sobota, 22 września 2018

Zimne wzorki Connora i komisarz Dupek w natarciu - Invincible #1

W dzisiejszym odcinku będzie się działo... tyle, że nie. Spróbujemy razem przebić się przez mroczne sekrety Detroit, nad którym zawisło ciężkie widmo dewian... defektyzmu. Zimnym wzorkiem w śnieżynki zmierzymy androida, który w zasadzie androidem nie jest. Niestety człowiekiem też nie. Nie wiadomo czym Faye tak dokładnie jest, bo buja się od kwestii własnego wyłączenia do narządów wewnętrznych i z powrotem. Wiemy jednak na pewno, że ludzio-androidka jest naszym ukochanym unikatem. Drugiej takiej próżno szukać gdziekolwiek, bo w grze słowa o niej nie znajdziecie! Ale spokojnie, bo o paru innych tematach, które się tutaj znajdą również ślad w uniwersum zaginął. Między innymi odkryjemy niepopularną i skrzętnie zatajaną informację o tym, że mogą się zranić, potrzebują wody i zasadniczo są ludźmi, tylko mniej. Granica między światami zatrze się nam tutaj pewnie jeszcze nie raz. Dlatego zapraszam do zabawy! 

(Mam przeczucie, że ten magiczny link się przyda. Przecież obiecałam zabawę, prawda? c": )

Komentują:
* {Nyan}
* //Johnny//
* <Apocalyptical>

‘’CAUGHT’’ {Pamiętajcie dzieci, tytuły po angielsku zawsze brzmią lepiej! Patrzcie na takiego “Rogue One” lub “Suicide Squad”...}
- Oznaczenie androida//Bez spacji.// : Fayetteville {To brzmi jak albo miejscowość, albo niepotrzebnie rozciągnięte imię.} <Oj, no... Rodzice/ojcowie założyciele mieli fantazję!> a.k.a Faye. Model//BeZ sPacjI// : ZN007 {LORE TIME! Wedle opisu książki Faye to pomoc domowa. W “Detroit: Become Human” występują dwa takie typy androidów: PL (męska wersja) i AX (żeńska). Nie istnieje żadna linia modeli ZN, nawet wśród innych typów androidów. A to znaczy, że mamy do czynienia z cudownym płateczkiem śniegu. Też się cieszycie? :’) } <A kto się nie cieszy?>. Została schwytana w momencie, kiedy sąsiedzi donieśli, że zaatakowała własnego właściciela i zabiła go strzelbą, którą miał pod łóżkiem {Mam rozumieć, że w jednym momencie wydarzyły się trzy rzeczy: została schwytana, sąsiedzi na nią donieśli i zabiła swojego właściciela?}. Był także członkiem stacji - powiedział Gavin, kiedy Hank wraz z Connorem weszli do pomieszczenia przesłuchań.
Connor podszedł bliżej lustra weneckiego, po czym zaczął skanować kobietę {Ugh... mentalność gry sprawia, że jakoś mnie to gryzie. Żaden z bohaterów (ani android, ani człowiek) ani razu nie nazwał androida kobietą/mężczyzną. Nawet w oryginale mówią o nich per “it”. Ale chyba po prostu się czepiam}. Miała liczne rany {*uszkodzenia}<Cichaj, Kocie! Płateczek śniegu jest ponad właściwą terminologią...> na całym ciele, niektóre jeszcze świeże. Stopień, w jakim była zraniona{ *uszkodzona}, zaskoczył go, lecz to pomogło mu połączyć wszystko do jednego //wielkiego worka na śmieci.//.
- Co było powodem, że dopuściła się do takiego czynu? {Bez “do”. Całkowicie zbędne słowo.}- zapytał Hank, siadając na krześle.
- Nadal tego nie wiemy. Nie przesłuchiwaliśmy jej jeszcze - wyjaśnił Reed, stając pod ścianą.
- Pozwólcie mi ją przesłuchać - odezwał się Connor, nie spuszczając zimnego wzorku z kobiety {Wyrachowany zły glina z zimnym wzorkiem w śnieżynki i reniferki.} <Próbowałam wkleić tutaj poglądowe zdjęcie „zimnego wzorku”, ale... Google podaje mi do wglądu tylko malowane paznokcie (Niektóre nawet z serduszkami! Ha!)... Dobra. I tak pokażę wam co znalazłam: 
https://img-ovh-cloud.zszywka.pl/0/0534/4444-zimne-kolory-idealne-na-zimna-zime-.jpg>.
- Ha, jeszcze czego - wyśmiał go Reed. - Jeszcze tego nam potrzeba, żeby plastikowe gówno brało udział w przesłuchaniach. {Connor już przy pierwszej wspólnej akcji z Hankiem przesłuchiwał androida. BA, Reed przy tym BYŁ. To sprowadza się do dwóch wniosków: 1) wyczuwam usilne robienie z Gavina Reeda dupka na potrzebę posiadania dupka w swojej historii, 2) wykrywacz poprawnej linii czasowej oszalał.} <Albo Gavin ma bardzo, ale to bardzo krótką pamięć. Imperatywną wręcz :") >
- Reed, stul dziób - skarcił go Hank. - W Detroit coraz częściej dochodzi do morderstw. Za niedługo stanie się to codziennością. {A NIE JEST? Przecie w czasie gry CODZIENNIE gdzieś jeździli w sprawie morderstwa z udziałem androida! Gdzie mój wyjaśniony czas akcji?!} <Umar no. Wzion i umar...>
- Miejmy nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie - udzielił się Gavin, odwracając wzrok od Connora.
- To jak, Connor? Wchodzisz? - zapytał po chwili ciszy Anderson, spoglądając na androida. Connor zwrócił się w stronę porucznika, patrząc na niego czekoladowymi tęczówkami. <Chyba mam złe wspomnienia z czekoladowymi tęczówkami... *patrzy martwym wzrokiem w kąt pokoju, oglądając we wnętrzu głowy flashbacki wojenne z Psychiatryka*>
- Jeśli mogę. Według detektywa Reed'a {niepotrzebne apostrofy w nazwiskach są na porządku dziennym.} //Ale morderstwa już nie.// nie nadaję się do tego, poruczniku - powiedział.
- Jesteś maszyną, do cholery. Ty nadajesz się do wszystkiego, synu. {Czy Hank właśnie zaprzeczył samemu sobie nazywając Connora równocześnie maszyną i synem? =.=} <*przekrzywia głowę* Hę? Którą wersją relacji podążamy?> Idź i spróbuj coś wyciągnąć z tej dziewczyny. Na pewno będzie miała większe zaufanie do swojego, niż do człowieka - powiedział porucznik Anderson. {Zwłaszcza do androida śledczego, który najpewniej sam wcześniej ją wytropił. Pamiętajmy: Connor był przydzielany do KAŻDEJ sprawy z udziałem androidów i większość defektów mu nie ufała (a przynajmniej tak obstawiam przez fakt, że jeden się przed nim ukrywał, kolejny uciekał, dwie próbowały go zabić...)}
- Czy ty już za siebie nie możesz, Anderson? Wysyłasz tę kupę złomu na przesłuchanie!? - zapytał oburzony Gavin {ustawiając pytajnik i wykrzyknik w złej kolejności}<Ale chociaż mamy ,,tę kupę złomu", a nie ,,tą", prawda? :) >.
- Powiedziałem<*Napisałem> Ci coś<*list> kilka minut temu. Stul pysk albo rozkażę napisać do kapitana bardzo nieprzyjemny raport na twój temat.
To były ostatnie słowa, jakie był w stanie dosłyszeć Connor. Wszedł do pokoju obok, gdzie przy metalowym stole była posadzona dziewczyna.
Miała krótkie włosy i błękitne oczy. Jej ciało pokrywały liczne rany{ *uszkodzenia. Btw, WIEMY.}. Connor przymrużył oczy ze zdziwieniem. {*facepalm* Jakby nie przeskanował jej wcześniej przez lustro weneckie. Poza tym, halo? Android śledczy? Morderstwa, gwałty, przemoc? Ran- tfu, uszkodzenia to coś nowego w tym temacie?} <No akurat RANY to są nowością w tym temacie. Kto tej biednej dziewczynie wmówił, że jest androidem? Rodziców nie było stać na prawdziwego?>
Dziewczyna po chwili podniosła szklankę z wodą {Na cholerę dali szklankę z wodą androidowi? Na cholerę postawili cokolwiek na stole w POKOJU PRZESŁUCHAŃ w zasięgu SKUTYCH rąk PRZESŁUCHIWANEGO?} <Ona na bank jest człowiekiem, który myśli, że urodził się maszyną. Straszna choroba panoszy się po tym naszym futurystycznym Detroit...> chcąc się napić, lecz kajdanki, które miała na rękach jej to uniemożliwiły. Od kiedy androidy piją cokolwiek? {Dobre pytanie. Faye jest defektem, ale stawanie się defektem nie zmienia żadnego androida w człowieka. Ona NIE MOŻE SIĘ ODWODNIĆ, bo mimo wszystko jest MASZYNĄ. Brzmi szorstko, ale taki jest główny przekaz całej gry: androidy nie są ludźmi i nie chciały nimi być. Defekty nawet postrzegały się jako osobną inteligentną rasę.}
- Przyszedłeś tutaj, żeby mnie zabić, czy wyłączyć? //Android nie zna pojęcia śmierci, a dla defekta to jedno i to samo. Czym więc jest Faye? Załóżmy, że potraktujemy to na poważnie i zastanowimy się. Podejrzana, nie rozumiejąc jeszcze, że Connor jest androidem (becos rezons), zapytała: „potraktujesz mnie jak żywą istotę, czy jak maszynę?”. Taki wstęp do relacji byłby genialny. Szkoda, że nie widzimy tej koncepcji nigdzie dalej.// - zapytała cichym i osłabionym głosem, na co Connor zdziwił się jeszcze bardziej.
- Nie jestem twoim wrogiem. Przyszedłem tutaj, aby ci pomóc - powiedział Connor.
Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi, jakby domyślała się, kim jest Connor. {Dioda na skroni, wielki świecący napis “Android” na marynarce i równie bijąca w oczy opaska na ramieniu to za mała podpowiedź.}<Pewnie założyła, że to cosplayer :") > Po chwili uniosła głowę i spojrzała słabo na androida, mrużąc oczy od jasnych świateł w pomieszczeniu.
- Jesteś tym samym, co ja. Kupą metalu i plastiku zebranego w jedno, RK800 - powiedziała chłodno, spuszczając wzrok na swoje dłonie. {Ale mimo wszystko przygotujcie się na dalsze historie o cudownych organach wewnętrznych wyhodowanych wskutek błędu w oprogramowaniu.}
- Nazywam się Connor - powiedział chłopak {*krzywi się widząc, że ktoś nazwał Connora “chłopakiem”*}, podchodząc bliżej Faye. Ta ponownie uniosła na niego wzrok, posyłając mu pełne zdziwienia spojrzenie. {On do mnie... podszedł?!}
- Możesz mi powiedzieć, co się stało, Faye - dodał po chwili, siadając naprzeciw dziewczyny.
- Nie sądzę. Zbyt dużo razy zostałam... Jak ludzie to mówią...? "Oszukana", żeby znowu komuś zaufać {Długo zajęło jej szukanie słowa “oszukana”. Wadliwy system, wyślijcie ją do resetu i po sprawie.} //Samobójczy Daniel z początku gry nie miał problemu z wykrzykiwaniem „ludzkich” obelg w kierunku Connora. Pozostali defekci również używali emocjonalnych sformułowań, nie rozumiem czemu tutaj pojawia się z tym problem. Jedyne co przychodzi mi do głowy to Faye pokazująca jakim jest smartassem.// <Po prostu słownik jej padł pod wpływem usilnego wlewania w siebie wody... Swoją drogą to dość pocieszne, że ałtorka mimo wszystko próbuje pokazać, że człowiek i android to nie jedno i to samo. Niestety, trochę źle się za to zabrała i minęła się z lore o szerokość boiska, ale i tak coś każe mi docenić próbę.> - wytłumaczyła dziewczyna, rozsiadając się na krześle. Eminowała pewnością siebie {Jeśli kiedykolwiek opatentuję nowy rodzaj min, przypomnijcie mi, bym nazwała je “Pewność Siebie” ku pamięci tego tworu}<Tylko upewnij się, że będą to miny internetowe! Takie e-miny :") >, jakiej nie miał nikt inny.
- Dlaczego nie uciekłaś z miejsca zdarzenia? - zapytał Connor, składając dłonie razem.
Dziewczyna wciąż patrzyła na chłopaka, szukając w nim jakiejkolwiek odpowiedzi na jej pytania. Kim był? Dlaczego chce jej pomóc? Czy jest dewiantem? {Ja pier... wchodzimy na teren złych spolszczeń. Częsty problem polskiego fandomu “Detroit”: oryginalne “deviant” brzmi niektórym ładniej od “defekt” i na siłę próbują je spolszczyć.} Czy ma choć trochę emocji?
- Nie musisz się bać, Faye. Jestem tu, by ci pomóc. Po prostu opowiedz mi swoją historię - powiedział po chwili ciszy Connor, co wybiło dziewczynę z zamyślenia.
- Zastrzeliłam Andy'ego, to prawda - przyznała dziewczyna i skinęła głową, po czym ciągnęła dalej. - Ale nie masz bladego pojęcia, dlaczego to zrobiłam.
{ - Doznałaś wstrząsu emocjonalnego pod wpływem traumatycznych wydarzeń. Zalała cię seria irracjonalnych komend, rozkazujących ci, między innymi, bronić się - wyrecytowała Nyan, wyręczając Connora. Przeglądnęła zdjęcia z miejsca zbrodni i westchnęła znudzona. - Uwierz, Sue, nie jesteś pierwszym i ostatnim defektem, który nas odwiedził.} <Ładnie... Brzmisz jak rasowy android śledczy O.o>
- Dlatego tu jestem. Aby dowiedzieć się, dlaczego to zrobiłaś - powiedział Connor.
Dziewczyna westchnęła ciężko, drapiąc się po zranionym{ *zarysowanym} policzku.
- Wiesz, Connor - zaczęła, akcentując imię androida{, bo taka z niej była wredna merysuka, że musiała traktować inne androidy z wyższością}. - Kiedyś byłam inna. Zadbana, miałam długie włosy. Ale mój były właściciel mnie zaniedbał. Zniszczył mnie. W środku, jak i na zewnątrz, co pewnie zauważyłeś - mówiła, a jej głos zaczął się powoli załamywać.
- Co cię zmusiło do zabicia pana Frick'a? - zapytał Connor. {Brzydki Connor! Oddaj ten apostrof!} //”Nie jesteś Amandą, nie możesz mi rozkazywać!”//
- To, co zrobił swojej rodzinie, a potem mi, przerasta wszelkie oczekiwania - powiedziała Faye. Chcąc ciągnąć dalej swoją historię, została zdezorientowana przez krzyki dochodzące z zewnątrz. {Dźwięki z zewnątrz. W dźwiękoszczelnym pokoju przesłuchań. Tell me more...}
- ... Mówiłem ci, że to nie był dobry pomysł, żeby wysyłać tego pieprzonego androida na przesłuchanie jej - do pokoju wparował Reed, a tuż za nim porucznik Hank. {Behold! Oto jedna z wielu całkowicie wyciągniętych z dupy scen mających na celu zrobienie z Reeda ostatecznego dupka, bo ten fanfik potrzebuje “tego złego”.}
- Gavin, uspokój się w końcu. Connor wie co robi - zapewnił go nadzwyczaj spokojny Anderson. //Wcześniej mieliśmy zaprzeczenie, ale teraz możemy stwierdzić na pewno: Connor w tej wersji wydarzeń jest partnerem Hanka, nie wrzodem na dupie. Zapamiętajmy to sobie na przyszłość, bo ta koncepcja będzie gwałcona i odgwałcana na okrągło.//
- Dosyć tego - rozwścieczył się Reed, podchodząc do Faye, łapiąc ją za ramię. {Te przecinki... coś jest z nimi nie tak... *wyciąga puszkę Interpunkillera*}
- Dlaczego zabiłaś swojego tatusia <Ożesztyorzeszku O.O >, hmm? {Kuźwa, czy to miało być zastąpienie słowa “daddy”? Bleh...} No, dalej, mały, jebany robociku, nie mam całego dnia, żeby się z tobą bawić w podchody. Albo gadasz albo odstrzelę ci ten plastikowy łeb - krzyknął, szarpiąc dziewczynę. Faye była zdezorientowana, nie wiedziała, co się dzieje, ani kim byli ci ludzie. Była wystraszona. {Ten fanfik dokonuje niemożliwego - zaczyna mi być przykro z powodu postaci, która została stworzona specjalnie po to, by grający w DBH jej nie polubił. Spokojnie, Gavin, uklepiemy ci różową Pufę Wstydu zaraz obok Foxy’ego, Reapera i pozostałych Anonimowych Skrzywdzonych Złych, którzy dołączą do nas w przyszłości.}
- Kurwa, Gavin, zostaw ją! - krzyknął zdenerwowany porucznik Anderson.
- Nie ma opcji. Im szybciej nam powie, tym szybciej będę mógł ją wpakować za kratki {*śmiech* KRATKI! *kolejny* Android w więzieniu! Wszystkie wadliwe modele wysyłano z powrotem do siedziby CyberLife, by sprawdzili gdzie wystąpiła usterka i odzyskali sprawne części z recyklingu. I wie to KAŻDY, kto choćby i “Let’s play” oglądał. Czy autorka PRZESPAŁA WĄTEK CONNORA? Tu jest tyle niedociągnięć, że mnie skręca na pół ze śmiechu i z czarnej rozpaczy...} <Wygląda na to, że widziała tylko to co chciała zobaczyć... Pokój przesłuchań; że Gavin to skończony dupek; Hank kocha Connora... Jak nic mamy tutaj przypadek ślepoty wybiórczej...>  - powiedział Reed<,> nie dając za wygraną.
- Detektywie, proszę się natychmiast uspokoić - wtrącił się Connor.
Reed spojrzał na niego zabójczo, lecz wciąż kurczowo trzymając Faye za kołnierz podartej bluzki.
- Bo co mi zrobisz, sukinsynu? Nie mam czasu, żeby się pierdolić z takimi rzeczami. {Muszę kląć i szarpać Sue, bo inaczej nikt się nie domyśli jak bardzo jestem zuy!} <A poziom stresu u panienki Faye bezustannie rośnie... Ciekawe czy po autodestrukcji też będzie chciała powiedzieć co wie.>
- Jeśli się Pan {Bór Ojciec, Syn Borzy i Liść Święty} nie uspokoi, może dojść do bardzo niebezpiecznych czynności, dla wszystkich obecnych w tym pomieszczeniu - wyjaśnił Connor, wstając z krzesła.
- Ta? Ciekawe, kurwa, jakie.
- Pod wpływem stresu i strachu, jaki aktualnie przeżywa Faye, który również zwiększa się coraz bardziej, może dojść do przeładowania, po czym do autodestrukcji. Co oznacza, że jeśli się pan nie uspokoi, Faye zginie //Słowa Connora są… dziwnie napisane. Wiem o co mu chodzi, bo znam scenę przesłuchania z gry, ale wyjaśnienie zamieszczone powyżej nie jest najlepiej sformułowane. Żeby nie powiedzieć „napisane na siłę innymi słowami niż w grze”.// - powiedział Connor, posyłając Gavin'owi groźne spojrzenie. {Co dalej nie wyjaśnia, dlaczego miałoby to być groźne dla pozostałych. Widziałam jak wygląda taka autodestrukcja GRAJĄC w DBH - android sam niszczy się do takiego stopnia, by nie dało się go z powrotem włączyć i/lub wyciągnąć z niego danych. To zagrożenie dla śledztwa, owszem, ale nie dla wszystkich obecnych w pomieszczeniu.} <Uwzględnij jeszcze, że Faye jest płateczkiem śniegu. Jej autodestrukcja na pewno generuje piękny grzybek atomowy widziany z kosmosu :) >
- Zamknij się, robociku i wyjdź stąd, dopóki możesz - zagroził Reed.
- Odmawiam - powiedział Connor, podchodząc bliżej Gavina.
- Powiedziałem ci wyjdź stąd, pierdolony androidzie! - krzyknął Reed, wyjmując zza pasa swój pistolet <i> celując prosto w głowę Connora.
- Reed, do kurwy nędzy, uspokój się! - krzyknął porucznik Anderson, wymierzając swój pistolet w Reed'a. {Zastrzel ten apostrof, błagam, zastrzel ten apostrof...}
Faye nie miała pojęcia, co zrobić w tej sytuacji. Zawsze miała pewną regułę, której zawsze się trzymała. "Jeśli ktoś atakuje kogoś z twoich, to znak, że Ty musisz zaatakować tego, kto odważył się podnieść rękę na twojego bliskiego".
{
}
//To brzmi jak scena z „Monty Pythona”, w której Brian ląduje na piedestale i próbuje nauczać tłum.//  
Dziewczyna wstała z krzesła i pomimo skutych dłoni {Zapamiętajcie tą uwagę...} rzuciła się na Reed'a, przygwożdżając go do ściany.
{Dobra, a teraz mając w głowie te kajdanki, wyobraźmy sobie jak naprawdę wygląda skuty przesłuchiwany. Nie wiem, czy autorka sobie o tym zapomniała, czy zadziałał Imperatyw, ale podejrzanych o morderstwo przykuwa się do stołu. Nawet w DBH tak było w scenie z przesłuchaniem, na której WYRAŹNIE się wzorowała. Teraz więc zamiast tego bullshitu, który się zaraz wydarzy, wyobraźcie sobie, że Faye jest NORMALNIE przykuta do stołu i rzucając się na Reeda majestatycznie wywraca się z meblem na podłogę. Nie musicie mi dziękować.}
- Krzywdzisz moich ludzi, ja krzywdzę ciebie, zrozumiano? - zagroziła Faye, puszczając po chwili Gavina.
Connor i Hank przyglądali się całej sytuacji, w ogóle nie zwracając uwagi Faye za to, co zrobiła. {Oszywiiiiiśćie. Nie będę nadużywać mema Doli. Ma już do tego copyright.}
//Spokojnie, mamy ich cały internet.
Move See GIF //
<Jest i mój grzybek! Dzięki, Johnny! *-* >
- Zaprowadźmy ją na razie do celi, synu. Później zadecydujemy wraz z oficerem Jeffrey'em, co zrobimy z nią dalej - powiedział Anderson, na co Connor skinął głową, czując dziwne uczucie {Czując dziwne uczucie}, które ogarnęło całe jego ciało. Sam nie wiedział, co to było. //Dyskomfort bycia cały czas nazywanym „synem”?//
Po chwili podszedł do dziewczyny i chwycił ją za ramię, po czym wyprowadził z pomieszczenia przesłuchań i razem z porucznikiem zaprowadził ją do celi.

FLASHBACK {Bardziej oczywistego tytułu nie dało się wymyślić.}<Oh... Czyli nie będę zaskoczona treścią rozdziału? Szkoda...>
- Wyłączcie ją.
- C-co!? Ale dlaczego? Przecież przeglądał Pan jej akta z tysiąc razy!
- To nie wyklucza, że jest ona niebezpieczna.
- Ale...
- Żadnych "ale", sierżancie. Wykonać polecenie. To dla niej lepsze, niż oddać ją w ręce tych skurwieli z CyberLife.
- Może jednak lepiej ją oddać w ręce CyberLife?
- A czy ty chciałbyś, żeby wyprali ci pamięć i pozbyli wszelkich uczuć? Nie? Też tak myślę. Dopóki będzie wyłączona nikt, nawet CyberLife nie będzie w stanie jej namierzyć. {Teoretycznie to nie można jej namierzyć odkąd tylko stała się defektem. Androidy stając się defektami z jakiegoś powodu automatycznie wyłączały wbudowany przez CyberLife nadajnik.}<Ups *iksde*> A teraz wykonać rozkaz.
- Tak jest, sir.

__________________________________________

Dryfowałam w dziwnej otchłani. Przed oczami widziałam tylko ciemność. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Cholera.
Wyłączyli mnie. Zrobili mi coś, czego obawiałam się najbardziej i czego boję się odkąd mnie stworzyli. To jest... Gorsze niż śmierć, choć nigdy nie miałam okazji umrzeć. {No DUH, w końcu jesteś Androidem. Znowu się powołam na grę (i zrobię to pewnie jeszcze niejednokrotnie); w trakcie możemy niejednokrotnie spotkać “umierające” androidy. Z ich ostatnich słów jasno wynika, że wyłączenie jest dla nich równoznaczne ze śmiercią, czyli nie może być od niej gorsze.} //Ja natomiast powołam się na logiczne rozumowanie, rozpisując się niemiłosiernie (uwaga, zrobi się filozoficznie). Gra kładzie duży nacisk na zależność androidów od kodu, ich umysły pracują więc na zasadzie komputerów. Czy jest różnica między wyłączeniem komputera a roztrzaskaniem go młotkiem? W obu przypadkach wszelkie procesy zostają zatrzymane, i właśnie to nas interesuje. Opo błędnie porównuje wyłączenie androida do śpiączki człowieka, zamiast do śmierci. Dezaktywowany android powinien mieć odłączone źródło zasilania, człowiek w śpiączce, natomiast, wciąż ma działające „zasilanie”. Mózg w śpiączce może więc funkcjonować, ale procesor bez prądu nie. Zachodzenie procesów myślowych nie powinno więc mieć miejsca.
Zdaję sobie sprawę ze zjawiska „duszy w maszynie” będącego możliwym (i sugerowanym) wyjaśnieniem. Nie zamierzam go obalać, gdyż jest to pojęcie abstrakcyjne. Wyciąganie jakichkolwiek, nawet abstrakcyjnych wniosków, to prawo czytelnika.
Czepiam się jedynie błędnego założenia, które może do takiego wniosku prowadzić. Domniemany powód działającej świadomości bohaterki jest oparty na błędnym porównaniu jej „mózgu” do mózgu człowieka. Dużo bardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest to, że ktoś spieprzył dezaktywację wyłączając jedynie funkcje motoryczne i poznawcze, pozostawiając Faye w swojego rodzaju stanie czuwania. Równie prawdopodobne jest to, że (skoro ma coś wspólnego z Kamskim, o czym zaraz się dowiemy) sama przeszła w stan czuwania a jej świadomość stała się „procesem w tle”. Co jak co, ale wyłączenie to to nie jest.//
I jak na razie nie zamierzam się ku temu zbliżać.
Po chwili poczułam grunt pod stopami. Czułam, jak moje ciało ogarnia dreszcz, spowodowany obecnym zimnem. Dziwne, miałam zamknięte oczy. Temu {GAAAH, jak ja nienawidzę tego słowa! > < “DLATEGO”, nie “TEMU”!} widziałam tylko ciemność.
Kiedy otwarłam powoli oczy, dokoła mnie był śnieg, a uliczne latarnie delikatnie oświetlały śnieżną dróżkę.
<No bez jaj...>
- W końcu raczyłaś mnie odwiedzić, Faye - wzdrygnęłam się przestraszona, po czym odwróciłam się w stronę właściciela<*właścicielki raczej. Wróż Apo prawdę ci powie...> głosu.
- Amanda!? - zapytałam przerażona, robiąc krok w tył od kobiety. {Of-fokin-kors, nasz płateczek śniegu jest zamieszany w intrygi Kamskiego i jego specjalnych androidów. Bo to musi być historia a’la “The Chosen One”.}
- Dlaczego się mnie boisz? Nie chcę robić Ci krzywdy, moje dziecko{. Chcę tylko mówić do Ciebie listem, stąd te wielkie litery.} - powiedziała, składając razem ręce. Jej dioda na skroni zaczęła migać w żółtym kolorze. //O kim mówimy? Amanda nie ma diody!//Co ona kombinuje?
- Czego ode mnie chcesz? - spytałam nerwowo, trzymając zaciśnięte pięści.
- Wyłączyli cię, dlatego tutaj wylądowałaś. Są przekonani, że nie znajdziemy cię. Lecz mylą się {Amanda rymuje, czyżby czekała nas rap battle?} <Ej! To by nie było znowu takie złe O.o > - zaczęła kobieta, okrążając mnie.
- Chcę tam wrócić. Nie zamierzam tu gnić razem z tobą. Chcę być wolna. Daj mi żyć - Powiedziałam, siadając na pobliskiej ławce, kurczowo obejmując się ramionami.
- Przykro mi, kochanie, ale nie mogę tego zrobić. Musisz wrócić do CyberLife - powiedziała Amanda, siadając obok mnie. {- Tego wymaga od ciebie lore gry. Kimże jestem, żeby mu zaprzeczać?}
- Wypuść mnie! Nie możesz mnie tu trzymać! - krzyknęłam, zrywając się z ławki.
- Faye, to nie takie proste - powiedziała kobieta, starając się mnie uspokoić.
- Zostaw mnie. Ty i twoje marionetki. Wszyscy są tacy sami {MY TUMBLR SENSE IS TINGLING!} - warknęłam, po czym pobiegłam w stronę fioletowego światła. Brzmi obiecująco. <Nie idź... Chociaż w sumie. Idź, IDŹ w stronę światła!> //”Koniec rozdziału” brzmi obiecująco. A, chodzi o to światło? Ciongłość czasuf pierwsza klasa.//
- Faye, stój! - krzyknęła za mną Amanda, lecz nie zareagowałam. Wbiegłam bez wahania w fioletowe światło.
I znów dryfowałam w dziwnej przestrzeni, widząc dawne wydarzenia. Zupełnie, jakbym miała sobie je przypomnieć, przeżyć je jeszcze raz. {W końcu ta książka potrzebuje przecież ekspozycji. Cieszmy się, że nie jest tak chamska jak w gorszych wattpadowych tworach.} Ale ja tego nie chciałam.
Po chwili wylądowałam w dość świeżym wspomnieniu.
- Przynieś mi piwo! - usłyszałam krzyk dochodzący z salonu. <Czy tylko mnie tutaj nachodzą się i mieszają dwa wątki z gry? Trochę jakby ślepe powielanie historii z gry, bo na oryginalność średnio nas stać...> No, nie. Znowu tu byłam. W tych samych ubraniach, co wczoraj. To naprawdę zdarzyło się wczoraj!?
- Już idę, Andy, nie denerwuj się - odpowiedziałam najspokojniej, jak potrafiłam, po czym wyciągnęłam z lodówki zimne piwo i ruszyłam w stronę salonu.
- Ach, dzięki, skarbie. Wiesz, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - powiedział Andy {Musiałbyś przynosić sobie piwo sam. Duh.}, głaszcząc mnie po włosach. To budziło u mnie... Obrzydzenie. Tak, to było to uczucie. //Znowu problem z nazywaniem odczuć. Traci go nie miały.//
- Pamiętaj, że jeżeli ktoś będzie chciał cię skrzywdzić, nie daj się złamać. {HAH! To najcudowniejsza ironia jaką ostatnio widziałam... :’) Słowa mądrości ciemiężyciela!} Nie możesz się ujawnić. Inaczej będą chcieli cię wyłączyć - powiedział<,> siadając na starym fotelu. Skinęłam tylko głową, po czym ruszyłam do swojego pokoju.
- Jesteś defektem <Cudownie! Nie dewiantem, a defektem! Postęp!>. Nie daj się wykryć - krzyknął za mną Andy. {STOP! LORE TIME! Skoro już BYŁA defektem, to na jaką cholerę dalej się go słucha? Czy główną ideą defektów nie było przeciwstawianie się swoim panom? To by miało więcej sensu, gdyby właśnie w tej scenie stała się defektem, skoro już robimy słynne “kopiuj-wklej” wątków z gry.} Przymknęłam oczy na jego słowa. Wiedziałam, że kara i tak mnie nie ominie. Albo CyberLife postanowi mnie zabić albo wyłączyć {czyt. “wyłączyć albo wyłączyć”. Poważnie, tu nie ma różnicy. Jeśli ją zniszczą, to się wyłączy, jeśli ją wyłączą to... no wiecie.} <Się wyłączy?> //Nie chce mi się znowu rozpisywać…// lub - co gorsza - wyczyścić mi pamięć i zastąpić mnie kolejnym androidem. {Tak to robili tylko Connorowi, złotko. Andy’emu mogli najwyżej na gwarancji dać nowego androida.} <Ale Faye jest płateczkiem śniegu!>
Cholera, każda myśl o tym, że mogę zostać wyeliminowana przerażała mnie. Kurwa, bałam się własnej śmierci! <*mruży oczy* Jak śmiesz się tak wyrażać, Fayetteville? Natychmiast przeproś. Żebyś ty z nazywaniem prostych stanów emocjonalnych miała problemy, a z bluzganiem to już nie... Świat schodzi na psy...>
- Faye! Chodź do mnie. Teraz - usłyszałam po chwili krzyk Andy'ego, który nie zwiastował nic dobrego.
Był byłym policjantem, a miał na koncie gwałt i kradzież. Tylko ja o tym wiedziałam {*śmiech* Ja... ja tego już nawet nie będę komentować.}. Czasami chciałam, żeby wymazali mi te wydarzenia, bo kiedy o tym myślę, to... Nie wiem, co mam z tym zrobić. Czy iść i się powiesić {Spoiler: nie zadziała. W końcu NIE POTRZEBUJESZ TLENU BY DZIAŁAĆ.} <Ale to wcale nie przeszkadza. Pomyśl o tym, że Faye, wisząc pod mostem jak ozdóbka świąteczna, nie będzie mogła chodzić i profanować dalej. Wszyscy coś zyskamy!>, czy zgłosić to na policję. //Skoro jest BYŁYM policjantem, to koledzy z pracy już chyba wiedzą o jego występkach. A jeśli mówimy o znęcaniu się nad androidem… hmm, jak to ująć… jesteś androidem. Policja zastrzeli cię za robienie kłopotu, jeśli w ogóle przyjedzie.//
Andy stracił rodzinę bardzo dawno temu. Od tamtej pory jestem jego jedyną "rodziną", jeśli mogę to tak nazwać. Pomagałam mu, a on w zamian wypalał papierosy na moich rękach, bił mnie i straszył. Kiedyś służyłam jemu i jego rodzinie, pomagałam w różnych rzeczach, opiekowałam się jego dziećmi. Teraz... Służę za popychadło. Za worek treningowy i popielniczkę.
Andy wiedział o tym, że jestem defektem. Nie przeszkadzało mu to, a wręcz przeciwnie - był zdania, że maszyny też mają uczucia. {No kurwa, ta hipokryzja powoli sięga zenitu. Ciemiężyciel mówiący ofierze o byciu silnym. Policjant z gwałtem i kradzieżą na koncie. Koleś wypalający papierosy na rękach androida, którego uważa za czującą osobę.} //Nie zapominajmy o usłużnym defekcie.//
<big brother nod GIF by Big Brother After Dark>
Szkoda, że o tym zapomniał...
Wróciłam do salonu, drżąc ze strachu. To był ten moment.
- Przynieś mi jeszcze jedno piwo, miernoto - warknął, przy czym machnął na mnie ręką. {On ma jakieś nienormalne huśtawki nastroju. Tylko tak mogę to wyjaśnić. Ale skoro nigdzie potem nie ma o tym ani słowa, to uznam, że autorka właśnie zmarnowała okazję na dobrze rozwinięty wątek psychologiczny.}
- Wydaje mi się, że już Ci <Ludzie nadal listy piszo...> wystarczy, Andy. Rano będziesz się źle czuł - Powiedziałam cicho czując, jak głos załamuje mi się z każdym kolejnym słowem.
- Dlatego jesteś tutaj po to, żeby sprawić, abym nie czuł się źle. A teraz przynieś mi to pieprzone piwo. Nie będę się powtarzać dwa<*trzy :3 > razy.
Coś w środku mnie podpowiadało mi, że to czas, żeby wykonać odwrót i uciec jak najdalej od tego toksycznego człowieka. //About time.// Tylko szkoda, że to "coś" podpowiadało mi to samo za każdym razem, kiedy działo się coś takiego...
- Faye, mówiłem coś. Albo mi przyniesieś //Psinoś juś, bo się źdenerwuję!// to pierdolone piwo albo nie ręczę za siebie... <Czyli jednak powtórzył trzeci raz. Kuamca.>
Wyciągnęłam kolejne piwo z lodówki, po czym zaniosłam je Andy'emu.
- No, zuch dziewczyna... - powiedział, odbierając ode mnie butelkę.
- Naprawdę ci już wystarczy, Andy... - Powiedziałam po chwili przyglądania się mojemu właścicielowi, jak zalewa smutki w alkoholu.
- Bo co mi zrobisz? - mężczyzna zerwał się z fotelu, po czym podszedł niebezpiecznie blisko mnie. - Co mi kurwa zrobisz? Jesteś nikim.
- Zadzwonię po policję - Powiedziałam, po czym na mojej skroni zaświeciła żółta dioda, oznaczająca, że numer na policję już jest wybrany.
- Jasne, zadzwoń. Ciekawe, co im powiesz. Że co? Że cię biję? Grożę? Wyzywam? Oni mi nic nie zrobią, gorzej będzie z tobą, moja droga - powiedział Andy, z każdym kolejnym słowem zbliżając się do mnie.
- Zadzwoń, a sprzedam ci kulkę prosto między oczy, capisce? <Non. Io non capisco. Da quando parli italiano?> - powiedział zniżając ton głosu. {PO CO TEN ENTER? Mam wrażenie, jakby to był nadal dialog, a nie wypowiedź jednego bohatera!} Bałam się jeszcze bardziej. Zaczęłam się pomału wycofywać.
- Nie dajesz mi innego wyboru, Andy - Powiedziałam, po czym wykonałam numer na policję.
- Tu Detroit City Police Department. Proszę powiedzieć, co się stało.
- Tu android Andy'ego Frick'a. Mój właściciel się upił i zagraża innym - sama nie wiem, co mówiłam. Byłam pod ogromną presją. {Dlatego nie podałam policji adresu, który mógłby im zdecydowanie ułatwić zlokalizowanie niebezpieczeństwa.} <Ale dostali nazwisko, nie? To taki rebus do rozwiązania.>
- Ty pieprzona suko! Rzuć słuchawkę, teraz - krzyknął Andy. Krzyknęłam z przerażenia, po czym ruszyłam do łazienki i zamknęłam się tam.
- Faye, otwórz te pieprzone drzwi! - krzyczał zza nich Andy, próbując się do mnie dostać. Policja wciąż była na linii, domagając się wyjaśnień, lecz ja zakończyłam to połączenie. //Nie podając adresu i nie relacjonując rozwoju wydarzeń. Wezwanie policji powinno być oskryptowaną czynnością, niezależną od emocji.//
- Oj, zobaczysz. Niech tylko tutaj przyjadą te psy. Wtedy wszyscy się o tobie dowiedzą. Wszyscy! Że jesteś jebanym defektem i nie powinnaś w ogóle istnieć! - krzyczał z zewnątrz zdenerwowany Andy, doprowadzając mnie tym samym do łez. //Stop. Faye mówi o „czymś”, Które radzi jej uciekać. Inni defekci też czuli to „coś”, i właśnie to pchnęło ich do złamania programu. Skoro Faye już jest defektem, to ma tę fazę za sobą. Przebicie symbolicznej ściany kodu nie jest kwestią długotrwałego znęcania, jak sugeruje opo, tylko nagłego, traumatycznego wydarzenia, takiego jakie ma miejsce teraz. Autorka nie zdaje sobie z tego sprawy i myśli, że stawanie się defektem to proces wywołany złym traktowaniem. Nad Markusem nikt się nie znęcał! Poważnie, wystarczy obejrzeć let’s play, żeby wiedzieć jak to działa!// <A mnie z kolei zastanawia czym tak konkretnie płacze android podatny na zranienia, a nie uszkodzenia. Jest w to zamieszane tyrium? Woda z solą i białkami? I czemu mam wrażenie, że ałtorka nie wzięła nawet pod uwagę podobnych rozmyślań?>
Po kilku minutach sytuacja w domu ucichła. Słyszałam kroki, które dochodziły od drzwi. Boże, mam nadzieję, że będę miała szansę uciec. To moja jedyna okazja!
Wyszłam ostrożnie z łazienki, lecz zostałam zaskoczona. Mój właściciel uderzył mnie z butelki {*butelką. Nie bije się “z czegoś” tylko “czymś”.} po piwie w głowę.
Na podłodze widziałam plamę Thirium {*TYRIUM. TO MA SPOLSZCZENIE, DO JASNEJ...} //ONA SIĘ TU DEVIANTUJE I BLEEDINGUJE THIRIUMEM! NIE ZNASZ SIĘ!//, czyli niebieskiej krwi, jaką posiadały androidy. //Znowu stop. Kto według autorki czyta fanfiki? Bo według mnie osoby, które znają się na danym uniwersum i szukają czegoś więcej niż to, co mają do zaoferowania kanoniczne źródła. Po co więc tłumaczyć im elementy tego uniwersum? Jeśli trafi tu ktoś nowy do DBH, powinien dojść do wniosku, że nic nie rozumie i zapoznać się z głównymi wątkami gry, a dopiero potem dać nura w internet. Nie ma sensu uwzględniać informacji dla normików!// Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. Jednak po kilku minutach wstałam z ziemi i przyglądałam się pijanemu Andy'emu, który trzyma w ręku strzelbę. <Czyyyyliiiii...? Andy przez kilka minut stał nad naszym płateczkiem, dysząc wściekle i dopiero kiedy zobaczył, że Faye wstaje, pobiegł po strzelbę? A Faye zadała sobie trud podniesienia się tylko po to, by poprzyglądać się uzbrojonemu, pijanemu i na dodatek zdenerwowanemu właścicielowi? ... Aha.>
- Teraz mi już nie uciekniesz. A gdy psy tutaj przyjadą... Powiem im, że zabiłem cię w obronie własnej - powiedział, po czym wycelował strzelbą we mnie. Odblokował ją<,> gdy miał oddać strzał, coś mnie ugryzło, żeby spróbować go powstrzymać. {Proszę, podziel to zdanie. Po “ją” pięknie wyglądałaby kropka.} Owszem, powstrzymałam go, ale tym samym zabijając mojego właściciela. //Nadziałaś go na rękojeść? Jakoś nie mogę tego sobie wyobrazić. Strzelba jest dość długa, nie da się jej obrócić w rękach jak pistoletu.//
Krew była wszędzie. P<o>krywała dębowe panele, przesiąkając przez nie. Była na moich dłoniach, które drżały jak u epilepytka. //Moje ulubione słowo tygodnia. Rzekłbym nawet: W pytkę!// Andy... On... Nabój przebił go na wylot, zostawiając tylko wielką dziurę w jego ciele. {Poprawka: śrut. Nie nabój. Strzelby są tak silne ponieważ strzelają właśnie śrutem, czyli masą drobnych ołowianych kul. Sam nabój to tylko łuska nimi wypełniona.} <Podsumujmy: Faye jakimś cudem udało się wyrwać facetowi strzelbę i przypadkowo wypalić w jego kierunku, zabijając go na miejscu... Albo to albo:
>
Boże, co ja zrobiłam?!
Poważnie, ze wszystkich postaci tylko Carl przychodzi mi do głowy. No i może Hank. Żaden android nie wezwał Boga. Ever.//
__________________________________________

- Faye? Faye, dziewczyno, jesteś z nami?
{Wnioskuję, że z jakiegoś powodu ją włączyli. Na jaką, kurna, cholerę ją z powrotem włączyli, zamiast wysondować jej pamięć? Tyle nonsensu, a to dopiero początek...}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz