Autor: Saphira0706 (Wattpad)
Komentują:
* <Apocalyptical>
* ((Dola))
Przedstawienie postaci <Jakże
niezbędne dla każdej "książki"> ((Bo niby jak
inaczej mamy poznać postacie? W tekście przecież nie ma o nich informacji! A
nie, chwila…))
Nazywam się Moon i mam 19 lat. Z
niewiadomych przyczyn zamknęli mnie w psychiatryku <i
naprawdę niczego się nie domyślam, wszystko ze mną w porządku. Ja po prostu
jestem merysójką> . Mam metr sześćdziesiąt osiem wzrostu. Mam
bursztynowe, czasem prawie czerwone oczy. <Ale
zdolności budowania zdań wielokrotnie złożonych to już nie mam.> Mam krwisto
czerwone włosy, ponieważ uwielbiam ten kolor ((Natomiast
ja bardzo lubię niebieski. A włosy mam czarne. Dlaczego u mnie to tak nie
działa?))<Ja lubię czarny. A włosy mam w
połowie niebieskie. Pokrętna logika>. Jestem dość szczupła i lubię
swoją figurę((,)) i ciało. Do psychiatryka trafiłam razem z moją
najlepszą przyjaciółką Mili. ((Jak to najlepsze
przyjaciółki. Razem rozmawiamy, śmiejemy się
<, chodzimy do toalety> i razem mordujemy niewinnych ludzi, i trafiamy
do psychiatryka))
((Azaliż czytelnicy tego gówna nie posiadają
wyobraźni))
Mili jest w moim wieku. Posiada
niebywałą obsesję <„Posiada obsesję”, mówisz?
Dobra, okej.> na punkcie
czekolady milki <A czymże jest ta tajemnicza
„milka”?> .To też dlatego zabiła tamte osoby i próbowała popełnić
samobójstwo ((Oczywiście, ona również została tu
zamknięta bez powodu. To ci psychiatrzy uwzięli się na nas! Gnoje!)). No
rozumiem ją <No ja tak nie bardzo> ((Nie jesteś merysójką)). Milka jej się skończyła i
nikt nie chciał jej jej <JEJ! *niby okrzyk
entuzjazmu*> dać((,)) gdyż sądzili, że jest niespełna rozumu ((Ciekawe dlaczego)). Mili ma fioletowe włosy.
Powinnam powiedzieć w sumie milkowe <Ekhem...
Jakie?>. Jest wyższa ode mnie o około 10 cm. Posiada niezwykle intensywne
<Przy przepisywaniu zmieniłam to słowo na
„inteligentne”. CÓŻEM BYM UCZYNIŁA ‘-‘ > fiołkowe oczy.
Christoper to ten głupi strażnik,
który jest świeży w swoim fachu i czuć to na kilometr <Znaczy... Śmierdzi fabrycznie nowymi łachami ^ ^>.
Jest dość wysoki, ma ciemnobrązowe włosy i czekoladowe oczy. Za te oczy Mili
pewnie go zabije <Oczywiście, wszak kolor idzie
w parze ze smakiem i facet ma oczy z czekolady> ((Moje oczy są brązowo-zielone. Idąc tym tropem, mam oczy ze
szlamu. *wzdycha*)) [emotka <, która
zastępuje kropkę>] Ma ładną buźkę<,> ale nie lecę na niego ((Oczywiście, że nie. Jesteś dla niego za dobra))<.>
Na końcu Nick. Siedzi razem z
nami w wariatkowie . Też zabił kilku (no dobra kilkunastu ((Szczegół))) ludzi tak jak ja. Ma czarne włosy i
niebieskie oczy, które robią się białe kiedy kogoś zabija <Dzika magija O.o (Wcale nie soczewki, wcale
nie...)>. Moje znowu robią się krwistoczerwone ((Bo ja też muszę być wyjątkowa i mieć coś, co przeczy prawom
fizyki)). Jest mee((eeeee))ga
przystojny ((jego uroda jest wprost
proporcjonalna do ilości „e” w opisie)) i jest o rok ode mnie starszy <Jak na badassa merysójki przystało>. Ma
podobną historię do mojej. Razem planujemy jak uciec z tego głupiego psychiatryka<.>
I <Jakaś nightcore’owa nutka w mediach. Moje uszy {*}>
#Moon <#Apocalyptical>
Siedzę już tutaj 6 minut i 27
sekund i nie potrafię tego zdzierżyć! Zamknęli mnie w czterech ścianach i
jeszcze zapięli w kaftan bezpieczeństwa ((Skandal!
Dzwonię do płokułatuły!))! Po cholerę<,> to ja nie wiem. Przecież ja, ani
Mili nic złego nie zrobiłyśmy! <Och nie,
kochana, nie. Nic złego nie zrobiłyście. Psychiatrzy już tak mają, że zamykają
w izolatce przypadkowe nastolatki. Zwyrodnialcy...> ((Zabicie trzydziestu ludzi jest całkiem normalne. Każdemu
może się zdarzyć))
To, że zabiłam w sumie 30 osób w
tym 2 członków mojej rodziny zwanych matka i ojciec <Ta składnia jest zwana rak...> to nic nie znaczy ((Ależ
skąd. To zaledwie rozgrzewka)). Zabiłam ich bo mnie już serio
denerwowali. Na nic mi nie pozwalali! <Wyszukany
motyw> Tylko nauka<,> nauka
i nauka. <Racja. Też bym się wściekła, gdyby
rodzice chcieli, żebym z merysójki stała się porządną i inteligentną osobą.>
((Która pamięta o przecinkach, zna zasady
ortografii i potrafi zachowywać się zgodnie z zasadami logiki)) Któregoś
dnia po prostu nie wytrzymałam i ich zabiłam ((No,
zdarza się, no)). Zwłoki zakopałam w ogródku ((Jestem
silną merysójką i całkiem sama jestem w stanie przenieść dwóch dorosłych ludzi,
i sama wykopać groby. Jak żeński Hulk)) i żyłam normalnie z dnia na
dzień. <Nie płacąc rachunków, nie interesując
się pustą lodówką i za nic mając perfidny brak środków na nie moim
koncie...> ((Miała ogródek. Może żywiła się
tym co wyhodowała)) <Na tych trupach> Zauważyłam,
że zabijanie ludzi sprawia mi przyjemność, dlatego też zabiłam pozostałą
dwudziestkę ósemkę. W sumie, to zaliczały się do nich również osoby, które
cholernie mnie denerwowały, a reszta to...no tak wyszło no ((No co zrobić no. Ręka mi się sama omsknęła i no)).
Nie czepiajcie się! <Nie czepiamy się, bo nie
rozumiemy. Jesteśmy czytelnikami – nawet nie istniejemy w twoim świecie.
Krzyczysz, dziecko drogie, do siebie w liczbie mnogiej.>
Tak więc siedzę tu już 8 minut i
45 sekund <Kupa czasu...> ((Pewnie wyhodowała już brodę godną Gandalfa)) a tu nadal nic się nie dzieje! Martwię się o
Mili... Biedna została zabrana do innego pomieszczenia jak ja <Jak ty co?>. Ale i tak uciekniemy stąd. W
sumie, Mili też umi <Apo nie UMI jeszcze>
człowieka zabić, no to równocześnie potrafi się obronić<,> prawda? Prawda. ((Chyba, że
jest w kaftanie bezpieczeństwa. To mogłoby znacznie utrudnić samoobronę))
Po godzinie usłyszałam kroki na
korytarzu blisko moich drzwi. <Ucz mnie takiego
wyczucia czasu. Ucz. Mnie.> ((Senpai!)) Tak
wiem<,> już sobie drzwi
przywłaszczyłam<,> no ale jak jesteś
od godziny w białym<,> pustym pokoju
to wybacz ((Do kogo ty, kurwa, mówisz?))<,> ale drzwi stają się najlepszym
przyjaciele <wieloma przyjaciółmi> ((No w końcu drzwi. Liczba mnoga)). Już myślą
przecież, że jestem jaka((ą))ś
nienormalną wariatką<,> no to nie będę
do ściany gadać<,> co nie? <Nie, ale z drzwiami możesz pogadać. To uchodzi za normalne,
wierz mi.> ((Podobnie jak gadanie do okien.
Natomiast rozmowa z podłogą jest nieco niepokojąca)) W każdym bądź
razie, <*wzdryg*> ((*dostaje spazmów*)) wracając do tematu. Usłyszałam jak ktoś wkłada
klucz do zamka i go otwiera ((Zazwyczaj po to wkłada
się klucz do zamka. Mało znany fakt)). Dwa pstryknięcia. Zamknęli mnie
na dwa razy. Ej! Aż taka szalona to ja nie jestem. <Jeszcze
przed chwilą chyba uważałaś się za wcale nie szaloną... Albo mi się wydaje>
((Kobieta zmienną jest…)) Po chwili znów usłyszałam
dwa przeskoki. I to samo powtórzyło się jeszcze raz. No to już przesada moi
państwo. Nie dość, że na 3 zamki to jeszcze na 2 spusty! Skandal! Ja wam mówię!
<Znowu krzyczysz w myślach do nieistniejących
bytów wyższych... Pewna, że nie wiesz za co siedzisz w szpitalu
psychiatrycznym?>
Do pomieszczenia wszedł
mężczyzna, około 30. Ciemne włosy, wysoki, zwykłej budowy o niezwykle
przenikliwych oczach. Zamknął starannie drzwi i zapukał w nie 5 razy z dłuższą
przerwą po 2 i 4 razie <Może mi ktoś to rozrysować?>.
Gdy to uczynił ponownie usłyszałam jak zamykają drzwi, lecz tym razem tylko 1
zamek i to tylko jeden raz ((Gdyby zamknęli dwa razy,
to byłyby już dwa zamki.)). Mężczyzna okrążył mnie, ((niczym sęp niewinną ofiarę. A tak na poważnie, to po cholerę
ją okrążał? Nie mógł po prostu podejść?)) i stanął naprzeciw mojego jedynego przyjaciela
w tym pomieszczeniu <*jednego z wielu
przyjaciół. Ustaliłyśmy wcześniej, że drzwi liczymy jako tłum>. W
ręku trzymał jakiś plik kartek i coś tam sprawdzał. W końcu raczył na mnie
łaskawie spojrzeć. <Lekarz przyszedł stać i
ignorować pacjentkę, po czym robi jej łaskę, że się nią zainteresuje? Ani
chybi, to Polska>
- Jak się nazywasz?
-Czy to pytanie jest
podchwytliwe?- zapytałam sarkastycznie ((W jaki sposób
pytanie o imię może być podchwytliwe?)). <-
Nie, nie jest. – odparł mężczyzna i podsunął mi pod nos jakąś zabazgraną
kartkę. Przyjrzałam jej się, ale niczego nie potrafiłam odczytać. – Ktoś, kto
prowadzi twoją kartotekę chyba nigdy nie widział długopisu. – wyjaśnił
krótko> On tylko spojrzał na mnie poważnie i powtórzył pytanie.
- Jak się nazywasz?
-Nazywam się Moon. Moon Bluesky. <Mr. Blue Sky, please tell us why | You had to hide
away | For so long where did we go wrong *nuci pod nosem* > ((Nazywam się Księżyc.
Księżyc Niebieskieniebo.)) <A ja Błąd. James Błąd.>
-Ile masz lat? <Ta teoria o zabazgranej karcie pacjenta nabiera sensu
O.O> ((Może on nie umie czytać))
-18 prawie 19<.>
-Kiedy skończysz 19 lat?
-Za miesiąc((,)) dokładnie 12 lipca o godzinie 3.29 nad ranem.
-Masz jakąś rodzinę?
-Nie. A nawet jeśli mam<,> to nic o niej nie wiem. <Rodzice pieczołowicie utrzymywali istnienie reszty
rodziny w tajemnicy. Chyba nie chcieli się mną chwalić.> ((Nigdy nie mogłam tego zrozumieć. Jako merysójka powinnam
być chlubą mej rodziny!))
-Co się stało z twoimi rodzicami?
-((Zamordowały
ich wściekłe przecinki)) Zabiłam ich- odpowiedziałam jakby to była
najnormalniejsza rzecz na świecie. Doktorek <Ileż
szacunku w tym słowie> spojrzał na mnie dziwnie i kontynuował
przesłuchanie.
-Dlaczego to zrobiłaś?
-Denerwowali mnie. Ciągle mieli
do mnie wąty ((kazali sprzątać pokój, zmywać naczynia i
wracać przed północą. No święty by nie wytrzymał)) <A nie lepiej „pretensje”? Nie wszyscy, którzy to
czytają mają czas i ochotę na szukanie w słowniku slangu>.
Nienawidziłam ich odkąd skończyłam 10 lat. W końcu powiedziałam dość. I tyle. ((W końcu nie mieli prawa wymagać bym się uczyła! A nie,
czekaj))
-Wiesz, że zabijanie kogoś nie
było najlepszym wyjściem?
-((Jak
to?! To można było to rozwiązać inaczej?!)) Dlaczego?
-Ludzie teraz uważają cię za
niebezpieczną ((Niemożliwe!)). Sądzą, że możesz
im zrobić krzywdę lub((,)) co gorsza((,)) zabić. <Tak.
Mordercy tak robią> Dlatego te wszystkie zamki i kaftany. Gdybyś nie
zabiła tych ludzi, żyłabyś normalnie!
-Gówno prawda! < - Język, młoda damo! – zakrzyknęła Apo, która nagle
uwrażliwiła się na słowa powszechnie uważane za wulgarne.> Gdybym ich
nie zabiła pewnie bym stawała przy kolejnej próbie samobójczej jak moja
koleżanka!- krzyknęłam. Byłam cholernie wściekła. Co on mógł wiedzieć?! Nic!((!!11oneone!!)) <Jest
psychiatrą, faktycznie nie może nic wiedzieć> - ona...była zbyt słaba
by zabić swoivh <Moy tovarishch!>
rodziców. Zbyt ich kochała. Dlatego już prawie 4 razy próbowała się zabić! ((Czy tylko ja nie widzę tu związku?)) <Kocha rodziców tak mocno, że zamiast ich zabić
próbuje zabić siebie. Proste? Proste>
Mężczyzna patrzył na mnie jakbym
była dziwnym okazem czegoś niezanego <*wertuje
słownik* Hm?>, dziwnego. Tak<,>
tak wiem co się zaraz zacznie. Jesteśmy tu żeby ci pomóc i takie tam duperele.
Nie wierzę w to ((Kłamio!! One kłamio!!)). Przez
5 lat chodziłam do psychologa i jedyne do czego się przyczynił to do tego, że
miałam większą przyjemność podrzynając mu gardło. <Co
tylko podkreśla twoją niewinność. Ta odsiadka to jakieś nieporozumienie> ((Skandal! Prowokacja!))
-Za dwie godziny jest obiad. Ktoś
ci go tu przynieście <Ta konstrukcja
istnieje...>. Jeśli przez następne 48 godzin będziesz zachowywać się
normalnie usuniemy kaftan bezpieczeństwa. Jeśli po następnych 24 godzinach
nadal będziesz w miarę normalna, przeniesiemy cię di <*do>
zwykłego pokoju.
-A co jeśli nie dostosuję się do
żadnej z tych rzeczy?- ciemno-włosy <i
przenikliwo-oki> podszedł do mnie i przykucnął<,> by być na równi ze mną.
-Wtedy będziesz tu gnić tak
długo, aż w końcu zdechniesz i będziemy się cieszyć, że jest o jednego wariata
mniej ((Wow. Ale z niego badass. O ile zakład, że
ałtorka zrobi z niego wrednego chuja znęcającego się nad biednymi
merysójkami?))- wysyczał mi prosto w twarz. <O.O
Jekyll i Hyde?!> ((Apo, nie profanuj. To
genialna książka!)) Już miał
wychodzić kiedy nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie.
-A czy jeżeli się zastosuję do
tych poleceń to czy zobaczę Mili?
-Chodzi ci o tą ((*tę!)) dziewczynę z fioletowymi włosami, która z
tobą przyjechała?- skinęłam głową<,>
by potwierdzić jego słowa.- jeśli ona też się do tych poleceń zastosuję <Doktorze, pan do niczego się nie musi zastosowywać.
To pan tu dyktuje warunki.> ((i wypluje
wszystkie przecinki)) to owszem, jest taka możliwość.
-Właśnie! Jak ja mam jeść<,> mając to coś na sobie?
-((Niektórzy
ludzie nie mają rąk i radzą sobie nogami. Nauczysz się)) Osoba, która
przyniesie ci jedzienie <*gaworzenie do dziecka
mode:on*> nakarmi cię.- powiedział<,>
po czym wyszedł z izolatki i trzasnął drzwiami.
I znowu mnie zamknęli. Eh...
Trudno<,> trzeba przeżyć. Miejmy
nadzieję, że chociaż jedzenie będzie w miarę jadalne.
Po godzinie (równiusieńko po
godzinie) <A liczyłaś sekundy, że wiesz, że to
równo godzina?> ((Nie ma co robić, więc
liczy)) <To ona do 3600. doliczy bez
zgubienia rytmu? *^*> ktoś zaczął się szarpać z zamkami. Tak
wcześnie obiad? Przecież miał być dopiero za godzinę ((A
to wredni kłamcy))... Nie<*bez spacji>ważne
przynajmniej się najem. Siedziałam nadal na środku pokoju<,> wyczekując aż ktoś w końcu otworzy te
przeklęte drzwi. Tak<,> tak. Już są
przeklęte<,> a nie kochane ((Co one ci zrobiły, ty
zwyrolu!)). <Śpieszmy się kochać drzwi,
tak szybko... dają się znienawidzić>
Do pomieszczenia wszedł
mężczyzna. W sumie, może nawet chłopak. W każdym bądź razie ((*zgrzyta zębami*)) był płci przeciwnej i....<..... Dramatyzm mierzymy w kropkach> przyniósł
jedzenie! Już go lubię<.>
Osobnik wyglądał na mniej więcej
mój wiek, maksimum rok starszy ((Mam rozumieć, że jakiś
dwudziestolatek pracuje w psychiatryku? W psychiatryku, w którym siedzi laska,
która zamordowała 30 ludzi? Rozumiem, miała kaftan bezpieczeństwa, no ale…)).
Miał gęste<,> brązowe włosy ułożone w
artystyczny nieład. Miał ciepłe i miłe<,>
piwne oczy (widać, że był tu nowy ((Wnioskujesz po
kolorze oczu???)) <E-e. Jeszcze mu dobrze
z tych ślepi patrzało>). Miał delikatnie opaloną skórę, ale na pewno
bardziej niż ja, która rzadko wychodziła z domu przez te wakacje. Miał wyraźnie
zarysowane kości policzkowe co pewnie w innej sytuacji dodałoby mu
atrakcyjności. <Taki to z niego człowiek.
Głownie miał i nigdy nie był. Materialista, ot co!> ((Dawno nie czytałam tak złego opisu…))
Postawił tackę z jedzeniem na ziemi i podszedł do drzwi.
Wrócił razem z krzesłem ((Drzwi mu podały to krzesło?
Może one faktycznie żyją)). Pewnie dla siebie. Nic nowego.
On również zapukał w ten
charakterystyczny sposób. Usiadł na krześle i siedział. Patrzyłam się na niego
jak na idiotę. No co?! Nogami mam to zjeść ((Jak już
wspominałam, niektórzy sobie tak radzą))? Siedzi sobie i patrzy. A może
on też jest takie porąbany jak (podobno) ja. <Dlatego
tu pracuje. Nikt normalny nie wytrzymałby.>
-Jak się nazywasz?- zapytał.
Ludzieee<eeeeee...> zaś to samo?
Dajcie mi jeść! Mam nadzieję, że to co mi przynieśli ((Przynieśli?
To tam jeszcze ktoś jest? )) <Owszem.
Drzwi są.> to jest chociaż w małym stopniu jadalne<.>
-Moon. A ty?
-Christopher. Dla przyjaciół Chris. Ładne imię<.>
-Dziękuję twoje też. Mam jeść
nogami((,)) czy co?
- Nie.
<Dwie
kartonowe postaci zaczynają rozmawiać... To brzmi jak początek smutnego dowcipu
;-; >
Wstał i podniósł mnie<,> sadzając na krześle.
- Ej((,))
ja mam nogi!
On tylko spojrzał na mnie groźnie
(albo się pprzynajmniej starał <jąkasz się –
zadziałało>) i kontynuował to coś ((Co
kontynuował? Wstawanie, podnoszenie ciebie, czy groźne patrzenie?)) <Wszystko na raz i każde z osobna>. Gdy już
mnie usadził<,> wstał ((Ale jak to wstał? On cię podsadzał na krzesło, na którym
siedział?? Wtf?)) i wziął tackę. Z niej zabrał tylko talerz z czymś
przypominającym zupę i mnie nią nakarmił ((Czyli jedną
ręką trzymał tackę, drugą talerz z zupą i trzecią cię karmił. Dobrze zrozumiałam?)).
Następnie próbował we mnie wcisnąć jakieś tabletki ((Nie
odkładając tacy, ani talerza. Czyli znowu używał trzeciej ręki. Praktyczne)).
Wyrywałam się i zaciskałam usta z całej siły ale i tak<,>
i tak jakimś cudem połknęłam te cholerne tabletki. Następnie wstał, wziął tacę<,którą miał już w rękach jeśli wierzyć narracji> ((Przełożył ją do trzeciej ręki)) i krzesło i sobie
poszedł. Ludzie! I co na ziemi mam spać ((Na to
wygląda. Chyba, że potrafisz spać na ścianie))?! Trafiłam tu tylko
dlatego<,> że lubię podrzynać gardła innym ludziom?! To jest jakieś porombane ((omomom))! <Racja. Za
upodobanie do podrzynania gardeł to idzie się do więzienia na dożywocie> ((Lub na krzesło
elektryczne. Zależy gdzie dzieje się akcja))
Czułam się coraz bardziej śpiąca.
To pewnie przez te pigułki, które musiałam wziąść<
{*} > ((*dostaje ataku histerii*)). Po
chwili oczy same mi się zamknęły i zasnęłam... <Jako
prawilna merysójka na koniec rozdziału. Schemat.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz