wtorek, 13 sierpnia 2019

O Sue co zemstą żyła, czyli ,,ale w spodniach to się nie liczy"! – Mam zasady... #1


     Czasem zdarza się tak, że trudno znaleźć słowa, by opisać to, czego się było świadkiem. Zwłaszcza, gdy było się na to kompletnie nieprzygotowanym. Tak stało się właśnie tym razem. Nie tak dawno temu Dola przysłała mi to niewinnie wyglądające opowiadanko. Skusiło mnie – a jakże – wszak miało stanowić miłą, bardzo puchatą odskocznię od batalii z ,,Nowym Zespołem". Otóż pomyliłam się przeokrutnie.
     W dzisiejszej analizie zmierzymy się z wzorcowym przykładem amerykańskiej szkolnej dramy. Przy czym warto odnotować, iż poziom standardowo nie powala – sięga w najlepszym przypadku wczesnego gimnazjum. Główna bohaterka nienawidzi zdaje się wszystkiego, co żyje. Ale Shylera nienawidzi bardziej. Co z tego wynika, szczerze mówiąc, pojęcia nie mam, ale do wszystkiego jakoś dojdziemy. Jak i do wielu ortograficznych perełek, od których opowiadanko to lśni niczym najczystszy brylant. Dajmy się więc porwać w świat bezsensu i nielogiki. Miłej zabawy!

Autor: Julciiak24
Komentują:
*<Apocalyptical>
*((Dola))

1.
-Aj Clark, Clark-pokręcił głową-Zemsta jest słodka.
-Posłuchaj mnie<,> idotio <„Idotio” – japońskie patio z okresu Edo Ido? Bohaterka już na starcie prezentuje nam się z interesującej strony O.o> ((Poliglotka.)) podeszłam do niego-Tak ci życie urządze, że każda laska będzie brzydzić się tobą<,> a narazie jest taka tylko jedna i jestem to ja! Będzie ich więcej-ominęłam go i poszłam <po słownik i rozum do głowy> ((Nie oczekuj zbyt wiele.)) do łazienki tak, żeby nikt mnie nie zauważył ((Jasssne, na przerwie w szkole. Żodyn nie zauważy.)).
-Clark<,> co ci się stało?-do pomieszczenia weszła Meghan, moja przyjaciółka.
-Ten idiota<,> Shyler<,> wsadził do mojej szafki jajka, które spadły mi na głowę!-zbulwersowałam się. <To musiała być bardzo wysoka szafka, bo przecież przeciętna Mary Sue do mikrusów nie należy… A i do zbicia jajka potrzebna jest pewna siła i nie rozpadają się tak o.>
-To i tak nic w porównaniu do tego<,> co mu zgotowałaś przez zaledwie dwa ostatnie dni.-pomogła mi usunąć produkt z moich włosów.
-Bez przesady. To tylko telefon...
-Buty, samochód, książki, dziewczynę na jedną noc<,> a no i...
-Dobra już-przerwałam jej.-On też nie jest święty. <Ojoj. Widzę tu mocno podwójne standardy> ((No ba. Ona jest jedyną, niepowtarzalną i wspaniałą Mary Sue, więc może sobie niszczyć życie komu tylko chce. W druga stronę to nigdy nie działa.))
-No fakt-przyznała mi rację-Najlepsze było to jak sprowadził jakiegoś chłopaka do twojego domu i...
-Nie opowiadaj tego!-powiedziałam zażenowana.-Dlatego ten pusty plastik co z nim ''był''-zrobiłam cudzysłów w powietrzu-odszedł od niego, może niestało ((„Nie” z czasownikami pisze się oddzielnie. Podstawówka się kłania. Siadaj, pała.)) się to od tak-pstryknęłam palcami-Ale... Innej przyszłości dla tego związku nie było.-podsumowałam.
-Myślę, że jest już okey-powiedziała, gdy zadzwonił dzwonek na lekcję.-Chodź teraz jest Fiza. <Kim jest Fiza? I czemu jej obecność teraz jest tak ważna?>
-Nigdzie nie idę.-zaprzeczyłam-Idź sama((,)) ja się zrywam.
-Za dwa miesiące jest zakończenie, a ty zrywasz się z lekcji? Wytrzymaj chociaż tyle.
-No właśnie jest końcówka roku! Na lekcjach jest luz i nic się więcej nie robi, a ja jestem Clark! <Jakem jedyna Mary Sue!> Zemsta nie może czekać-wyszłam z łazienki i udałam się do wyjścia.
Nagle wpadłam na czyjąś klatkę piersiową przez co prawie upadłam na podłogę jednak ten ktoś złapał moją dłoń nim znalazłam się na ziemi.
< I był to on! Ten jeden, jedyny, niepowtarzalny, cudowny on! Albo przyjaciel-gej. Tak czy siak widzę tutaj mniej więcej to:

 *>

-Noah!-zagarnęłam kosmyk włosów za ucho.
-Hej<,> Clark...-pociągnął mnie w jego stronę przez co zbliżyłam się do jego torsu. -Przepraszam cię za to, ale śpieszę się na w-f. <*podejrzliwość* Czy to truloff…? >
-To ja lecę-jego dołeczki idelanie <ide(na)lanie, czyli jak być dresem w bodaj Ameryce> zgrywały się z jego twarzą-do nastęnego-puścił mi oczko.
-Do następnego-szepnęłam cicho do siebie.
-Bu!-nagle ktoś podszedł do mnie od tyłu i krzyknął coś nad moim uchem przez co aż podskoczyłam.
-Shyler<,> nie minęło pół godziny, a ty już drugi raz pchasz się w gips.
-Jesteś totalnie zanurzona w Noah.-stwierdził. <O boru zielony szumiący… Ja nie pytam gdzie się można w facecie zanurzyć ;_; >
-Nie prawda <lecz kłamstwo,> Shyler i nie grab sobie<,> bo wszystkie liście z podwórka zmieciesz ((Złe riposty bolą całe życie.)). <Ah. Jesteśmy na przełomie podstawówka/gimnazjum *wzdech*>
-Zmiatać to zaraz będziesz jak ci pokażę w czym jestem najlepszy. <Jednak gimnazjum.> ((Ja nie wiem czy coś jest ze mną nie tak, ale ja nie rozumiem tej riposty.))
-Widzę to na codzień. W byciu debilem masz na myśli<,> prawda?
-Hyh-zaśmiał się pod nosem-Clark, nie jesteś inna niż one wszystkie. Działam na nie tak, że nawet nie wiedzą jak się nazywają.
-Na mnie działasz tak, że aż muszę wziąźć ((Ło Perunie, tej wersji jeszcze nie widziałam.)) stoperan.
<*INTERNAL SCREAMING*

 >

((Już, już *poklepuje po ramieniu* Dasz radę.))
-warknęłam.-A i nie myśl sobie, że to co zrobiłeś ujdzie ci płazem.
-Do następnego<,> Clark-zrobił przesłodzony głosik.
-Spieprzaj-pokazałam mu środkowy palec i wyszłam z budynku. Gdy tylko to zrobiłam wyjęłam paczkę papierosów <Oh oh oh, jaka ja groźna, jaka ja zbuntowana, oh oh oh *klepie Sue po pustym łebku jak szczeniaczka* Uroczaś, słoneczko>, wzięłam pierwszy lepszy papieros ((No, zazwyczaj bierze się pierwszego lepszego papierosa. Z tego co mi wiadomo, one są wszystkie takie same.)) i zapaliłam go.-Pożałujesz, że się urodziłeś<,> Alanie Shyleru.... <No chyba że to ty wyhodujesz sobie raka przed zemstą na nim :3 > ((Argh! Nauczcie się poprawnie stawiać te wielokropki!))
2.
-A ty nie w szkole?-usłyszałam głos mojej rodzicielki <#klisza>, gdy tylko trzasnęłam drzwiami.
-Jak widać.
-Dzwoniła twoja wychowawczyni. Zbyt dużo wagarujesz.-podeszła do mnie.-Znowu paliłaś?-wąchnęła powietrze.
<Mam na to gifa!

 *>

-Ja nie mogę jestem prawie dorosła <Prawie robi wielką różnicę, kwiatuszku. W twoim przypadku nawet ZBYT wielką :3>((To, że jesteś prawie pełnoletnia, wcale nie oznacza, że jesteś dojrzała emocjonalnie. Trochę ci jeszcze brakuje.)) więc nie traktuj mnie jak dziecko ((To może nie zachowuj się jak rozwydrzony bachor, Sue.))!-pobędziłam <do Będzina> do swojego pokoju. Nagle mój telefon zawibrował.
Od Shyler:
Wyjdź na balkon
<Wyjdź na bal… bal…bal… Na balkon wyjdź! „Pod Balkonem” Jacek Bończyk 
Totalnie wyobraźcie sobie tę scenę w tym kontekście :”)  >
Do Shyler:
Pojebało cię?
Od Shyler:
Idziesz czy nie? Twoja starta... <*rozpaczliwie trzyma się piosenki* Pijak chociaż reprezentuje jakiś poziom dyskusji :v >
Burknęłam cicho pod nosem i wyszłam na ten pierdolony balkon ((A zrobiłaś to ponieważ…? Nie lubicie się, ciągle się na sobie mścicie, ciągle robicie sobie na złość, więc… DLACZEGO. WYSZŁAŚ.)). Nie wiem co jeszcze ten idiota wymyślił, ale jeśli coś złego to.... ((Nieee, no skąd, na pewno chce ci odśpiewać serenadę i wręczyć kwiaty, och wait.))
W pewnym momencie <chochliczka Przytuła> zaczęła żałować mojego wyboru<,> bo ten debil wylał na mnie całe opakowanie farby! <Ale… Jak? Przecież od dołu nie doleci, z góry raczej ciężko, bo skąd on by się wziął na jej dachu, a wspinać się z wiadrem farby na balkon to raczej ciężko i wymaga pewnych umiejętności…>

-Shyler!!((!))-krzyknęłam cała zdenerwowana.
-Do twarzy ci w niebieskim-stwierdził i zrobił krok do przodu.
-Teraz to masz przerąbane śmieciu!-warknęłam. <Ale śmiecia to ty szanuj!>
-Clark<,> cały czas straszysz, ale nic nie robisz.-założył ręce na piersi. <Huh… On… On myśli! *zachwyt* Shyler, nie spieprz tego, bo może jeszcze będą z ciebie ludzie> ((Jesteś naiwna, Apo… Mówisz tak, jakbyś nie czytała tego fragmentu wklejonego do opisu opka. Btw, polecam się z nim zapoznać, ałtorka bardzo zgrabnie zaspoilerowała swoje własne opowiadanie ))
-Po pierwsze od dzisiaj lepiej się pilnuj<,> bo jutro zmiażdże cię jak robala, a po drugie wynocha z mojego balkonu! Nie wiem jak się tu dostałeś i mam do w dupie, ale masz natychmiast się ulotnić!-umieściłam moje ręce na jego klatcę piersiowej i z całej siły go popchnęłam. <Sue, Sue, Sue… Na tym polega cały twój problem. Jesteś jak chihuahua. Maleńki piesek, który dużo szczeka, ale nie gryzie. To byłoby urocze, gdybyś przy tym nie miała się za badassa i rebela. A tak to aż żal analizatorską duszę ściska, że trzeba na takie ścierwo czas marnować…>
-ej, ej!-złapał mnie za nadgarstki-Nigdy więcej tego nie rób-wyrwałam się. <Zapis dialogów – robisz to fatalnie…>
-İle razy mam ci mówić, żebyś stąd zszedł bałwanie?!
-Do jutra<,> Clark ((Do jutra ma to powtarzać?)) -puścił mi oczko i sprawnie przedostał się na ziemię. <Niby ona jest Clark, ale to on przejawia jakieś supermańskie zdolności O.O >
Przez tego pojeba muszę się iść myć! Ale spokojnie mam taki pomysł, że będzie płakał, żebym mu wybaczyła! <Mnie nie uspokoiłaś. Kibicuję Shylerowi w jego misji zniszczenia ci życia, rozwydrzony szczeniaczku :v >
***
-Gotowe!-powiedziałam triumfalnie   do siebie, gdy skończyłam pisać ,,list'' dla Shylerka. Jeszcze raz tylko przemyślałam mój plan, żeby wypadł jak najlepiej i poszłam spać.

***
-Bądź grzeczna-upomniała mnie mama, gdy podstawiła mnie pod szkołę.

-Jak zawsze-uśmiechnęłam się sarkaztycznie <Jak bardzo trzeba unikać słowa pisanego, żeby nie potrafić zapisać poprawnie słów bez żadnej trudności ortograficznej… Ktoś tu chce mnie przekonać, że można w życiu przeczytać ujemną ilość książek :”) > i trzasnęłam drzwiami. Z uśmiechem na twarzy ruszyłam w stronę budynku.
-Hej<,> Meghan-usiadłam obok niej na ławce.
-A ty co taka szczęśliwa?-zapytała.
-Bo dziś Shyler zapłaci za swoje czyny.
-Co żeś wymyśliła?-zaciekawiła się.
-Zobaczysz-powiedziałam dumna z siebie.
-Ah<,> Clark-pokręciła głową.
Właśnie zobaczyłam Shylera wysiadającego ze swojego superowego autka. Wyglądał jak zawsze... Czyli jak debil. Idealnie ułożone włosy, na oczach okulary przeciw słoneczne, dżinsowa kurtka i krótkie, zwyczajne spodenki. Pewnym siebie krokiem ruszył<,> nie patrząc na nikogo innego jak na mnie! Cała się zdenerwowałam, gdy zobaczyłam jak lekceważąco na mnie patrzył, a następnie zaśmiał się pod nosem.
<*  *>
-Niedługo ten uśmieszek zniknie z twojej twarzy<,> Alanie Shylery.-powiedziałam do siebie.
-Clark<,> zaczynam się ciebie bać.
-Nie ty powinnaś się mnie bać, lecz ten idiota. <Dolu? Czyż to nie wygląda uroczo, kiedy idiotka usiłuje mówić jak dama?>((Zaiste, rozczulające.)) Chodź<,> idziemy-założyłam torbę na ramię i poszłam w okolicę szafki Shylera<,> bo tam będzie się rozgrywać cała akcja.
-Świetnie, jest dużo ludzi-ciągnęłam za sobą Meghan.-I jest i on!-zobaczyłam jak szatyn podchodzi do swojej szafki. Przyłożył do niej kluczyk i powoli ją otworzył. Wypadło z niej mnóstwo erotycznych zabawek! Wszyscy przykuli uwagę <grubymi łańcuchami – cholera za nic nie chciała być na uwięzi> właśnie na niego i zaczęli się śmiać! ((Okej, wszystko fajnie, ale… Kiedy ona je tam włożyła??? Wpadła na ten genialny pomysł już w domu, a jak rano przyszła do szkoły, to już wszystko było gotowe. W nocy się do szkoły włamała???)) Nagle powoli na podłogę opadł mój list ((Zaraz po napisaniu tego listu poszłaś spać. KIEDY TY GO DO TEJ SZAFKI WŁOŻYŁAŚ???)) Shyler poirytowany sięgnął po kawałek papieru i zaczął czytać mój poemat:
Shylerku kochany, żal mi nawet twojej mamy.
Nie chodzi o rodzinę lecz o twoją wczorajszą zadymę.
Codziennie mnie kusisz by ci przyłożyć, pamiętaj nigdy nie ważę się tego odłożyć.
Czyżby zbladłeś? Co takiego jadłeś?.
Zabawa się dopiero zaczyna, a zemsta rozpoczyna.
Jesteś przydszy((X kurwa D, no po prostu nie wierzę, że ktoś mógł zrobić w tym słowie taki błąd. To musi być jakiś żart.)) niż Hulk (czyt. Halk)((Whoa!!! No nie gadaj! Pojęcia zielonego nie miałam, jak to się czyta! Przecież to WCALE NIE JEST postać, która na stałe wniknęła do popkultury i nawet osoby, które średnio orientują się w uniwersum Marvela wiedzą, jak to się wymawia, bo do tego wystarczy tylko czasami wyjść z piwnicy.)) twoja ukochana:

                                     Clark
<Just… Wow. Jak do tej pory mamy żenujący brak ortografii i interpunkcji, spotęgowany bezsensem i szkolną dramą najniższych lotów. Rymowanka też na poziomie najwyżej przedszkolnym, zepsuty podział na wersy, śmiertelnie raniony rytm i sens, a do tego potraktowanie czytelnika jak ostatniego debila głupszego nawet od bohaterki. Przestępstwo zostało popełnione, więc będzie kara. Według taryfikatora opkoidalnego należy się za to *sprawdza wszystkie wykroczenia* co najmniej 500 karnych uderzeń klawiaturą i zamurowanie drzwi pokoju ałtorki słownikami. Wykonać natychmiast! *idzie po rekwizyty*>
Chłopak zaśmiał się pod nosem i podniósł głowę do góry.
-No wiecie, tyle ich jest, że jeden sprzęt nie wystarczy-wszyscy zachichotali. Chwila? Czy on właśnie obrócił to na jego korzyść? <Nie jestem pewna czy ta deklaracja cokolwiek zmienia w ogólnym odbiorze całości, ale niech mu już będzie. Byle zgnoić bohaterkę>
-Clark<,> to chyba nie zadziałało-szepnęła do mnie Meghan.
-Chwila! Dlaczego oni się rozchodzą?!-spytałam zdezorientowana.
-Niezły wiersz<,> Clark. ((Nieprawda.)) -usłyszałam jego obrzydliwy głos.-Co jest? Czyżby po raz pierwszy twój plan nie wypalił?-miał rację, za każdym razem, gdy chciałam go lub kogoś innego upokorzyć to działało! <Może wtedy jeszcze nie zaangażowałaś wszystkich szarych komórek w bezsensowną nienawiść. Poważnie. Czytelnicy nawet nie wiedzą o co chodzi w tej relacji. Jest bohaterka z wiecznym okresem i złudnym przekonaniem o swojej inteligencji oraz praworządności, która pała nienawiścią do gościa, który żyje niemalże nieszkodliwym dogryzaniem jej. I to on jest zły, chociaż wyraźnie wynika, że ona nie pozostaje mu dłużna i odwdzięcza się pięknym za nadobne. A nienawidzą się, bo tak!> ((No właśnie, skoro to jest jak na razie główny wątek tego *odgłosy wymiotowania* to może przydałoby się jakieś… no nie wiem… WYJAŚNIENIE? Dlaczego miałabym kibicować głównej bohaterce nie wiedząc od czego w ogóle zaczęła się ta nienawiść???))
-Shyler<,> za drugim razem tak łatwo z tego nie wyjdziesz.-obkręciłam się <jak wiertarka udarowa> na pięcie i poszłam jak najbardziej z dala od niego.
-Hej Clark! Mogę to zatrzymać?-usłyszałam za sobą, ale udawałam, że nie słyszę.
-Pieprz się debilu

3.
-Clark, zaczekaj-Meghan dostąpiła mi kroku.
-Nie teraz<,> Meg, muszę coś wymyślić.
-Teraz nic nie wymyślisz tylko stracisz<,> bo pani McHenz chce cię wyrzucić z drużyny cheerlieleaderek. <Okeeeej… Ale po co cała drużyna Cheerlie leaderek? Biedny Cheerlie sam siebie poprowadzić nie umie? :”) >
-Co?-przystanęłam na chwilę.
-Za dużo treningów opuszczasz przez co jesteś w tyle z choreografią.
-Kiedy jest trening?-westchnęłam. ((Ja pierdolę. Później dowiadujemy się, że merysójka jest kapitanem drużyny i… NIE WIE NAWET KIEDY SĄ TRENINGI?))
-Teraz-nacisnęła mocno na wypowiedziane słowo.
-Ugh-wlokłam się na boisko szkolne. <Bo ja jestem taką Mary Sue, że wszystko mam w rzyci, bo tylko zemsta mnie bawi! Doprawdy nie wiem po co w ogóle zadała sobie trud dołączenia do drużyny, skoro wyraźnie nie chce tego robić. I po co walczy o miejsce, którego i tak sobie nie szanuje, bo ą ę zemsta na Shylerze>
-Dzień dobry<,> pani McHenz!-przywitałam się z nią. Nigdy żadna z nas nie lubiła tej babki. Może dlatego, że to zło? ((Zuo wcielone! Jak ona śmie denerwować się na Mary Sue za to, że olewa treningi, a nawet nie wie kiedy są, nie umie choreografii i ma w nosie obowiązki kapitana?! No bezczelna, no!!!!11!1!1)) Mhm...
-Clark! W końcu zaszczyciłaś nas swoją obecnością! Przebieraj się i na boisko! Ruchy, ruchy!-pogoniła mnie.
Poszłam do szatni i szybko się przebrałam. Wychodząc z pomieszczenia<,> zderzyłam się z kimś.
<Ricardo…? To znowu ty?>
-Przepraszam<,> Clark. Znowu to samo-Noah uśmiechnął się. <*gasp* Faktycznie ten sam gościu! Btw on jest tu tylko po to, by bohaterka mogła wytrząsnąć sobie z czaszki ostatnie szare komórki, kiedy tak rozbija mu się o tors…?>
-Nic się nie stało-zarumieniłam się.
-Skoro już się widzimy to może pojdziemy razem na imprezę do Jacka? Będą tam wszyscy, więc ty też musisz być.
-O-okey.-lekko nie dowierzałam tego<,> co się właśnie stało. Noah zaprosił mnie na randkę! <Hola! Na imprezę, a to nie to samo! Randki z założenia powinny być no nie wiem… bardziej kameralne? Intymne? Randka na imprezie ma mniej więcej tyle samo sensu, co randka w kinie :v >
-To w piątek o 16-podrapał się po karku i znikł za ścianą <Jak rasowy Houdini>. Już miałam ruszać dalej, gdy usłyszałam jakieś rozmowy. Po cichutku skradłam się w stronę dźwięków i zaczęłam podsłuchiwać.
-Zgodziła się.-rozpoznałam głos Noah...
-Świetnie.-odezwał się idiota Alan I <Alan Pierwszy? Od kiedy? O.o >. Czyli to była tylko zagrywka? Przesadził!
-Dlaczego to robisz? To spoko laska.-stwierdził.
-Nie ważne. Teraz tylko zawróć jej w głowie i dostaniesz swoją zapłatę. -w moim sercu zebrał się ból. <Jaki ten świat jest zły i okrutny! Wszyscy spiskują, każdy może zdradzić każdego! Ani chybi jesteśmy bardzo blisko polskiego gimnazjum!>
Nie myślałam, że Noah jest do tego zdolny... Owszem po tamtym palancie można się było tego spodziewać, ale po nim? Szybko popędziłam w stronę boiska.
-Dłużej się nie dało?-pani McHenz musiała skomentować. ((I ja się jej wcale nie dziwię. Zrezygnuj, jak tak ci to nie pasuje.))
-Byłam w...
-3 kółeczka dla wszystkich na rozgrzewkę przez panią spóźnialską. -przerwała mi.
-No, ale proszę pani-dziewczyny nie były zadowolone.
-Co mówicie? 4? Wobec tego macie 4 kółka.-usiadła na trybunach.
-Dzięki<,> Clark-usłyszałam pretensję, od którejś z dziewczyn. Po chwili każda zaczęła robić swoją powinność. <Jakież one wszystkie tępe… Dyć są sportowcami! Nie dość, że takie cztery kółeczka powinny machnąć od ręki, to jeszcze bieganie raczej jest stałym elementem rozgrzewki jako takiej. A tu pretensje, bo – mujeju mujeju – każą biegać na treningu *tik irytacji*>
-Meghan<,> wież ((No ok, zaczynam wierzyć, że Apo ma rację i faktycznie można przeczytać ujemną liczbę książek.)) co się stało?-podbiegłam do dziewczyny.

<*  *>

-Nie, ale zaraz się dowiem.
-Noah zaprosił mnie na imprezę do Jacka.
-Serio?!-podeks((c))ytowała się.
-Tak, ale to nie koniec. Zaprosił mnie dlatego<,> bo Shyler ma mu zapłacić.
-Żartujesz?-spytała na co pokręciłam głową-I co teraz?
-Teraz jestem o krok do przodu i mam przewagę. Muszę tylko coś wymyślić.
Oceny wystawione? Będzie czerwony pasek czy brakuje? <Tobie z polskiego na pewno brakuje, moja droga :”) >


4.
Po skończonym treningu szybko się odświeżyłam i ubrałam. Obmyśliłam już wszystko co do tych dwóch gnojków. Zaraz matma, więc się zrywam. ((Wait, czy treningi nie są przypadkiem po lekcjach? A może ona zwykły w-f z treningiem pomyliła?)) Nie obchodzi mnie fakt, że matka i wychowawczyni będą miały wąty. <*wzdryga się* Co za obrzydliwe słowo…>
-Meghan!-podbiegłam do uczącej się dziewczyny.-Musisz mi pomóc.
-W czym?-zmarszczyła brwi.
-Pamiętasz, że...-odciągnęłam ją na bok-miałam wymyślić plan?
-O nie, nie moja droga. Nie mieszaj mnie w to.-zaprzeczyła. <Kolejny głos rozsądku! Tylko Mary Sue nadal bezdennie głupia i zaślepiona>
-A pamiętasz jak ten burak Shyler wyśmiewał się z twoich skarpetek?-próbowałam ją przekonać. <To nie jest powód do zemsty.>
-Clark! Nienawidzę cię -jęknęła-Co mam zrobić? ((Postawmy znicz dla głosu rozsądku. [*]))- spytała.
-Jest!-krzyknęłam triumfalnie.-No to tak...-zaczęłam opowiadać jej o wszystkim. -I to tyle.-w tym samym czasie zadzwonił dzwonek. <Ah. Widzę plan na poziomie!>
-Niech ci będzie, ale wszelkie nie powodzenia zrzucę na ciebie.
-Ok.
-Chodź na lekcję.
-Zaraz przyjdę-skłamałam<,> bo wiedziałam, że będzie mi truła i tak, żeby mnie nie widziała wymknęłam się z budynku.
-Kuźwa-przeklnęłam cicho <Badass, ale nie tak, żeby brzydko kląć *^* >((Jeszcze mama będzie chciała przeczytać te wypociny i będzie pszypał.)), gdy upadłam na ziemię. Dlaczego ktoś cały czas na mnie wpada?! <Bo ałtorka nie zna innego sposobu spotykania ludzi?>-Ślepy jesteś czy co?!-zobaczyłam twarz tego dupka (Shylera oczywiście) <(don’t say… Byłam pewna, że to znowu Noah-Ricardo)>.
-Ja? To ty szłaś jak szalona.
-Pieprz się<,> śmieciu.-chciałam odejść jednak on bez najmniejszego problemu mnie zatrzymał.
-Co jest Clark? Zła jesteś bo chłopak cie rzucił? Ups ty nie masz chłopaka. <Shyler… Ja cię lojalnie ostrzegam, że takimi tekstami stracisz tę cudem wywalczoną moją przychylność…>
-Trudno nie być złą<,> mając przed sobą debila.
-Ah<,> Clark... Poczekaj jeszcze trochę<,> a tak dam ci popalić, że odechce ci się żyć. <Shyler… *grozi palcem*>
-Świetnie. Czekam-ominęłam tego brzydala. Kurde, kończą mi się na niego przekleństwa trzeba wymyślić coś nowego. <Może obejrzyj więcej kreskówek? Przy okazji podbijesz poziom swoich odzywek, słonko> ((Ach, te ich przekomarzania są takie urocze. Aż mam flashbacki z podstawówki. *ociera łezkę*))
***
Lekko zamknęłam drzwi, żeby mama nie słyszała, że jestem. Z zawodu jest architektem, więc mam przerąbane<,> bo siedzi całymi dniami w domu. <Nie wiem na jakich prawach jedno z drugim się łączy>

-Co tu robisz?-spytała gniewnym tonem.
-O matko, jest koniec roku i nie opłaca się chodzić do szkoły-ominęłam ją.
-Opłaca czy nie, jeśli jeszcze raz-nagle zadzwonił jej telefon. Prowadziła z kimś któtką <Hell yeah! Niech żyje nieczytanie wypocin przed publikacją!> rozmowę po czym rozłączyła się-Pięknie! O 16 mamy się wstawić w gabinecie dyrektora <Wohoho… To szykuje się grubsza zabawa O.o >. Co ja mam z tobą zrobić? Staram się jak mogę, żeby cię wychować, a ty?
-Dobra już, skończ-wspięłam się po schodach do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi i wyszłam na balkon. Po chwili nikotyna wypełniała moje płuca. Jeśli chodzi o szkołę uczę się w miarę, ale tak strasznie nie chcę mi się chodzić to tego zakładu dla debili! <Powinnaś się tam czuć jak w domu, Sue. To w końcu zakład dla debili> Między innymi chodzi mi o Shylera. Idiota number one.
-Kochanie-usłyszałam pukanie do drzwi. Szybo zgasiłam papierosa i wzięłam do buzi gumę do żucia ((*śmiech* Czy twoja mama jest pozbawiona węchu? Jeśli nie, to ta guma raczej wiele ci nie pomoże.)).-Juliet? <Juliet…? *łączy wątki* Teraz scena balkonowa ma więcej sensu!> Jesteś tam?-chwyciła za klamkę.
-Nigdy więcej nie mów do mnie po imieniu ((*gasp* Perunie, jak ty się zasrany pustaku do matki zwracasz?! Mujborze, jakbym ja zabroniła mamie zwracać się do mnie po imieniu, to od razu znalazłabym się na SOR-ze. A ta tępa idiotka jeszcze próbuje nam wmówić, że ma taką okropną matkę!)) -otworzyłam drzwi i zeszłam po schodach na dół. Nie to, że nie podoba mi się moje imię, ale większość nazywa mnie po nazwisku i tak to się przyjęło. Właściwie to mało osób wie, że mam na imię Juliet. A z resztą... Nie ważne. <Wait. Chcesz mi powiedzieć, że w szkole, gdzie odczytuje się listy obecności, a imię widnieje na każdym dokumencie, kartkówce i sprawdzianie, udało ci się zachować swoje imię w sekrecie? Chyba kpisz> ((Nie pierwszy raz zresztą.))
-Chodź-pogoniła mnie mama, gdy zasówałam <Widać, oj widać, że nie tylko bohaterka nie pojawia się w szkole zbyt często… To nawet nie jest zabawne. To jest tragiczne, że osoba, która podejmuje się pisania czegokolwiek nie zna podstawowej ortografii i myli znaczenia prostych słów.> buty.
***
Obie wysiadłyśmy z samochodu i w ciszy kierowałyśmy się do tego zła inaczej zwanej szkoły. <To zdanie sensu niet za grosz :”) >

-Zapraszam-uśmiechnęła się <pani> dyrektora do mojej mamy.
-Ty tu zaczekaj-gdy chciałam wejść mama mnie zatrzymała.
Świetnie! Będą mnie obgadywać, a ja bezczynnie siedzieć. <To po co cię w ogóle zabierała? A, no tak. Imperatyw> Wyjęłam, więc telefon i zaczęłam przeglądać instagrama. Nagle do moich uszów dotarło brzmienie gitary. Zaciekawiło mnie kto tak pięknie gra, więc ruszyłam w stronę dźwięków. <Wy już wiecie kto, nie?>
-Shyler<,> ty umiesz grać?-zdziwiłam się widząc tego szmaciarza.
-Jak widać Clark-odłożył instrument.-Słyszałem, że Noah zaprosił cię na imprezę, jeden głupi się trafił. No chyba, że chce cię zaliczyć.
-Zamknij się Shyler.-uciszyłam go-Skoro ty masz takie rozumowanie nie znaczy to, że wszyscy mają taki sposób myślenia. I dzięki Bogu<,> bo wszyscy by byli idiotami.-odeszłam<,> tym samym wygrywając dyskusję. <Nie. To za cholerę tak nie działa, słoneczko> ((Czyyyli, jeśli jakieś  wojsko ucieknie z pola bitwy, to automatycznie tę bitwę wygrywa?)) Już jutro na tej cholernej imprezie sprawię, że stanie się pośmiewiskiem całej szkoły!
Jak myślicie co wykąbinowała Clark? <Na pewno nie poszła po słownik ortograficzny :”) >

5.
-Moja droga panno czy ty wiesz co to znaczy wydalenie ze szkoły?!-trzasnęła drzwiami wejściowymi.
-To tylko wagary.-nie rozumiałam o co tyle szumu. ((I ty się dziwisz, że matka traktuje cię jak dziecko.))
-No to przez te wagary możesz TYLKO zostać wywalona ze szkoły! Powiedz mi dlaczego tak się zachowujesz? Chcesz mieszkać z ojcem?
-Wiesz co? Może byłoby lepiej<,> bo na matkę to ty się nie nadajesz! ((*headdesk*)) <Ja pier… Ta kobieta niczego złego nie zrobiła. Poza tym, że się martwi i wyraźnie nie jest jej wszystko jedno, a powinno być, patrząc na to jaką tępą sukę trzyma pod dachem. Boru! Jak ja nienawidzę tej… tej… *wstaw dowolnie obraźliwy opis*>
-Ja przynajmniej się tobą interesuję, a nie to co twój tatuś!-krzyknęła za mną, ale ja nie zwracałam uwagi na to co mówi. Wszystkie matki są takie denerwujące? <Tylko te, których córki są głupiutkimi jak pantofelki ścierwami :* > ((Ja to się dziwię, że ta kobieta jeszcze cię do okna życia nie wepchała, Juliet.))
Od Noah:
Pamiętaj, jutro 16:00
Do Noah:
Jak mogłabym zapomnieć? :)
Jedyny plus jutrzejszego dnia? Utrę nosa dwóm idiotą... <*idiotom. Idiotą jesteś co najwyżej ty, Julietko.>
***
-Meghan!-dogoniłam idącą w stronę szkoły dziewczynę-Wiesz jaki dzisiaj dzień? <Twój ostatni, mam nadzieję…>

-No nie wiem.
-Dziś jest piękny dzień!
-Naćpałaś się?
-Nie, Meghan<,> dziś zmyję uśmieszek z twarzy Shylera! No i tego drugiego jak mu tam? Nho? Nocha? <Jak to szło? „Noah to moja miłość od pierwszej klasy liceum. Jest przystojny, szarmancki, wysportowany i szanuje dziewczyny” Skleroza to paskudna choroba.>
-Noah-zaśmiała się. ((Boki zrywać))
-A tak! Dobra idę kupić sobie bułkę w sklepiku, idziesz ze mną?
-Nie, przypomnę sobie chemię, a ty się nie uczysz?
-Chemia to prościzna, wystarczy logicznie myśleć-powiedziałam zgodnie z prawdą. <Czyli, Sue, i tak nie zdasz. Słusznie. Po co się uczyć w takim razie>
-Clark, powiem ci... Nie rozumiem cię. Przecież, gdyby nie te wagary byłabyś jedną z najlepszych uczennic w naszej klasie <*tłumi parsknięcie śmiechem* Oszywiście.> i nawet ani razu nie spoglądając do książki<,> a ty lecisz na trójach.
-Bo, żeby mnie zrozumieć trzeba być nie źle popierdolonym, na razie Meg-ruszyłam w stronę sklepiku... Przedemną stały dwie osoby. Spokojnie sobie stałam, gdy nagle usłyszałam czyjś irytujący, idotyczny, pedalski, debilski, wkurzający, smarkaty, zeszmaciały głos. <Ohoho! To żeś popłynęła z określeniami. Ale ja też tak umiem! Sue jesteś sukowatą, zidiociałą, zdrowo pieprzniętą, rozpieszczoną, chamską, skretyniałą, opóźnioną w rozwoju, pomyloną, tępą, narcystyczną, agresywną, rozwydrzoną córą Koryntu. A do tego imbecylem jakiego świat nie widział oraz pretendentem do Nagrody Darwina :)  >

((Stephen Colbert Wow GIF
Wygrałaś.)) <*kłania się nisko*>
-Cześć<,> Clark-przywitał się Shyler na co przemilczałam. <A ałtorka także próbuje się dorobić własnej listy niemiłych określeń… Jak można aż tak nie trafiać w dobre słowa…> Nagle obok nas przeszedł Noah i puścił mi oczko, które jeszcze lada moment<,> a będzie podbite.
-Może cię zaliczy.-skomentował<,> a ja najmocniej jak potrafiłam nadepnęłam na jego stopę.
-Dzień dobry poproszę-nagle moim oczą <*oczom, na litość czegokolwiek, OCZOM> ukazały się świeżutkie truskaweczki! Były takie czerwione i wyglądały naprawdę smacznie! <Ofc. W każdym sklepiku szkolnym od ręki kupisz truskawki> ((I to jeszcze w okolicach kwietnia/marca. Na początku Meghan wspominała, że za dwa miesiące zaczynają się wakacje, co w Ameryce ma miejsce w maju/czerwcu. No, chyba, że jesteśmy w Anglii, tam zaczynają się w lipcu.))
-Halo<,> zamawiasz coś? <Prędzej kupuje, ale… Ałtorka nie wie jak się robi słowami i już :”) >-Shyler nie cierpliwił się na co przekręciłam oczami.
-Poproszę truskawki.-Truskawki to jest moja słabość kocham je! Każdy kto mnie zna wie, że to owoc mojego życia.
-Ile?-spytała pani w sklepiku.
-5.
-5 truskawek?.
-5 opakowań.-chciałam jak najszybciej dostać swoje kupno w ręce.
-Proszę.-podała mi owoce i cenę. Dałam jej banknoty do ręki.
-Pilnuj się<,> Shyler-szepnęłam do niego i odeszłam.

6.
Lekcje mijały szybko... Nadszedł czas na ostatnią lekcję jaką jest w-f. Razem z Meghan przebrałyśmy się w strój i pobiegłyśmy na boisko.
-Clark ponownie na moich zajęciach? W takim razie promocyjnie dzisiaj dwa kółeczka. Raz, raz-pośpieszyła ich trenerka, gdy zaczęły narzekać. I tak właśnie upłynęła nam lekcja... <Na przebiegnięciu dwóch kółek dookoła. Zaiste wielkie to musiałby być okręgi, jeśli tyle to trwało> ((Albo bohaterka co chwilę gubiła drogę. Życie z dwiema szarymi komórkami musi być trudne.))
***
Wzięłam szybki prysznic, wybrałam strój i zrobiłam makijaż. A co założyłam? Otóż zwykłą czerwoną sukienkę z rozcięciem na prawym udzie. <Ok. Tutaj warto dla odmiany napisać coś miłego. Jak możecie zauważyć nie ma tutaj zdjęcia. Co więcej, opis nie zawiera nie wiadomo jakich cudów z opisywaniem jaka to nasza Mary Sue nie jest. Jest prosty, nieco skromny, ale zupełnie wystarczający. Można? Można.> Napisałam do Meghan z pytaniem czy jest gotowa na co odpowiedziała twierdząco. Pozostało czekać tylko na moją ofiarę.

Od Noah:
Czekam przed twoim domem. ;)
Do Noah:
Już idę.
Złapałam za swoją torebkę, do której wrzuciłam telefon i powoli ruszyłam w stronę drzwi. A co? Jak ,,kocha'' to poczeka. <Jak dla mnie to ty się w nim podkochujesz, a nie on w tobie. Ta sieć intryg mnie wykończy…> ((Jest jeszcze lepiej niż w „Koronie królów”))
-Hej-weszłam do samochodu chłopaka.
-Cześć-pocałował mnie w policzek. Fuj! Kiedyś oddałabym za to wszystko, a teraz? Ohyda! <Dwubiegunówka, ot i wsio>-Wyglądasz pięknie.
-Dziękuję-pięknie? Chyba chciał powiedzieć: Niesamowicie. <Oh, skromność to twoje drugie imię, Julietko *prycha z pogardą*> Mniejsza z tym... Chcę już zrealizować mój plan! Powoli przekręcił kluczyki w stacyjce, i gdy usłyszał odgłos zapalonego silnika chwycił za kierownicę...
***
Zaparkowaliśmy obok domu Jacka, a następnie przekierowaliśmy <ruch uliczny> się w stronę imprezy...

Alan <To nie ma w tym miejscu najmniejszego sensuuuu… *wyje w niebogłosy*> ((Ale dlaczego.))
-Chłopaki, Clark zapłaci za wszystko co do tej pory mi zrobiła-wypiłem resztkę alkoholu w kubeczku, który był w mojej ręce.
-No weź... nie zła <i na pewno nie dobra> z niej sztuka-odezwał się Cameron.
-No brzydka nie jest-zgodził się z nim Erick.
-Fu! To Clark! Jest brzydsza niż noc-popiłem kolejnego drinka-W życiu bym jej nie tkną nawet kijem przez szmatę! <Biednyś. Jeszcze nie wiesz co imperatyw dla ciebie zaplanował…>-W tym momencie wyplułem ciecz w moich ustach. Clark ona... ona ładnie wygląda!
Clark
***
Wszystko szło zgodnie z planem. Oboje powoli upijali się do nieprzytomności. Meghan kontrolowała Shylera<,> a ja Noah.
-No to na raz!-przydzwoniłam kubeczkiem z alkoholem ((One są zazwyczaj plastikowe. Nie wyobrażam sobie jak mocno musiałabyś przywalić, żeby to wydało taki dźwięk.)). Gdy tylko Noah przymrurzył oczy wylałam płyn do kwiatka stojącego obok. <Jakże wygodnie i efektownie długo te swoje ślepia przymrużył! Vive la Imperatyw!>
Do Meghan:
Ofiara numer 2 gotowa.
Od Meghan:
Ofiara numer 1 również. Widzimy się przy schodach...
Gdy otrzymałam od niej wiadomość postanowiłam działać.
-Chodź Noah. Zaprowadzę cię gdzieś.-wzięłam go pod pachę i poszłam w umówione miejsce.
-Ty wchodzisz pierwsza-zarządziłam, a ona razem z kompletnie pijanym Shylerem weszła po schodach. Bardzo uważnie patrzyłam czy ktoś przypadkiem nie widzi tego co właśnie się dzieję, ale większość towarzystwa bawiła się w nalepsze. <Ta. W domu pełnym ludzi takie podchody to na mur beton się udadzą. No nie ma cholery, żeby ktokolwiek się zorientował, nie? *złośliwy chichot*>
***
-Piona! Udało się!-przybiłam piątkę z dziewczyną. 

-Wyszło mega-stwierdziła.
-No, a jak? Wyszło genialnie!-powiedziałam trochę głośniej.
-Dobra nie wiem jak ty, ale ja spadam. Narka-wyszła z pomieszczenia. Już miałam wychodzić, ale do głowy wpadł mi jeszcze jeden pomysł! Podeszłam do łóżka, w którym oboje leżeli. Powoli rozpięłam koszulę Shylera, a na skutek czego zaczęło ujawniać mi się jego wyrzeźbione ciało ((Ofkors, wszak nienawiść od miłości dzieli tylko cienka linia.)). W końcu Shyler trenuje boks i piłkę nożną. Z rzuciłam z niego górną część garderoby. Oczywiście za dolną się nie zabieram. To samo zrobiłam z bluzką Noah i dla lepszego efektu porozrzucałam ich ubrania po całym pokoju.  <W sensie dwie męskie koszulki. Normalnie szał ciał, patrząc na to, że mężczyźni raczej mogą się pojawiać w swoim towarzystwie bez koszulek :”) > Zrobiłam dodatkowe zdjęcia i to wygląda jakby naprawdę się przespali! <Ale w spodniach, więc się nie liczy! O!> ((Bezpieczny seks nabiera nowego znaczenia. A tak na serio, ona teraz dopiero wpadła na ten szatański pomysł, no nie? W takim razie co wcześniej planowała? Że po prostu połozy ich pijanych obok siebie? To miała być ta genialna zemsta?))
-Zobaczymy Shyler kto wygra-szepnęłam i chwyciłam za klamkę.
-Jess-wymamroczał <*headdesk*> do siebie na co prychnęłam. Jess to jego była, z którą przez totalny przypadek zerwał. A no tak! Nie mógł z nią zerwać<,> bo nigdy z nią nie był, jeżeli już to wiecie co robili... <Takie… Ehehehe… Takie słowo, wiecie… *mryg mryg* Takie które badassowi nie przejdzie przez delikatne gardełko! iks-kurna-de>
-Shyler ty się nigdy nie zmienisz-wyszłam z pokoju<,> zostawiając chłopaków samych ze sobą.
<I tym optymistycznym jak wizja Sue spadającej ze schodów akcentem kończymy! See ya all later babe!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz