Autor: Saphira0706 (Wattpad)
Komentują:
* <Apocalyptical>
* ((Dola))
II
#Mili
Siedziałam w tej celi już niecałą
godzinę <Druga z perfekcyjnym wyczuciem
czasu...> ((A ile sekund?)) i mam dość
<Ja też, a dopiero zaczęłam>. Wszędzie
biel! Ludzie czy wy nie znacie jakiś normalnych kolorów? <Przykładowo? Jak dla mnie biały to zupełnie normalny
kolor, który na dodatek ma wiele odcieni <.< > Patrzyłam na te
przeklęte((,)) stalowe drzwi i obliczałam w myślach prawdopodobieństwo
ucieczki. Tak, ja myślę <O.O A poza tym wszystko
w porządku?>. Zważając na grube drzwi i kraty w oknach
prawdopodobieństwo ucieczki ((Powtórzenie. Pała!))
było równe zeru ((No shit, Sherlock!)). Psychiatryk
to okropne miejsce. Nawet nie wiem za co tu ja trafiłam ((Ty też niewinna? Poza tym, ta składnia…)). No okej, zabiłam parę
osób, ale czy to jest powód żeby mnie tu zamykać? <Nie,
prawdę powiedziawszy to nie. Powinnaś gnić w celi jakiegoś przytulnego
więzienia> ((Lub siedzieć na krześle
elektrycznym)) Jeszcze na domiar złego założyli mi kaftan
bezpieczeństwa. Za co?! <Za seryjne morderstwo z
premedytacją?>
Siedziałam na mega niewygodnej
podłodze. Tak, PODŁODZE. <ZROZUMIAŁAM za
pierwszym razem> ((No, ale to była PODŁOGA.
Taka DUŻA)) I czekałam na zbawienie, albo raczej jedzenie. Byłam
strasznie głodna, a oni nie chcieli mi dać nawet malutkiej kromeczki. <Bo psychiatryk służy wyłącznie do torturowania ludzi.
Chorym się nie pomaga ^^ >
Nagle usłyszałam otwieranie
zamka. W końcu. ŻAREŁKO! Zamawiam polędwiczki owinięte boczkiem i kluseczki. A
na deser torcik czekoladowy. <To dla mnie
średnia pizza na cienkim! I może galaretka do tego> ((Na wynos!))
Drzwi się otworzyły, a w nich
stanął jakiś mężczyzna duuuuuuuu<uuuuu...?>żo
((Im więcej „u” tym starszy)) starszy ode mnie. <Obstawiam, że był koło setki. Miły staruszek z
sąsiedztwa> Drzwi za nim się
zamknęły ((Same. W końcu żyją)), a on zapukał w
nie 5 razy robiąc przerwy co dwa puknięcia. <Jak
mam doliczyć się do pięciu, licząc co dwa?! Prosty human nie umie!>
Drzwi na nowo się zamknęły ((Co. Wcześniej już się
zamknęły, więc jak…?)). No nie, a już myślałam, że uda mi się zwiać <w tym kaftanie>.
- Jak masz na imię? ((Kolejny lekarz
nie umie czytać))
- A może by tak dzień dobry?- no co to za miejsce?! ((Psychiatryk. Już to ustaliłyśmy.))Przecież nawet mi
należy się szacunek<,> no nie? <Zwłaszcza, gdy wydzierasz się w myślach do czegoś, co
nie istnieje w twoim świecie>
- W takim razie dzień dobry. Jak masz na imię?
- Dzień dobry((,)) miło mi
pana poznać. A jeżeli chodzi o imię to nie mogę go panu podać. <Śmieszku...>
- A to niby dlaczego?
- Nie znam pana,((a mama zabroniła
mi rozmawiać z obcymi)) a tak w ogóle to kiedy dostanę jedzenie? <Kobieta praktyczna>
- Po pierwsze-ja tu zadaje ((Kto
zadaje? Drzwi?)) pytania<, bo zawsze
marzyła mi się rola gangstera, ale jak na złość nigdzie mnie nie chcieli
przyjąć, więc skończyłem tu, gdzie jestem> , a po drugie-powiesz mi w
końcu jak się nazywasz?-mówił spokojnie, ale widziałam w jego oczach nie mały <, lecz też nie duży. Taki zupełnie średni, skalany
niepotrzebną spacją> gniew. Postanowiłam go już nie dręczyć <Młoda, jesteś na jego łasce, skacz dalej to zrobisz
sobie krzywdę> ((Jakaś ty łaskawa)) i
odpowiedziałam na pytanie.
- Nazywam się Miriana<. I nie
mam nazwiska. Tylko jedyna i prawdziwa merysójka może je mieć.>
- Ile masz lat?
