszą przyjaciółką Mili. ((Jak to najlepsze przyjaciółki. Razem rozmawiamy, śmiejemy się <, chodzimy do toalety>  i razem mordujemy niewinnych ludzi, i trafiamy do psychiatryka))

https://em.wattpad.com/17751eb05c2639dc6180bdc4d286598e689db286/68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f2d344b33457157387145665877513d3d2d3338383239303130392e313462613265306331353532663037373932393236353538313037392e6a7067?s=fit&w=1280&h=1280 
((Azaliż czytelnicy tego gówna nie posiadają wyobraźni))

Mili jest w moim wieku. Posiada niebywałą obsesję <„Posiada obsesję”, mówisz? Dobra, okej.>  na punkcie czekolady milki <A czymże jest ta tajemnicza „milka”?> .To też dlatego zabiła tamte osoby i próbowała popełnić samobójstwo ((Oczywiście, ona również została tu zamknięta bez powodu. To ci psychiatrzy uwzięli się na nas! Gnoje!)). No rozumiem ją <No ja tak nie bardzo> ((Nie jesteś merysójką)). Milka jej się skończyła i nikt nie chciał jej jej <JEJ! *niby okrzyk entuzjazmu*>  dać((,)) gdyż sądzili, że jest niespełna rozumu ((Ciekawe dlaczego)). Mili ma fioletowe włosy. Powinnam powiedzieć w sumie milkowe <Ekhem... Jakie?>. Jest wyższa ode mnie o około 10 cm. Posiada niezwykle intensywne <Przy przepisywaniu zmieniłam to słowo na „inteligentne”. CÓŻEM BYM UCZYNIŁA ‘-‘ > fiołkowe oczy.


Christopher to ten głupi strażnik, który jest świeży w swoim fachu i czuć to na kilometr


Christoper to ten głupi strażnik, który jest świeży w swoim fachu i czuć to na kilometr <Znaczy...  Śmierdzi fabrycznie nowymi łachami ^ ^>. Jest dość wysoki, ma ciemnobrązowe włosy i czekoladowe oczy. Za te oczy Mili pewnie go zabije <Oczywiście, wszak kolor idzie w parze ze smakiem i facet ma oczy z czekolady> ((Moje oczy są brązowo-zielone. Idąc tym tropem, mam oczy ze szlamu. *wzdycha*)) [emotka <, która zastępuje kropkę>] Ma ładną buźkę<,> ale nie lecę na niego ((Oczywiście, że nie. Jesteś dla niego za dobra))<.>


 Za te oczy Mili pewnie go zabije 😂Ma ładną buźkę ale nie lecę na niego


Na końcu Nick. Siedzi razem z nami w wariatkowie . Też zabił kilku (no dobra kilkunastu ((Szczegół))) ludzi tak jak ja. Ma czarne włosy i niebieskie oczy, które robią się białe kiedy kogoś zabija <Dzika magija O.o (Wcale nie soczewki, wcale nie...)>. Moje znowu robią się krwistoczerwone ((Bo ja też muszę być wyjątkowa i mieć coś, co przeczy prawom fizyki)). Jest mee((eeeee))ga przystojny ((jego uroda jest wprost proporcjonalna do ilości „e” w opisie)) i jest o rok ode mnie starszy <Jak na badassa merysójki przystało>. Ma podobną historię do mojej. Razem planujemy jak uciec z tego  głupiego psychiatryka<.>




I <Jakaś nightcore’owa nutka w mediach. Moje uszy {*}>
#Moon <#Apocalyptical>
Siedzę już tutaj 6 minut i 27 sekund i nie potrafię tego zdzierżyć! Zamknęli mnie w czterech ścianach i jeszcze zapięli w kaftan bezpieczeństwa ((Skandal! Dzwonię do płokułatuły!))! Po cholerę<,> to ja nie wiem. Przecież ja, ani Mili nic złego nie zrobiłyśmy! <Och nie, kochana, nie. Nic złego nie zrobiłyście. Psychiatrzy już tak mają, że zamykają w izolatce przypadkowe nastolatki. Zwyrodnialcy...> ((Zabicie trzydziestu ludzi jest całkiem normalne. Każdemu może się zdarzyć))
To, że zabiłam w sumie 30 osób w tym 2 członków mojej rodziny zwanych matka i ojciec <Ta składnia jest zwana rak...> to nic nie znaczy ((Ależ skąd. To zaledwie rozgrzewka)). Zabiłam ich bo mnie już serio denerwowali. Na nic mi nie pozwalali! <Wyszukany motyw> Tylko nauka<,> nauka i nauka. <Racja. Też bym się wściekła, gdyby rodzice chcieli, żebym z merysójki stała się porządną i inteligentną osobą.> ((Która pamięta o przecinkach, zna zasady ortografii i potrafi zachowywać się zgodnie z zasadami logiki)) Któregoś dnia po prostu nie wytrzymałam i ich zabiłam ((No, zdarza się, no)). Zwłoki zakopałam w ogródku ((Jestem silną merysójką i całkiem sama jestem w stanie przenieść dwóch dorosłych ludzi, i sama wykopać groby. Jak żeński Hulk)) i żyłam normalnie z dnia na dzień. <Nie płacąc rachunków, nie interesując się pustą lodówką i za nic mając perfidny brak środków na nie moim koncie...> ((Miała ogródek. Może żywiła się tym co wyhodowała)) <Na tych trupach> Zauważyłam, że zabijanie ludzi sprawia mi przyjemność, dlatego też zabiłam pozostałą dwudziestkę ósemkę. W sumie, to zaliczały się do nich również osoby, które cholernie mnie denerwowały, a reszta to...no tak wyszło no ((No co zrobić no. Ręka mi się sama omsknęła i no)). Nie czepiajcie się! <Nie czepiamy się, bo nie rozumiemy. Jesteśmy czytelnikami – nawet nie istniejemy w twoim świecie. Krzyczysz, dziecko drogie, do siebie w liczbie mnogiej.>
Tak więc siedzę tu już 8 minut i 45 sekund <Kupa czasu...> ((Pewnie wyhodowała już brodę godną Gandalfa)) a tu nadal nic się nie dzieje! Martwię się o Mili... Biedna została zabrana do innego pomieszczenia jak ja <Jak ty co?>. Ale i tak uciekniemy stąd. W sumie, Mili też umi <Apo nie UMI jeszcze> człowieka zabić, no to równocześnie potrafi się obronić<,> prawda? Prawda. ((Chyba, że jest w kaftanie bezpieczeństwa. To mogłoby znacznie utrudnić samoobronę))
Po godzinie usłyszałam kroki na korytarzu blisko moich drzwi. <Ucz mnie takiego wyczucia czasu. Ucz. Mnie.> ((Senpai!)) Tak wiem<,> już sobie drzwi przywłaszczyłam<,> no ale jak jesteś od godziny w białym<,> pustym pokoju to wybacz ((Do kogo ty, kurwa, mówisz?))<,> ale drzwi stają się najlepszym przyjaciele <wieloma przyjaciółmi> ((No w końcu drzwi. Liczba mnoga)). Już myślą przecież, że jestem jaka((ą))ś nienormalną wariatką<,> no to nie będę do ściany gadać<,> co nie? <Nie, ale z drzwiami możesz pogadać. To uchodzi za normalne, wierz mi.> ((Podobnie jak gadanie do okien. Natomiast rozmowa z podłogą jest nieco niepokojąca)) W każdym bądź razie, <*wzdryg*> ((*dostaje spazmów*))  wracając do tematu. Usłyszałam jak ktoś wkłada klucz do zamka i go otwiera ((Zazwyczaj po to wkłada się klucz do zamka. Mało znany fakt)). Dwa pstryknięcia. Zamknęli mnie na dwa razy. Ej! Aż taka szalona to ja nie jestem. <Jeszcze przed chwilą chyba uważałaś się za wcale nie szaloną... Albo mi się wydaje> ((Kobieta zmienną jest…)) Po chwili znów usłyszałam dwa przeskoki. I to samo powtórzyło się jeszcze raz. No to już przesada moi państwo. Nie dość, że na 3 zamki to jeszcze na 2 spusty! Skandal! Ja wam mówię! <Znowu krzyczysz w myślach do nieistniejących bytów wyższych... Pewna, że nie wiesz za co siedzisz w szpitalu psychiatrycznym?>

Do pomieszczenia wszedł mężczyzna, około 30. Ciemne włosy, wysoki, zwykłej budowy o niezwykle przenikliwych oczach. Zamknął starannie drzwi i zapukał w nie 5 razy z dłuższą przerwą po 2 i 4 razie <Może mi ktoś to rozrysować?>. Gdy to uczynił ponownie usłyszałam jak zamykają drzwi, lecz tym razem tylko 1 zamek i to tylko jeden raz ((Gdyby zamknęli dwa razy, to byłyby już dwa zamki.)). Mężczyzna okrążył mnie, ((niczym sęp niewinną ofiarę. A tak na poważnie, to po cholerę ją okrążał? Nie mógł po prostu podejść?))  i stanął naprzeciw mojego jedynego przyjaciela w tym pomieszczeniu <*jednego z wielu przyjaciół. Ustaliłyśmy wcześniej, że drzwi liczymy jako tłum>. W ręku trzymał jakiś plik kartek i coś tam sprawdzał. W końcu raczył na mnie łaskawie spojrzeć. <Lekarz przyszedł stać i ignorować pacjentkę, po czym robi jej łaskę, że się nią zainteresuje? Ani chybi, to Polska>

- Jak się nazywasz?

-Czy to pytanie jest podchwytliwe?- zapytałam sarkastycznie ((W jaki sposób pytanie o imię może być podchwytliwe?)). <- Nie, nie jest. – odparł mężczyzna i podsunął mi pod nos jakąś zabazgraną kartkę. Przyjrzałam jej się, ale niczego nie potrafiłam odczytać. – Ktoś, kto prowadzi twoją kartotekę chyba nigdy nie widział długopisu. – wyjaśnił krótko> On tylko spojrzał na mnie poważnie i powtórzył pytanie.

- Jak się nazywasz?

-Nazywam się Moon. Moon Bluesky. <Mr. Blue Sky, please tell us why | You had to hide away | For so long where did we go wrong *nuci pod nosem* > ((Nazywam się  Księżyc. Księżyc Niebieskieniebo.)) <A ja Błąd. James Błąd.>

-Ile masz lat? <Ta teoria o zabazgranej karcie pacjenta nabiera sensu O.O> ((Może on nie umie czytać))

-18 prawie 19<.>

-Kiedy skończysz 19 lat?

-Za miesiąc((,)) dokładnie 12 lipca o godzinie 3.29 nad ranem.

-Masz jakąś rodzinę?

-Nie. A nawet jeśli mam<,> to nic o niej nie wiem. <Rodzice pieczołowicie utrzymywali istnienie reszty rodziny w tajemnicy. Chyba nie chcieli się mną chwalić.> ((Nigdy nie mogłam tego zrozumieć. Jako merysójka powinnam być chlubą mej rodziny!))

-Co się stało z twoimi rodzicami?

-((Zamordowały ich wściekłe przecinki)) Zabiłam ich- odpowiedziałam jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Doktorek <Ileż szacunku w tym słowie> spojrzał na mnie dziwnie i kontynuował przesłuchanie.

-Dlaczego to zrobiłaś?

-Denerwowali mnie. Ciągle mieli do mnie wąty ((kazali sprzątać pokój, zmywać naczynia i wracać przed północą. No święty by nie wytrzymał)) <A nie lepiej „pretensje”? Nie wszyscy, którzy to czytają mają czas i ochotę na szukanie w słowniku slangu>. Nienawidziłam ich odkąd skończyłam 10 lat. W końcu powiedziałam dość. I tyle. ((W końcu nie mieli prawa wymagać bym się uczyła! A nie, czekaj))

-Wiesz, że zabijanie kogoś nie było najlepszym wyjściem?

-((Jak to?! To można było to rozwiązać inaczej?!)) Dlaczego?

-Ludzie teraz uważają cię za niebezpieczną ((Niemożliwe!)). Sądzą, że możesz im zrobić krzywdę lub((,)) co gorsza((,)) zabić. <Tak. Mordercy tak robią> Dlatego te wszystkie zamki i kaftany. Gdybyś nie zabiła tych ludzi, żyłabyś normalnie!

-Gówno prawda! < - Język, młoda damo! – zakrzyknęła Apo, która nagle uwrażliwiła się na słowa powszechnie uważane za wulgarne.> Gdybym ich nie zabiła pewnie bym stawała przy kolejnej próbie samobójczej jak moja koleżanka!- krzyknęłam. Byłam cholernie wściekła. Co on mógł wiedzieć?! Nic!((!!11oneone!!)) <Jest psychiatrą, faktycznie nie może nic wiedzieć> - ona...była zbyt słaba by zabić swoivh <Moy tovarishch!> rodziców. Zbyt ich kochała. Dlatego już prawie 4 razy próbowała się zabić! ((Czy tylko ja nie widzę tu związku?)) <Kocha rodziców tak mocno, że zamiast ich zabić próbuje zabić siebie. Proste? Proste>

Mężczyzna patrzył na mnie jakbym była dziwnym okazem czegoś niezanego <*wertuje słownik* Hm?>, dziwnego. Tak<,> tak wiem co się zaraz zacznie. Jesteśmy tu żeby ci pomóc i takie tam duperele. Nie wierzę w to ((Kłamio!! One kłamio!!)). Przez 5 lat chodziłam do psychologa i jedyne do czego się przyczynił to do tego, że miałam większą przyjemność podrzynając mu gardło. <Co tylko podkreśla twoją niewinność. Ta odsiadka to jakieś nieporozumienie> ((Skandal! Prowokacja!))

-Za dwie godziny jest obiad. Ktoś ci go tu przynieście <Ta konstrukcja istnieje...>. Jeśli przez następne 48 godzin będziesz zachowywać się normalnie usuniemy kaftan bezpieczeństwa. Jeśli po następnych 24 godzinach nadal będziesz w miarę normalna, przeniesiemy cię di <*do> zwykłego pokoju.

-A co jeśli nie dostosuję się do żadnej z tych rzeczy?- ciemno-włosy <i przenikliwo-oki> podszedł do mnie i przykucnął<,> by być na równi ze mną.

-Wtedy będziesz tu gnić tak długo, aż w końcu zdechniesz i będziemy się cieszyć, że jest o jednego wariata mniej ((Wow. Ale z niego badass. O ile zakład, że ałtorka zrobi z niego wrednego chuja znęcającego się nad biednymi merysójkami?))- wysyczał mi prosto w twarz. <O.O Jekyll i Hyde?!> ((Apo, nie profanuj. To genialna książka!))  Już miał wychodzić kiedy nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie.

-A czy jeżeli się zastosuję do tych poleceń to czy zobaczę Mili?

-Chodzi ci o tą ((*tę!)) dziewczynę z fioletowymi włosami, która z tobą przyjechała?- skinęłam głową<,> by potwierdzić jego słowa.- jeśli ona też się do tych poleceń zastosuję <Doktorze, pan do niczego się nie musi zastosowywać. To pan tu dyktuje warunki.> ((i wypluje wszystkie przecinki)) to owszem, jest taka możliwość.

-Właśnie! Jak ja mam jeść<,> mając to coś na sobie?

-((Niektórzy ludzie nie mają rąk i radzą sobie nogami. Nauczysz się)) Osoba, która przyniesie ci jedzienie <*gaworzenie do dziecka mode:on*> nakarmi cię.- powiedział<,> po czym wyszedł z izolatki i trzasnął drzwiami.

I znowu mnie zamknęli. Eh... Trudno<,> trzeba przeżyć. Miejmy nadzieję, że chociaż jedzenie będzie w miarę jadalne.

Po godzinie (równiusieńko po godzinie) <A liczyłaś sekundy, że wiesz, że to równo godzina?> ((Nie ma co robić, więc liczy)) <To ona do 3600. doliczy bez zgubienia rytmu? *^*>  ktoś zaczął się szarpać z zamkami. Tak wcześnie obiad? Przecież miał być dopiero za godzinę ((A to wredni kłamcy))... Nie<*bez spacji>ważne przynajmniej się najem. Siedziałam nadal na środku pokoju<,> wyczekując aż ktoś w końcu otworzy te przeklęte drzwi. Tak<,> tak. Już są przeklęte<,> a nie kochane ((Co one ci zrobiły, ty zwyrolu!)). <Śpieszmy się kochać drzwi, tak szybko... dają się znienawidzić>

Do pomieszczenia wszedł mężczyzna. W sumie, może nawet chłopak. W każdym bądź razie ((*zgrzyta zębami*))  był płci przeciwnej i....<..... Dramatyzm mierzymy w kropkach> przyniósł jedzenie! Już go lubię<.>

Osobnik wyglądał na mniej więcej mój wiek, maksimum rok starszy ((Mam rozumieć, że jakiś dwudziestolatek pracuje w psychiatryku? W psychiatryku, w którym siedzi laska, która zamordowała 30 ludzi? Rozumiem, miała kaftan bezpieczeństwa, no ale…)). Miał gęste<,> brązowe włosy ułożone w artystyczny nieład. Miał ciepłe i miłe<,> piwne oczy (widać, że był tu nowy ((Wnioskujesz po kolorze oczu???)) <E-e. Jeszcze mu dobrze z tych ślepi patrzało>). Miał delikatnie opaloną skórę, ale na pewno bardziej niż ja, która rzadko wychodziła z domu przez te wakacje. Miał wyraźnie zarysowane kości policzkowe co pewnie w innej sytuacji dodałoby mu atrakcyjności. <Taki to z niego człowiek. Głownie miał i nigdy nie był. Materialista, ot co!> ((Dawno nie czytałam tak złego opisu…))

Postawił tackę z jedzeniem na ziemi i podszedł do drzwi. Wrócił razem z krzesłem ((Drzwi mu podały to krzesło? Może one faktycznie żyją)). Pewnie dla siebie. Nic nowego.

On również zapukał w ten charakterystyczny sposób. Usiadł na krześle i siedział. Patrzyłam się na niego jak na idiotę. No co?! Nogami mam to zjeść ((Jak już wspominałam, niektórzy sobie tak radzą))? Siedzi sobie i patrzy. A może on też jest takie porąbany jak (podobno) ja. <Dlatego tu pracuje. Nikt normalny nie wytrzymałby.>

-Jak się nazywasz?- zapytał. Ludzieee<eeeeee...> zaś to samo? Dajcie mi jeść! Mam nadzieję, że to co mi przynieśli ((Przynieśli? To tam jeszcze ktoś jest? )) <Owszem. Drzwi są.> to jest chociaż w małym stopniu jadalne<.>

-Moon. A ty?

-Christopher. Dla przyjaciół Chris. Ładne imię<.>

-Dziękuję twoje też. Mam jeść nogami((,)) czy co?

- Nie.
<Dwie kartonowe postaci zaczynają rozmawiać... To brzmi jak początek smutnego dowcipu ;-; >
Wstał i podniósł mnie<,> sadzając na krześle.

- Ej((,)) ja mam nogi!

On tylko spojrzał na mnie groźnie (albo się pprzynajmniej starał <jąkasz się – zadziałało>) i kontynuował to coś ((Co kontynuował? Wstawanie, podnoszenie ciebie, czy groźne patrzenie?)) <Wszystko na raz i każde z osobna>. Gdy już mnie usadził<,> wstał ((Ale jak to wstał? On cię podsadzał na krzesło, na którym siedział?? Wtf?)) i wziął tackę. Z niej zabrał tylko talerz z czymś przypominającym zupę i mnie nią nakarmił ((Czyli jedną ręką trzymał tackę, drugą talerz z zupą i trzecią cię karmił. Dobrze zrozumiałam?)). Następnie próbował we mnie wcisnąć jakieś tabletki ((Nie odkładając tacy, ani talerza. Czyli znowu używał trzeciej ręki. Praktyczne)). Wyrywałam się i zaciskałam usta z całej siły ale i tak<,> i tak jakimś cudem połknęłam te cholerne tabletki. Następnie wstał, wziął tacę<,którą miał już w rękach jeśli wierzyć narracji> ((Przełożył ją do trzeciej ręki)) i krzesło i sobie poszedł. Ludzie! I co na ziemi mam spać ((Na to wygląda. Chyba, że potrafisz spać na ścianie))?! Trafiłam tu tylko dlatego<,> że lubię podrzynać gardła innym ludziom?! To jest jakieś porombane ((omomom))! <Racja. Za upodobanie do podrzynania gardeł to idzie się do więzienia na dożywocie> ((Lub na  krzesło elektryczne. Zależy gdzie dzieje się akcja))

Czułam się coraz bardziej śpiąca. To pewnie przez te pigułki, które musiałam wziąść< {*} > ((*dostaje ataku histerii*)). Po chwili oczy same mi się zamknęły i zasnęłam... <Jako prawilna merysójka na koniec rozdziału. Schemat.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz