Autor: Zuz908 (Wattpad)
Komentują:
* <Apocalyptical>
* ((Dola))
* {Nyan}#5
Z<wiązek>.P<olskich>.W<iewiórek> Jeff'a <Powraca w blasku chwały po stoczonej bitwie. Sztandary powiewają, hymn rozbrzmiewa donośnie z setek wiewiórczych gardeł, poległych grzebie się na uświęconej ziemi pod pradawnym dębem...>
Cały czas myślałem o niej((, o zagubionej logice tego dzieua)). O jej słodkim uśmiechu, {poprawnej interpunkcji}, o tych dużych oczach ((Zakochany Jeff. Co za obrzydliwa profanacja.)) <Spokojnie, Jeff. Błądzić jest rzeczą ludzką>. Nie wiem co się ze mną działo ((Imperatyw narracyjny wrzyna ci się w dupę i zmusza do zakochania w kawałku kartonu, potocznie zwanym Anastazie.)). Ostatnio miałem mniejszą ochote<*ę... Znowu do tego wracamy?> na zabijanie, nie sprawiało mi to tak wielkiej przyjemności jak przedtem {TFU! Zdarzyło mi się już kilkakrotnie być świadkiem (i ofiarą) podobnego “przeinaczania” charakteru czyjejś postaci dla własnej wygody. Nie mam zielonego pojęcia, kto stworzył postać Jeffa the Killera, ale widząc naszego Dżefa pewnie by sobie strzelił w skroń.} ((Jak już wspominałam, nie czytam creepypast, ale nawet mnie boli to, co ałtorka zrobiła Jeffowi. Jak można tak bardzo oddalić się od oryginału?)) <*przeładowuje dwururkę* Nie można.>. Nie mówie<*ę>, że nie mam tej żądzy mordu. {Tia, jasne. Wmawiaj sobie. Imperatyw już ci skręcił sznur.} Po prostu stała się mniejsza. <Jak stanowczo nie przystało sztucznie wykreowanemu seryjnemu mordercy-psychopacie...> W związku z powyższym {zdecydowałem się zakończyć ten marny żywot, gdyż straciłem swój jedyny sens istnienia. Swoją kolekcję noży przepisuję Clockwork, a jako ostatnią wolę - trzymajcie Eyeless Jacka z dala od mojego pokoju.} zamiast włazić komuś do domu, postanowiłem przejść się po parku. {Znajcie łaskę pana, nędzne ludzkie stworzenia.} Noc była ciepła, drogę oświetlały blade światła latarń. Po pół godzinie znudziło mi się to. Więc poszedłem do niej. Mimowolnie {*Z woli imperatywu} się uśmiechnąłem pod nosem. Drzwi do jej domu były otwarte. Przyznam, troszkę mnie to zdziwiło. {Refleks. Szachisty.} ((Znowu. Te. Cholerne. Kropki. Nyan. Szykuj. Benzynę. {Z. Przyjemnością.} Ja. Idę. Po. Miotacz. Ognia.)) <Ain’t. No. Rest. For. The. Wicked.> {Logic. Doesn’t. Grow. On. Trees.} Wszedłem do środka. Na ((*W)) przedpokoju <Na przedpokoju, czyli... w jakimś pokoju na piętrze czy na dachu? O.o> {W teksturach.} leżała nieprzytomna((,)) białowłosa dziewczyna z pociętymi rękami i nogami.
Cały czas myślałem o niej((, o zagubionej logice tego dzieua)). O jej słodkim uśmiechu, {poprawnej interpunkcji}, o tych dużych oczach ((Zakochany Jeff. Co za obrzydliwa profanacja.)) <Spokojnie, Jeff. Błądzić jest rzeczą ludzką>. Nie wiem co się ze mną działo ((Imperatyw narracyjny wrzyna ci się w dupę i zmusza do zakochania w kawałku kartonu, potocznie zwanym Anastazie.)). Ostatnio miałem mniejszą ochote<*ę... Znowu do tego wracamy?> na zabijanie, nie sprawiało mi to tak wielkiej przyjemności jak przedtem {TFU! Zdarzyło mi się już kilkakrotnie być świadkiem (i ofiarą) podobnego “przeinaczania” charakteru czyjejś postaci dla własnej wygody. Nie mam zielonego pojęcia, kto stworzył postać Jeffa the Killera, ale widząc naszego Dżefa pewnie by sobie strzelił w skroń.} ((Jak już wspominałam, nie czytam creepypast, ale nawet mnie boli to, co ałtorka zrobiła Jeffowi. Jak można tak bardzo oddalić się od oryginału?)) <*przeładowuje dwururkę* Nie można.>. Nie mówie<*ę>, że nie mam tej żądzy mordu. {Tia, jasne. Wmawiaj sobie. Imperatyw już ci skręcił sznur.} Po prostu stała się mniejsza. <Jak stanowczo nie przystało sztucznie wykreowanemu seryjnemu mordercy-psychopacie...> W związku z powyższym {zdecydowałem się zakończyć ten marny żywot, gdyż straciłem swój jedyny sens istnienia. Swoją kolekcję noży przepisuję Clockwork, a jako ostatnią wolę - trzymajcie Eyeless Jacka z dala od mojego pokoju.} zamiast włazić komuś do domu, postanowiłem przejść się po parku. {Znajcie łaskę pana, nędzne ludzkie stworzenia.} Noc była ciepła, drogę oświetlały blade światła latarń. Po pół godzinie znudziło mi się to. Więc poszedłem do niej. Mimowolnie {*Z woli imperatywu} się uśmiechnąłem pod nosem. Drzwi do jej domu były otwarte. Przyznam, troszkę mnie to zdziwiło. {Refleks. Szachisty.} ((Znowu. Te. Cholerne. Kropki. Nyan. Szykuj. Benzynę. {Z. Przyjemnością.} Ja. Idę. Po. Miotacz. Ognia.)) <Ain’t. No. Rest. For. The. Wicked.> {Logic. Doesn’t. Grow. On. Trees.} Wszedłem do środka. Na ((*W)) przedpokoju <Na przedpokoju, czyli... w jakimś pokoju na piętrze czy na dachu? O.o> {W teksturach.} leżała nieprzytomna((,)) białowłosa dziewczyna z pociętymi rękami i nogami.
-Ana! -krzyknąłem. Poruszyła się. Podniosłem ją, a ona jękneła. -Jeff {*Dżef}... ((Kiedy ona wreszcie umrze?)) <Zdaje się, że nigdy. Imperatyw stale przepompowuje jej w żyły nowe dawki krwi, żeby wykrwawiała się w nieskończoność. Okrutny imperatyw> {To Mery Su. Umieranie im się z reguły nie zdarza.}
Z<wiązek>.P<olskich>.W<iewiórek> Anastazie <Leczy rany po sromotnej porażce. Liczba poległych przekroczyła liczbę ocalałych, nikt nie wita ostatnich bohaterów, gdyż w obozie ogłoszono żałobę. O tej klęsce z pewnością nie powstaną legendy.>
Otworzyłam oczy. Mrugne<*ę. To już nie jest zabawne>łam kilka razy, odganiając czarne kropki latające mi przed oczami ((Łap je, może to przecinki!)) <Albo ogonki, które uciekły od „e”!> {Ja tam obstawiam szarańczę}. Udało mi się ustalić tylko tyle, że {moje} leże {zostało doszczętnie splądrowane przez trzy czarno-różowe zebry śpiewające “Odę do radości”. Ile logiki dostanę, tyle zamierzam dawać.} <Ałtorko. Pozwól, że zacytuję ci coś niesamowicie adekwatnego do tego co wyrabiasz. Obserwuj uważnie: „SiedzĘ | Czasem cos bredzĘ | Na moją wiedzĘ nie wpływa żadna myśl | Dlatego leżĘ | Sam już nie wierzĘ”> w nie swoim ((Spacjo, idź sobie!)) łóżku, w nie swoim pokoju. Cholera, czy ja coś piłam? <Może powinnaś była coś wypić. {Polecam wybielacz.} Może wtedy dałoby się jakoś sensownie cię usprawiedliwić z tego całego bezsensu minionej analizy> Nagle przypomniały mi się ostatnie wydarzenia. Spojrzałam na pasmo włosów. Białe. <Czarne. Czerwone. Zielone. Niebieskie. Pomarańczowe. Różowe. – co za różnica, jeśli cudem po raz drugi uniknęłaś śmierci?>
Otworzyłam oczy. Mrugne<*ę. To już nie jest zabawne>łam kilka razy, odganiając czarne kropki latające mi przed oczami ((Łap je, może to przecinki!)) <Albo ogonki, które uciekły od „e”!> {Ja tam obstawiam szarańczę}. Udało mi się ustalić tylko tyle, że {moje} leże {zostało doszczętnie splądrowane przez trzy czarno-różowe zebry śpiewające “Odę do radości”. Ile logiki dostanę, tyle zamierzam dawać.} <Ałtorko. Pozwól, że zacytuję ci coś niesamowicie adekwatnego do tego co wyrabiasz. Obserwuj uważnie: „SiedzĘ | Czasem cos bredzĘ | Na moją wiedzĘ nie wpływa żadna myśl | Dlatego leżĘ | Sam już nie wierzĘ”> w nie swoim ((Spacjo, idź sobie!)) łóżku, w nie swoim pokoju. Cholera, czy ja coś piłam? <Może powinnaś była coś wypić. {Polecam wybielacz.} Może wtedy dałoby się jakoś sensownie cię usprawiedliwić z tego całego bezsensu minionej analizy> Nagle przypomniały mi się ostatnie wydarzenia. Spojrzałam na pasmo włosów. Białe. <Czarne. Czerwone. Zielone. Niebieskie. Pomarańczowe. Różowe. – co za różnica, jeśli cudem po raz drugi uniknęłaś śmierci?>
-Nie... -łzy napłyne<*Ę>ły mi do oczu. Nakryłam kołdrą głowę i łkałam. ((Dobrze rozumiem? Najbardziej rozpacza z powodu włosów?)) <Stan zagrożenia życia z powodu utraty krwi nie ma znaczenia, kiedy ktoś wybiela ci włosy. Farby do włosów nie istnieją, więc oznacza to, że już do końca świata będziesz wyglądać jak dziwadło> {Nawet jeśli już wcześniej wyglądałaś jak chodzący trup przez rozległe zagojone blizny po oparzeniach trzeciego (do potęgi drugiej) stopnia.}
Z<wiązek>.P<olskich>.W<iewiórek> Jeff'a <Odbywa właśnie honorowy pochód zwycięzców pod łukiem triumfalnym w swojej wiewiórczej stolicy. Wiwatom nie ma końca.>
Wszedłem ((Dobrze, że nie „weszłem”.)) do pokoju. Podeszłem <I po co wywołałaś? *^*> {Szkoda, że nie potrafię syczeć jak prawdziwy kot...} ((Kur… *bierze głęboki wdech* O nie, tym razem mnie nie sprowokujesz.)) do owiniętej w kołdrę Any. Clockwork zniszczyła jej psychike<Ę, ok?>. ((Clockwork. Bo tamto podpalenie nie zrobiło na Anie żadnego wrażenia.)) {Ani życie ze świadomością, że ktokolwiek cię porwał i podpalił nadal jest wolny.} Kiedy dziewczyna się trochę uspokoiła, Clock wysłała jej karteczke <*odlicza od dziesięciu w dół* *karteczkę> z wiadomością, że jej rodzice nie wrócą. Zabiła ich. ((Mówiłam! Nyan, odhaczaj kolejną kliszę! {*odhacza z westchnieniem* So predictable...} Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie prawdziwej miłości!)) <Mreh -_- >
Wszedłem ((Dobrze, że nie „weszłem”.)) do pokoju. Podeszłem <I po co wywołałaś? *^*> {Szkoda, że nie potrafię syczeć jak prawdziwy kot...} ((Kur… *bierze głęboki wdech* O nie, tym razem mnie nie sprowokujesz.)) do owiniętej w kołdrę Any. Clockwork zniszczyła jej psychike<Ę, ok?>. ((Clockwork. Bo tamto podpalenie nie zrobiło na Anie żadnego wrażenia.)) {Ani życie ze świadomością, że ktokolwiek cię porwał i podpalił nadal jest wolny.} Kiedy dziewczyna się trochę uspokoiła, Clock wysłała jej karteczke <*odlicza od dziesięciu w dół* *karteczkę> z wiadomością, że jej rodzice nie wrócą. Zabiła ich. ((Mówiłam! Nyan, odhaczaj kolejną kliszę! {*odhacza z westchnieniem* So predictable...} Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie prawdziwej miłości!)) <Mreh -_- >
-Nie płacz-pogłaskałem ją po plecach. -pokaż. -delikatnie zdjąłem kołdrę z jej głowy. -nie jest tak źle. - <To jest tak fatalnie napisane... Tak bardzo dało się to poprawić kilkoma wielkimi literami zamiast przypadkowo postawionych kropek...> {Bardziej mnie boli fakt, że dałoby się to napisać LOGICZNIE i zrobić z tego PRAWDZIWY thriller psychologiczny, ale PO CO?!} spojrzała na mnie, by upewnić się czy nie kłamie ((kto?)) {Chochlik Przytuła?} <Kosmita za oknem, a kto inny?>. Nie kłamałem. Wyglądała przepięknie. ((Wydaje mi się, czy ona naprawdę martwi się tylko o te cholerne włosy?)) <Ich oboje obchodzą tylko jej włosy <.< > {Wszak pięknym jest tylko ten o pięknych włosach. Steve Harrington ze Stranger Things jak najbardziej by się zgodził.}
Pogłaskałem ją po policzku. Przytuliła się do mnie. ((Za dużo czułości. IdĘ rzygać.)) {Potrzymam ci twoje przepiękne włosy, inaczej ludzie będą cię wytykać palcami na ulicy.}
Pogłaskałem ją po policzku. Przytuliła się do mnie. ((Za dużo czułości. IdĘ rzygać.)) {Potrzymam ci twoje przepiękne włosy, inaczej ludzie będą cię wytykać palcami na ulicy.}
-Gdzie jesteśmy?- zapytała.
-W domu Slendermana {Ja pier...} ((Brace yourself. Profanacja kolejnej postaci is coming.)) <*potrząsa bojowo plikiem kartek z The Arrival* Komuś stanie się krzywda...> {Czy to poważnie na podstawie tego fandomu z “Willą Creepypast”? Nie sądziłam, że to może stać się jeszcze bardziej bezsensowne...}. -spojrzą ((Oni w czasie przyszłym.)) na mnie ze strachem w oczach. -nie bój się((, wszak jesteś tylko w domu seryjnego mordercy, psychopaty bez sumienia. Co może ci się stać?)) <Zgodnie z trendem to nawet nie tyle dom seryjnego mordercy, co cała rezydencja pełna psychopatycznych zabójców, usytuowana w malowniczym lesie na nie mniej malowniczym zadupiu> {Na NIEmalowniczym nie godzi się mieszkać}. W razie czego obronie <Ę , litości, ałtorko... Litości ;-;> cię. -pocałowałem ją w czoło {*powstrzymuje odruch wymiotny* Jeff the Killer. Całujący kogoś w czoło. Nie w kontekście ironii. Nie umiem tego przetrawić}. Zeszła ze mną na dół. Podeszła do nas Jane {Żadnego przedstawienia postaci dla ludzi nieobeznanych w fandomie? Nie? Ok...}, jak zwykle zpiorunowała <ssssssssss...>
mnie wzrokiem i zwróciła się do Anastazie.
-Masz. - podała jej ubrania. -przebierz się. -Ana wzięła ubrania ((Tak dawno nie było żadnych powtórzeń…)) i poszła do łazienki. Wróciła ubrana w czarną bluzę, krótkie szorty ((Szorty zazwyczaj są KRÓTKIE.)) i czerwone trampki. <Klisza <.< > {*rozgląda się* Gdzie moja lista?!} Wzie<Ę>ła mnie za ręke<ĘĘĘĘĘĘ>.
-Chodź, przedstawię ci resztę. -powiedziałem.
************************************
Kocham was ludziska! Tyle miłych komentarzy ^^ ((*konsternacja* Znaczy… to naprawdę się komuś podoba? Ktoś to czyta i sprawia mu to przyjemność?)) <To masochiści – czytają to z własnej nieprzymuszonej woli... Tak jak my, ale jakby mniej inteligentnie> Nawet nie wiecie jak mnie to motywuje. Dziękuję. <Ależ proszę bardzo.>
Kocham was ludziska! Tyle miłych komentarzy ^^ ((*konsternacja* Znaczy… to naprawdę się komuś podoba? Ktoś to czyta i sprawia mu to przyjemność?)) <To masochiści – czytają to z własnej nieprzymuszonej woli... Tak jak my, ale jakby mniej inteligentnie> Nawet nie wiecie jak mnie to motywuje. Dziękuję. <Ależ proszę bardzo.>
#6
~uwaga, wszystkich przepraszam za ten rozdział. Strasznie mi się nie podoba :/~ ((TO PO CHOLERĘ… *głęboki wdech, liczy do dziesięciu* To dlaczego go publikujesz?)) <Przynajmniej przeprosiła :’) > {Łaskawca.}
Z.P.W <Rozszyfrowywanie tego skrótu nie ma dalszego sensu. Wszyscy wiemy, że chodzi o te epickie wiewiórki ^ ^> Anastazie
Pociąnął ((pociął + pociągnął = pociąnął)) {Dżef, samolubie! My też chcemy ją pociąnąć! *^*} mnie za rękę na dół po schodach ((Znowu pokój na piętrze. {*Nyan odpuszcza sobie dalsze poszukiwanie zaginionej listy. I tak nikogo te klisze nie obchodzą*} Kto by pomyślał?)) <*nieśmiało podnosi rękę* Ja bym pomyślała>. Poszliśmy do kuchni. <O, o, o! Czas pochwalić się swoją niebywałą wiedzą z zakresu rozpoznawania postaci na podstawie złego opisu!> Stał tam tyłem do nas niski blondyn o elfich uszach <alias Ben Drowned>. Dziewczyna, która dała mi ubranie <, czyli Jane The Killer > ospale przeżuwała bułkę z masłem. Mała dziewczynka w różowej((,)) ubrudzonej od krwi sukience <Sally – to taki klasyk rezydencji Slendera >bawiła się z psem. Tylko że ten pies... uśmiechał się? ((My to mamy wiedzieć?)) <To Smile Dog, ten akurat jest mało popularny w tej... ekhem... „literaturze” > Do kuchni wszedł Slenderman ((I oczywiście nikt nie ma zamiaru jej zabić. Chyba tylko Clockwork próbuje jeszcze udawać mordercę.)). Przestraszyłam się {WRRRRRÓĆ! Czy to przypadkiem nie było tak, że nie wystraszyła się Dżefa, bo była fanką creepypast? Czemu TERAZ się boi?! I NIE, nie wmówisz mi, kochana ałotrko, że to przez Clockwork - ONA POWINNA CIERPIEĆ OD STRESU POURAZOWEGO JUŻ PO TYM CHOLERNYM PORWANIU Z PIERWSZEGO ROZDZIAŁU!}. Wtuliłam się w rękaw bluzy Jeffa. <Jako podręcznikowa merysójka w tru loffa swego jedynego> {Ament.}
Pociąnął ((pociął + pociągnął = pociąnął)) {Dżef, samolubie! My też chcemy ją pociąnąć! *^*} mnie za rękę na dół po schodach ((Znowu pokój na piętrze. {*Nyan odpuszcza sobie dalsze poszukiwanie zaginionej listy. I tak nikogo te klisze nie obchodzą*} Kto by pomyślał?)) <*nieśmiało podnosi rękę* Ja bym pomyślała>. Poszliśmy do kuchni. <O, o, o! Czas pochwalić się swoją niebywałą wiedzą z zakresu rozpoznawania postaci na podstawie złego opisu!> Stał tam tyłem do nas niski blondyn o elfich uszach <alias Ben Drowned>. Dziewczyna, która dała mi ubranie <, czyli Jane The Killer > ospale przeżuwała bułkę z masłem. Mała dziewczynka w różowej((,)) ubrudzonej od krwi sukience <Sally – to taki klasyk rezydencji Slendera >bawiła się z psem. Tylko że ten pies... uśmiechał się? ((My to mamy wiedzieć?)) <To Smile Dog, ten akurat jest mało popularny w tej... ekhem... „literaturze” > Do kuchni wszedł Slenderman ((I oczywiście nikt nie ma zamiaru jej zabić. Chyba tylko Clockwork próbuje jeszcze udawać mordercę.)). Przestraszyłam się {WRRRRRÓĆ! Czy to przypadkiem nie było tak, że nie wystraszyła się Dżefa, bo była fanką creepypast? Czemu TERAZ się boi?! I NIE, nie wmówisz mi, kochana ałotrko, że to przez Clockwork - ONA POWINNA CIERPIEĆ OD STRESU POURAZOWEGO JUŻ PO TYM CHOLERNYM PORWANIU Z PIERWSZEGO ROZDZIAŁU!}. Wtuliłam się w rękaw bluzy Jeffa. <Jako podręcznikowa merysójka w tru loffa swego jedynego> {Ament.}
-Nie bój się. ((Jak ma się nie bać, jest otoczona zgrają morderców, strach to normalna, zdrowa reakcja. Chociaż, z drugiej strony, ten parapet w ogóle nie bał się Jeffa, więc…)) <Ten parapet powinien być teraz martwy. Co jej szkodzi zgraja psychopatów, skoro już dwa razy oszukała przeznaczenie> -szepnął do mnie. -Uwaga, to jest Anastazie, Ana to jest Ben, Jane, Sally i Slendi. <Czyli zgadłam! *czepia się pozytywnej strony tego fragmentu, uparcie ignorując nazwanie Slendermana „Slendim”> -No, ((Co tu robi ten myślnik?)) <Istnieje *^*> {Kropkom nie zabronili, to i on się wtrąci.} skoro formalności mamy za sobą. Co do żarcia? ((Ogonki, które ukradliście wszystkim „ę”. Będziecie mieli co żreć przez miesiąc.)) <Żarcia starczy na lata ‘-‘> {A jak się skończy, to polecam odstrzelać kropki, zanim zrobią wam najazd niczym króliki w Nowej Zelandii.}
Z.P.W Jeff 'a <Znowu te wiewiórki. One chociaż nikogo nie denerwują> {Ten apostrof to zgoła co innego...}
Kilka następnych dni upłyneły <*upłynĘłO> spokojnie ((Co jest z tą konstrukcją?)) {No dni sobie upłynęły. Czego nie rozumiesz?}. Ana mieszkała w domu Slendiego <Gryzie mnie ta profanacja. Tak okrutnie.>. Tylko zastanawiałem się gdzie wcie<*Ę>ło Jacka <Eyeless Jack?! Ciebie też dorwała ;_;> . Jakieś pięć dni potem przyprowadził jakąś <*jakieś> lalunie <Wiele laluń> {Dobra, przegryźmy sobie kolejną profanację charakteru postaci: Eyeless Jack, koleś wżerający wnętrzności swoich ofiar, przyprowadza jakąś “lalunię” do domu Slendermana. Widzicie teraz to, co ja widzę? Cytat o zebrach miał więcej sensu niż to zdanie}. Przedstawił ją <*je> jako Nicole. Anastazie była wtedy na zakupach z Jane. Kiedy weszły, Ana stanęła jak wryta.
-Nicole? -Zapytała szokowana.Dziewczyna ((Oddaj tę spację!)) E.Jacka <Mreh, nie wiem czy to błąd, czy wręcz przeciwnie, ale pierwszy raz spotykam się z tym zapisem. Na ogół widuje się albo E.J. albo Eyeless Jack, względnie Jack. Ten twój widzę po raz pierwszy w życiu> {Biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej napisała tylko “Jack” i najwyraźniej uparcie omija pisania słowa “Eyeless”, wnioskuję, że sama nie wie jak to się pisze.} szeroko się uśmiechne<... Sygh...>ła.
-Ana!-krzykne<...!>ła i przytuliła ją.
((- Dola!))
<- Apo!>
{ - Nyan! GRUPOWY PRZYTULAS!}
-To wy się znacie?-zapytał <Jacku, bądź tak dobry i zwróć spację, proszę> Jack, ale dziewczyny kompletnie go zignorowały. Gadały coś o tym jak dawno się nie widziały, o włosach, paznokciach, ubraniach {A podobno Ana była taka “angst” i w ogóle nie trzymała się “normalnych” dziewczyn.} i o tym jak to Jack obciął jakiemuś facetowi klejnoty <Uuuuuuhuhu... Auć> ((To niezwykle fascynujące, ale moglibyśmy się dowiedzieć kim, do cholery, jest Nicole?)). Czekaj, co?! Po tej wiadomości wszystkie oczy zwróciły się w stronę chłopaka.
-Co? ((Ekhem, czy to miał być element komiczny? Mamy teraz wybuchnąć śmiechem?)) {Spokojnie, nie musimy. Jak już robimy z Willi Creepypast sitcom, to możemy się wyręczyć nagraniami.}
-Co? ((Ekhem, czy to miał być element komiczny? Mamy teraz wybuchnąć śmiechem?)) {Spokojnie, nie musimy. Jak już robimy z Willi Creepypast sitcom, to możemy się wyręczyć nagraniami.}
************************************
Eh. Wena mnie opuściła. ((Jakbyś kiedykolwiek ją miała. Ten rozdział jest tak samo beznadziejny jak poprzednie, tylko krótszy.)) <Nasze szczęście! Komentowanie idzie sprawniej ^ ^> :/ obiecuje ((kto?)) {Chochlik?} <Krzyżowiec pod płotem>, że następny rozdział będzie o wiele lepszy ((Nie wierzę ci.)). I jeśli chcecie poznać ((dwie)) historie E.Jacka i Nicole (a na pewno chcecie XD) ((Tak właściwie to nie XD.)) {Lol, ale jej pojechałaś xd} <Z zasady nie interesuje mnie życie prywatne seryjnych i psychopatycznych morderców, wiesz?> to zapraszam do xManiuLx. Pisze ona opowiadanie o tej dwójcept.: "Psychic Love///PL". {Zagranie w stylu wysokobudżetowych firm deweloperskich: chcesz poznać historię postaci pobocznej, która jest o wiele ciekawsza od głównego bohatera? KUP NAJNOWSZE DLC LUB EDYCJĘ KOLEKCJONERSKĄ, W PRZEDSPRZEDAŻY JUŻ DZISIAJ!} Jest świetne ^^ ((Jeśli prezentuje podobny poziom, co ten ochłap, to wolę trzymać się od niego z daleka.))
A w mediach macie Anastazie :3 <Mam też spore pokłady własnej wyobraźni, dzięki, że doceniasz>
#7
Z.P.W Anaztazie. <Wiewiórki... Wszędzie wiewiórki... *mamrocze pod nosem, kołysząc się na boki z obłędem w oczach*>
Obudziłam się wcześnie. Ubrałam się ciepło, bo w końcu był koniec grudnia i wyszłam na dwór. Ruszyłam w głąb lasu. Było pięknie. ((Nyan, więcej benzyny, kropki wróciły!)) {*panika* SKOŃCZYŁA SIĘ!} Białe płaszcze ze śniegu otulały choinki. Szłam po płaszczu {Wszędzie płaszcze, a nigdzie synonimów...} uspypanym ((Co.)) <uSPYpanym – brawo, Dola! Znalazłaś szpiega! ^^ > delikatnych gałązek, które spadły z drzew ((Gałęzie spadające z drzew? Perunie, co to za anomalia? Rozumiem, jeśli ktoś lub coś je połamie, ale żeby tak same?)) {Taka już kolej rzeczy: na zimę drzewa liściaste zrzucają liście, a iglaste -funfact - gałęzie}. Westchne<*Ę. Na książęta piekielne, nie będę ręczyć za siebie =.=” >łam, delektując się chłodnym, <*spacja*>rześkim powietrzem. ((Mam wrażenie, że dość szybko pogodziłaś się ze śmiercią rodziców.)) <Kogo obchodzą rodzice, kiedy jest się merysójką? {I gdy przeżyło się podpalenie, atak psychopatki i MIESZKA SIĘ W DOMU PEŁNYM MORDERCÓW Z POWOŁANIA.} I dziwić się potem, że frakcja sierot jest najliczniejszą grupą na Wattpadzie...>
Śmiech. ((A to pogrubienie jest tu, ponieważ…?)) <... ponieważ istnieje i ma coś oznaczać.> {Wiecie, to TEN śmiech. Nie byle jaki, tylko właśnie śmiech.}
Odwróciłam się<,> słysząc ten okropny, psychopatyczny śmiech. {Czytając w tym tworze jakikolwiek przymiotnik pochodny od słowa “psychopata” autentycznie parskam śmiechem pod nosem. Ałtorka tak bardzo wypaczyła ten termin, że po prostu nie potrafię już traktować tego poważnie.} Nikogo nie było, ale mimo to wiedziałam, że ktoś tam bawi się ze mną. <Doprawdy? Chcesz mi powiedzieć, że to nie wiewiórki i zające się z ciebie śmiały między tymi drzewami? Alejakto? O.o> {Gadające zwierzaki wcale by mnie nie zdziwiły.} Ruszyłam z powrotem do drewnianej chaty {Czekaj, kur, bo teraz to już niczego nie rozumiem. Slenderman mieszka w drewnianej chacie?}, oglądając się za siebie.
Obudziłam się wcześnie. Ubrałam się ciepło, bo w końcu był koniec grudnia i wyszłam na dwór. Ruszyłam w głąb lasu. Było pięknie. ((Nyan, więcej benzyny, kropki wróciły!)) {*panika* SKOŃCZYŁA SIĘ!} Białe płaszcze ze śniegu otulały choinki. Szłam po płaszczu {Wszędzie płaszcze, a nigdzie synonimów...} uspypanym ((Co.)) <uSPYpanym – brawo, Dola! Znalazłaś szpiega! ^^ > delikatnych gałązek, które spadły z drzew ((Gałęzie spadające z drzew? Perunie, co to za anomalia? Rozumiem, jeśli ktoś lub coś je połamie, ale żeby tak same?)) {Taka już kolej rzeczy: na zimę drzewa liściaste zrzucają liście, a iglaste -funfact - gałęzie}. Westchne<*Ę. Na książęta piekielne, nie będę ręczyć za siebie =.=” >łam, delektując się chłodnym, <*spacja*>rześkim powietrzem. ((Mam wrażenie, że dość szybko pogodziłaś się ze śmiercią rodziców.)) <Kogo obchodzą rodzice, kiedy jest się merysójką? {I gdy przeżyło się podpalenie, atak psychopatki i MIESZKA SIĘ W DOMU PEŁNYM MORDERCÓW Z POWOŁANIA.} I dziwić się potem, że frakcja sierot jest najliczniejszą grupą na Wattpadzie...>
Śmiech. ((A to pogrubienie jest tu, ponieważ…?)) <... ponieważ istnieje i ma coś oznaczać.> {Wiecie, to TEN śmiech. Nie byle jaki, tylko właśnie śmiech.}
Odwróciłam się<,> słysząc ten okropny, psychopatyczny śmiech. {Czytając w tym tworze jakikolwiek przymiotnik pochodny od słowa “psychopata” autentycznie parskam śmiechem pod nosem. Ałtorka tak bardzo wypaczyła ten termin, że po prostu nie potrafię już traktować tego poważnie.} Nikogo nie było, ale mimo to wiedziałam, że ktoś tam bawi się ze mną. <Doprawdy? Chcesz mi powiedzieć, że to nie wiewiórki i zające się z ciebie śmiały między tymi drzewami? Alejakto? O.o> {Gadające zwierzaki wcale by mnie nie zdziwiły.} Ruszyłam z powrotem do drewnianej chaty {Czekaj, kur, bo teraz to już niczego nie rozumiem. Slenderman mieszka w drewnianej chacie?}, oglądając się za siebie.
-Czemu mi uciekasz? -usłyszałam głos. Ten głos. ((No wiecie, to był TEN głos.))
-Clockwork-wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Już się jej nie bałam ((No tak, włosy ci już zafarbowała, co gorszego mogłaby ci zrobić?)) <Przefarbować je znowu?> {Albo, broń Boru, OBCIĄĆ! *O*}. Czułam tylko nienawiść. Zaśmiała się. Stałyśmy na przeciw {wszelkiej logice i poprawności ortograficznej. Dwa kartony VS reszta świata} siebie. ((Fascynujące. Możecie zacząć coś robić?)) Ja z determinacją wypisaną na twarzy, przeszywałam ją zimnym wzrokiem{, bo zapomniałam wziąć ze sobą igły i nitki, toteż zimny wzrok musiał wystarczyć}. <Ten dramatyzm, te emocje... Tak patetycznemu przygotowaniu do ostatecznej walki ze swoim nemezis brakuje jeszcze tylko barwnej i żywej retrospekcji .-. > Ona patrzyła na mnie z rozbawieniem, na jej twarzy pojawił się lekki, kpiący uśmieszek. ((Dola przyglądała się wszystkiemu zza krzaka, aż wreszcie straciła cierpliwość. Wyszła z ukrycia, dzierżąc w dłoniach miotacz ognia i mając nadzieję, że drugiego podpalenia Mery Só nie przeżyje.)) {Nyan pobiegła za nią drąc się, że nie ma już więcej paliwa. W rękach jednak niosła dwie nabite gwoździami pałki - brak benzyny nie oznaczał odwrotu. Była nawet święcie przekonana, iż taki wybór narzędzia mordu bardziej Dolę usatysfakcjonuje.}
-Wiesz, że ładniej ci w białych włosach? -zacisne<*wyje niczym ranione zwierzę*>łam usta. ((Ona znowu rozmawia sama ze sobą.)) Westchne<Warto się jeszcze produkować?>ła-a ja jeszcze nie usłyszałam zwykłego "dziękuje". <Nie dziwi mnie to. Pewnie usłyszałaś DZIĘKUJĘ, a nie coś, co oznaczać ma, że ktoś inny ci dziękuje>
Myślałam, że zwariuję. Ta szmata ((Uuuu, mocne słowa, uuuu robi się poważnie.)) {Fight, fight, fight...} żądała podziękowań?! {Bardziej mnie szokuje, że ty się bulwersujesz o WŁOSY, a nie NAPAŚĆ Z BRONIĄ W RĘKU.} Clockwork ruszyła w głąb lasu. Stałam jak wryta.
-Idziesz?-zapytała od niechcenia. Nie wiedziałam co jej powiedzieć. Mogłam po prostu odwrócić się i iść. <Błąd. Ty powinnaś stamtąd odejść i najlepiej nie wracać.> {Ruszyć prosto na policję, wypłakać się, może nawet zemdleć, dostać darmowego psychologa - wiesz, tak jak z każdą ofiarą brutalnej przemocy.} Jednak to poszłam za nią. ((Brawo. *klaszcze*))
-Gdzie mnie ciągniesz?-zapytałam ostro {Ale z reguły mówisz tępo}.
-Sama za mną poszłaś.-prychne<Ę>ła. Cholera, faktycznie. <Hahahahah... A nie, czekaj. To na pewno jest subtelnie wtrącony element komizmu?> {Tu wstaw stockowy śmiech} Teraz może wszystkiego się wyprzeć, mówiąc, że sama chciałam. {ALE KUŹWA CZEGO? PRZED KIM? CO W TYM TAKIEGO WIELKIEGO?!} Ale jestem głupia. ((Wiemy. Już od pierwszego rozdziału. Od pierwszego zdania.))
-Jesteśmy.-zatrzymała się przy...sklepie z lalkami? {Też bym się zdziwiła widząc sklep z lalkami w (odwołanie do początku rozdziału) głębi lasu.} Wpatrywałam się w nią wielkimi oczami. Byłam głodna, przemarznięta i bolały mnie nogi, a ona mnie prowadzi do sklepu z lalkami? ((To po co w ogóle za nią szłaś?)) <Bo tak *^*> Weszła do środka, a ja poszłam za nią. No bo co miałam zrobić? ((NO NIE, TO JUŻ ZBYT WIELE. NA PIORUNY ZEUSA, MOŻESZ ODWRÓCIĆ SIĘ I SPIERDOLIĆ, TY BEZMÓZGI KARTONIE, SKOŃCZONA KRETYNKO, GŁUPIA ŚCIERO… *dyszy* Już prawie wytrzymałam…)) {*głaszcze Dolę po plecach nucąc uspokajająco inkantację Cthulhu*} Pokój wyglądał niczym wyciągnięty z jakiegoś horroru. {Na półkach same Barbie? No wybacz, ale przez ten twój nielogiczny miejscami strach nie mam pojęcia, co może być dla ciebie horrorem.} Było tam bardzo ciemno, na półkach siedziały lalki. Wszędzie lalki, ale nie jakieś badziewne, plastikowe Barbie, tylko śliczne, porcelanowe laleczki. ((*wzdryga się* Te są najbardziej przerażające.)) {Nosz cholera jasna... chyba jednak poszukam tej listy, bo jednak się tego kliszowatego badziewia więcej zbiera.} Wszystkie zdawały się patrzeć prosto na ciebie tymi martwymi oczami. <To potencjalnie najstraszniejszy moment tej analizy O.O> Oglądałam po kolei wszystkie półki. Te lalki były przepiękne. {Straszne, przerażające, ale takie piękne... Dobra, rozumiem, że może tu chodzić o podziw kunsztu, w końcu porcelanowe lalki raczej nie były i nie są robione seryjnie. Po prostu ta niezrozumiała, nieuzasadniona huśtawka zaczyna mi wychodzić uszami.}
-Chodź.-dziewczyna stała przy schodach, prowadzących chyba do piwnicy. Ochoczo poszłam za nią. <A teraz to ochoczo, co? Anastazie, czy ty się dobrze czujesz?> {WIDZICIE? Właśnie o tej cholernej huśtawce mówiłam!} ((Tracę wiarę w ludzkość. Ty chyba jesteś jeszcze głupsza niż Moon i Imaj razem wzięte.)) <I jeszcze bardziej niż Dolores „Bolesna” Sue! > {Pomnóżmy to jeszcze przez Amelię z “Szybkich i sprofanowanych”, bo to dalej za mało.} Na dole było jeszcze więcej porcelanowych dziewczynek. Zafascynowana oglądałam każdą po kolei. W kącie ujrzałam dużą, granatową trumnę. Drżącymi rękami otworzyłam ją. To co tam ujrzałam...to byłam ja. Tylko((,)) że taka porcelanowa ja. Te same białe włosy, te oczy, ten sam wzrost. Była ubrana w białą sukienkę, trzymała bukiet róż. <Creepy... Aż mam ciarki na myśl o zmarnowanym potencjalne tego pomysłu...> {Wybaczcie mi na chwilę. Łzy mi naszły do oczu, gdy pomyślałam jak świetnie można by było wykorzystać podobną scenerię, gdyby tylko nie działo się to w paskudnym fanfiku.}
-Kto zrobił te wszystkie lalki?-szepne<*ę... Ę>łam.
-Ty... <Tak, ty! Cokolwiek znaczy to pogrubienie, musi być ważne, więc zainteresuj się czego chce od ciebie raczydło ‘_’>
Odwróciłam się. Clockwork nie było ((W takim razie kto to powiedział?)) {Uuuuuu... “scary”}. Ruszyłam na górę i złapałam za klamkę. Zamknięte. <Zmarnowany potencjał, huh?> {Nie będę płakać, nie będę płakać...}
Odwróciłam się. Clockwork nie było ((W takim razie kto to powiedział?)) {Uuuuuu... “scary”}. Ruszyłam na górę i złapałam za klamkę. Zamknięte. <Zmarnowany potencjał, huh?> {Nie będę płakać, nie będę płakać...}
-Clockwork! Clockwork<,> otwórz! Wiem, że to ty!
-Nie...sama się tu zamkne<Ę>łaś...
Nic nie rozumiałam. Ja? Ja w życiu tu nie byłam. I te lalki, nie mogłam ich zrobić. Ruszyłam biegiem<,> szukając wyjścia ((Ruszyłaś biegiem, czy biegiem szukałaś wyjścia?)) <Rozbijała się o ściany piwnicy, tłukąc przy okazji te lale, bo jak inaczej miałaby biegać w zamknięciu?>. Panikowałam. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Jeszcze jeden pokój. ((Tylko ja nic nie rozumiem z tych opisów?)) <Nope. Ja też nie do końca łapię co tu się dzieje> Najciemniejszy i najstraszniejszy ze wszystkich. Brudne ściany pokrywała warstwa krwi, podłogę też. Na ziemi leżały narzędzia mordu, noże, siekiery, nożyczki, skalpele, sztylety. Wzie<*składa dłonie jak do modlitwy i zaczyna powtarzać pod nosem* O Panie, o Duchu, o Władco Padołu, Kłamstwa Ojcze i Cesarzu Pospołu... >łam do ręki jakąś siekiere <Co to za dziwna odmiana siekiery? O.o> ((Po co? Znowu imperatyw?)). Mocno ściskałam je w dłoni ((Je? Utrzymasz dwie siekiery w jednej dłoni? Kurde, szacun.)) i ruszyłam dalej. Znajdowała się tam duża klatka, a w niej leżała kobieta. Spała, ale chyba usłyszała moje kroki, bo gwałtownie wstała. <Co ty nie powiesz...> Była brudna i wystraszona. Wtedy coś we mnie wstąpiło. <Może to przywoływany przeze mnie kilka linijek wcześniej twór? Uniżenie proszę, niech to będzie ten, do którego zwraca się „Modlitwa Demona”...> Otworzyłam klatkę i weszłam do niej. Uniosłam siekiere <- mityczny oręż o wielkiej magicznej mocy>.
Nic nie rozumiałam. Ja? Ja w życiu tu nie byłam. I te lalki, nie mogłam ich zrobić. Ruszyłam biegiem<,> szukając wyjścia ((Ruszyłaś biegiem, czy biegiem szukałaś wyjścia?)) <Rozbijała się o ściany piwnicy, tłukąc przy okazji te lale, bo jak inaczej miałaby biegać w zamknięciu?>. Panikowałam. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Jeszcze jeden pokój. ((Tylko ja nic nie rozumiem z tych opisów?)) <Nope. Ja też nie do końca łapię co tu się dzieje> Najciemniejszy i najstraszniejszy ze wszystkich. Brudne ściany pokrywała warstwa krwi, podłogę też. Na ziemi leżały narzędzia mordu, noże, siekiery, nożyczki, skalpele, sztylety. Wzie<*składa dłonie jak do modlitwy i zaczyna powtarzać pod nosem* O Panie, o Duchu, o Władco Padołu, Kłamstwa Ojcze i Cesarzu Pospołu... >łam do ręki jakąś siekiere <Co to za dziwna odmiana siekiery? O.o> ((Po co? Znowu imperatyw?)). Mocno ściskałam je w dłoni ((Je? Utrzymasz dwie siekiery w jednej dłoni? Kurde, szacun.)) i ruszyłam dalej. Znajdowała się tam duża klatka, a w niej leżała kobieta. Spała, ale chyba usłyszała moje kroki, bo gwałtownie wstała. <Co ty nie powiesz...> Była brudna i wystraszona. Wtedy coś we mnie wstąpiło. <Może to przywoływany przeze mnie kilka linijek wcześniej twór? Uniżenie proszę, niech to będzie ten, do którego zwraca się „Modlitwa Demona”...> Otworzyłam klatkę i weszłam do niej. Uniosłam siekiere <- mityczny oręż o wielkiej magicznej mocy>.
-Nie...-szepneła-nie nie prosze <Ę i Ę. Miejże litość. Kończ waść! Wstydu oszczędź!>, pro-
Nie skończyła. Zabiłam ją. Spodobało mi się to. Złapałam małe nożyczki. Podeszłam bliżej. Rozcie<I po co ja się staram?>łam jej ręce, nogi, brzuch ((Nożyczkami? Jesteś pewna, ałtorko, że to możliwe?)). Wyciełam uśmiech, jak u Jeff'a. ((Mogłabyś wyciąć przy okazji ten zbędny apostrof)) <Nieee... To by było zbyt proste>
Nie.
Cofne<... Ę, jasna cholera>łam się przerażona. Co ja zrobiłam? <Ej, ej, ej... EJ! Czyli te pogrubienia... To jej myśli są? o_O> Upadłam na ziemie <wiele ziem>. Skuliłam się, kołysając <Ekhem.. Kołysząc. Chodziło ci o „kołysząc”, racja?> w tył i przód.
Nie.
Cofne<... Ę, jasna cholera>łam się przerażona. Co ja zrobiłam? <Ej, ej, ej... EJ! Czyli te pogrubienia... To jej myśli są? o_O> Upadłam na ziemie <wiele ziem>. Skuliłam się, kołysając <Ekhem.. Kołysząc. Chodziło ci o „kołysząc”, racja?> w tył i przód.
-Nie. Nie. To nie ja. To lalki. Tak to one. Lalki. To nie ja. Nie ja. ((*facepalm* Gdybyś to chociaż dobrze opisała, to może bym ci uwierzyła, ale teraz czuję tylko zażenowanie.))
{Pozwólcie, że w tym oto momencie wypowiem się tak zupełnie na poważnie, bez uśmiechu na ustach. Nie miałam nawet siły komentować powyższej akcji, bo muszę to wylać w jednym akapicie. Niezainteresowanych proszę o przewinięcie do dalszej części analizy.
Właśnie byliśmy świadkami próby opisania ludzkiego szaleństwa. Jest to motyw, który osobiście uwielbiam. Czy to gra, film, książka, serial - to świetny materiał, który można wykorzystać na wiele, naprawdę wiele sposobów, bo nic go nie ogranicza. To ten moment, w którym możesz zaskoczyć odbiorcę, sprawić, że będzie musiał się cofnąć kilka linijek i przeczytać jeszcze raz cały opis, odtworzyć sobie to w pamięci, bo nie jest pewny, czy aby na pewno dobrze wszystko zrozumiał. Mogą tu dziać się rzeczy wykraczające poza pojmowanie ludzkiego umysłu, pozbawione wszelkiej logiki. Problem TEGO opowiadania jest taki, że jest jej pozbawione od samego początku. Nic się nie klei, nie mamy uzasadnionego ciągu przyczynowo skutkowego, akcja skacze jak podpalona żaba, a o ciekawszych wątkach mogących urozmaicić całą historię ałtorka po prostu zapomina. Już w poprzednich częściach zwróciłam uwagę, ba, podałam nawet przykład jak można by zrobić z tego wartościową historię, najprawdziwszy, godny uwagi thriller. Ale nie, bo kurwa po co? Mamy zakichany fanfik z jakimiś cosplayerami zamiast autentycznych postaci, wymuszonym wątkiem romantycznym skupiającym się na Dżefie ratującym Anę z każdej opresji (pewnie w następnym rozdziale obudzi się w jego ramionach), nieudolnym i wyjętym z dupy dramatyzmem oraz niezniszczalną główną bohaterką, której największym zmartwieniem są jej włosy. Szlag mnie trafia, gdy widzę profanację jednego z moich ulubionych motywów fabularnych. Zniosłabym to, gdyby nie ta ostatnia scena. Ona tylko dowiodła, że w tej historii jest potencjał. Ośmieliłabym się nawet powiedzieć, że w tej ałotrce JEST POTENCJAŁ. Mogłaby to zrobić o wiele lepiej, mogłaby rzucić w diabły fandom i stworzyć historię niewinnej dziewczyny popadającej w szaleństwo z powodu przeżytej traumy. No ale po co? W końcu kłipipasty ściągają więcej uwagi. Wszak na Wattpadzie lepiej mieć tabuny fanatycznie oddanych czytelników komentujących w kilku miluśkich słowach każdy ochłap, niż grono ludzi, których zadowolenie stanowi wyzwanie, a sukces w postaci pozytywnej recenzji - nagrodę.
Co do samego motywu szaleństwa, mogę jeszcze polecić kilka wartościowych wzorów. Mamy gry takie jak “Neverending Nightmares”, “Cat Lady” i “Silent Hill”, seriale pokroju “American Gods” i “Preachera”, książki Lovecrafta, Stephena Kinga i Dmitrija Głuchowskiego, a filmów w tym temacie jest aż nadto (i niestety, podobnie jak z opkami, zdarzają się takie, które także marnują cholernie wiele potencjału).
Nyan Kot, bez odbioru. Idę nie zwariować.}
************************************
Uuuuuuu Ana wariuje ^^ ((Ja też.)) <I ja ^-^> {*jęk potępienia*} Heh, macie taki dłuższy rozdzialik ((Heh, wciąż beznadziejny.)). I życzę Wam wesołych świąt Wielkiej Nocy, smacznego jajka i mokrego śmingusa!!! ((Skoro tak mówisz… *idzie zagotować wodę* Heh, ciekawe czy jesteś tak odporna na oparzenia jak Ana.))
Uuuuuuu Ana wariuje ^^ ((Ja też.)) <I ja ^-^> {*jęk potępienia*} Heh, macie taki dłuższy rozdzialik ((Heh, wciąż beznadziejny.)). I życzę Wam wesołych świąt Wielkiej Nocy, smacznego jajka i mokrego śmingusa!!! ((Skoro tak mówisz… *idzie zagotować wodę* Heh, ciekawe czy jesteś tak odporna na oparzenia jak Ana.))