- 18
- Masz jakąś rodzinę?
- Rodziców<.>
- Dlaczego zabiłaś tyle osób?
- Bo mnie wkurzali.
<Zastanawia
mnie ten brak jakiegokolwiek charakteru. Parę linijek temu próbowała być
zadziorna i dowcipna, a teraz zachowuje się jak kukła...> ((Podobnie jak Moon. Obie są identycznymi kawałkami kartonu))
- Ale wiesz((,)) że gdybyś tego nie zrobiła żyłabyś normalnie?
- No a gdzie w tym fan? <A ty dalej nie wiesz za co siedzisz w kaftanie... Oraz. Czyj fan? Twój, Moon, czyj?>
- Ja tylko mówię, że teraz ludzie
uważają cię za mordercę ((Nie mów! Naprawdę?)).
Dlatego te zabezpieczenia. Z tego co mówili świadkowie 4 <Wyższe poziomy
wtajemniczenia sugerują, iż małe liczy zapisuje się słownie...> osoby
zabiłaś tylko dlatego, że nie dali ((*nie dały))
ci czekolady. To nie jest normalne. Reszta osób była przypadkowa.
- No i co z tego? <Nic, jesteś psychiczna.> Dostanę jedzenie? ((Nie. Zdychaj.))
- Za chwilę.- człowieku<,> ja tu już mdleje<*ę>
ty tego nie widzisz? <Dwa podmioty w jednym
zdaniu. Yaay!> Jak zaraz nie dostanę jedzenia to dołączy do mojego
katalogu zgonów. <Bo będąc skrępowaną kaftanem
wiele zdziałasz i na pewno kogoś zabijesz> ((Ale
co dołączy do tego katalogu?))
- Za dwie godziny dostaniesz
jedzenie ((Wcześniej powiedział, że za chwilę)).
Jeżeli przez 48 godz.bedziesz ((Gdzie moja spacja?
Wypluj!)) się zachow((yw))ać
normalnie zdejmujemy ci kaftan bezpieczeństwa, a jeżeli tę normalnośc<*ć> zachowasz na kolejne 24 godz. ((Ale tylko na 24 godziny. Potem dalej możesz się zachowywać
jak wariatka)) jest duże prawdopodobieństwo, że przeniesiemy cię do
zwykłego pokoju. <Mam déjà vu...>
- A...
- A jak się nie dostosujesz
zostaniesz tutaj i nie będziesz dostawać jedzenia- ej, skąd on wiedział, że
chcę o to zapytać? <Telepata -.-> ((Kolejny Sherlock)) Bo się zacznę bać ((Ty? Niemożliwe!)). Tsa, dziewczyna, która zabiła
przynajmniej 6 <Niewielkie cyfry zapisujemy...
A, nieważne.> ((Przynajmniej? Nie pamiętasz,
czy nie umiesz policzyć?))osób i załatwi kolesia dwa razy większego od
niej ((Skąd ta pewność?)) się boi. Śmieszny żart
naprawdę. ((Wszyscy śmiali się i dokazywali)) <Mnie to jakoś nie bawi>
-Po 2 <*wzdech*>
godzinach znowu usłyszałam otwieranie drzwi. Tym razem do środka
przyszedł chłopak mniej więcej w moim wieku. Wyglądał całkiem nieźle. A co
ważniejsze, PRZYNIÓSŁ JEDZENIE. <CO TY NIE
POWIESZ?> ((CÓŻ ZA ZWROT AKCJI!)) Już cię<,>
chłopie<,> kocham. ((To już chyba było…))
Postawił tackę z jedzeniem na
ziemi koło mnie i poszedł po krzesło. Był już trochę zmęczony. Mogłam to
wywnioskować po jego oczach. Ojejku, biedny<,>
mały <Tia... „mniej więcej w moim wieku”>
chłopczyk nie może sobie pozwolić na odpoczynek<,>
bo musi się zajmować takimi fajnymi ((HAHAHAHAHAHAHA.
Nie schlebiaj sobie.)) <*krztusi się herbatą* Mamy chyba inne
definicje tego słowa> ludźmi jak ja. Postanowiłam sie<*ę> z nim trochę pobawić ((Najlepiej w klasy, albo w berka. Niestety przez kaftan
wybór jest ograniczony))<,> bo
poza gapieniem się bezczynnie na drzwi nie miałam nic do roboty. <Czemu mam wrażenie, że te wszystkie drzwi to taki
dodatkowy bohater? Nasza uwaga non stop jest na nie kierowana, a to znaczy, że
są ważne i mają jakąś rolę do odegrania w fabule> ((Jak na razie, jest to jedyny bohater, który mnie nie
denerwuje. Lubię je))
- Jak masz na imię?- zapytał po
chwili. Dopiero teraz zauważyłam<,> że
mi się przygląda. No ja wiem ((PRZECINEK, KURWA!!!)) że
jestem ładna <Jako typowa boCHaterka
aŁtoreczkowego dzieUa>, no ale bez przesady<,>
okej?
- Znajomi mówią na mnie Mili ((A nieznajomi Andrzej. Takie z nich śmieszki.)). A ty
jak się nazywasz?
- Christoper.
- Dostanę to jedzenie, czy się
będziesz gapił i rozmyślał jaka to ja jestem piękna? <*parska
cicho* A mnie się jakoś nie podobasz. Piękno to chyba cecha umowna, więc nawet
jeśli sama siebie uważasz za piękną i wspaniałą, okolica może sądzić zgoła
inaczej, więc łaskawie przestań się odzywać...> ((Szmato.))
- Już daje <Kto, komu i co daje?>.- speszył się biedaczek ((Czym się speszył? Jej durnym tekstem? Serio?)).
Misja wykonana. ((Brawo żołnierzu. Nie mogę uwierzyć,
że ci się udało.))
Poszedł <hen,
hen daleko poszedł i już nie wrócił> do mnie i osadził mnie z
krzesłem <Na miłość boską! OSADZIŁ cię z
krzesłem?! Wait... A tak właściwie co to znaczy? O.O> ((Osadzić-osiedlić kogoś gdzieś/umieścić coś gdzieś, na czymś
lub przytwierdzić do czegoś/umiejscowić/nagle zatrzymać/pohamować czyjeś zapędy
lub niewłaściwe zachowanie. Nie mam pojęcia.)) i postawił je koło mnie.
No sorry, ale ja na niego <Na kogo?>
sama nie wsiąde<*ę. Poza tym kaftan
bezpieczeństwa chyba krępuje ręce, a nie nogi, więc ja tam problemu nie widzę w
samodzielnym wstawaniu i chodzeniu>. ((Może
ona siada na rękach)) Nagle poczułam jego ręce na moich biodrach <Bo podnoszenie ludzi, łapiąc za biodra ma sens, jest
wygodne i efektywne. Oczywiście.> ((Po prostu
chciał se zmacać)). Posadził mnie na krześle. Wziął do ręki tackę <Odważny jest skoro używa do tego tylko jednej ręki.
Ja i bez obecności wariatki bałabym się, że tacka mi spadnie> i teraz
dopiero zauważyłam co tam jest. Jakaś zupa albo raczej coś co przypominało
zupę. Nie znoszę zup. ((To zdychaj z głodu.))
- Ja tego nie chcę! ((Teraz jeszcze tupnij nóżką i rozpłacz się. Na pewno
pomoże))
- Przykro mi<,> królewno, ale to nie hotel i masz jeść
co jest. Albo możesz umrzeć z głodu ((Zrób to.
Proszę.))<,> jak wolisz. <To musicie ją tak głodzić przez ponad 40 dni... Nie
opłaca wam się. Łatwiej wsadzić w żyłę kroplówkę wzmacniającą. Poważnie – tak
robią psychiatryki, o czym najwyraźniej nie wiecie...> ((Ewentualnie przez rurkę. Też działa))
- Nie no<,>
wolę żarcie. ((A szkoda))
Zjadłam o świństwo <O, Logiko!> ((O,
braku logiki!)) po czym Christopher podał mi jakieś tabletki.
- Co ty mi tu za badziewia
podajesz?- uśmiechnął się szeroko i zdjął mnie z krzesła <Moment... Moment! To on podaje ci tabletki i sam pyta
co to za badziewie?>.
- Dobranoc<,> Mili.- i wyszedł tak po prostu wyszedł ((A to gnój!)). No i się nie pobawiłam ((No wiesz, w klasy można się bawić samemu)). Ej<,> zaraz chwila ((stop,
wróć, poczekaj!))! Nie widzę łóżka! <Nie
wrzeszcz! Tu, gdzie jesteśmy, słychać cię doskonale> No i gdzie ja
mam niby spać<,> na tej niewygodnej
ziemi? <Gdy zadajesz pytanie i udzielasz sobie
odpowiedzi w tym samym zdaniu... > Ale dziura<,>
nawet na materac ich nie stać. Nawet <*powtórzenie*>
w motelu nie ma takich kiepskich warunków. <Wiesz.
W motelach nie trzyma się morderców. Jaki człowiek takie warunki. Lajf is
brutal ^ ^> ((Moja kuzynka czytała książkę
(akcja działa się w latach 60. w Ameryce), w której koleś zatrzymał się w
motelu nazywanym przez bywalców „Karaluszy”, a to dlatego, że jak zaświeciłaś
światło w pokoju to mogłaś dojrzeć rój karaluchów zapierdalających pod odłażącą
od ściany tapetę. Książka jest oparta na faktach, ten motel istniał i
faktycznie takie panowały w nim warunki. Więc nie narzekaj.))
Niestety zmęczenie wzięło górę
nad niewygodą <Ale spanie na gołej ziemi wcale
nie musi być znowu takie ekstremalnie niewygodne... Czasem podłoga jest nawet
wygodniejsza niż łóżko ‘-‘> i po chwili zasnęłam. Miałam taki piękny
sen. Śniłam o rodzinie. Byłam taka jak teraz. <W
sensie, że skrępowana kaftanem i wrzeszcząca na wszystko we własnych
myślach?> Nikt nie robił mi wątów <To
„słowo” nie powinno mieć prawa bytu> o to, że kogoś zabiłam. Nie trafiłam do psychiatryka,((tylko do więzienia, gdzie w przytulnej celi czekałam na
wyrok śmierci)) a co najważniejsze miałam mnóstwo czekolady. <Czekolada to priorytet. Ludzkie życie się nie liczy.
Spokojnie, młoda, uzależnienia też można wyleczyć w psychiatryku. Wyjdziesz z
tego o ile ałtoreczka ci pozwoli> Dosłownie cały((*a)) pokój ((*cela)).
Takie sny to ja mogę mieć codziennie((,)) tylko nie
chcę tych tabletek. Okropnie smakują! <Im lek
gorzej smakuje, tym bardziej skuteczny... A przynajmniej według mojej babci tak
jest> ((Babcia zawsze prawdę ci powie))
III
#Moon
Obudziło mnie pukanie w drzwi.
Przepraszam<,> walenie w drzwi <A przepraszasz to walenie ponieważ?>.
-Wstawać! Odsuń się od drzwi i
stań przy ścianie naprzeciw ich. <To jest
rozkaz! Będę strzelał! Przez te (ważne z jakiegoś powodu) drzwi!>
Leżałam i patrzyłam na nie <te drzwi>. Co oni odwalają?! ((Droczą się z tobą. Żartownisie))
-Jeżeli nie wykonasz polecenia
będziemy zmuszeni użyć siły! <Mówiłam, że będzie
strzelał :v >
Kurcze! <Gąsiątko!>
Mają kamery! ((Dojrzałaś je przez zamknięte drzwi?
Rentgen w oczach!)) Posłusznie<,>
choć niechętnie podeszłam do wyznaczonego miejsca i czekałam. Drzwi otworzyły
się od razu. ((Od razu? Wcześniej podobno czekałaś))
Do pomieszczenia wszedł Chris z jakimś mięśniakiem o nieprzyjemnym wyrazie
twarzy.
Spojrzałam pytająco na Chrisa.
Sama nie wiem czemu <Ja też nie wiem. Raczej za
nim nie przepadasz, więc po kiego szukać u niego pomocy i wyjaśnienia?>.
Może wydał mi się jedyną osobą, która nie chce mnie się pozbyć <A to co za składnia? o.o> ((Skąd wniosek, że nie chce się ciebie pozbyć?)) lub
sama nie wiem co zrobić?((Zgwałcić, zabić, poćwiartować
i nakarmić psy. Kolejność dowolna.)) On posłał mi beznamiętne
spojrzenie. <Prawidłowo, wszak on tylko próbował
być miły, kiedy cię karmił. Nic cię z nim nie łączy> Zerknął na
mięśniaka, a ten wyszedł. ((To po co w ogóle
przychodził?))<Co by grozy dodać i aury
niebezpieczeństwa!>
Kurcze jaka szkoda, że zamknęli
za sobą drzwi! Gdyby nie to, to już dawni <Dawni,
brat Poczyma> bym im uciekła razem z Mili <Zwłaszcza,
że nie wiesz, gdzie ją trzymają ani którędy do wyjścia, nie masz szansy w
starciu ze strażnikami, nadal tkwisz w kaftanie i tak dalej... Co może pójść
nie tak?> ((Jest merysójką. Jej się nie może
nie udać)). Postanowiłam zachować kamienny wyraz twarzy. Jak widać
Christopher również nie chciał zaczynać rozmowy ((Też
bym nie chciała gadać z taką idiotką.))i tak trwaliśmy w ciszy. <Co z tym facetem jest nie tak? Każde jego wejście do
pokoju zaczyna długie, wymowne milczenie. To jakieś chore Simsy, że musi
odczekać chwilę aż przejdzie do nowej czynności?> Nudziło mi się.
Zaczęłam po cichu nucić pod nosem. <Jak każdy
zdrowy na umyśle człowiek w takiej sytuacji> On nadal milczał, a ja
nadal się nudziłam! <U don’t say!>
Wstałam <A wcześniej kaftan uniemożliwiał ci
wstanie, kłamliwa... Czej, a ty czasem nie stałaś już wcześniej?> powoli
by nie było, że chcę mu coś zrobić ((A co ty mu,
dziecino, możesz zrobić w tym kaftanie?)) Zaczęłam się przechodzać <Przechodzić czy przechadzać?>. Kości mi
okropnie strzelały, ale w sumie, spędź jeden dzień i jedną noc na ziemi w
niewygodnym kaftanie. <Bardzo chętnie>
Nie polecam. ((Pierdoły opowiadasz. Na pewno jest
super))
Powolnym krokiem krążyłam wokół
Chrisa <Niczym lwica, polująca na młodą
gazelę>. Przypomniały mi się jego wczorajsze słowa. Muszę zachowywać
się normalnie ((Ale to nie on to powiedział, tylko ten
lekarz. Kłamiesz, szujo!)). Ciekawe co tam u Mili? Może ona już jest na
wolności? Nie, nie zrobiłaby mi tego. Nie Mili. Mam nadzieję, że daje sobie
radę. W końcu jest uzależniona od czekolady tak bardzo jak ja od zadawania
ludziom bólu. <Typowa badassowa merysójka -
nawet gdy mowa o jej przyjaciółce ona i tak myśli głównie o sobie>
Po pół godzinie <i ćwierć minucie> ((I
2/3 sekundy)) przechadzania się<,>
brunet nadal się nie odezwał. Za ten czas zdążyłam ogarnąć to pomieszczenie
wzdłuż i wszesz <wszeSZ, mówisz...>,
dowiedzieć się jakiej broni używa Chrisssss <Wąż!
Zdeptać łeb żmii, bo nas pozabija! Reptilianka cholerna...> i gdzie
są te przeklęte kamery. Po pewnym czasie ręce mi zdrętwiały <To pewnie od tego chodzenia>, a że nie
miałam możliwości rozprostowania ich, musiałam to cierpliwie znosić. ((Jakaś ty szlachetna. Największe cierpienia znosisz bez
słowa skargi! Kanonizować ją!))
Nie dość, że jest tu nudno ((Już wspominałaś. Wiemy.))to jeszcze cicho. Ludzieee<eeeee>!!! Nie, nie miałam zamiaru się
poddawać i zaczynać pierwsza rozmowę. <Racja,
nie jestem pewna czy chcę byś jeszcze kiedykolwiek otwierała te wężowe usta>
Widziałam, że piwooki <A te oczy nie były z
czekolady?> za chwile <kilka chwil>
się złamie i coś powie ((Wróż Maciej? Czy to ty?)).
W końcu stoi od godziny w jedym <jedo,
czymkolwiek jest, musi mieć silne właściwości przyciągające skoro nie sposób
się wyrwać> i tym samym miejscu, patrząc na ścianę i milcząc.
Nawet ja na jego miejscu bym się
w końcu złamała <Nie ćwiczysz cierpliwości, a on,
jak widać na przykładzie, swoją ćwiczy>. Ale on nadal stał i patrzył
się w te przeklęte <WAŻNE> drzwi ((A ty znowu je obrażasz! Niegrzeczna merysójka, teraz jest
im smutno! Przeproś!)). Stanęłam idealnie przed nim ((Co do milimetra, wiem, bo mam linijkę w oczach))i
zaczęłam się na niego patrzyć. Miał takie ciepłe i czekoladowe <Gubię się... Te oczy są w końcu z piwa czy czekolady?!>
((Z czekoladowego piwa)) oczy...
Spodobałby się Mili [emotka<,która
znowu zastępuje kropkę>] Intensywnie wpatrywałam się moimi
nadzwyczajnymi <niezwykłymi, niepowtarzalnymi,
niesamowitymi – wiemy, jesteś merysójką> ((W
końcu ma w nich linijkę))oczami w jego zwykłe <Jak
często widujesz na ulicy ludzi z oczami zrobionymi z czekolady, która
transformuje się w piwo?>.
Mogłam tak trwać wieki. <Ja tyle czasu na egzystencję nie mam, więc łaskawie
rusz się i zacznij coś robić> ((Nie oczekuj
zbyt wiele od kawałka kartonu)) Mi to wisiało. Przez dłuższy czas on
również zgrywał twardziela<,> ale w
końcu odwrócił wzrok.
-Jestem tu by cię pilnować i
dotrzymać towarzystwa ((Ale na chuj?! Jest w jebanym
kaftanie bezpieczeństwa za pancernymi drzwiami, zamkniętymi na sześć spustów!!!
Po co ją pilnować?! I po co dotrzymywać jej towarzystwa?! Psychiatrzy martwią
się, że seryjnej morderczyni zrobi się przykro, czy po prostu ałtorka nie ma
pomysłów na pchnięcie tej żałosnej fabuły?!))- wydusił z siebie na
jednym tchu. <Co trudne nie było zważywszy na
długość tego zdania> Uśmiechnęłam się psychopatycznie <, ale to tylko tak na pokaz, bo przecież jestem
zupełnie normalna. To talent aktorski!>.
-Nie mogłeś tak od razu? Tylko
musiałeś czekać przez godzinę 57 minut i 39 sekund <No.
Teraz to na pewno sekund nie liczyłaś. Nie masz dowodów> ((Popisuje się)) na jakiś sygnał<,> czy co? Jeśli masz mi dotrzymywać
towarzystwa to grzecznie cię prosze<*ę>
póki jeszcze nie jestem <z>denerwowana ((denerwowana przez
kogo?)) byś odpiął mi to cholerstwo<,>
bo mi już ręce zdrętwiały. ((Twoje życzenia nikogo nie
obchodzą, w aktualnej sytuacji))
Patrzył na mnie jak na
psychopatę. W sumie, ja jestem psychopatką <Czyli
jednak jest nienormalna... Pozwoliła nam żyć w błędzie ;-;>, ((Może do ałtorki dotarło, że nie potrafi w subtelny sposób
przekonać czytelników o szaleństwie boCHaterki, więc po prostu zaczęła nam
wmawiać ten bullshit)) więc nie ma co się dziwić. Za ten czas kiedy się
przechadzal<*ł>am dowiedziałam się również, że w uchu ma słuchawkę, przez która się
z nim kontaktują.
- I co ci mówi twój szef?-
zapytałam z kpiną. <- Mówi mi, że najbardziej
humanitarnym wyjściem będzie zastrzelenie cię – oznajmił chłopak lodowato
chłodnym głosem – Przynajmniej nie będziesz narzekać, że ręce ci
zdrętwiały.> ((Można też po prostu ci je
odciąć, lecz wciąż będziesz umiała mówić, a tego wolelibyśmy uniknąć)) Delikatnie się zdziwił<,>
ale z powrotem wrócił mu zwykły<,>
kamienny wyraz twarzy.
-Nie twój interes- odprał <,bo plama braku logiki uporczywie nie chciała zejść.
Daremny trud – nie było sposobu, by się jej pozbyć>. Był za miękki do
tego fachu<,> już ja to widziałam. <Absolutnie za miękki. Tylko bezlitośni i pozbawieni
empatii psychiatrzy i nie mniej okropni strażnicy mogli pracować w tym
przybytku. Reszta – zgrozo – potrafiła współczuć i naprawdę chciała pomóc, a
więc kompletnie nie nadawała się do pracy wśród ludzi wymagających zrozumienia
i pomocy. Wcale, a wcale> ((Dla niej już za
późno na pomoc. Rozstrzelać!)) Starał się zachować beznamiętny wyraz
twarzy<,> ale nie wychodziło mu to.
Znudzona poszłam w mój ulubiony róg pokoiku i usiadłam na ziemi. On podszedł do
mnie i powiedział bym odwróciła się do niego plecami. Z wielką niechęcią to
uczyniłam <, a wtedy on dźgnął mnie nożem pod żebra,
śmiejąc się szyderczo, że dałam się nabrać na to, że jest zbyt dobry.> ((Wolę twoją wersję)). On odpiął mi kaftan i ściągnął
go ze mnie. Przeszedł mnie delikatny dreszcz. W sumie miałam na sobie coś co
służyło mi za bluzę, a teraz siedzę w bluzce na ramiączkach i nie powiem by
były tu jakieś hawaje <Hawaje też to nie były.
Ani te duże, ani małe, które można schować do kieszeni> Było dośyć <Biedulka seplenić zacyna z tego zimna :3>,
bardzo, delikatnie<,> cholernie zimno!
<To bardzo, delikatnie czy cholernie? *miota się
od słowa do słowa i szuka sensu*> ((Daremny
trud, towarzyszu))
-Jest jeden warunek<. A tak poza tym... Chyba się pogubiłam w tym
dialogu. Nie wiem na przykład kto mówi i po co ten warunek>
-Jaki?
-Musisz odpowiadać na moje pytania,
być grzeczną i posłuszną dziewczynką<,>
jaką kiedyś byłaś, ((Kiedyś, czyli zanim zajebała
rodziców, czy zanim zaczęła przejawiać jakiekolwiek zachowania świadczące o jej
domniemanym szaleństwie? Sprecyzuj))jedzenie dostaniesz dopiero jutro i
masz starać się ((Tylko starać. Jeśli ci nie wyjdzie,
nikt nie będzie miał pretensji. W końcu liczą się chęci!)) nie zabić
mnie.
Spojrzałam na niego. Jaja sobie
robił ((Oczywiście. Same śmieszki w tym rakowisku.
Karuzela śmiechu))<,> czy co? On
serio myśli, że będę grzeczna? ((Wariat!)) <Tak, tego od ciebie oczekuje, bo ma cichą nadzieję,
że zależy ci na jedzeniu i życiu we względnie komfortowych warunkach, ale
przecież ty nie masz w tym żadnego interesu i z kaprysu zrobisz na przekór,
żeby mieć na co narzekać> Ale w sumie jeśli będę się teraz wzorowo
zachowywała i później też będę grzeczniusieńka ((Milusieńka,
posłuszniusieńka)) to szybciej stąd wyjdę. Ta sprawa z morderstwami to
powiem, że byłam zła i nie myślałam logicznie. <I
naprawdę sadzisz, że to rozwiąże całą sprawę, a ci wszyscy źli ludzie tak po
prostu poklepią cię po tym pustym łbie jak szczeniaczka i wypuszczą do domu?
Pfffff...> I puf! Wyjdę stąd ((Pewnie. Na pożegnanie jeszcze cię przeproszą i zapłacą
odszkodowanie)) i znając moją przyjaciółkę.<A
tam, gdzie kropki są potrzebne ich nie znajdziesz...> ona też
ucieknie ((Ona będzie musiała uciekać, bo nie jest
merysójką i nie wzbudza takiego zaufania jak ty)) i będzie git. Tak, to
jest dobry plan. <Idealny, rzekłam. Na pewno się
uda>
-Dobrze, zgadzam się- odparłam
bez cienia entuzjazmu.
-Moje pierwsze pytanie...
-Ty już mi tu z pytaniami
wyjeżdżasz? Serio? Szef ci powiedział zrób to i ty to robisz<,> jeżeli by ci powiedział skocz w ogień<,> zrobiłbyś to? ((Śmiem
twierdzić, iż skakanie w ogień wykracza poza jego obowiązki zawodowe. Za to mu
nie płacą))- podpuszczałam go. <Myśli
jedno, robi drugie... *headdesk*> Widziałam jak się waha, w sumie po
raz kolejny tego dnia. ((Łatwo go speszyć. Nieśmiały
chłopak)) Miałam z tego taką radość, że równie dobrze mógłby leżeć na
ziemi i się wykrwawiać<,> a ja bym
sobie tylko patrzyła jak czerwona krew <To krew
jest czerwona?!> ((Może ona ma błękitną. W końcu merysójka))opuszcza
jego ciało. <Zbijanie ludzi z tropu jest równie
ekscytujące co ich zabijanie... W sumie to nawet brzmi podobnie>
Ups. On coś do mnie gadał, a ja
fantazjowałam o jego śmierci i nie wiem o co się mnie spytał! A w sumie i tak
mi to wisi. <Ona jest niestabilna
emocjonalnie...>
-Moon<,>
czy ty mnie w ogóle słuchasz?! <On też jest>
-Przepraszam bardzo<,> ale od kiedy jesteśmy na ty
CHRISTOPHER?!-specjalnie zaakcentowałam jego imię. <Jest
od ciebie ROK STARSZY. Chyba nie sądzisz, pustaku, że będzie ci mówił per
„pani”> ((To zaakcentowane imię musiało go
zaboleć. Biedny, będzie płakał w nocy do poduszki)) Denerwowało mnie
kiedy ci wszyscy ludzie, którzy niby chcą ci pomóc zaczynają się do ciebie
przymilać i słodzić. <Wobec tego używanie mojego
pełnego imienia oficjalnie stało się zakazane. Nikt mi nie będzie barbarzyńsko
skracać imienia do „Apocalyptical” <.< > Nienawidzę takiego
zachowania. ((To jak on ma się do ciebie zwracać?))
Zignorował mój wybuch i usiadł na
ziemi. <Bo tym razem drzwi krzesła podać mu nie
raczyły> ((Przykro im, bo Moon je ciągle
obrażała))
-Pytałem się ile masz lat. A do
tego pytania dodam jeszcze jedno, czy chcesz byśmy mówili sobie po imieniu?
-Mam 19 lat. Możesz do mnie mówić
po imieniu tylko żadnego zdrabniania jasne? <Nazywasz
się Moon. Nazwał cię MOON. Gdzie tu, do cholery jasnej, masz jakiś skrót?!> ((Czy to imię w ogóle da się skrócić…?))<Moo? M? Tak wiele możliwości> - kiwnął
głową ((To on to powiedział?))- a ty ile masz
lat?
-Jestem w twoim wieku tak jak
twoja przyjaciółka. <Sensownie przekazana
informacja. A wydawałeś mi się, Chris, najnormalniejszy z całej ekipy...>
W sumie nie wiem, która z was jest gorsza. <Niepoprawny
dżentelmen> ((Szybka zmiana tematu)) Jedna cie<*ę>
zabije za czekolade<*ę>, a druga
nie<*spacja*>wiadomo co z tobą zrobi... <A druga zabije
cię za nic. Racja, też nie wiem, która jest gorsza>
-Uwierz mi obie jesteśmy tak samo
okropne ((*tępe)). Zabiłam więcej ludzi niż ty
przez całe życie na jakiś bezsensownych akcjach.
<Strażnicy to nie żołnierze. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale oni nie
jeżdżą na żadne akcje> Właśnie teraz ja mam pytanie ((Właśnie teraz, a za chwilę już przestanę je mieć)).
Zabiłeś kiedyś kogoś?
-Ja...nie. Nigdy nikogo nie
zabiłem- powiedział po chwili wahania ((Musiał sobie
przypomnieć))- ale jeśli chcesz możesz być pierwsza- dodał. Oooo ktoś tu
przejawia zachowanie godne psychopaty. ((Nie. Po prostu
jesteś wkurwiająca, a on ma dość siedzenia z tobą)) Hmmm....jeszcze
będziesz jedym <Znowu to jedo! Co przyciągnie
tym razem?> z nas.
Uśmiechnęłam się chytrze. ((Lisek chytrusek jebany))
-Zanim byś wyciągnął swój marny<,> nie naostrzony <A
moim zdaniem to jest dość ostry, by przeciąć słowo w połowie> nożyk<,> ((SKĄD wiesz, że
jest nienaostrzony?)) ja już dawno bym cię zabiła<, bo jestem rasową creepypastą i mordowanie przychodzi mi tak
naturalnie jak myślenie. A nie... Mordowanie jest prostsze> ((No raczej. Żeby myśleć musiałaby mieć mózg)). A
odnośnie broni, załaduj sobie pistolet- spojrzał na mnie pytająco- nie wiem
kiedy ostatnio go używałeś<,> ale jest
nie naładowany <A ty jesteś ekspertką od broni,
bo pewnie kiedykolwiek trzymałaś pistolet w tych pokracznych łapach i już na
pierwszy rzut oka doskonale wiesz czy SCHOWANA broń jest gotowa do strzału czy
nie> ((Mówiłam. Wróż Maciej))- dodałam
i się zaśmiałam ((Śmiechom nie było końca!)).
-Opowiedz coś o sobie- powiedział
i wyjął swój pistolet sprawdzając magazynek ((Dlaczego
ten debil nie sprawdził magazynku zanim tam wszedł?)) . I kto miał
rację? Ja! Jeden zero dla mnie<,>
biedaku.
Zaczęłam się śmiać jak opętana. <MUAHAHAHAHAHA!> W sumie nie wiem czemu to
zrobiłam. Chciało mi się śmiać. Wysłali takiego żółtodzioba przejawiającego
psychopatyczne zachowanie ((To ty tak twierdzisz.))
do seryjnego mordercy, który rzekona <To jakaś
nowa odmiana gekona> każdego. Kiedy skończyłam spojrzałam na niego z
psychopatycznym uśmiechem na twarzy. <A z
początku tekstu uważałaś się za normalną. Szybko ci przeszło> O dziwo
nie był przestraszony. ((Bo on ma broń, a ty nie.))
Chciał być poważny<,> ale oczy go
zdradzały. Był jakby zaintrygowany moim zachowaniem. <Też
bym była, gdybym miała w rękach naładowaną broń. Zobaczyć wariata z bliska to
musi być coś!> ((Nigdy wcześniej nie widział
tak tępej osoby))
- Na dziś koniec- powiedział i
wyszedł<,> zabierając ze sobą kaftan. ((Rozumiem, że od poprzedniego rozdziału minęło 48 godzin.
Fajnie.))
Coś mi się wydaje ((WYPLUJ TEN PRZECINEK!!!)) że to będzie bardzo długa
noc... <Nie dłuższa niż przeczytanie tego i
pewnie znacznie mniej męcząca.>