sobota, 31 sierpnia 2019

Tam, gdzie łaska punka na pstrym koniu jeździ, czyli instant sława Ciemnych Cieni kontratakuje! – Nowy Zespół #3


     Mogłabym śmiało skopiować wszystkie zarzuty poprzednich dwóch części. Naprawdę. Ten rak nudny jest jak flaki z olejem i niczego nowego w zanadrzu zdaje się nie mieć. Tylko wścieka coraz bardziej w miarę upływu czasu! W dzisiejszym odcinku znów dostaniemy po twarzy absurdem, znów logika nie będzie miała nic do powiedzenia i znów powali nas poziom dialogu. Chłopcy z zespołu oczarują nas jak zawsze do tej pory, bo w końcu jedynie po to tu są. I biada temu, kogo nie cieszą tak ochoczo realizowane fantazje autorki! Opo jest złe. Tak po prostu i bezgranicznie złe, że nie da się ubrać tego w sensowne słowa. Dlatego bez zbędnego przedłużania... Enjoy!

Autor: Mikiyoo
Komentują:
*<Apocalyptical>
*((Dola))

14
Nick:A jutro nie przyjdziesz do szkoły ,bo będziesz miała kaca po wypiciu wody... <Czy ktoś może mi co się w poprzednim odcinku?> ((Eeee… Ałtorka chyba rozdzieliła jedną rozmowę na dwa rozdziały… *sprawdza* Tak, dokładnie to zrobiła. Wcześniej pisali o tym, że Dark Shadows mają poł miliona subskrypcji *prychnięcie* i chcą to oblać (oczywiście Piccolo, no bo co innego mogą pić takie punki jak oni). Tylko nie rozumiem dlaczego ta rozmowa nie mogła być cała w jednym rozdziale.))
Azjata:Płacze xD
Michael:Kac morderca nie ma serca
Pingwin:Cas wracaj! Nie pij tyle wody! Ej<,> bo się upijesz! ((Przestań.))
Coll:Nie bój się :D poszła do toalety.
Asthon:I nie zabrała telefonu?
Michael:Ona się w ciebie,Asthon((,)) nie bawi.
Pingwin:Boże ,z kim ja żyje? <*Boru, co ja czytam? ;_; > ((Mokry sen dwunastolatki, która marzy o tym, by prowadzić podobną rozmowę ze swoimi idolami. W pewnym sensie trochę współczuję chłopakom z 5sos, to co ałtorka im zrobiła powinno być karalne.))
Azjata:Z seksownym Azjatą,kolegą który ma okres na głowie <Huh? Aaa… Że czerwone włosy i ten, bo to w kolorze okresu? Ahaa… Ha ha ha ha… Nieśmieszne.>, loczkiem,Blondasiem aka obrońca Casidy i moją podróbką basa oraz z damską wersją Clifforda^-^ I vice versa <Ej... Ja naprawdę nie wiem co się tutaj dzieje...>
Ja:Calum ty jesteś z natury głupi czy któryś z inteligent<n>ych kolegów na urodziny wyjebał ci patelnią?
Pingwin:Mam to uznać jako komplement? <Nie? Czemu?>
Ja:Jak chcesz :)
Azjata:Naturalna to jest krowa na łące B)))) Pamiętam ,kiedyś na Urodziny chłopaki kupili mi przeterminowany tort i nie wychodziłem z łazienki przez tydzień... <... Dolu? Pomusz mi.> ((*poklepuje pocieszająco po głowie* Czej, dlaczego on o tym teraz wspomina? Ktoś go o to prosił? Ałtorka naprawdę myśli, że to zabawne???))
Ja:Oszczędź nam szczegółów ((Pierwszy raz się z nią zgadzam.))
Michael:Nawet nie przypominaj!
Pingwin:Do niego jak grochem o ścianę ;-;
Ja:Dobranoc!
Pingwin:Napisałaś serduszko ! :o Nie no,dobranoc
Michael:Dobranoc
Asthon:Kolorowych snów :)
Azjata:Pa
Nick:Narazie
Coll:Cześć. ((Perunie, jak dobrze, że to koniec.))
<Well… Wiecie co mnie zastanawia? Jaki rodzaj dialogów przez Internet prowadzi ałtorka, jeśli uważa takiego potworka za naturalnego. Biedne współczesne dzieci, jeśli tak wygląda norma… *zgorzkniałym tonem starca* Kiedyś to, kurła, były czasy…>

Odłożyłam telefon i nakryłam się kołdrą. Momentalnie usnęłam<,> myśląc o sobotnim występie.
                   
-Cas<,> wstawaj!-krzyknął mi nad uchem Nick.
-Pojebało czy pojebało?- spytałam<,> naciągając poduszkę na głowę.
-Nie widzę różnicy.-wtrącił Coll. <Hah. Widzę, że humor dalej trzyma poziom! :D >
-Ty tu jesteś najbardziej normalny. Weź go i powiedz ,żeby nie męczył biednej,małej dziewczynki od rana.-westchnęłam.
-Nie widzę,żadnej małej dziewczynki w tym domu. Wstawaj,jeszcze dwa dni i koncert ,nooo...Casidy dzisiaj czwartek!-oznajmił.
-Czyli dzień męczarni. Szkoła,potem idziemy do tego gostka z Capitol Records i próba <Założę się, że „próba” oznacza przegranie raz, no maksymalnie dwa razy, kawałka repertuaru i fajrant...> ((No tak, próba to strasznie ciężka praca, gra na instrumencie to nic przyjemnego, przecież wcale nie chciałaś być sławnym muzykiem, och wait.)),no chyba<,> że ten koleś będzie coś chciał.-mruknęłam.
-Wstawaj ,bo mamy 40 minut do rozpoczęcia lekcji,a Kauffman z<e> spóźnienia się nie ucieszy.-oznajmił Coll.
Chłopaki wyszli z pokoju<,> zostawiając mnie samą ,bym mogła się ogarnąć.
Zabrałam przygotowane wcześniej ubrania i wyszłam do łazienki.


<Phhhh... A dzie glany? Dzie czerwone gacie w czarną kratę? A dzie wczorajsze potargane szmaty? Ja wiem, ja rozumiem, że dziewczę nie musi się ubierać tak uberpunkowo jak żywy wzorzec (sama tak nie robię) i w ogóle... ale mierzi mnie przeokrutnie to, że przykłady tego stylu wyglądają wszędzie tak samo i są żywcem ściągnięte z gazetki modowej. A punk to nie moda.> ((Ty to wiesz. Ja to wiem. Ale jestem przekonana, że ałtorka myśli, że wystarczy znać Green Day  i farbować włosy, żeby być punkiem. Pewnie nawet nie wie, że to się wiąże z pewną ideologią.))
Na szybko nałożyłam makijaż i wyleciałam z pokoju,zabierając uprzednio torbę. Nick siedział razem z brunetem przy stole<,> wcinając jogurty z mojej lodówki.
-Idziemy.-rzuciłam<,> zakładając buty.
-A śniadanie?-zapytał Nick.
-Kupie<*ę> sobie coś w szkole(( za pieniądze, które sobie wydrukowałam, bo przecież nie chodzę do pracy)).-odpowiedziałam<,> zgarniając klucze z szafki.
Chłopacy wyszli zaraz za mną ,bym mogła zamknąć mieszkanie. Dość szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę szkoły. Przed więzieniem dla nastolatków <Heh… Niezła próba. Przynajmniej powtórzenia uniknęła :”) > stała grupka uczniów.
-Ej<,> patrzcie!-krzyknął ktoś<,> wskazując na nas. <Oho. Czyżby instant sława?> ((No ba.))
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. Uczniowie znajdujący się na placu szkolnym podeszli do nas. <Wyimaginujcie sobie w tym miejscu taką leniwą hordę zombie, która zbliża się do naszych bohaterów. Od razu lepiej :) > ((A potem rozszarpują ich żywcem i pożerają. The end.))
-Przepraszamy ,ale spieszymy się na lekcje.-rzucił Coll.
Westchnęłam cicho i przepchaliśmy się przez zebrane osoby. Równo z dzwonkiem weszliśmy do klasy,podczas gdy reszta już siedziała.
-Uhu...spóźnienie.-zaczął pan Kauffman.
-Pan wybaczy,ale weszliśmy równo z dzwonkiem.-odparłam z uśmiechem.
-Tak.. <.>tak.. <.>i tak macie spóźnienie. ((O ty złodupcu, ty.))-odpowiedział ,zapisując coś w swoim zeszyciku.
-No chyba jednak nie.-krzyknęłam, wstając. <A instynkt samozachowawczy leży i kwiczy… Żaden obeznany ze szkolnym survivalem uczeń w życiu by tak tego nie rozegrał.> ((Wstając? A kiedy usiadła?))
Zwróciłam przy tym uwagę całej klasy. Tylko ja chyba byłam w stanie sprzeciwić się panu od matmy <Boś zdecydowanie najgłupsza z całej ekipy – to dlatego.>.
-Słucham?-zapytał<,> racząc podnieść na mnie swój wzrok. <Pssst, badasska Sue… Ale nauczyciel w szkole to jest jednak mimo wszystko ważniejszy niż taki śmieć jak ty. Ty se uważaj…> ((To je punk, ona się musi BUNTOWAĆ.)) <ALE TYLKO W SŁUSZNEJ SPRAWIE! CZY ŚWIAT SIĘ ZMIENI, BO ONA PYSKUJE DO NAUCZYCIELA? NIE, NIE ZMIENI!>
-Nie weszliśmy po dzwonku ,tylko równo z nim. Nie ma więc pan prawa wlepić nam spóźnienia.-odparłam stanowczo.
-Ona ma racje.-wtrącił Nick.
-Oo..kolejny obrońca. Mam prawo również wam wpisać uwagę za pyskowanie lub zagrożenie na koniec semestru ((Eeee, no nie bardzo. Zagrożenie to raczej z ocen powinno wynikać.)).-odparł nauczyciel<,> zaciskając szczęke<*ę> i łamiąc przy tym ołówek. <Stop. Zatrzymajmy się w tym miejscu, żeby coś ustalić. Po pierwsze szczerze ubolewam nad faktem, że mamy tu do czynienia z obrzydliwą karykaturą nauczyciela typu „zło wcielone bez powodu i wieczny mentalny okres, bo tak” ciętego na główną sójkę i tylko sójkę. Drogie dzieci, nauczyciele zwykle tak nie działają. Owszem, zdarzają się takie przypadki, ale nacinam się na nie dosłownie na każdym kroku na wattpadzie, co daje nam pokaźną armię złoli. No nie tędy droga. Poza tym ile lat może mieć pisząca to osoba, że imponują jej takie aroganckie pyskówki z nauczycielem? Z trzynaście? Dwanaście? Dzieci drogie, nauczyciele też nie przychodzą do szkoły dla przyjemności. Nie łatwiej żyje się, nie wchodząc sobie w drogę?>
-Niech się pan tylko waży!-krzyknęłam.
No bez przesady. On sobie z nas jaja robi? <Niet. To ałtorka robi sobie jaja z czytelników…>
-Tak nie wolno!-wydarł się Coll.
O,nareszcie się odezwał.

15
Zostaliśmy wysłani do dyrektora. Świetny pomysł! Siedzieliśmy całą trójką u niego tyle razy,że możemy sobie iść i brak kazań. <Ale przynajmniej minie wam ta paskudna i zła lekcja z samym pomiotem Szatana, c’nie?>
-Dobry,my do dyrektora.-mruknęłam<,> wchodząc do sekretariatu.
-U siebie.-odpowiedziała sekretarka<,> nie podnosząc wzroku z komputera.
Zapukałam i razem z chłopakami weszłam do środka. Na skórzanym fotelu siedział 60-letni mężczyzna w czarnej marynarce,białej koszulce i zwykłych jeansach.
-Wody?-spytał.
-Poprosimy.-odpowiedział Coll.
-Niech zgadnę,pan Kauffman znów was wysłał?-zagadnął facet.
-Tak,bo się niby spóźniliśmy,a weszliśmy razem z dzwonkiem.-mruknęłam<,> podchodząc do okna.
-Dobra,powiedzmy ,że macie wolne i możecie iść do domu. <Co.> ((Przepraszam?
Confused Parks And Recreation GIF ))
-rzucił krótko.
Chłopacy podeszli do dyrektora,by uścisnąć mu dłoń ,a ja miło uśmiechnęłam się w jego stronę.
Właśnie wychodziliśmy z sekretariatu i ruszaliśmy w stronę samochodu Colla. ((Chwila, chwila, chwila, chwila! Chwila! Co tu się właśnie stało???))
-Casidy!-krzyknął ktoś za nami.
Odwróciłam się razem z chłopakami. Uśmiechnęłam się na widok pewnej osoby.
-Cześć<,> Calum.-rzuciłam szybko.
-Chodźcie. Michael siedzi w samochodzie i jedziemy do Capitol Records.-oznajmił.
-Ale...my jeszcze nie jedliśmy obiadu,nie ogarnęliśmy się i jesteśmy zmęczeni.-wtrącił Nick. <Po czym? Po przyjściu do szkoły i niecałym kwadransie pierwszej lekcji? I jaki obiad, przecież jest rano…?>
-Ej,obiad zjecie w studiu.-wyskoczył Michael.
-Dobra dalej!-rozkazał Calum.
Z lekkim westchnięciem i ociąganiem ruszyliśmy z chłopakami. ((No, kurwa, przepraszam, ale nie. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w której nowo powstały zespół z ociąganiem, niechęcią i ciągłym narzekaniem idzie na spotkanie z kolesiem z pieprzonego Capitol Records! Wytwórni, która wypromowała jebanych Beatlesów i Hendrixa! TYSIĄCE ZESPOŁÓW NA CAŁYM ŚWIECIE DAŁOBY SIĘ POKROIĆ ZA TAKĄ SZANSĘ, A TE BACHORY NARZEKAJĄ, ŻE SIĘ ZMĘCZYŁY DWOMA MINUTAMI LEKCJI I IM SIĘ, KURWA, NIE CHCE. TO SE DO USRANEJ ŚMIERCI NAGRYWAJ COVERY NA YOUTUBE, TY PRZEKLĘTA PAPUGO. *dyszy* Dobra, już mi lepiej.)) Wsiedliśmy do tyłu samochodu i zapięliśmy pasy. Nie miałam zamiaru się do nikogo odzywać ((No pewnie, jesteś ponad to, niech plebs się martwi, żeby Merysuka się nie nudziła.)). Przynajmniej sama z siebie. Nie lubie<*ę> zaczynać rozmów. Podczas ,gdy chłopaki rozmawiali o wczorajszym meczu,dostałam wiadomość. I tu was zaskoczę,wcale nie od Luke'a. <Brrr… Łamanie czwartej ściany z dupy wzięte >.<  >
@Asthon:Hej ;)
@_Casidy_:Hej :)
@Asthon:Jedziecie już?
@_Casidy_:Tak. Coś się stało?
@Asthon: Nic takiego,ale obiad powoli staje się zimną papką. :/
@_Casidy_:To co na obiad? Owsianka? Z góry mówię,że jej nie lubię. ((To żryj gruz, cyganie.))
@Asthon:Nie... zobaczysz.
@_Casidy_:Dobra,zaraz będziemy.
-Wysiadasz czy zostajesz?-zapytał Calum.
-Wiesz... jestem ciekawa co to za papka na obiad,więc idę.-odparłam.
-Co na obiad?!-spytał zaskoczony Michael.
-Asthon-mruknęłam i wysiadłam z samochodu. <*gasp* Asfon na obiad?! O_O > ((Dzikusy jedne.))
Całą piątką ruszyliśmy w stronę wejścia. Na prawo znajdowała się czarna,skórzana kanapa z szklanym stolikiem,dwoma fotelami i kwiatami. Po lewej stronie stała recepcja lub cokolwiek to miało by być ,a zaraz za nią toaleta <Tak na widoku? :’) >,winda i schody.
Mój wzrok i wzrok Luke'a skrzyżował się. Uśmiechnięta podeszłam do niego i siedzącego obok Ash'a.
-Co to za papka?-zapytałam prosto z mostu.
-Jaka papka?-wtrącił Luke.
-Nie papka,tylko karkówka z kapustą kiszoną. Jak byliśmy w Polsce to nam zasmakowała.-oznajmił Irwin prowadząc nas do innego pomieszczenia ,drzwiami których nie zauważyłam.
<**>
Przy stole siedziało może z czterech facetów i blond babka. Definitywnie tleniona blondyna. <To musi być bardzo zua!> ((Szuja wstrętna i niedobra.))
Przywitałam się ,a wzrok wcześniej wspomnianej osoby <Emmm… Dokładnie której z osób? Ta blondi wymieniona na końcu czy czterech facetów?> został skierowany na mnie.
Uhu... robi się gorąco. Może ktoś otworzyć okno? ((Pewnie, chętnie cię przez nie wyrzucę.))
-Kto to jest?-spytała pogardliwie tym swoim piszczącym tonem. <HA! Wiedziałam!>
-Dark Shadows,Beth.-oznajmił Michael.
Usiadłam razem z Nickiem i Collem na końcu stołu.
-Po co oni tu?-zapytała jeszcze raz.
-Żebyś miała się co głupio pytać.-warknęłam. ((Ciętych ripost ciąg dalszy.))
Widzę dziewczynę może 15min ,a już czuje,że BEST FRIENDS FOREVER nie będziemy. <*wzdryg* A ja wiedziałam to już od pierwszej sekundy…>
-Słucham?-spytała oburzona.
-Umyj uszy.-mruknęłam.
Nick i Coll patrzyli na mnie zaskoczeni,a chłopaki z 5Sos nie mogli powstrzymać się od śmiechu((, ponieważ mieli po dwanaście lat)).
-O nie! Zaraz ci oczy wydłubie!-krzyknęła.
-Uważaj ,żeby sobie tipsów nie połamać.-odpowiedziałam.
<W sumie biedna ta badasska sójka. Gdzie nie polezie tam ją atakują i musi bez przerwy nadwyrężać swój arsenał chamskich odzywek, żeby się bronić. Niemalże mi jej szkoda.>

16
-Witam zespoły.-powiedział<,> wchodząc menager.
Skierowałam na niego swój wzrok.
-Dobry-przywitał się Nick.
-Dziękuje ,że przyszliście. Do pierwszego koncertu zostały dwa dni. Stresujecie się?-zapytał<,> siadając obok nas i popijał kawę.
-Nie,raczej nie(( to dla nas chleb powszedni, dawaliśmy już setki koncertów, och wait. Nie wmówisz mi ałtorko, że banda gówniarzy z mentalnością dwunastolatków w ogóle nie stresuje się występem na tak dużej scenie.)).-odpowiedział Coll.
Jakoś nie słuchałam szczególnie co mówił. Patrzyłam na ekipe 5Sos. Byli tacy szczęśliwi w tym miejscu. Powiodło im się w życiu. Zazdrościłam im tego cholernie. <Ale ty przecież też już to masz! Instant sława, własny dom, kasa na rozdawanie gitar… Nie pierdziel, Sue, nie jesteś biedna.> Mieli co chcieli,kase,rodzinę,fanów, siebie nawzajem i albumy. Ja miałam tylko tą dwójkę idiotów ((Och, jak ładnie się wypowiadasz o swoich najbliższych przyjaciołach.)). Nie miałam rodziców i żadnych innych przyjaciół,znajomych ((A spróbowałaś kiedyś nie być irytującą szmatą i przestać rzucać na prawo i lewo odzywkami zasłyszanymi z najbliższej podstawówki? Może łatwiej by było zdobyć przyjaciół.)) czy czegokolwiek oprócz nich. Byli dla mnie wszystkim((, ale mimo to wciąż będę nazywać ich idiotami i będę dla nich chamska, bo tak.)).
-A ty Casidy co o tym myślisz?-zapytał menager.
-Słucham?-spytałam.
No tak trochę się zamyśliłam. <No tak trochę jakby zauważyliśmy… Nie trzeba nam wyjaśniać i powtarzać innymi słowami.>
-No na temat jutrzejszej próby na miejscu już.-odpowiedział Rick.
Przynajmniej to wychwyciłam z rozmowy.
-Tak ,pasuje.-odparłam.
-A teraz idziecie nagrywać cover!-krzyknął uradowany Calum.
-Że co?-zapytał Nick.
-No tak,pogadałem z studiem i możecie nagrać tu profesjonalny cover.-odpowiedział Luke.
-Świetnie!-krzyknęli chórem Coll i Nick.
-Dziękujemy za wszystko ,ale zbytnio was wykorzystujemy. Za dużo już dla nas zrobiliście. Promowanie,trasa i zaproszenie do studia.-rzuciłam szybko. <A tak poza tym to nie macie tu swoich gitar… Bo nie macie, prawda? Nie chowacie ich po kieszeniach w podręcznym ekwipunku, co?> ((Nie bądź taka pewna, Sue już raz schowała bas w kieszeni.))
-Casidy,to naprawdę nic takiego. -wtrącił Michael.
-Nie,troche zbytnio się wam narzucamy.-odparłam. ((*agresywne drganie powieki* Jasne, zmarnuj życiową szansę przez z dupy wziętą skromność, która jeszcze niedawno nie istniała.))
-My też zaczynaliśmy tak jak wy. Od coverów poprzez wypromowanie przez One Direction ((Zostali wypromowani przez One Direction i mają czelność nazywać się punkami. *triggered*)).-dodał Asthon.
-Heh...dobra ,ale najpierw obiecany obiad.-odpowiedziałam z uśmiechem<,> kładąc ręce na biodra.
Wszyscy obecni w pomieszczeniu wybuchnęli śmiechem.
-To aż tak śmieszne,że jestem głodna? ((Nie.))-zapytałam<,> przewracając przy tym oczami.
Usiedliśmy do stołu całą siódemką. Zostałam wepchnięta w miejsce obok Caluma i Michaela.
-Smacznego!-krzyknął Asthon.
Odpowiedzieliśmy mu tym samym i zabraliśmy się za nakładanie karkówki na talerz.
-O matko<,> jakie to dobre.-wypalił Nick.
Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
Jezuuu...jaka siara. Blond przygłup ma 19 lat ,a mentalnie chyba 6. <Ale on tylko skomentował, że mu smakuje. Siara to jest pokazywać się z tobą, Sue, na mieście. Wychodząc z domu na spacer, zaniżasz poziom całej dzielnicy :”) >
Luke,Michael,Calum i Ash zaczęli się dusić ze śmiechu przez niego. No cóż. Tak to bywa jak zabieramy ze sobą Nick'a. 
Po zjedzeniu obiadu,Luke i Calum zaprowadzili nas do studia nagraniowego.
-Ej,ej!-krzyknęłam zanim nas wepchnęli do środka.
-Co?-zapytał Calum.
-No bo nie mamy pełnego składu,a wątpie,że zagramy na trzy gitary.-odpowiedziałam. <NO PACZ A WCZEŚNIEJ WAM TO JAKOŚ NIE PRZESZKADZAŁO> ((No nareszcie to do ciebie dotarło!))
-Czekamy na Asthona. Ma z wami zagrać,a teraz do środka przygotować się.-oznajmił Luke<,> wpychając nas do <tunelu czasoprzestrzennego, proszę.> środka.
Pomieszczenie było koloru czerwonego. Kilka mikrofonów i instrumentów stało w rogu. Usiedliśmy się na krzesłach i czekaliśmy na Irwina.
-Jestem!-krzyknął<,> wchodząc do pokoju.
-Czyli co gramy?-zapytał Coll.
-Cover Green Day's <Ym… Chyba Green Day.> Boulverad ((Ta… widać, jaka z ciebie wierna fanka, Sue. *Boulevard się pisze. A ja ich nawet nie lubię.)) Of Broken Dreams-odpowiedział<,> siadając za perkusją.
Zabraliśmy gitary i usiedliśmy na wcześniejszych krzesłach.
Chwilę później Luke dał znać<,> podnosząc kciuki do góry,że nagrywamy.
-Hej,jesteśmy Dark Shadows razem z Asthonem Irwinem z zespołu 5Seconds of Summer nagramy cover piosenki Boulverad ((*Boulevard)) Of Broken Dreams Green Day's. <Mother of rock music, to nie była literówka… *ze zgrozą*>-zaczęłam.
Po chwili z naszych instrumentów zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki i słowa z naszych ust.
Co jakiś czas patrzyłam na przezroczystą szybę,za którą stali pozostali. Michael patrzył na nas uważnie<,> wpatrując się głównie w ruchy na gitarze. Caluma wzrok spoczywał na nas wszystkich. <Zabrzmiało mi trochę jak zez rozbieżny ^ ^ > Gdy tylko spojrzałam na Luke'a,ten podniósł kciuki do góry i uśmiechnął się. Siedziało tam jeszcze kilka osób zajmujących się sprzętem i Rick. Odwzajemniłam uśmiech Hemmingsa i skupiłam się na nutach i słowach. Ash miał naprawde<*ę> talent do perkusji.

17

-Uwaga,naciskam opublikuj.-oznajmił Luke.
Chłopak jak oznajmił tak zrobił. Po chwili cover był na youtobe <Bruh! Zapomniałam już o tym :v >.
-Nie wierze<*ę> w świat.-westchnęłam.
-Czemu?-spytał Mike.
-Bo niedawno chodziłam do zwykłej szkoły,byłam zwykłą uczennicą i słuchałam was. Teraz mam okazje rozmawiać z moimi idolami. To śmieszne.-odpowiedziałam.
-No troche<*ę>.-przytaknął Ash.
-Skoro byłaś naszą fanką ,to kogo najbardziej lubiłaś?-spytał Calum.
-Sory<,> Luke,masz prywatny ogród z koprem na twarzy. Kiedyś ciebie najbardziej lubiłam,ale serio<,> ogól się ((Przestała go lubić, bo teraz ma zarost. Prawdziwa fanka.)).Wielbiłam cie<*ę> za wygląd, ((Oczywiście, wygląd jest na pierwszym miejscu.))za kolczyk ,za śpiew ((Śpiew dopiero na trzecim.)) i radość jaką dawałeś i dajesz innym. Clifforda kocham za te włosy,chociaż niedługo będziesz łysy,a nie<*spacja*>chciałabym łysego idola albo z tupecikiem ((Aha. Tylko za włosy, na gitarze grasz chujowo.)). Asthona uwielbiam za perkusje ((Dziękuję, wreszcie coś związanego z muzyką!)) nadawającą sens piosenką <Wha?! Dola?! Ratunku napomocy!> ((A mnie to kto pomoże? Ja też cierpię!)),a Caluma za mega zajebiste poczucie humoru.-odparłam.
Jak na zawołanie wydali z siebie "ooo..." ((Ooo, lubi nas za wygląd i w dupie ma naszą muzykę, uroczo <3)). Śmiać mi sie chciało,no.((Mnie też, Sue. Mnie też))
-Jakie to słodkie.-powiedział Calum.
-Przez tydzień nie będe<*ę> musiał słodzić herbaty.-wtrącił Irwin.
-Czyli co? Najbardziej lubisz Caluma?-zapytał Nick.
-Powiedzmy. Chociaż uwielbiam was wszystkich równo za muzykę. ((Nie wierzę ci.)) -rzuciłam<,> popijając wodą.
-Kurwa ,aż sie<*ę> chyba ogolę.-westchnął Luke.
-Dobra<,> ja spadam. Muszę lecieć do domu.-oznajmiłam<,> zabierając ze sobą torbę.
-Odwieźć cie<*ę>?-spytał Mike.
-Jak chcesz.-powiedziałam.
Nick i Coll jeszcze zostali i gadali z Rickiem. Cuda sie zdarzają. Mamy mały zespół...eee... co ja gadam? Mały zespół to złe określenie. Mamy na koncie 450tys subskrypcji. Własnego menagera Ricka i tour po Australii z koncertem w tą sobotę wraz z sławnym zespołem 5Seconds of Summer ((Ach, uroki instant sławy.)).
-O czym tak myślisz?-spytał Michael.
-Nie powiem ci<,> Gordon-odpowiedziałam.
Specjalnie użyłam drugiego imienia,nie lubił go.
-Coś ty powiedziała?-zapytał.
-Gordon.-powiedziałam.
W tym momencie Michael Gordon Clifford przerzucił mnie przez ramie i niósł ,aż pod samochód. Czy on jest normalny? Odpowiedź brzmi-nie. <No to powinniście się świetnie dogadywać, Sue.>
-Clifford<,> puść mnie!-krzyczałam.
-Ani mi się śni!-krzyknął.
Bezwładnie leżałam...nie to nie pasuje <Bo skasowanie poprzedniego słowa przewyższyło możliwości techniczne ałtorki czy jak? A licznik słów bije…>...wisiałam na plecach aktualnie czerwonowłosego.
-Mike<,> ja mam nogi,po to by po nich chodzić. <A guzik prawda, bo chodzi się po ziemi, a nie po nogach, o!>-westchnęłam.
Chłopak<,> nic nie robiąc sobie z tego<,> wrzucił mnie do samochodu. Po 30minutach jazdy ,rozmawiając przy tym o wczorajszych chmurach,dotarłam do domu.Niesamowite jak zdążyłam się z nimi zżyć.
-Dzięki-rzuciłam na odchodne.
Weszłam do domu i ruszyłam do łazienki , by wziąć prysznic. Nawet nie wiadomo kiedy minął ten czas od 8:10 do 20. Jutro piątek,nareszcie. W sobotę już zaczynamy trasę,uh...jak to szybko czas minął. Wracając,położyłam Samsunga <Dobrze, że nie Asfona. Iks-kurnać-de> na podłogę koło łóżka i utopiłam< się w misce wody. The end.> głowę w poduszce. Myślałam,że Morfeusz przyjdzie trochę później ,a jednak przeliczyłam się. Usnęłam natychmiastowo.
TIME SKIP (RANO)
<*Stephanie Mcmahon Wwe GIF by CBS*>

O godzinie 9 zadzwonił mój telefon. Chwila,wróć o 9? To co robię sobie wolne od szkoły dzisiaj? <Najwyraźniej.> ((Kogo ty się pytasz?)) Tak naprawdę to i tak mamy być dzisiaj na próbie o 11. Ze stanu zamyślenia <Rzadki stan ^ ^ > wyrwała mnie ciągle grająca muzyczka Kids in the Dark -All Time Low.
-<Samara> Morgan,przy telefonie.-zaczęłam
((-Siedem dni…))
Tsa...lepiej,że nikt mnie nie widział w tym momencie.
-Cześć Casidy,tu Asthon. Chciałem się zapytać czy na pewno przyjedziecie na dzisiejszą próbę.-powiedział.
-Tak,tak właśnie wstaje i będę się ogarniała.-odpowiedziałam.
-Asthon,gdzie są moje gacie?!-usłyszałam.
-Czy to był Calum?-spytałam.
Jego głos był najbardziej podobny.
-Nie,to był Luke.Dobra muszę kończyć.Cześć-rzucił tylko i się rozłączył.
Moją pierwszą myślą było "O ja pierdole,mam dwie godziny",a kiedyś to by była "O ja pierdole Asthon Irwin do mnie zadzwonił i słyszałam w dodatku Hemmingsa!" <Ehhhh… No kto by się spodziewał?>((Mam dość. W sensie, mam dość każdego opka, które analizujemy, ale tego to szczególnie. Nienawidzę jej.)).Zebrałam ciuchy z wieszaków i popierdzieliłam do łazienki. Oszczędzę wam opisu mojego malowania i ubierania. <Łaskawca.> Zaznaczę tylko,że zostało mi 30minut bym dotarła na czas ((Na cholerę mi to mówisz, w dupie to mam.)).
                         
              

<Dobra, tu jest troszeczkę, minimalnie lepiej, ale to nadal gazetka o modzie.> ((Bro, widziałaś kiedyś punka, który przez półtora godziny szykuje się do wyjścia? Gdyby jeszcze irokeza stawiała…)) <Tak bez stawiania czuba sobie i wszystkim kumplom dookoła? Nevah!>
Zgarnęłam torbę z kuchni i wrzuciłam do niej klucze z telefonem,zawiązałam sznurówki obuwia <Bo „buty” byłyby zbyt prostackie dla jej persony.> ((„Sznurówki” w zupełności by wystarczyły.)) naciągnęłam czapkę na włosy. Wybiegłam z domu jak poparzona. Heh...na największe gwiazdy się czeka najdłużej. Nie,dobra ja nie jestem gwiazdą. <No z ust mi to wyjęłaś!> Przynajmniej nie uważam się za takową osobę.

((Znalezione obrazy dla zapytania oczywiście gif))

Walnęłam sobie w twarz z otwartej ręki i wleciałam z powrotem do domu. Zabrałam swoją deskorolkę,sądząc ,że się nią szybciej przemieszczę.Zamknęłam ponownie drzwi i pojechałam na deskorolce do Sydney Entertainment Centre. Wzięłam mój środek transportu pod pachę i pchnęłam drzwi wejściowe.
-Nazwisko-powiedział ochroniarz.
-Casidy Morgan -odparłam.
-Przepustka<.>
Zaczęłam przeszukiwać torbę w nadziei ,że wzięłam i wrzuciłam tam moją cholerną przepustkę.
-Bo wie pan,tak się zdarzyło,że na złamanie karku jechałam na tym czymś tutaj na próbę. Ja z Dark Shadows <Ja z Absurdu>,a przepustka musiała przez przypadek zostać w domu.-westchnęłam.
-Przepustka.-ponowił swoją wypowiedź tym razem groźniej.
Załamana wsadziłam ręce w kieszenie i już chciałam wrócić po tą jebaną <Uhu. Zrobiło się groźniej :3> przepustkę ,gdyby nie fakt,iż miałam ją w kieszeni.
-AHA!-krzyknęłam zadowolona.
Dumna z siebie i swojego odkrycia podałam ją temu gostkowi i założyłam ją na szyję. Koleś otworzył następne wrota do świata muzyki. Na korytarzu kręciło się już kilka osób.
-Casidy<,> chodź tu!-rozkazał czyiś głos.
Wyszukałam właściciela głosu,którym okazał się być Nick. Co on tu już robi? Spojrzałam na zegarek telefonu,zdumiona zobaczyłam godzinę 11:10. Moja reakcja? "Że cooooooo.....?" ((Po co się ograniczasz? Walnij tam jeszcze z piętnaście „o”, przecież to wcale nie drażni czytelnika.)). Ruszyłam za nim<,> próbując go nie zgubić.
-Zostaw tu torbę.-powiedział.
Skinęłam głową i zrobiłam wydane przez Nicka polecenie. Taa...stracić go na chwilę z oczu i już go nie ma.
Wyszłam znów na korytarz i szłam za zielonymi strzałkami.Na końcu tej jakże uroczej drogi przez kilometrowe wręcz korytarze były granatowe drzwi. Ciekawość wzięła górę i otworzyłam je. Czarno wszędzie,ciemno wszędzie ,co to będzie,co to będzie? <Czy to jest… Inteligentne nawiązanie? *przekrzywia głowę w konsternacji*> Nie,a tak na serio? Czarny materiał i podłoga. To ja jestem w piekarniku <Mój piekarnik jest chyba zepsuty. Ja mam srebrny w środku.> czy coś? Jedyną nadzieją były schody,również czarne,bo jakby inaczej. Wpięłam się po nich i weszłam na...badum tssss...scenę na której byli już chłopcy z 5sos i moi idioci.
-Dzięki,że ktoś mi powiedział gdzie mam iść.-mruknęłam<,> podchodząc bliżej.
I tym jakże sposobem zwróciłam na siebie uwagę wszystkich. Spojrzeli na mnie i przelecieli wzrokiem(EJ,EJ BEZ SKOJARZEŃ OK?) <TO PO JAKĄ CHOLERĘ PISZESZ TO CAPSEM?> ((PO JAKĄ CHOLERĘ TO PISZESZ?)). Czy teraz jest odpowiedni moment ,by się zarumienić tak jak to w tych wszystkich romansidłach? ((Cóż, jesteś główną bohaterką kliszowego opka z wątkiem romantycznym, więc nie krępuj się.)) Chwilę po tym chłopacy wrócili do oglądania miejsca koncertu. Czy mi się zdaje ,czy Luke skosił ogródek? <A co? Miał siano w butach i trawę we włosach?>

wtorek, 13 sierpnia 2019

O Sue co zemstą żyła, czyli ,,ale w spodniach to się nie liczy"! – Mam zasady... #1


     Czasem zdarza się tak, że trudno znaleźć słowa, by opisać to, czego się było świadkiem. Zwłaszcza, gdy było się na to kompletnie nieprzygotowanym. Tak stało się właśnie tym razem. Nie tak dawno temu Dola przysłała mi to niewinnie wyglądające opowiadanko. Skusiło mnie – a jakże – wszak miało stanowić miłą, bardzo puchatą odskocznię od batalii z ,,Nowym Zespołem". Otóż pomyliłam się przeokrutnie.
     W dzisiejszej analizie zmierzymy się z wzorcowym przykładem amerykańskiej szkolnej dramy. Przy czym warto odnotować, iż poziom standardowo nie powala – sięga w najlepszym przypadku wczesnego gimnazjum. Główna bohaterka nienawidzi zdaje się wszystkiego, co żyje. Ale Shylera nienawidzi bardziej. Co z tego wynika, szczerze mówiąc, pojęcia nie mam, ale do wszystkiego jakoś dojdziemy. Jak i do wielu ortograficznych perełek, od których opowiadanko to lśni niczym najczystszy brylant. Dajmy się więc porwać w świat bezsensu i nielogiki. Miłej zabawy!

Autor: Julciiak24
Komentują:
*<Apocalyptical>
*((Dola))

1.
-Aj Clark, Clark-pokręcił głową-Zemsta jest słodka.
-Posłuchaj mnie<,> idotio <„Idotio” – japońskie patio z okresu Edo Ido? Bohaterka już na starcie prezentuje nam się z interesującej strony O.o> ((Poliglotka.)) podeszłam do niego-Tak ci życie urządze, że każda laska będzie brzydzić się tobą<,> a narazie jest taka tylko jedna i jestem to ja! Będzie ich więcej-ominęłam go i poszłam <po słownik i rozum do głowy> ((Nie oczekuj zbyt wiele.)) do łazienki tak, żeby nikt mnie nie zauważył ((Jasssne, na przerwie w szkole. Żodyn nie zauważy.)).
-Clark<,> co ci się stało?-do pomieszczenia weszła Meghan, moja przyjaciółka.
-Ten idiota<,> Shyler<,> wsadził do mojej szafki jajka, które spadły mi na głowę!-zbulwersowałam się. <To musiała być bardzo wysoka szafka, bo przecież przeciętna Mary Sue do mikrusów nie należy… A i do zbicia jajka potrzebna jest pewna siła i nie rozpadają się tak o.>
-To i tak nic w porównaniu do tego<,> co mu zgotowałaś przez zaledwie dwa ostatnie dni.-pomogła mi usunąć produkt z moich włosów.
-Bez przesady. To tylko telefon...
-Buty, samochód, książki, dziewczynę na jedną noc<,> a no i...
-Dobra już-przerwałam jej.-On też nie jest święty. <Ojoj. Widzę tu mocno podwójne standardy> ((No ba. Ona jest jedyną, niepowtarzalną i wspaniałą Mary Sue, więc może sobie niszczyć życie komu tylko chce. W druga stronę to nigdy nie działa.))
-No fakt-przyznała mi rację-Najlepsze było to jak sprowadził jakiegoś chłopaka do twojego domu i...
-Nie opowiadaj tego!-powiedziałam zażenowana.-Dlatego ten pusty plastik co z nim ''był''-zrobiłam cudzysłów w powietrzu-odszedł od niego, może niestało ((„Nie” z czasownikami pisze się oddzielnie. Podstawówka się kłania. Siadaj, pała.)) się to od tak-pstryknęłam palcami-Ale... Innej przyszłości dla tego związku nie było.-podsumowałam.
-Myślę, że jest już okey-powiedziała, gdy zadzwonił dzwonek na lekcję.-Chodź teraz jest Fiza. <Kim jest Fiza? I czemu jej obecność teraz jest tak ważna?>
-Nigdzie nie idę.-zaprzeczyłam-Idź sama((,)) ja się zrywam.
-Za dwa miesiące jest zakończenie, a ty zrywasz się z lekcji? Wytrzymaj chociaż tyle.
-No właśnie jest końcówka roku! Na lekcjach jest luz i nic się więcej nie robi, a ja jestem Clark! <Jakem jedyna Mary Sue!> Zemsta nie może czekać-wyszłam z łazienki i udałam się do wyjścia.
Nagle wpadłam na czyjąś klatkę piersiową przez co prawie upadłam na podłogę jednak ten ktoś złapał moją dłoń nim znalazłam się na ziemi.
< I był to on! Ten jeden, jedyny, niepowtarzalny, cudowny on! Albo przyjaciel-gej. Tak czy siak widzę tutaj mniej więcej to:

 *>

-Noah!-zagarnęłam kosmyk włosów za ucho.
-Hej<,> Clark...-pociągnął mnie w jego stronę przez co zbliżyłam się do jego torsu. -Przepraszam cię za to, ale śpieszę się na w-f. <*podejrzliwość* Czy to truloff…? >
-To ja lecę-jego dołeczki idelanie <ide(na)lanie, czyli jak być dresem w bodaj Ameryce> zgrywały się z jego twarzą-do nastęnego-puścił mi oczko.
-Do następnego-szepnęłam cicho do siebie.
-Bu!-nagle ktoś podszedł do mnie od tyłu i krzyknął coś nad moim uchem przez co aż podskoczyłam.
-Shyler<,> nie minęło pół godziny, a ty już drugi raz pchasz się w gips.
-Jesteś totalnie zanurzona w Noah.-stwierdził. <O boru zielony szumiący… Ja nie pytam gdzie się można w facecie zanurzyć ;_; >
-Nie prawda <lecz kłamstwo,> Shyler i nie grab sobie<,> bo wszystkie liście z podwórka zmieciesz ((Złe riposty bolą całe życie.)). <Ah. Jesteśmy na przełomie podstawówka/gimnazjum *wzdech*>
-Zmiatać to zaraz będziesz jak ci pokażę w czym jestem najlepszy. <Jednak gimnazjum.> ((Ja nie wiem czy coś jest ze mną nie tak, ale ja nie rozumiem tej riposty.))
-Widzę to na codzień. W byciu debilem masz na myśli<,> prawda?
-Hyh-zaśmiał się pod nosem-Clark, nie jesteś inna niż one wszystkie. Działam na nie tak, że nawet nie wiedzą jak się nazywają.
-Na mnie działasz tak, że aż muszę wziąźć ((Ło Perunie, tej wersji jeszcze nie widziałam.)) stoperan.
<*INTERNAL SCREAMING*

 >

((Już, już *poklepuje po ramieniu* Dasz radę.))
-warknęłam.-A i nie myśl sobie, że to co zrobiłeś ujdzie ci płazem.
-Do następnego<,> Clark-zrobił przesłodzony głosik.
-Spieprzaj-pokazałam mu środkowy palec i wyszłam z budynku. Gdy tylko to zrobiłam wyjęłam paczkę papierosów <Oh oh oh, jaka ja groźna, jaka ja zbuntowana, oh oh oh *klepie Sue po pustym łebku jak szczeniaczka* Uroczaś, słoneczko>, wzięłam pierwszy lepszy papieros ((No, zazwyczaj bierze się pierwszego lepszego papierosa. Z tego co mi wiadomo, one są wszystkie takie same.)) i zapaliłam go.-Pożałujesz, że się urodziłeś<,> Alanie Shyleru.... <No chyba że to ty wyhodujesz sobie raka przed zemstą na nim :3 > ((Argh! Nauczcie się poprawnie stawiać te wielokropki!))
2.
-A ty nie w szkole?-usłyszałam głos mojej rodzicielki <#klisza>, gdy tylko trzasnęłam drzwiami.
-Jak widać.
-Dzwoniła twoja wychowawczyni. Zbyt dużo wagarujesz.-podeszła do mnie.-Znowu paliłaś?-wąchnęła powietrze.
<Mam na to gifa!

 *>

-Ja nie mogę jestem prawie dorosła <Prawie robi wielką różnicę, kwiatuszku. W twoim przypadku nawet ZBYT wielką :3>((To, że jesteś prawie pełnoletnia, wcale nie oznacza, że jesteś dojrzała emocjonalnie. Trochę ci jeszcze brakuje.)) więc nie traktuj mnie jak dziecko ((To może nie zachowuj się jak rozwydrzony bachor, Sue.))!-pobędziłam <do Będzina> do swojego pokoju. Nagle mój telefon zawibrował.
Od Shyler:
Wyjdź na balkon
<Wyjdź na bal… bal…bal… Na balkon wyjdź! „Pod Balkonem” Jacek Bończyk 
Totalnie wyobraźcie sobie tę scenę w tym kontekście :”)  >
Do Shyler:
Pojebało cię?
Od Shyler:
Idziesz czy nie? Twoja starta... <*rozpaczliwie trzyma się piosenki* Pijak chociaż reprezentuje jakiś poziom dyskusji :v >
Burknęłam cicho pod nosem i wyszłam na ten pierdolony balkon ((A zrobiłaś to ponieważ…? Nie lubicie się, ciągle się na sobie mścicie, ciągle robicie sobie na złość, więc… DLACZEGO. WYSZŁAŚ.)). Nie wiem co jeszcze ten idiota wymyślił, ale jeśli coś złego to.... ((Nieee, no skąd, na pewno chce ci odśpiewać serenadę i wręczyć kwiaty, och wait.))
W pewnym momencie <chochliczka Przytuła> zaczęła żałować mojego wyboru<,> bo ten debil wylał na mnie całe opakowanie farby! <Ale… Jak? Przecież od dołu nie doleci, z góry raczej ciężko, bo skąd on by się wziął na jej dachu, a wspinać się z wiadrem farby na balkon to raczej ciężko i wymaga pewnych umiejętności…>

-Shyler!!((!))-krzyknęłam cała zdenerwowana.
-Do twarzy ci w niebieskim-stwierdził i zrobił krok do przodu.
-Teraz to masz przerąbane śmieciu!-warknęłam. <Ale śmiecia to ty szanuj!>
-Clark<,> cały czas straszysz, ale nic nie robisz.-założył ręce na piersi. <Huh… On… On myśli! *zachwyt* Shyler, nie spieprz tego, bo może jeszcze będą z ciebie ludzie> ((Jesteś naiwna, Apo… Mówisz tak, jakbyś nie czytała tego fragmentu wklejonego do opisu opka. Btw, polecam się z nim zapoznać, ałtorka bardzo zgrabnie zaspoilerowała swoje własne opowiadanie ))
-Po pierwsze od dzisiaj lepiej się pilnuj<,> bo jutro zmiażdże cię jak robala, a po drugie wynocha z mojego balkonu! Nie wiem jak się tu dostałeś i mam do w dupie, ale masz natychmiast się ulotnić!-umieściłam moje ręce na jego klatcę piersiowej i z całej siły go popchnęłam. <Sue, Sue, Sue… Na tym polega cały twój problem. Jesteś jak chihuahua. Maleńki piesek, który dużo szczeka, ale nie gryzie. To byłoby urocze, gdybyś przy tym nie miała się za badassa i rebela. A tak to aż żal analizatorską duszę ściska, że trzeba na takie ścierwo czas marnować…>
-ej, ej!-złapał mnie za nadgarstki-Nigdy więcej tego nie rób-wyrwałam się. <Zapis dialogów – robisz to fatalnie…>
-İle razy mam ci mówić, żebyś stąd zszedł bałwanie?!
-Do jutra<,> Clark ((Do jutra ma to powtarzać?)) -puścił mi oczko i sprawnie przedostał się na ziemię. <Niby ona jest Clark, ale to on przejawia jakieś supermańskie zdolności O.O >
Przez tego pojeba muszę się iść myć! Ale spokojnie mam taki pomysł, że będzie płakał, żebym mu wybaczyła! <Mnie nie uspokoiłaś. Kibicuję Shylerowi w jego misji zniszczenia ci życia, rozwydrzony szczeniaczku :v >
***
-Gotowe!-powiedziałam triumfalnie   do siebie, gdy skończyłam pisać ,,list'' dla Shylerka. Jeszcze raz tylko przemyślałam mój plan, żeby wypadł jak najlepiej i poszłam spać.

***
-Bądź grzeczna-upomniała mnie mama, gdy podstawiła mnie pod szkołę.

-Jak zawsze-uśmiechnęłam się sarkaztycznie <Jak bardzo trzeba unikać słowa pisanego, żeby nie potrafić zapisać poprawnie słów bez żadnej trudności ortograficznej… Ktoś tu chce mnie przekonać, że można w życiu przeczytać ujemną ilość książek :”) > i trzasnęłam drzwiami. Z uśmiechem na twarzy ruszyłam w stronę budynku.
-Hej<,> Meghan-usiadłam obok niej na ławce.
-A ty co taka szczęśliwa?-zapytała.
-Bo dziś Shyler zapłaci za swoje czyny.
-Co żeś wymyśliła?-zaciekawiła się.
-Zobaczysz-powiedziałam dumna z siebie.
-Ah<,> Clark-pokręciła głową.
Właśnie zobaczyłam Shylera wysiadającego ze swojego superowego autka. Wyglądał jak zawsze... Czyli jak debil. Idealnie ułożone włosy, na oczach okulary przeciw słoneczne, dżinsowa kurtka i krótkie, zwyczajne spodenki. Pewnym siebie krokiem ruszył<,> nie patrząc na nikogo innego jak na mnie! Cała się zdenerwowałam, gdy zobaczyłam jak lekceważąco na mnie patrzył, a następnie zaśmiał się pod nosem.
<*  *>
-Niedługo ten uśmieszek zniknie z twojej twarzy<,> Alanie Shylery.-powiedziałam do siebie.
-Clark<,> zaczynam się ciebie bać.
-Nie ty powinnaś się mnie bać, lecz ten idiota. <Dolu? Czyż to nie wygląda uroczo, kiedy idiotka usiłuje mówić jak dama?>((Zaiste, rozczulające.)) Chodź<,> idziemy-założyłam torbę na ramię i poszłam w okolicę szafki Shylera<,> bo tam będzie się rozgrywać cała akcja.
-Świetnie, jest dużo ludzi-ciągnęłam za sobą Meghan.-I jest i on!-zobaczyłam jak szatyn podchodzi do swojej szafki. Przyłożył do niej kluczyk i powoli ją otworzył. Wypadło z niej mnóstwo erotycznych zabawek! Wszyscy przykuli uwagę <grubymi łańcuchami – cholera za nic nie chciała być na uwięzi> właśnie na niego i zaczęli się śmiać! ((Okej, wszystko fajnie, ale… Kiedy ona je tam włożyła??? Wpadła na ten genialny pomysł już w domu, a jak rano przyszła do szkoły, to już wszystko było gotowe. W nocy się do szkoły włamała???)) Nagle powoli na podłogę opadł mój list ((Zaraz po napisaniu tego listu poszłaś spać. KIEDY TY GO DO TEJ SZAFKI WŁOŻYŁAŚ???)) Shyler poirytowany sięgnął po kawałek papieru i zaczął czytać mój poemat:
Shylerku kochany, żal mi nawet twojej mamy.
Nie chodzi o rodzinę lecz o twoją wczorajszą zadymę.
Codziennie mnie kusisz by ci przyłożyć, pamiętaj nigdy nie ważę się tego odłożyć.
Czyżby zbladłeś? Co takiego jadłeś?.
Zabawa się dopiero zaczyna, a zemsta rozpoczyna.
Jesteś przydszy((X kurwa D, no po prostu nie wierzę, że ktoś mógł zrobić w tym słowie taki błąd. To musi być jakiś żart.)) niż Hulk (czyt. Halk)((Whoa!!! No nie gadaj! Pojęcia zielonego nie miałam, jak to się czyta! Przecież to WCALE NIE JEST postać, która na stałe wniknęła do popkultury i nawet osoby, które średnio orientują się w uniwersum Marvela wiedzą, jak to się wymawia, bo do tego wystarczy tylko czasami wyjść z piwnicy.)) twoja ukochana:

                                     Clark
<Just… Wow. Jak do tej pory mamy żenujący brak ortografii i interpunkcji, spotęgowany bezsensem i szkolną dramą najniższych lotów. Rymowanka też na poziomie najwyżej przedszkolnym, zepsuty podział na wersy, śmiertelnie raniony rytm i sens, a do tego potraktowanie czytelnika jak ostatniego debila głupszego nawet od bohaterki. Przestępstwo zostało popełnione, więc będzie kara. Według taryfikatora opkoidalnego należy się za to *sprawdza wszystkie wykroczenia* co najmniej 500 karnych uderzeń klawiaturą i zamurowanie drzwi pokoju ałtorki słownikami. Wykonać natychmiast! *idzie po rekwizyty*>
Chłopak zaśmiał się pod nosem i podniósł głowę do góry.
-No wiecie, tyle ich jest, że jeden sprzęt nie wystarczy-wszyscy zachichotali. Chwila? Czy on właśnie obrócił to na jego korzyść? <Nie jestem pewna czy ta deklaracja cokolwiek zmienia w ogólnym odbiorze całości, ale niech mu już będzie. Byle zgnoić bohaterkę>
-Clark<,> to chyba nie zadziałało-szepnęła do mnie Meghan.
-Chwila! Dlaczego oni się rozchodzą?!-spytałam zdezorientowana.
-Niezły wiersz<,> Clark. ((Nieprawda.)) -usłyszałam jego obrzydliwy głos.-Co jest? Czyżby po raz pierwszy twój plan nie wypalił?-miał rację, za każdym razem, gdy chciałam go lub kogoś innego upokorzyć to działało! <Może wtedy jeszcze nie zaangażowałaś wszystkich szarych komórek w bezsensowną nienawiść. Poważnie. Czytelnicy nawet nie wiedzą o co chodzi w tej relacji. Jest bohaterka z wiecznym okresem i złudnym przekonaniem o swojej inteligencji oraz praworządności, która pała nienawiścią do gościa, który żyje niemalże nieszkodliwym dogryzaniem jej. I to on jest zły, chociaż wyraźnie wynika, że ona nie pozostaje mu dłużna i odwdzięcza się pięknym za nadobne. A nienawidzą się, bo tak!> ((No właśnie, skoro to jest jak na razie główny wątek tego *odgłosy wymiotowania* to może przydałoby się jakieś… no nie wiem… WYJAŚNIENIE? Dlaczego miałabym kibicować głównej bohaterce nie wiedząc od czego w ogóle zaczęła się ta nienawiść???))
-Shyler<,> za drugim razem tak łatwo z tego nie wyjdziesz.-obkręciłam się <jak wiertarka udarowa> na pięcie i poszłam jak najbardziej z dala od niego.
-Hej Clark! Mogę to zatrzymać?-usłyszałam za sobą, ale udawałam, że nie słyszę.
-Pieprz się debilu

3.
-Clark, zaczekaj-Meghan dostąpiła mi kroku.
-Nie teraz<,> Meg, muszę coś wymyślić.
-Teraz nic nie wymyślisz tylko stracisz<,> bo pani McHenz chce cię wyrzucić z drużyny cheerlieleaderek. <Okeeeej… Ale po co cała drużyna Cheerlie leaderek? Biedny Cheerlie sam siebie poprowadzić nie umie? :”) >
-Co?-przystanęłam na chwilę.
-Za dużo treningów opuszczasz przez co jesteś w tyle z choreografią.
-Kiedy jest trening?-westchnęłam. ((Ja pierdolę. Później dowiadujemy się, że merysójka jest kapitanem drużyny i… NIE WIE NAWET KIEDY SĄ TRENINGI?))
-Teraz-nacisnęła mocno na wypowiedziane słowo.
-Ugh-wlokłam się na boisko szkolne. <Bo ja jestem taką Mary Sue, że wszystko mam w rzyci, bo tylko zemsta mnie bawi! Doprawdy nie wiem po co w ogóle zadała sobie trud dołączenia do drużyny, skoro wyraźnie nie chce tego robić. I po co walczy o miejsce, którego i tak sobie nie szanuje, bo ą ę zemsta na Shylerze>
-Dzień dobry<,> pani McHenz!-przywitałam się z nią. Nigdy żadna z nas nie lubiła tej babki. Może dlatego, że to zło? ((Zuo wcielone! Jak ona śmie denerwować się na Mary Sue za to, że olewa treningi, a nawet nie wie kiedy są, nie umie choreografii i ma w nosie obowiązki kapitana?! No bezczelna, no!!!!11!1!1)) Mhm...
-Clark! W końcu zaszczyciłaś nas swoją obecnością! Przebieraj się i na boisko! Ruchy, ruchy!-pogoniła mnie.
Poszłam do szatni i szybko się przebrałam. Wychodząc z pomieszczenia<,> zderzyłam się z kimś.
<Ricardo…? To znowu ty?>
-Przepraszam<,> Clark. Znowu to samo-Noah uśmiechnął się. <*gasp* Faktycznie ten sam gościu! Btw on jest tu tylko po to, by bohaterka mogła wytrząsnąć sobie z czaszki ostatnie szare komórki, kiedy tak rozbija mu się o tors…?>
-Nic się nie stało-zarumieniłam się.
-Skoro już się widzimy to może pojdziemy razem na imprezę do Jacka? Będą tam wszyscy, więc ty też musisz być.
-O-okey.-lekko nie dowierzałam tego<,> co się właśnie stało. Noah zaprosił mnie na randkę! <Hola! Na imprezę, a to nie to samo! Randki z założenia powinny być no nie wiem… bardziej kameralne? Intymne? Randka na imprezie ma mniej więcej tyle samo sensu, co randka w kinie :v >
-To w piątek o 16-podrapał się po karku i znikł za ścianą <Jak rasowy Houdini>. Już miałam ruszać dalej, gdy usłyszałam jakieś rozmowy. Po cichutku skradłam się w stronę dźwięków i zaczęłam podsłuchiwać.
-Zgodziła się.-rozpoznałam głos Noah...
-Świetnie.-odezwał się idiota Alan I <Alan Pierwszy? Od kiedy? O.o >. Czyli to była tylko zagrywka? Przesadził!
-Dlaczego to robisz? To spoko laska.-stwierdził.
-Nie ważne. Teraz tylko zawróć jej w głowie i dostaniesz swoją zapłatę. -w moim sercu zebrał się ból. <Jaki ten świat jest zły i okrutny! Wszyscy spiskują, każdy może zdradzić każdego! Ani chybi jesteśmy bardzo blisko polskiego gimnazjum!>
Nie myślałam, że Noah jest do tego zdolny... Owszem po tamtym palancie można się było tego spodziewać, ale po nim? Szybko popędziłam w stronę boiska.
-Dłużej się nie dało?-pani McHenz musiała skomentować. ((I ja się jej wcale nie dziwię. Zrezygnuj, jak tak ci to nie pasuje.))
-Byłam w...
-3 kółeczka dla wszystkich na rozgrzewkę przez panią spóźnialską. -przerwała mi.
-No, ale proszę pani-dziewczyny nie były zadowolone.
-Co mówicie? 4? Wobec tego macie 4 kółka.-usiadła na trybunach.
-Dzięki<,> Clark-usłyszałam pretensję, od którejś z dziewczyn. Po chwili każda zaczęła robić swoją powinność. <Jakież one wszystkie tępe… Dyć są sportowcami! Nie dość, że takie cztery kółeczka powinny machnąć od ręki, to jeszcze bieganie raczej jest stałym elementem rozgrzewki jako takiej. A tu pretensje, bo – mujeju mujeju – każą biegać na treningu *tik irytacji*>
-Meghan<,> wież ((No ok, zaczynam wierzyć, że Apo ma rację i faktycznie można przeczytać ujemną liczbę książek.)) co się stało?-podbiegłam do dziewczyny.

<*  *>

-Nie, ale zaraz się dowiem.
-Noah zaprosił mnie na imprezę do Jacka.
-Serio?!-podeks((c))ytowała się.
-Tak, ale to nie koniec. Zaprosił mnie dlatego<,> bo Shyler ma mu zapłacić.
-Żartujesz?-spytała na co pokręciłam głową-I co teraz?
-Teraz jestem o krok do przodu i mam przewagę. Muszę tylko coś wymyślić.
Oceny wystawione? Będzie czerwony pasek czy brakuje? <Tobie z polskiego na pewno brakuje, moja droga :”) >


4.
Po skończonym treningu szybko się odświeżyłam i ubrałam. Obmyśliłam już wszystko co do tych dwóch gnojków. Zaraz matma, więc się zrywam. ((Wait, czy treningi nie są przypadkiem po lekcjach? A może ona zwykły w-f z treningiem pomyliła?)) Nie obchodzi mnie fakt, że matka i wychowawczyni będą miały wąty. <*wzdryga się* Co za obrzydliwe słowo…>
-Meghan!-podbiegłam do uczącej się dziewczyny.-Musisz mi pomóc.
-W czym?-zmarszczyła brwi.
-Pamiętasz, że...-odciągnęłam ją na bok-miałam wymyślić plan?
-O nie, nie moja droga. Nie mieszaj mnie w to.-zaprzeczyła. <Kolejny głos rozsądku! Tylko Mary Sue nadal bezdennie głupia i zaślepiona>
-A pamiętasz jak ten burak Shyler wyśmiewał się z twoich skarpetek?-próbowałam ją przekonać. <To nie jest powód do zemsty.>
-Clark! Nienawidzę cię -jęknęła-Co mam zrobić? ((Postawmy znicz dla głosu rozsądku. [*]))- spytała.
-Jest!-krzyknęłam triumfalnie.-No to tak...-zaczęłam opowiadać jej o wszystkim. -I to tyle.-w tym samym czasie zadzwonił dzwonek. <Ah. Widzę plan na poziomie!>
-Niech ci będzie, ale wszelkie nie powodzenia zrzucę na ciebie.
-Ok.
-Chodź na lekcję.
-Zaraz przyjdę-skłamałam<,> bo wiedziałam, że będzie mi truła i tak, żeby mnie nie widziała wymknęłam się z budynku.
-Kuźwa-przeklnęłam cicho <Badass, ale nie tak, żeby brzydko kląć *^* >((Jeszcze mama będzie chciała przeczytać te wypociny i będzie pszypał.)), gdy upadłam na ziemię. Dlaczego ktoś cały czas na mnie wpada?! <Bo ałtorka nie zna innego sposobu spotykania ludzi?>-Ślepy jesteś czy co?!-zobaczyłam twarz tego dupka (Shylera oczywiście) <(don’t say… Byłam pewna, że to znowu Noah-Ricardo)>.
-Ja? To ty szłaś jak szalona.
-Pieprz się<,> śmieciu.-chciałam odejść jednak on bez najmniejszego problemu mnie zatrzymał.
-Co jest Clark? Zła jesteś bo chłopak cie rzucił? Ups ty nie masz chłopaka. <Shyler… Ja cię lojalnie ostrzegam, że takimi tekstami stracisz tę cudem wywalczoną moją przychylność…>
-Trudno nie być złą<,> mając przed sobą debila.
-Ah<,> Clark... Poczekaj jeszcze trochę<,> a tak dam ci popalić, że odechce ci się żyć. <Shyler… *grozi palcem*>
-Świetnie. Czekam-ominęłam tego brzydala. Kurde, kończą mi się na niego przekleństwa trzeba wymyślić coś nowego. <Może obejrzyj więcej kreskówek? Przy okazji podbijesz poziom swoich odzywek, słonko> ((Ach, te ich przekomarzania są takie urocze. Aż mam flashbacki z podstawówki. *ociera łezkę*))
***
Lekko zamknęłam drzwi, żeby mama nie słyszała, że jestem. Z zawodu jest architektem, więc mam przerąbane<,> bo siedzi całymi dniami w domu. <Nie wiem na jakich prawach jedno z drugim się łączy>

-Co tu robisz?-spytała gniewnym tonem.
-O matko, jest koniec roku i nie opłaca się chodzić do szkoły-ominęłam ją.
-Opłaca czy nie, jeśli jeszcze raz-nagle zadzwonił jej telefon. Prowadziła z kimś któtką <Hell yeah! Niech żyje nieczytanie wypocin przed publikacją!> rozmowę po czym rozłączyła się-Pięknie! O 16 mamy się wstawić w gabinecie dyrektora <Wohoho… To szykuje się grubsza zabawa O.o >. Co ja mam z tobą zrobić? Staram się jak mogę, żeby cię wychować, a ty?
-Dobra już, skończ-wspięłam się po schodach do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi i wyszłam na balkon. Po chwili nikotyna wypełniała moje płuca. Jeśli chodzi o szkołę uczę się w miarę, ale tak strasznie nie chcę mi się chodzić to tego zakładu dla debili! <Powinnaś się tam czuć jak w domu, Sue. To w końcu zakład dla debili> Między innymi chodzi mi o Shylera. Idiota number one.
-Kochanie-usłyszałam pukanie do drzwi. Szybo zgasiłam papierosa i wzięłam do buzi gumę do żucia ((*śmiech* Czy twoja mama jest pozbawiona węchu? Jeśli nie, to ta guma raczej wiele ci nie pomoże.)).-Juliet? <Juliet…? *łączy wątki* Teraz scena balkonowa ma więcej sensu!> Jesteś tam?-chwyciła za klamkę.
-Nigdy więcej nie mów do mnie po imieniu ((*gasp* Perunie, jak ty się zasrany pustaku do matki zwracasz?! Mujborze, jakbym ja zabroniła mamie zwracać się do mnie po imieniu, to od razu znalazłabym się na SOR-ze. A ta tępa idiotka jeszcze próbuje nam wmówić, że ma taką okropną matkę!)) -otworzyłam drzwi i zeszłam po schodach na dół. Nie to, że nie podoba mi się moje imię, ale większość nazywa mnie po nazwisku i tak to się przyjęło. Właściwie to mało osób wie, że mam na imię Juliet. A z resztą... Nie ważne. <Wait. Chcesz mi powiedzieć, że w szkole, gdzie odczytuje się listy obecności, a imię widnieje na każdym dokumencie, kartkówce i sprawdzianie, udało ci się zachować swoje imię w sekrecie? Chyba kpisz> ((Nie pierwszy raz zresztą.))
-Chodź-pogoniła mnie mama, gdy zasówałam <Widać, oj widać, że nie tylko bohaterka nie pojawia się w szkole zbyt często… To nawet nie jest zabawne. To jest tragiczne, że osoba, która podejmuje się pisania czegokolwiek nie zna podstawowej ortografii i myli znaczenia prostych słów.> buty.
***
Obie wysiadłyśmy z samochodu i w ciszy kierowałyśmy się do tego zła inaczej zwanej szkoły. <To zdanie sensu niet za grosz :”) >

-Zapraszam-uśmiechnęła się <pani> dyrektora do mojej mamy.
-Ty tu zaczekaj-gdy chciałam wejść mama mnie zatrzymała.
Świetnie! Będą mnie obgadywać, a ja bezczynnie siedzieć. <To po co cię w ogóle zabierała? A, no tak. Imperatyw> Wyjęłam, więc telefon i zaczęłam przeglądać instagrama. Nagle do moich uszów dotarło brzmienie gitary. Zaciekawiło mnie kto tak pięknie gra, więc ruszyłam w stronę dźwięków. <Wy już wiecie kto, nie?>
-Shyler<,> ty umiesz grać?-zdziwiłam się widząc tego szmaciarza.
-Jak widać Clark-odłożył instrument.-Słyszałem, że Noah zaprosił cię na imprezę, jeden głupi się trafił. No chyba, że chce cię zaliczyć.
-Zamknij się Shyler.-uciszyłam go-Skoro ty masz takie rozumowanie nie znaczy to, że wszyscy mają taki sposób myślenia. I dzięki Bogu<,> bo wszyscy by byli idiotami.-odeszłam<,> tym samym wygrywając dyskusję. <Nie. To za cholerę tak nie działa, słoneczko> ((Czyyyli, jeśli jakieś  wojsko ucieknie z pola bitwy, to automatycznie tę bitwę wygrywa?)) Już jutro na tej cholernej imprezie sprawię, że stanie się pośmiewiskiem całej szkoły!
Jak myślicie co wykąbinowała Clark? <Na pewno nie poszła po słownik ortograficzny :”) >

5.
-Moja droga panno czy ty wiesz co to znaczy wydalenie ze szkoły?!-trzasnęła drzwiami wejściowymi.
-To tylko wagary.-nie rozumiałam o co tyle szumu. ((I ty się dziwisz, że matka traktuje cię jak dziecko.))
-No to przez te wagary możesz TYLKO zostać wywalona ze szkoły! Powiedz mi dlaczego tak się zachowujesz? Chcesz mieszkać z ojcem?
-Wiesz co? Może byłoby lepiej<,> bo na matkę to ty się nie nadajesz! ((*headdesk*)) <Ja pier… Ta kobieta niczego złego nie zrobiła. Poza tym, że się martwi i wyraźnie nie jest jej wszystko jedno, a powinno być, patrząc na to jaką tępą sukę trzyma pod dachem. Boru! Jak ja nienawidzę tej… tej… *wstaw dowolnie obraźliwy opis*>
-Ja przynajmniej się tobą interesuję, a nie to co twój tatuś!-krzyknęła za mną, ale ja nie zwracałam uwagi na to co mówi. Wszystkie matki są takie denerwujące? <Tylko te, których córki są głupiutkimi jak pantofelki ścierwami :* > ((Ja to się dziwię, że ta kobieta jeszcze cię do okna życia nie wepchała, Juliet.))
Od Noah:
Pamiętaj, jutro 16:00
Do Noah:
Jak mogłabym zapomnieć? :)
Jedyny plus jutrzejszego dnia? Utrę nosa dwóm idiotą... <*idiotom. Idiotą jesteś co najwyżej ty, Julietko.>
***
-Meghan!-dogoniłam idącą w stronę szkoły dziewczynę-Wiesz jaki dzisiaj dzień? <Twój ostatni, mam nadzieję…>

-No nie wiem.
-Dziś jest piękny dzień!
-Naćpałaś się?
-Nie, Meghan<,> dziś zmyję uśmieszek z twarzy Shylera! No i tego drugiego jak mu tam? Nho? Nocha? <Jak to szło? „Noah to moja miłość od pierwszej klasy liceum. Jest przystojny, szarmancki, wysportowany i szanuje dziewczyny” Skleroza to paskudna choroba.>
-Noah-zaśmiała się. ((Boki zrywać))
-A tak! Dobra idę kupić sobie bułkę w sklepiku, idziesz ze mną?
-Nie, przypomnę sobie chemię, a ty się nie uczysz?
-Chemia to prościzna, wystarczy logicznie myśleć-powiedziałam zgodnie z prawdą. <Czyli, Sue, i tak nie zdasz. Słusznie. Po co się uczyć w takim razie>
-Clark, powiem ci... Nie rozumiem cię. Przecież, gdyby nie te wagary byłabyś jedną z najlepszych uczennic w naszej klasie <*tłumi parsknięcie śmiechem* Oszywiście.> i nawet ani razu nie spoglądając do książki<,> a ty lecisz na trójach.
-Bo, żeby mnie zrozumieć trzeba być nie źle popierdolonym, na razie Meg-ruszyłam w stronę sklepiku... Przedemną stały dwie osoby. Spokojnie sobie stałam, gdy nagle usłyszałam czyjś irytujący, idotyczny, pedalski, debilski, wkurzający, smarkaty, zeszmaciały głos. <Ohoho! To żeś popłynęła z określeniami. Ale ja też tak umiem! Sue jesteś sukowatą, zidiociałą, zdrowo pieprzniętą, rozpieszczoną, chamską, skretyniałą, opóźnioną w rozwoju, pomyloną, tępą, narcystyczną, agresywną, rozwydrzoną córą Koryntu. A do tego imbecylem jakiego świat nie widział oraz pretendentem do Nagrody Darwina :)  >

((Stephen Colbert Wow GIF
Wygrałaś.)) <*kłania się nisko*>
-Cześć<,> Clark-przywitał się Shyler na co przemilczałam. <A ałtorka także próbuje się dorobić własnej listy niemiłych określeń… Jak można aż tak nie trafiać w dobre słowa…> Nagle obok nas przeszedł Noah i puścił mi oczko, które jeszcze lada moment<,> a będzie podbite.
-Może cię zaliczy.-skomentował<,> a ja najmocniej jak potrafiłam nadepnęłam na jego stopę.
-Dzień dobry poproszę-nagle moim oczą <*oczom, na litość czegokolwiek, OCZOM> ukazały się świeżutkie truskaweczki! Były takie czerwione i wyglądały naprawdę smacznie! <Ofc. W każdym sklepiku szkolnym od ręki kupisz truskawki> ((I to jeszcze w okolicach kwietnia/marca. Na początku Meghan wspominała, że za dwa miesiące zaczynają się wakacje, co w Ameryce ma miejsce w maju/czerwcu. No, chyba, że jesteśmy w Anglii, tam zaczynają się w lipcu.))
-Halo<,> zamawiasz coś? <Prędzej kupuje, ale… Ałtorka nie wie jak się robi słowami i już :”) >-Shyler nie cierpliwił się na co przekręciłam oczami.
-Poproszę truskawki.-Truskawki to jest moja słabość kocham je! Każdy kto mnie zna wie, że to owoc mojego życia.
-Ile?-spytała pani w sklepiku.
-5.
-5 truskawek?.
-5 opakowań.-chciałam jak najszybciej dostać swoje kupno w ręce.
-Proszę.-podała mi owoce i cenę. Dałam jej banknoty do ręki.
-Pilnuj się<,> Shyler-szepnęłam do niego i odeszłam.

6.
Lekcje mijały szybko... Nadszedł czas na ostatnią lekcję jaką jest w-f. Razem z Meghan przebrałyśmy się w strój i pobiegłyśmy na boisko.
-Clark ponownie na moich zajęciach? W takim razie promocyjnie dzisiaj dwa kółeczka. Raz, raz-pośpieszyła ich trenerka, gdy zaczęły narzekać. I tak właśnie upłynęła nam lekcja... <Na przebiegnięciu dwóch kółek dookoła. Zaiste wielkie to musiałby być okręgi, jeśli tyle to trwało> ((Albo bohaterka co chwilę gubiła drogę. Życie z dwiema szarymi komórkami musi być trudne.))
***
Wzięłam szybki prysznic, wybrałam strój i zrobiłam makijaż. A co założyłam? Otóż zwykłą czerwoną sukienkę z rozcięciem na prawym udzie. <Ok. Tutaj warto dla odmiany napisać coś miłego. Jak możecie zauważyć nie ma tutaj zdjęcia. Co więcej, opis nie zawiera nie wiadomo jakich cudów z opisywaniem jaka to nasza Mary Sue nie jest. Jest prosty, nieco skromny, ale zupełnie wystarczający. Można? Można.> Napisałam do Meghan z pytaniem czy jest gotowa na co odpowiedziała twierdząco. Pozostało czekać tylko na moją ofiarę.

Od Noah:
Czekam przed twoim domem. ;)
Do Noah:
Już idę.
Złapałam za swoją torebkę, do której wrzuciłam telefon i powoli ruszyłam w stronę drzwi. A co? Jak ,,kocha'' to poczeka. <Jak dla mnie to ty się w nim podkochujesz, a nie on w tobie. Ta sieć intryg mnie wykończy…> ((Jest jeszcze lepiej niż w „Koronie królów”))
-Hej-weszłam do samochodu chłopaka.
-Cześć-pocałował mnie w policzek. Fuj! Kiedyś oddałabym za to wszystko, a teraz? Ohyda! <Dwubiegunówka, ot i wsio>-Wyglądasz pięknie.
-Dziękuję-pięknie? Chyba chciał powiedzieć: Niesamowicie. <Oh, skromność to twoje drugie imię, Julietko *prycha z pogardą*> Mniejsza z tym... Chcę już zrealizować mój plan! Powoli przekręcił kluczyki w stacyjce, i gdy usłyszał odgłos zapalonego silnika chwycił za kierownicę...
***
Zaparkowaliśmy obok domu Jacka, a następnie przekierowaliśmy <ruch uliczny> się w stronę imprezy...

Alan <To nie ma w tym miejscu najmniejszego sensuuuu… *wyje w niebogłosy*> ((Ale dlaczego.))
-Chłopaki, Clark zapłaci za wszystko co do tej pory mi zrobiła-wypiłem resztkę alkoholu w kubeczku, który był w mojej ręce.
-No weź... nie zła <i na pewno nie dobra> z niej sztuka-odezwał się Cameron.
-No brzydka nie jest-zgodził się z nim Erick.
-Fu! To Clark! Jest brzydsza niż noc-popiłem kolejnego drinka-W życiu bym jej nie tkną nawet kijem przez szmatę! <Biednyś. Jeszcze nie wiesz co imperatyw dla ciebie zaplanował…>-W tym momencie wyplułem ciecz w moich ustach. Clark ona... ona ładnie wygląda!
Clark
***
Wszystko szło zgodnie z planem. Oboje powoli upijali się do nieprzytomności. Meghan kontrolowała Shylera<,> a ja Noah.
-No to na raz!-przydzwoniłam kubeczkiem z alkoholem ((One są zazwyczaj plastikowe. Nie wyobrażam sobie jak mocno musiałabyś przywalić, żeby to wydało taki dźwięk.)). Gdy tylko Noah przymrurzył oczy wylałam płyn do kwiatka stojącego obok. <Jakże wygodnie i efektownie długo te swoje ślepia przymrużył! Vive la Imperatyw!>
Do Meghan:
Ofiara numer 2 gotowa.
Od Meghan:
Ofiara numer 1 również. Widzimy się przy schodach...
Gdy otrzymałam od niej wiadomość postanowiłam działać.
-Chodź Noah. Zaprowadzę cię gdzieś.-wzięłam go pod pachę i poszłam w umówione miejsce.
-Ty wchodzisz pierwsza-zarządziłam, a ona razem z kompletnie pijanym Shylerem weszła po schodach. Bardzo uważnie patrzyłam czy ktoś przypadkiem nie widzi tego co właśnie się dzieję, ale większość towarzystwa bawiła się w nalepsze. <Ta. W domu pełnym ludzi takie podchody to na mur beton się udadzą. No nie ma cholery, żeby ktokolwiek się zorientował, nie? *złośliwy chichot*>
***
-Piona! Udało się!-przybiłam piątkę z dziewczyną. 

-Wyszło mega-stwierdziła.
-No, a jak? Wyszło genialnie!-powiedziałam trochę głośniej.
-Dobra nie wiem jak ty, ale ja spadam. Narka-wyszła z pomieszczenia. Już miałam wychodzić, ale do głowy wpadł mi jeszcze jeden pomysł! Podeszłam do łóżka, w którym oboje leżeli. Powoli rozpięłam koszulę Shylera, a na skutek czego zaczęło ujawniać mi się jego wyrzeźbione ciało ((Ofkors, wszak nienawiść od miłości dzieli tylko cienka linia.)). W końcu Shyler trenuje boks i piłkę nożną. Z rzuciłam z niego górną część garderoby. Oczywiście za dolną się nie zabieram. To samo zrobiłam z bluzką Noah i dla lepszego efektu porozrzucałam ich ubrania po całym pokoju.  <W sensie dwie męskie koszulki. Normalnie szał ciał, patrząc na to, że mężczyźni raczej mogą się pojawiać w swoim towarzystwie bez koszulek :”) > Zrobiłam dodatkowe zdjęcia i to wygląda jakby naprawdę się przespali! <Ale w spodniach, więc się nie liczy! O!> ((Bezpieczny seks nabiera nowego znaczenia. A tak na serio, ona teraz dopiero wpadła na ten szatański pomysł, no nie? W takim razie co wcześniej planowała? Że po prostu połozy ich pijanych obok siebie? To miała być ta genialna zemsta?))
-Zobaczymy Shyler kto wygra-szepnęłam i chwyciłam za klamkę.
-Jess-wymamroczał <*headdesk*> do siebie na co prychnęłam. Jess to jego była, z którą przez totalny przypadek zerwał. A no tak! Nie mógł z nią zerwać<,> bo nigdy z nią nie był, jeżeli już to wiecie co robili... <Takie… Ehehehe… Takie słowo, wiecie… *mryg mryg* Takie które badassowi nie przejdzie przez delikatne gardełko! iks-kurna-de>
-Shyler ty się nigdy nie zmienisz-wyszłam z pokoju<,> zostawiając chłopaków samych ze sobą.
<I tym optymistycznym jak wizja Sue spadającej ze schodów akcentem kończymy! See ya all later babe!>